Nic nie zastąpi mocnej, czarnej kreski na powiece. Nie tylko świetnie podkreśla spojrzenie, ale jest też niezwykle seksowna i pasuje właściwie na każdą okoliczność. Kiedyś nie wyobrażałam sobie makijażu bez czarnej krechy, i choć dziś już nie jestem od niej uzależniona, w dalszym ciągu ją doceniam i uwielbiam. Wiele już eyelinerów używałam, jedne były totalnym rozczarowaniem, innym niewiele brakowało do ideału. Dziś opowiem Wam o stosunkowo nowym produkcie marki KOBO Professional - Perfect Gel Eyeliner.
Od kiedy marka Essence wycofała ze sklepów kultowy masełkowy liner w żelu, brakowało właściwie w drogeriach tanich i dobrych kosmetyków tego typu. Owszem, nietrudno już teraz znaleźć porządny eyeliner w pisaku czy kałamarzu, ale żelowych dalej jest za mało. Gdy zobaczyłam w zapowiedziach, że marka KOBO wypuszcza w końcu takie cacko, byłam zachwycona. W końcu jakaś alternatywa dla żelowego linera z Maybelline i to jeszcze sporo tańsza! Produkt ten bowiem kosztuje jedynie 17,99 zł (za 6 gram produktu!), a do tego bardzo często można spotkać go na promocjach (oczywiście dostać go można tylko w Drogeriach Natura). W tej chwili liner jest dostępny w jednej wersji kolorystycznej - w kolorze czarnym.
Jednak czy aby na pewno jest to kosmetyk wart grzechu? Od razu mówię - niestety nie jest idealny i na moich trudnych powiekach nie spisuje się w 100%. Czy jestem zawiedziona? Niekoniecznie. Eyeliner jest zamknięty w małym i naprawdę lekkim, plastikowym słoiczku. Fajnie, że zabezpieczony jest w środku dodatkowo folią, dzięki której wiemy, że nikt nie maczał w nim palców ;)) i że mamy do czynienia z nowym i świeżym produktem. Design - klasyczny, czysty i cieszący oko, ja taki lubię, uważam, że lepiej pójść w prostotę niż napaćkać byle co.
Liner ma dziwną konsystencję - to coś w rodzaju masełka, trochę przypomina dawne linery z Essence, ale ten jest nieco mniej "mokry" choć równie puszysty. Zauważyłam, że na szczęście "rozdziabdziany" produkt nie zasycha tak dziko jak to było w przypadku Essence. Pigmentacja jest w porządku, ale mam wrażenie, że liner nie kryje przy pierwszym pociągnięciu idealnie - trzeba kreskę nico poprawić, by nie było prześwitów. Nie rozkłada się też idealnie, "zacina" się jakby na nierównościach skóry. Duży plus za kolor - czerń jest naprawdę czarna, głęboka i mocna! Liner ma matowe wykończenie, bez grama połysku. Całkiem szybko zastyga, ale na szczęście nie tak błyskawicznie, żeby nie dało się kreski poprawić - można też robić to po zastygnięciu, bo liner się nie ściera i nie kruszy.
Co do trwałości tu jest nieźle, ale z małym zastrzeżeniem. Faktycznie, świetną sprawą jest tutaj to, że eyeliner nie odbija się (nie kseruje) oraz nie rozmazuje. Nie straszne mu nawet drobne łzy czy deszcz. Jednak po paru długich godzinach niestety potrafi się kruszyć - właściwie głównie w miejscach, gdzie skóra przez cały czas pracuje, czyli w zewnętrznych kącikach. Jak wspominałam, mam trudną budowę oka, a do tego jeszcze przetłuszczające się powieki - dlatego doceniam fakt nierozmazywania, ale kruszenia i "dziur" w kresce też nie lubię. Dlatego na pewno liner sprawdzi się najlepiej u posiadaczek tłustych powiek, ale nie opadających - inaczej przewiduję problemy podobne do moich. Ze zmywaniem tego produktu nie ma na szczęście większych problemów, nie zrobimy sobie brudnej pandy i nie trzeba mocno trzeć skóry, żeby pozbyć się nadmiaru pigmentu.
U mnie ten liner sprawdza się więc średnio - z jednej strony lubię taką formę, bo fajnie nadaje się też do podbijania cieni, łatwo zrobić za pomocą takiego linera rozmytą kreskę itd., ale niestety, choć podkreślanie nierówności skóry mogę mu wybaczyć, tak tego kruszenia niekoniecznie. Tym bardziej, że jest wyjątkowo mocno zauważalne. A Wy zaś, sami oceńcie czy ten produkt jest dla Was ;)
Znacie ten eyeliner? Jak się u Was spisuje? Jakie są Wasze ulubione żelowe linery?
Od kiedy marka Essence wycofała ze sklepów kultowy masełkowy liner w żelu, brakowało właściwie w drogeriach tanich i dobrych kosmetyków tego typu. Owszem, nietrudno już teraz znaleźć porządny eyeliner w pisaku czy kałamarzu, ale żelowych dalej jest za mało. Gdy zobaczyłam w zapowiedziach, że marka KOBO wypuszcza w końcu takie cacko, byłam zachwycona. W końcu jakaś alternatywa dla żelowego linera z Maybelline i to jeszcze sporo tańsza! Produkt ten bowiem kosztuje jedynie 17,99 zł (za 6 gram produktu!), a do tego bardzo często można spotkać go na promocjach (oczywiście dostać go można tylko w Drogeriach Natura). W tej chwili liner jest dostępny w jednej wersji kolorystycznej - w kolorze czarnym.
Jednak czy aby na pewno jest to kosmetyk wart grzechu? Od razu mówię - niestety nie jest idealny i na moich trudnych powiekach nie spisuje się w 100%. Czy jestem zawiedziona? Niekoniecznie. Eyeliner jest zamknięty w małym i naprawdę lekkim, plastikowym słoiczku. Fajnie, że zabezpieczony jest w środku dodatkowo folią, dzięki której wiemy, że nikt nie maczał w nim palców ;)) i że mamy do czynienia z nowym i świeżym produktem. Design - klasyczny, czysty i cieszący oko, ja taki lubię, uważam, że lepiej pójść w prostotę niż napaćkać byle co.
Liner ma dziwną konsystencję - to coś w rodzaju masełka, trochę przypomina dawne linery z Essence, ale ten jest nieco mniej "mokry" choć równie puszysty. Zauważyłam, że na szczęście "rozdziabdziany" produkt nie zasycha tak dziko jak to było w przypadku Essence. Pigmentacja jest w porządku, ale mam wrażenie, że liner nie kryje przy pierwszym pociągnięciu idealnie - trzeba kreskę nico poprawić, by nie było prześwitów. Nie rozkłada się też idealnie, "zacina" się jakby na nierównościach skóry. Duży plus za kolor - czerń jest naprawdę czarna, głęboka i mocna! Liner ma matowe wykończenie, bez grama połysku. Całkiem szybko zastyga, ale na szczęście nie tak błyskawicznie, żeby nie dało się kreski poprawić - można też robić to po zastygnięciu, bo liner się nie ściera i nie kruszy.
Co do trwałości tu jest nieźle, ale z małym zastrzeżeniem. Faktycznie, świetną sprawą jest tutaj to, że eyeliner nie odbija się (nie kseruje) oraz nie rozmazuje. Nie straszne mu nawet drobne łzy czy deszcz. Jednak po paru długich godzinach niestety potrafi się kruszyć - właściwie głównie w miejscach, gdzie skóra przez cały czas pracuje, czyli w zewnętrznych kącikach. Jak wspominałam, mam trudną budowę oka, a do tego jeszcze przetłuszczające się powieki - dlatego doceniam fakt nierozmazywania, ale kruszenia i "dziur" w kresce też nie lubię. Dlatego na pewno liner sprawdzi się najlepiej u posiadaczek tłustych powiek, ale nie opadających - inaczej przewiduję problemy podobne do moich. Ze zmywaniem tego produktu nie ma na szczęście większych problemów, nie zrobimy sobie brudnej pandy i nie trzeba mocno trzeć skóry, żeby pozbyć się nadmiaru pigmentu.
U mnie ten liner sprawdza się więc średnio - z jednej strony lubię taką formę, bo fajnie nadaje się też do podbijania cieni, łatwo zrobić za pomocą takiego linera rozmytą kreskę itd., ale niestety, choć podkreślanie nierówności skóry mogę mu wybaczyć, tak tego kruszenia niekoniecznie. Tym bardziej, że jest wyjątkowo mocno zauważalne. A Wy zaś, sami oceńcie czy ten produkt jest dla Was ;)
Znacie ten eyeliner? Jak się u Was spisuje? Jakie są Wasze ulubione żelowe linery?