Nie jest tajemnicą, że lubimy otaczać się starymi
przedmiotami z duszą. Czas jednak zdradzić Wam inną tajemnicę. Fascynują nas
nowe technologie. Wreszcie mamy możliwość i przede wszystkim potrzebę, aby
niektóre z nich wdrożyć. Nasz dom dzięki temu stał się wygodny, oszczędny w
eksploatacji i ekologiczny. Wiem, że słowo „ekologia” jest już dosyć wyświechtane, ale ja naprawdę
uległam tej magii. Chcę być eko, chcę korzystać z możliwości jakie daje nam
współczesna cywilizacja, jeżeli wpłynie to na jakość naszego życia i oczywiście
na wysokość rachunków. W znaczeniu „niskość” :-)
We wpisach sprzed kilku miesięcy wspominałam Wam o
koszmarnym piecu c.o, jaki zastaliśmy przejmując obiekt. Był to twór, który
ział ogniem niczym smok wawelski, a karmił się gazem. Jak go włączaliśmy, by
wyprodukować ciepłą wodę, licznik gazu tak wirował, że była obawa, iż odleci.
Pierwszą naszą inwestycją było zrobienie na nowo kotłowni. Z
tej racji, że na posesję jest dociągnięty gazociąg, a inne formy ogrzewania
wymagałyby zbyt dużych inwestycji, postanowiliśmy przy ogrzewaniu gazowym
pozostać. Wybraliśmy nowoczesny piec gazowy kondensacyjny Viessmanna. Był to
spory wydatek, ale liczymy na spore oszczędności na rachunkach. Piec
kondensacyjny wykorzystuje w maksymalny sposób nie tylko paliwo, ale również skraplanie
pary wodnej, dlatego, może niezbyt poprawnie logicznie, ale w sposób działający
na wyobraźnię, mówi się, że takie piece mają ponad 100 proc wydajności.
Wspomniałam też wcześniej, że na posesji zastaliśmy
zniszczone, zapadnięte i cieknące szambo. Konstrukcja betonowa powinna
wytrzymać wieki, ale widocznie jego twórca spartaczył robotę. Długo myśleliśmy,
jak rozwiązać ten śmierdzący problem. Nie mogliśmy przecież pozwolić, by
nieczystości wylewały się na drogę, jak to miało miejsce podczas użytkowania go
przez poprzednich mieszkańców. Tuż po przeprowadzce wysłuchałam wiadomości od
mieszkańców wsi, że jak we dworku byli goście, szambo płynęło środkiem drogi.
Cała wieś nie tylko widziała, ale przede wszystkim czuła hotelowych gości. To
są rzeczy absolutnie niedopuszczalne. Drugą zatem większą inwestycją było
zrobienie szamba na nowo. Po długich rozmyślaniach postanowiliśmy nie
odbudowywać starego szamba, tylko postawić oczyszczalnię ścieków. Nasz wybór
znów padł na nowoczesną, ale również niestety bardzo kosztowną, biologiczną
oczyszczalnię BioDisc. Wysoką cenę również ma zamortyzować niski koszt jej
eksploatacji. BioDisc jest przystosowany do zróżnicowanego zrzutu ścieków, co
ma dla nas duże znaczenie. Dziś we dworku przebywamy tylko we dwójkę, ale w
przyszłości może użytkować go nawet 20 osób. Turbiny dysku zasiedlone są
bakteriami, które rozkładają nieczystości. System komór daje pewność, że z
oczyszczalni wypływa czysta woda.
„Rybki możecie sobie hodować w basenie”-
rzekł wykonawca.
Lekko się wzdrygnęłam. Oczyszczalnia ma wszystkie ekologiczne
atesty i rzeczywiście, można tę wodę wykorzystywać, jak zupełnie czystą.
Jednak sama świadomość, że to jest woda z naszych ścieków, raczej nie zachęca
do hodowli ryb, chyba że ozdobnych. Wiem, że woda z wodociągu, którą używamy do
picia, pochodzi z równie zanieczyszczonych cieków wodnych, ale czego oczy nie
widzą…
Naszą największą inwestycją i spełnieniem marzenia są panele
fotowoltaiczne. O pozyskiwaniu własnej energii ze słońca myśleliśmy od
kilkunastu lat. Początkowo miały to być solary, ale nigdy nie było nas na nie
stać. Lata mijały, technologia poszła do przodu, pojawiła się fotowoltaika.
Czas też jakby zaczął sprzyjać tej inwestycji. Aby mieć jak najmniejsze w
przyszłości rachunki za prąd, lub nie mieć ich wcale i nawet sprzedawać
nadwyżkę do sieci, postawiliśmy panele o maksymalnej mocy, na jaką mogliśmy
pozyskać kredyt.
10 kilowatów to moc naszej małej elektrowni. Dla porównania
gospodarstwo domowe zużywa co miesiąc ok. 150 kWh prądu. Nasze gospodarstwo jest
duże i będą momenty, kiedy ta wartość będzie znacznie większa. Mimo wszystko
żywię nadzieję, że nie przekroczy ona wydajności naszej elektrowni i pozyskamy ze sprzedaży
energii do sieci fundusze na pokrycie kosztów ogrzewania gazowego.
Niestety, nowoczesność jest cenna. Własna elektrownia to tak
kosztowna inwestycja, że musieliśmy się zadłużyć. Liczymy jednak, że w
przyszłości rachunek ekonomiczny będzie po naszej stronie. Wszak ludowe
przysłowie i wszelkie święte księgi rzeczą, iż aby wyjąć, trzeba najpierw włożyć.
I tego się trzymamy!