Stało się to już chyba tradycją, że kiedy tylko pogoda
sprzyja, zamiast siedzieć w święta za suto zastawionym stołem, ruszamy w teren
w poszukiwaniu śladów dawnego osadnictwa. Dwa lata temu (byłam pewna, że miało
to miejsce w zeszłym roku, ale ludzka pamięć jest zawodna) prezentowałam Wam
słowiańskie grodziska na Pogórzu Izerskim. W nowym miejscu też w pierwszej
kolejności rozejrzeliśmy się za tymi dawnymi siedzibami naszych przodków.
Na pierwszy rzut oka zdaje się, że tutejsi przodkowie wydają
się być genetycznie bliżsi, niż ci spod niemieckiej granicy. Może to być bardzo
mylące. Na każdym kroku spotykamy tutaj ślady dawnego saksońskiego osadnictwa.
Istnieje bardzo poważne przypuszczenie, że tutejsza małopolska gałąź rodu
Gryfitów, posiadająca w tej okolicy do XIII wieku bardzo znaczne majątki, jest
genetycznie spokrewniona z Gryfitami Śląskimi. Pisałam o tym szerzej tutaj.
Kiedy kilka dni przed świętami zobaczyliśmy prognozy pogody
wieszczące ciepłe i słonecznie dni, postanowiliśmy ruszyć na poszukiwania tutejszych
grodzisk. Jedno z nich, w Poznachowicach Górnych mieliśmy już zaliczone, ale na
mapach w najbliższej okolicy zaznaczono ich więcej.
Wybraliśmy dwa najbliższe nam stanowiska -Chrostową i
Sobolów. Posiłkowaliśmy się nie tylko mapą, ale i geoportalem, gdyż po
Internecie krążyły słuchy, że Koci Zamek w Sobolowie jest źle zaznaczony, co
okazało się prawdą. Bez pomocy geoportalu, gdzie po usunięciu widoku roślinności
rzeźba terenu widoczna jest jak na dłoni, a grodziska same wskakują na monitor,
szukalibyśmy tego Kociego Zamku po dziś dzień.
Oba stanowiska, które zaklasyfikowano, jako grodziska, były
położonymi na stromych wzniesieniach wieżami mieszkalno-obronnymi, tzw.
donżonami, lub rezyencjami typu motte, których genezy należy doszukiwać się w IX wieku we Francji.
Na temat pozostałości wieży w Chrostowej znalazłam kilka informacji
w książce „Leksykon zamków w Polsce” (praca zbiorowa pod red. nauk. L.Kajzera,
Arkady 2004 r). W tym wypadku określenie "zamek" wydaje się być nieco na wyrost. Wykopaliska
archeologiczne ujawniły w tym miejscu fundamenty kamiennej budowli na planie
kwadratu o boku długości 7,5 m i
grubości murów ok 2 m. Wieża ta, stojąca na cyplu o wymiarach 20 x 28 m,
otoczona była suchą fosą i ziemnym wałem. Ślady po fosie widoczne są po dzień
dzisiejszy.
A co na temat Chrostowej wzmiankują źródła? Otóż pierwsza informacja
o tym miejscu pojawia się ok. roku 1404, a założenie określane jest jako "fortalicium Camyk". Należy tu nadmienić, że słowo Kamyk zachowało się po dziś
dzień w nazwie wsi tuż obok Chrostowej. Miejsce to należało do rozległych majątków
rodu Półkoziców. Straciło na znaczeniu w połowie XVI wieku. Tyle mówią nam
źródła pisane i archeologiczne. Aby dopowiedzieć sobie całą resztę, udaliśmy się
w okolice Chrostowej i Kamyka, aby na własne oczy zobaczyć, co też tam się tak naprawdę
znajduje. To co zobaczyliśmy nie rozczarowało nas. Grodzisko było bardzo
wyraźne, a o jego obronnej funkcji mógł chociażby świadczyć fakt, że nie wiadomo
było, z której strony się do niego dobrać. Szczęście to wielkie, że drzewa były
pozbawione liści, zatem cel, choć odległy i trudny do zdobycia, był widoczny.
Dobrze też, że było sucho. Ruszyliśmy pod niezwykle stromą górkę, na przełaj,
używając do wspinaczki również kończyn górnych. Gdyby tego dnia było choć
trochę wilgoci, celu byśmy zapewne nie osiągnęli. Pod nogami leżały tony liści,
które nawet suche były śliskie. Ciesząc się z przezorności, którą się wykazaliśmy
zakładając na siebie turystyczny, mało świąteczny strój, osiągnęliśmy szczyt.
To było naprawdę wspaniałe miejsce na wzniesienie budowli
obronno-mieszkalnej. Ze szczytu stromej górki rozciągał się widok na całą daleką
okolicę. Mając taką lokalizację rycerz doskonale widział podchodzących zbyt
blisko jego siedziby proszonych i nieproszonych gości.
Rekonstrukcja fortalicji Kamyk. Żródło: bochenskiedzieje.pl
Zrobiłam kilka fotek i postanowiliśmy udać się na widoczny z
górki następny szczyt, gdzie miał znajdować się obiekt znany pod nazwą Koci
Zamek.
Niestety, o Kocim Zamku w Sobolowie niewiele jest wiadomo.
Pomimo nazwy „zamek” nie widnieje on w popularnych leksykonach zamków. Naszym
zdaniem obiekt ten jest źle zbadany, gdyż według dostępnych w Internecie
skąpych informacji, nie doszukano się ponoć śladów kamiennej budowli. Na tej
postawie wysnuto wniosek, że na cyplu, położonym, jak w poprzednim przypadku, na
stromym wzniesieniu, o wymiarach 19 x 15, otoczonym rowem i wałem, stała niegdyś
drewniana wieża. Datuje się to stanowisko na II poł XIII wieku. Nie wiem, kto i
w jaki sposób badał to stanowisko, ale już po 5 minutach pobytu na cyplu, Chłop
zauważył regularny, kamienny, wzniesiony ręką człowieka fragment ściany.
Stanowisko to jest częściowo zniszczone, ponieważ mieszkańcy w przeszłości traktowali
to miejsce, jako kamieniołom. Dzięki temu widać całkiem dobrze przekrój przez
majdan, a pod nogami walają się skorupy średniowiecznych garnków. Jaki z tego
wynika wniosek? Na górze zwanej Koci Zamek (sama nazwa powinna dać do myślenia)
stała wieża, która najpewniej również była murowana, lub posiadała murowany fundament.
Oto plan wykonany na postawie wykopalisk (źródło: bochenskiedzieje.pl). Kamienny mur, widoczny dziś jak na dłoni, znajduje się mniej więcej po wewnętrznej stronie zaznaczonego kamieniołomu. Wieża mieszkalna została usytuowana na majdanie w taki sam sposób, jak w fortalicji Kamyk. Czemu nie była znaleziona w momencie badań? Być może wydobycie kamienia poczas istnienia kamieniołomu nie sięgnęło tego miejsca, a archeolodzy z niewiadomych powodów nie znaleźli resztek kamiennej budowli.
Dwa „rasowe” grodziska zaliczone w jednym dniu wydały się nam
satysfakcjonujące. Wspinaczka wzmogła uczucie głodu, lecz zanim skierowaliśmy
się do domu, postanowiliśmy odwiedzić dwa zaznaczone na mapie cmentarze z
okresu I wojny św.
Na Dolnym Śląsku cmentarze z tego okresu są w dużej liczbie zaniebane i zdewastowane (choć zdarzają się nieliczne wyjątki),
czasem trudno odszukać je w zaroślach. Wiadomo, niemieckie, obce kulturowo,
wrogie. Tutaj sprawy mają się chyba zupełnie inaczej. Ze zdumieniem ujrzeliśmy
we wsi Zonia ślicznie utrzymany cmentarz, z kwiatami, wstążkami i lampionami, a
na tabliczkach widniały austriackie i rosyjskie nazwiska.
Po stronie lewej
złożono rosyjskich żołnierzy, po prawej austriackich. O wszystkich tak samo
zadbano. Mogliśmy się spodziewać podobnego widoku zdewastowanych nagrobków, jak
na Dolnym Śląsku, wszak przecież byli to zaborcy. Jednak na tych ziemiach nie
było wymiany ludności. Zaborcy, czy nie, mieszkańcy byli tak samo zaangażowani
w tę wojnę. Potomkowie walczących ramię w ramię z poległymi opiekują się tymi
grobami do dziś. Przynajmniej ja tak sobie to tłumaczę. Jeżeli ktoś z
czytelników jest bardziej obeznany z tym tematem, proszę o komentarz tutaj, lub
na adres e-mail.
Cmentarz w Sobolowie, po tym wspaniale utrzymanym w Zoni,
nieco nas rozczarował, ponieważ nagrobki z czasów I wojny zostały pozbawione
tablic, a w dawnej wydzielonej dla żołnierzy kwaterze już po II wojnie św. zaczęto
chować zmarłych mieszkańców wsi. Trwa to do dziś. Krzyże z czasów I wojny są ledwo
zauważalne pomiędzy współczesnymi bogatymi nagrobkami. Ale są obecne i to jest
bardzo pozytywne.
A jak i gdzie spędziliśmy drugi dzień świąt? O tym napiszę na blogu w następnym wpisie.