Z przyjemnością oglądam programy produkcji brytyjskiej, czy
francuskiej, gdzie prezentowane są przepiękne, malownicze, prowincjonalne
miasteczka i wsie. Te miejsca zachowały swój historyczny charakter dzięki
programowi ochrony zabytków stworzonemu przez mądrze zarządzające państwo. Owszem, wiąże się to z pewnymi
niedogodnościami dla właściciela zabytku, lecz korzyści przewyższają owe
przeszkody. W naszym kraju jest odwrotnie. Właściciel zabytku ma same kłopoty,
nie ma żadnych korzyści. Póki zabytek niszczeje, nikt się nim nie interesuje.
Jeżeli jednak ktoś podejmie się remontu, napotka takie przeszkody ze
strony urzędników, że natychmiast odechciewa mu się robić cokolwiek. Na placu
boju zostaje jedynie wąskie grono pasjonatów, które wbrew wszelkiej logice i z
narażeniem interesów własnych, ratuje te nieliczne już perełki. Jest to jeden z
wielu powodów, dlaczego w Polsce nie widzimy i nie zobaczymy takich przepięknych,
malowniczych prowincji. To przykre, że właścicielowi bardziej opłaca się rozebrać
starą chałupę i wybudować na jej miejscu bezstylowy klocek, niż wyremontować
starą, lub chociaż nawiązać do niej stylem przy wznoszeniu nowego domu. Przyczyny takiego stanu
rzeczy są różne, często zależą od regionu kraju, ale może napiszę o tym przy
innej okazji.
We wspomnianych brytyjskich programach w oczy rzuciła mi się
pewna prawidłowość. Jeżeli wieś, czy małe miasteczko dysponuje spektakularnym
zabytkiem, takim, jak pałac, czy zamek, cała społeczność włącza się w życie
dookoła tego miejsca. Powstają sklepiki z pamiątkami, restauracje, organizowane
są festyny, rekonstrukcje historycznych wydarzeń. W Polsce ten trend jest szczątkowy
i dotyczy tylko zabytków o randzie narodowej. Nie ma mowy, aby społeczność w
małych miejscowościach integrowała się wokół lokalnych zabytków.
Z tej oto przyczyny nigdy nie liczyłam na to, że ktoś zechce
włączyć się w nasze życie skoncentrowane teraz już w 100 procentach na dworku i
wszelkich sprawach jego. Nie wyobrażacie sobie, z jakim entuzjazmem powitałam pomysły
moich dwóch sąsiadek Moniki i Oli, na stworzenie ciekawej oferty dla turystów odwiedzających
Muzeum Dwór Feillów.
Kiedy przeprowadziliśmy się na Wolę Zręczycką, sąsiadka od
lewej –Monika tłoczyła (i nadal tłoczy) na
zimno, metodą rzemieślniczą, wspaniałe, zdrowe i pyszne oleje. Zapraszam na jej profil na fb:
Z
tych olejów zaczęły z czasem powstawać naturalne, domowe mydła robione z
najlepszych składników. Monika nie tylko zasiliła w mydła moich pierwszych
gości, ale zaproponowała ofertę poprowadzenia warsztatów mydlarskich dla zainteresowanych
aktywnym wypoczynkiem turystów. I tym sposobem możemy wzbogacić ofertę
turystyczną oferując gościom nie tylko wypoczynek w stylowo urządzonych
pokojach, ale również zestaw warsztatów tematycznych. Monika poprowadzi
warsztaty mydlarskie i zielarskie.
Moja sąsiadka po prawej-Ola (na stronie możecie zobaczyć wszelkie przejawy jej talentów Portrety-Kraków), dała się Wam już poznać jako
upiększająca pokoje gościnne w malarstwo iluzjonistyczne. Najważniejszą jednak
rzeczą, którą dla nas robi, jest profesjonalna renowacja obrazów. Ola zgodziła się poprowadzić warsztaty
artystyczne. Pełna oferta warsztatów, z których można skorzystać w Dworze Feillów znajduje się tutaj:
W związku z tym, że jest już prawie zima, a co za tym idzie,
jest zimno i nie możemy sobie pozwolić na ogrzewanie całego dworku,
ustaliliśmy, że obiekt dla klientów indywidualnych otwarty jest sezonowo od
maja do września włącznie. Od października do marca przyjmujemy jedynie grupy
od 6 do 12 osób. Tylko wtedy jesteśmy w stanie ekonomicznie uzasadnić włączenie
ogrzewania gazowego na cały obiekt.
Czas do wiosny szybko nam zleci, gdyż dzięki Monice zarówno,
ja jak i Ola zaraziłyśmy się produkcją domowych mydeł. Cóż, pierwsze warsztaty próbne
trzeba było wykonać i są „śliskie” tego efekty. Dla ewentualnych
zainteresowanych warsztatami mydlarskimi jest to dowód, że się da w ciągu
jednego dnia zgromadzić wiedzę i wykorzystać ją do produkcji domowych mydeł.
Moje pierwsze mydło, oparte w głownej mierze na maśle klarowanym, wyszło prawie idealne. No, może prócz tego, że przy krojeniu kompletnie się pokruszyło :-)
Przetopiłam mydełko dodając na rozluźnienie sporo miodu i wyciągnęłam stosowne wnioski.
Następne mydła były i są robione z zachowaniem największej dbałości, jeśli chodzi o receptury, które ustalam na podstawie kalkulatora. Pozwala mi to uzyskać idealne własciwości myjące, pielęgnujące, komfortową pienistość oraz prawidłową twardość. Testuję różne receptury, aby na wiosnę goście mogli nabywać tylko najlepsze produkty.
Mydło z dodatkiem naturalnego olejku eterycznego o zapachu cedru.
mydełko waniliowe z dodatkiem wiórów mydła kawowego
Mydło kawowe, tuż po pokrojeniu. Z kawałkami mydła miodowo-maślanego
Mydło rozmarynowe. Kupiłam kiedyś takie za ciężkie eurówki na targu w Nicei. Marzeniem moim było odtworzyć recepturę. Jednak mydła rzemieśnicze mają to do siebie, że zawsze wychodzą inne. Ale i tak jest wspaniałe. Dodatki to naturalny olejek eteryczny rozmarynowy, suszony rozmaryn oraz mleko. Barwnik to naturalna, mineralna ultramaryna. Uwielbiam to mydło!
Lazurowe Wybrzeże oraz mydło kawowe, zwane Mała Czarna, na pewno będzie w naszej stałej ofercie.
Dobrze Anetko,że masz takie Sąsiadki :)Dzięki Nim ujawnił się Twój kolejny talent-śliski,ale jak pachnący-wyobrażam sobie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Tak, wygląd na żywo i zapach... tego nie da się ogarnąć na odległość :-) Dziękujemy i również pozdrawiamy ciepło.
UsuńMydła wyglądają pięknie i tak apetycznie, że chciałoby się je przynajmniej nadgryzć.
OdpowiedzUsuńChyba odnalezliście się tam na dobre:)
Jest to próba charakteru dla Chłopa- mojego ciasteczkowego potwora. Jak zrobiłam drugie mydło, które pachniało i wyglądało, jak chałwa, orzekł, że jestem sadystką i natychmiast kupił sobie prawdziwą, wielką chałwę. Kolejne moje mydła kwituje zdaniem: jak możesz! I prorokuje, że ktoś w końcu sięgnie po to i zeżre :-) Myślę jednak, że te mydła lepiej pachną, niż smakują :-)
UsuńToż i miałam zapytać, czy ktoś nie pomylił się, i nie zjadł zamiast bloku czekoladowego, albo białej czekolady; bardzo smakowicie wyglądają, choć to mydło, a nie słodkości.
UsuńMydła wyglądają wspaniale, a kawowe wygląda jak najpyszniejszy blok czekoladowy, nic tylko jeść. Cieszę się bardzo, że macie takie interesujące sąsiadki i że tak zaangażowaliście się w to wasze nowe życie w dworze. Szkoda tylko, że malo czasu na pisanie ci zostało:)) Ale może w długie zimowe wieczory będzie lepiej:)
OdpowiedzUsuńTeż oglądam te programy o prowincji angielskiej i zachwyca mnie ta dbałość o zabytki, kultywowanie starych rzemiosł, starych receptur, przywracanie własnej historii do życia. I to niesamowite zaangażowanie i starszych i młodszych w te małe wspólnoty... I przykro bardzo, że to u nas niemożliwe... Ściskam mocno i pozdrawiam!
Taki był mój zamysł, aby stworzyć mydło które naśladuje blok czekoladowy z orzechami. Nie dodawałam do niego żadnych aromatów, a pachnie zabójczo, cos w rodzaju zapachu kawy z czekoladą. Te żółte kawałki mydła mają silny aromat miodowy z naturalnego miodu. Tak, to mydło zdecydowanie narażone jest na przypadkowe pożarcie :-)
UsuńTeż oglądam i zazdroszczę. W krajach bogatych w zabytki, nawet ze średniowiecza, niezniszczonych wojnami taka troska o każdy obiekt. Ew. umiejętne przekształcenie starej a niepotrzebnej stodoły w dom mieszkalny itd. Programy telewizyjne typu 'Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej' umiejętnie promują urlop ww własnym kraju czyli -ekonomicznie biorąc- zostawienie pieniędzy u siebie, a nie na antypodach. I wszyscy korzystają - lokalne produkty różne, pamiątki, rzemiosło, kuchnia regionalna dostarczają dochodu miejscowym. Z ciekawości zweryfikowałam ten świetlany obraz u bywalców W.Brytanii - prawda jest.
OdpowiedzUsuńA u nas kompletny odwrót - restauracje, w których pewna blond-gwiazda kuchni usiłuje odtworzyć lub wprowadzić potrawy regionalne padają, albo żyją ciągle 'z piccy'. Kto by wydawał pieniądze na potrawy z kuchni Babci.
Aneta poruszyła ciekawy wątek - czasem ruinki nijak nie opłaca się odbudować w jej stanie zniszczenia - ale można przecież odtworzyć. W podwarszawskim Konstancinie, gdzie przedwojenne wille zamienione na mieszkania komunalne uległy kompletnej dewastacji przez jakiś czas mądry konserwator pozwalał zburzyć, ale pod warunkiem odbudowy w oryginalnym kształcie. W ten sposób zachował się charakter zabudowy i unikalny klimat architektoniczny miejscowości.
Mieszkam niedaleko podobnej, przed wojną letniskowej miejscowości stworzonej w koncepcji – ‘miasto-ogród’ [Rybienko Leśne] i patrzę, jak kolejne drewniane wille idą ‘pod koparę’. 1 dzień - było i nie ma. Słucham młodych ludzi- a po co tę ruinę, kupę próchna itp określenia odbudowywać, lepiej nowe postawić. A mowa np. o pięknej, zdobionej w balkony i w drewniane 'koronki', piętrowej willi letniskowej z początku XXw. I stoi kolejne typowe pudełko, oczywiście każde inne, w innym kolorycie i formie. No, kolumienki musza być. Mieszkańcy nic nie wiedzą o historii miejsca, które ma ledwie 80 lat ( 1933r.), więc nie są to dzieje starożytne.
Życzę, aby Dwór stał się zalążkiem enklawy dawności. Kuchnia galicyjska ‘pańska’ była przecież. No i tradycje/receptury nalewek, z których zdaje się słynął.
Jak wspomniałam, to problem bardzo złożony. Najbardziej obwiniam tutaj system- złe ustawy, brak odpowiedniej polityki państwa, wsparcia dla właścicieli, ale przede wszystkim brak edukacji. Ktoś w końcu jest odpowiedzialny za ten zbiorowy gust Polaków, który nakazuje im stawiać architektoniczne koszmarki. Jesteśmy takimi samymi ludźmi, jak Brytyjczycy, czy Francuzi, a jednak z jakiegoś powodu nasz krajobraz kulturowy na prowincji znacznie odbiega estetyką od wyżej wspomnianych. Jak się ockniemy, nie bedzie już czego ratować.
UsuńAno śliska :) i pachnąca. Przerobiłam to jakiś czas temu. Buziaki przesyłam, mam nadzieję że dotrą;) bo ostatnimi czasy deszcze, śniegi, niskie chmury...
OdpowiedzUsuńDziękujemy. Niestety i u nas, nieco niżej, ale też pizga niemiłosiernie :-( Pogoda w sam raz na rozwijanie hobby.
UsuńTe mydła kuszą, niestety, ja mogę stosować tylko bezzapachowe:(
OdpowiedzUsuńMyśleliście o innych warsztatach, np. fotograficznych? okolica piękna:)
Mydło bezzapachowe to żaden problem :-) Po prostu nie dodaje się zapachów :-)
UsuńMyśleliśmy. Warsztaty fotograficzne, to moje marzenie, ale nie mam dostępu do żadnego instruktora z tej dziedziny. Może z czasem ktoś się znajdzie. W ogóle jesteśmy otwarci na wszelkie warsztaty, chodzi wyłacznie o kontakt i współpracę z prowadzącymi.
Bosz, jak Mika napisze, ze to nie mydlo, tylko blok czekoladowy-mlask.
OdpowiedzUsuńNa pewno sie kiedys u Was zjawie, na jakis warsztatach.
Programy, o ktorych piszesz, ogladam pasjami. Troche sie zaczelo ruszac, ogladam tez Daleko od miasta, jakis postep jest. Ale masz racje, mozemy sie obudzic z reka w nocniku.
O tej estetyce troche chcialam. Jak wygladja lekcje plastyki w polskich szkolach? Jesli w ogole sa, bo moze na tych lekcjach odrabia sie zaleglosci z matmy, czy polskiego. We Francji, plastyka jest traktowana bardzo powaznie. Uczy sie dzieciaki o malarskich stylach, stylu w architekturze. O "skrocie" w sztuce plakatu. Bylam pod ogromnym wrazeniem zajec licealnych(!!!) mojej corki, tematow, technik. Od tego sie chyba zaczyna, od ksztaltowania wiedzy i gustu. W Polsce mam wrazenie, plastyka i muzyka to strasznie niedoceniane przedmioty, ba , wrecz deprecjonowane.
Nie wiem, jak to jest dzisiaj, ale jak ja chodziłam do szkoły to lekcje plastyki i muzyki, jeżeli w ogóle były, to była porażka. Nikt nie traktował ich poważnie. To niewyedukowane pokolenie, a właściwie pokolenia, bo po nas to już chyba tylko gorzej było, mają wpływ na obecnie podejmowane decyzje.
UsuńJa mam takie śmiałe bezpośrednie pytanie - jakich konkretnie rozwiązań prawnych oczekujecie państwo odnośnie zabytków? Jakie rozwiązania sprawdziły by się w Polce, w której chłop na zagrodzie równy wojewodzie? Pytam zupełnie poważnie osoby, które są osobiście "wplątane" w użytkowanie zabytku, a nie którym coś się wydaje. Jestem użytkownikiem willi nierejestrowej. Ja to dopiero mogę ponarzekać... Ale interesuje mnie jak zmienić tą sytuację. Bo bez zmiany prawa (lub cudu) nie udźwignę opieki nad moim zabytkiem. Pozdrawiam i liczę na konkrety :)
OdpowiedzUsuńJak wspomniałam na początku, to jest temat rzeka. Nie jestem w stanie wyłożyć swoich "złotych myśli" na temat ochrony zabytków w komentarzu. Proponuję zatem osobny wpis, który postaram się napisać w weekend. Proszę o kilkudniową cierpliwość. Proszę napisz mi, jakie masz problemy z willą nierejestrowaną? Ponarzekaj proszę, bo nie wiem za bardzo o co chodzi.
UsuńWpis na ten temat jest pod tym linkiem:
Usuńhttp://dwor-feillow.blogspot.com/2016/11/jak-powinna-wygladac-ochrona-zabytkow.html
Mam te same problemy co wszyscy - dla właścicieli zabytków rejestrowych przewidziane są (przynajmniej teoretyczne) określone formy pomocy m.in. finansowej. Kosztuje ich to dodatkowy nakład pracy ale mają przynajmniej szansę (lub złudzenie), by ją otrzymać. Właściciele zabytków pozostałych mają jedynie obowiązki (z czego te obowiązki wynikają i czy są one rzeczywiście takie jak się ludziom wydaje to już odrębna kwestia) i żadnej oficjalnej pomocy,szczególnie finansowej, ani samorządu, ani ministerstwa kultury ani innych źródeł (poza prywatnymi). Właścicieli obiektów nierejestrowych jest 10-krotnie więcej niż rejestrowych. To jest ogromna rzesza zwykłych szarych, często w podeszłym wieku, użytkowników domków, stajni, stodół, spichrzów, rządcówek, starych szkół, itd, którym nikt nie pomaga w utrzymaniu tych obiektów. To na co mogę narzekać to wyłącznie polskie prawo (i jego interpretacje), a takie narzekanie nic nie da. Dlatego interesują mnie pomysły co z tym robić, jakie są konkretne pomysły rozwiązań.
UsuńPozwolę sobie dokończyć pod Twoim kolejnym wpisem i komentarzami pod nim :)
Katarzyna z Doctor Villa
Rozumiem, że chodzi tutaj o obiekty wpisane do ewidencji zabytków. Mój poprzedni dom był w ewidencji i nie widzę tutaj żadnego problemu. W przypadku remontu musiałam tylko podpisać druczek, że nie zmienię kształtu okien i zastosuję ten sam materiał, co w oryginale, czyli drewno przy wymianie stolarki. Nikt nas nie nadzorował, nie kazał pisać projektów, nie decydował o kolorze ścian czy firankach w oknach. Mogliśmy remontować sobie obiekt "panem Stasiem", lub sami wg własnej fantazji i dostępnych środków. Ja nie widzę tutaj żadnego problemu. Problemy zaczynają się, jak obiekt jest w rejestrze zabytków. Rzekoma pomoc finansowa państwa jest dla mnie fikcją.
Usuń