...z piaskowcową czapeczką
poniedziałek, 8 grudnia 2014
wtorek, 14 października 2014
nabroiło się - czyli o tym jak pięknieje nam chałupa – cześć II
dziś stuknął nam czwarty rok ze śledzibką. tym razem przy okazji rocznicy mamy się jednak czym pochwalić. prace przeprowadzone w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy w końcu są widoczne!
oprócz szachulca zupełnie nowe oblicze ma śledzibowy dach.
remont tak dużego i zabytkowego dachu to olbrzymie przedsięwzięcie. dotychczas pokrywała go stara, lasująca się dachówka karpiówka, którą trzeba było zastąpić nowym, bardziej szczelnym i historycznie uzasadnionym pokryciem. aby wybrać odpowiedni materiał musieliśmy dowiedzieć się czym kryto dachy na terenie Pogórza Sudeckiego.
początkowo (do II połowy XVIII w) kładziono to, co można było znaleźć w okolicy. na terenach niżej położonych, tam gdzie uprawiano żyto, powszechnie stosowano strzechę.
oprócz szachulca zupełnie nowe oblicze ma śledzibowy dach.
remont tak dużego i zabytkowego dachu to olbrzymie przedsięwzięcie. dotychczas pokrywała go stara, lasująca się dachówka karpiówka, którą trzeba było zastąpić nowym, bardziej szczelnym i historycznie uzasadnionym pokryciem. aby wybrać odpowiedni materiał musieliśmy dowiedzieć się czym kryto dachy na terenie Pogórza Sudeckiego.
początkowo (do II połowy XVIII w) kładziono to, co można było znaleźć w okolicy. na terenach niżej położonych, tam gdzie uprawiano żyto, powszechnie stosowano strzechę.
dom w Radomierzu kryty słomą, początek XX wieku (zdjęcie zrobione w Muzeum Etnograficznym we Wrocławiu)
model domu przysłupowego krytego słomą z początku XX wielu (Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze)
słoma jednak jest nietrwałym pokryciem (co ukazuje zdjęcie powyżej;)), które co jakiś czas trzeba naprawiać lub wymieniać. poza tym na terenach wyżej położonych była ona trudno dostępna. dlatego stosowano też gont drewniany, dranice, deski, korę drzewną a nawet darń, którą przyciskano kamieniami.
chata kryta gontem w Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze
od końca XVIII wieku ze względu na przepisy przeciwpożarowe zaczęła się upowszechniać dachówka,
dawny sposób kładzenia dachówki
często, kiedy gont zaczynał przeciekać, nakładano jego kolejną warstwę lub przybijano łupek
w późniejszym okresie kładziono również blachę, eternit i papę [1].
ze względów historycznych i technicznych śledzibowy dach pokrył gont drewniany. wszelkie znaki na niebie i ziemi (i na krokwiach też) mówią, że poprzedzał on dachówkę, a w dodatku odciąża wiekową więźbę (tylko niewielka część została wymieniona – 4 krokwie, kilka 'śledzi' i końcówek innych elementów).
tuż po położeniu gont bardzo ładnie komponował się z kolorem gliny. jednak szybko zaczął szarzeć, co w sumie nas nie martwi ponieważ szachulec wkrótce też zmieni barwy na czarno-białe. mamy więc nadzieję, że uroku nie straci i wszystko będzie ładnie do siebie pasować.
tak było
tuż po położeniu gontu
obecnie
remont dachu został przeprowadzony, przez sprawną podhalańską ekipę, dzięki finansowemu wsparciu Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego (dziękujemy).
[1] Elżbieta Trocka-Leszczyńska "Wiejska zabudowa mieszkaniowa w regionie sudeckim", Oficyna Wydawnicza Politechniki Wrocławskiej,Wrocław 1995.
środa, 1 października 2014
piątek, 5 września 2014
Europejskie Dni Dziedzictwa
po raz kolejny ZAPRASZAMY w nasze skromne progi.
tym razem w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa.
zachęcamy do zapoznania się ze szczegółowym programem [pdf 11,1 MB] dolnośląskich obchodów.
środa, 9 lipca 2014
gość
zawitał do nas gość. przyleciał z samej Afryki! obejrzał chatę, pospacerował po łące, zjadł obiad /nie całkiem wege :-(/, wyklekotał parę słów i ruszył w dalszą drogę.
p.s. świetliki są i u nas ;)
pomachał nam na pożegnanie, to chyba mu się podobało.
p.s. świetliki są i u nas ;)
poniedziałek, 30 czerwca 2014
nabroiło się - czyli o tym jak pięknieje nam chałupa – cześć I
stało się! w końcu, po latach wyczekiwań i ociągania się rozpoczęliśmy prawdziwy remont! nie jakieś tam zamiatanie, przekładanie, przyczepianie folii i inne prowizorki, lecz remont zmieniający wygląd naszego domu!
historyczny moment miał miejsce.. w końcówce zeszłego roku (tak, wiem, ociągałam się z relacją paskudnie). nie było przecinania wstęgi ani występu orkiestry dętej, choć fanfary grały nam w głowach, a serca przepełniała ekscytacja zmieszana z paniką. dlaczego dopiero teraz? zwlekaliśmy z różnych przyczyn – formalnych, finansowych, ale i ze względu na strach przed spowodowaniem nieodwracalnych, złych zmian wynikających z naszej niewiedzy. w końcu jeszcze kilka tygodni przed kupnem śledziby nie wiedzieliśmy nawet, że na Pogórzu są takie domy, nie mówiąc już o naszej wiedzy na temat remontowania takowych. wiedzieliśmy natomiast, że ze względu na oryginalny, zachowany charakter chałupy remont nie powinien być przypadkowy i obarcza nas sporą odpowiedzialnością. z perspektywy czasu trochę śmieszy mnie przekonanie o konieczności pozostawienia starego tynku, resztek gliny w polach szachulca, poszarzałej farby wapiennej na ścianach i belkach, czy przegniłej i zżartej przez drewnojady podłogi. przez takie myślenie straciliśmy sporo czasu, ale może uchroniliśmy śledzibę przed naszymi błędami remontowymi. zanim wprowadzimy jakiejkolwiek poważne zmiany sto razy zadajemy sobie pytanie "jak naprawić, żeby nie popsuć?" i szukamy złotego środka pomiędzy współczesnością a tradycją (a przynajmniej tak nam się naiwnie wydaje).
nie zdecydowaliśmy się na remont śledziby w stylu coraz bardziej popularnym na Pogórzu (w całym kraju zresztą). nie będzie (co może niektórych rozczaruje) różowej elewacji, czerwonej blachodachówki ani plastikowych okien połaciowych. postanowiliśmy podążyć nie tak krzykliwą drogą i skorzystać z tradycyjnych, starodawnych technik budowlanych. nie robimy tego ze względu na wymogi konserwatorskie, o nie! robimy to z szacunku do architektury regionalnej (choć z tego regionu nie pochodzimy), chęci zachowania dziedzictwa (nie ważne czyjego - polskiego, łużyckiego, czy niemieckiego - po prostu pogórzańskiego /w skali mikro/ lub europejskiego /w skali makro/), czy chęci życia w wyjątkowym i pięknym domu.
remont rozpoczął się od naprawy szachulca, którego fatalny stan powodował dalsze niszczenie śledziby. przez ubytki w szachulcu lała się woda, sypał się śnieg i grad. trzeba było w końcu temu zaradzić. najlepszym w naszym mniemaniu szachulcowym specjalistą na Pogórzu jest W. P. (szachulec.pl) - "rzemieślnik wiejski", którego podejście do domów przysłupowych i szachulcowych jest bliskie naszemu - zostawić co można, wymienić co trzeba, odtworzyć najwierniej, ratować! zatem poprosiliśmy W. o naprawę naszego szachulca. polegała ona na uzupełnieniu żerdek w polach szachulca - to na nich trzyma się glina, wymianie kilku elementów konstrukcji ryglowej i wreszcie uzupełnieniu pól gliną wymieszaną ze słomą.
nie jest to jeszcze docelowy wygląd szachulca. gliniane pola zostaną otynkowane i pomalowane białą farbą wapienną. wraz z przyciemnionymi belkami powstanie czarno biała krata.
wzór, który został w glinie wyrysowany ma ułatwić nałożenie tynku (w kolejnym etapie robót). tego typu wzory zobaczyć można na niejednej pogórzańskiej chacie, tam gdzie tynk już odpadł (przykład 1, przykład 2).
historyczny moment miał miejsce.. w końcówce zeszłego roku (tak, wiem, ociągałam się z relacją paskudnie). nie było przecinania wstęgi ani występu orkiestry dętej, choć fanfary grały nam w głowach, a serca przepełniała ekscytacja zmieszana z paniką. dlaczego dopiero teraz? zwlekaliśmy z różnych przyczyn – formalnych, finansowych, ale i ze względu na strach przed spowodowaniem nieodwracalnych, złych zmian wynikających z naszej niewiedzy. w końcu jeszcze kilka tygodni przed kupnem śledziby nie wiedzieliśmy nawet, że na Pogórzu są takie domy, nie mówiąc już o naszej wiedzy na temat remontowania takowych. wiedzieliśmy natomiast, że ze względu na oryginalny, zachowany charakter chałupy remont nie powinien być przypadkowy i obarcza nas sporą odpowiedzialnością. z perspektywy czasu trochę śmieszy mnie przekonanie o konieczności pozostawienia starego tynku, resztek gliny w polach szachulca, poszarzałej farby wapiennej na ścianach i belkach, czy przegniłej i zżartej przez drewnojady podłogi. przez takie myślenie straciliśmy sporo czasu, ale może uchroniliśmy śledzibę przed naszymi błędami remontowymi. zanim wprowadzimy jakiejkolwiek poważne zmiany sto razy zadajemy sobie pytanie "jak naprawić, żeby nie popsuć?" i szukamy złotego środka pomiędzy współczesnością a tradycją (a przynajmniej tak nam się naiwnie wydaje).
nie zdecydowaliśmy się na remont śledziby w stylu coraz bardziej popularnym na Pogórzu (w całym kraju zresztą). nie będzie (co może niektórych rozczaruje) różowej elewacji, czerwonej blachodachówki ani plastikowych okien połaciowych. postanowiliśmy podążyć nie tak krzykliwą drogą i skorzystać z tradycyjnych, starodawnych technik budowlanych. nie robimy tego ze względu na wymogi konserwatorskie, o nie! robimy to z szacunku do architektury regionalnej (choć z tego regionu nie pochodzimy), chęci zachowania dziedzictwa (nie ważne czyjego - polskiego, łużyckiego, czy niemieckiego - po prostu pogórzańskiego /w skali mikro/ lub europejskiego /w skali makro/), czy chęci życia w wyjątkowym i pięknym domu.
remont rozpoczął się od naprawy szachulca, którego fatalny stan powodował dalsze niszczenie śledziby. przez ubytki w szachulcu lała się woda, sypał się śnieg i grad. trzeba było w końcu temu zaradzić. najlepszym w naszym mniemaniu szachulcowym specjalistą na Pogórzu jest W. P. (szachulec.pl) - "rzemieślnik wiejski", którego podejście do domów przysłupowych i szachulcowych jest bliskie naszemu - zostawić co można, wymienić co trzeba, odtworzyć najwierniej, ratować! zatem poprosiliśmy W. o naprawę naszego szachulca. polegała ona na uzupełnieniu żerdek w polach szachulca - to na nich trzyma się glina, wymianie kilku elementów konstrukcji ryglowej i wreszcie uzupełnieniu pól gliną wymieszaną ze słomą.
wzór, który został w glinie wyrysowany ma ułatwić nałożenie tynku (w kolejnym etapie robót). tego typu wzory zobaczyć można na niejednej pogórzańskiej chacie, tam gdzie tynk już odpadł (przykład 1, przykład 2).
wzór na naszej stodole
nowy wzór
remont konstrukcji i wypełnienia szachulca został dofinansowany przez Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego (dziękujemy).wtorek, 4 marca 2014
zwyczajny niezwyczajny weekend
siedząc w Poznaniu zastanawiam się czasami co tak naprawdę spowodowało, że chcemy pozostawić wygodne życie w mieście dla dwustuletniej chałupy w nie najlepszej kondycji. ostatni weekend sprawił, że szybko przypomniałam sobie co takiego kryje w sobie magiczne Pogórze.
mijając autostradę A4 Jędrzychowice - Wrocław wkraczamy do zupełnie innego świata. Karkonosze na horyzoncie, wiatraki wiercące dziury w chmurach i już czujemy się jak w domu. nie wiemy kiedy "tutaj" stało się dla nas bardziej "u siebie" niż w Wielkopolsce. pozostawiając autostradę za plecami widzimy wyraźną zmianę architektury i krajobrazu.. i już wiemy, że to tam za tą samotną, niewysoką górą czeka na nas śledzibka. bezwarunkowo pojawia się nam uśmiech na twarzach, a do krwi płynie cała chmara endorfin. mijamy Grodziec, nasze lokalne "Mont Saint Michel" (czasami mam wrażenie, że zaraz nadciągnie fala pływowa i zaleje łąki wokół tej niewysokiej góry powulkanicznej). ale tu pięknie! słońce świeci, pagórki rysują swoje łagodne garby, to z lewej, to z prawej. ehh, jak wspaniale, że będziemy tutaj mieszkać! (będziemy?)
dojeżdżamy do śledziby. najpierw następuje rytualny obchód. jak tam kwiatki moje? co wygramoliło się już spod ziemi? o proszę jest, krokus - jeden! (a miało być pięćdziesiąt)
co rusz spoglądam na południe, dziś Karkonosze niewyraźne - przejrzystość powietrza słaba. za to słychać znajome odgłosy, o lecą w naszą stronę! to parka żurawi zamieszkująca gdzieś nieopodal wybrała się w lot nad śledzibą. zima nie wyrządziła szkód wymagających interwencji, więc mamy czas na wypoczynek, kawka u sąsiadów w promieniach grzejącego słońca, co dalej.. może krótka wycieczka po dobrze znanych drogach? jedziemy w odwiedziny do Pogórzańskich Znajomych. dziś trasa: Rząśnik - Bełczyna - Bystrzyca - Przeździedza - Marczów - Radomiłowice. mijamy Ostrzycę - dolnośląską Fujijamę. goni nas, a może ucieka, stadko parzystokopytnych.
rzut oka na stan wody w Bobrze. tak niskiego jeszcze nie widzieliśmy. niemalże można przejść suchą stopą! w tym roku nie ma co topnieć - śniegu brak.
i taki to zupełnie inny świat, za którym w mieście tęsknimy.
p.s. o zeszłorocznych postępach prac napiszemy wkrótce.
mijając autostradę A4 Jędrzychowice - Wrocław wkraczamy do zupełnie innego świata. Karkonosze na horyzoncie, wiatraki wiercące dziury w chmurach i już czujemy się jak w domu. nie wiemy kiedy "tutaj" stało się dla nas bardziej "u siebie" niż w Wielkopolsce. pozostawiając autostradę za plecami widzimy wyraźną zmianę architektury i krajobrazu.. i już wiemy, że to tam za tą samotną, niewysoką górą czeka na nas śledzibka. bezwarunkowo pojawia się nam uśmiech na twarzach, a do krwi płynie cała chmara endorfin. mijamy Grodziec, nasze lokalne "Mont Saint Michel" (czasami mam wrażenie, że zaraz nadciągnie fala pływowa i zaleje łąki wokół tej niewysokiej góry powulkanicznej). ale tu pięknie! słońce świeci, pagórki rysują swoje łagodne garby, to z lewej, to z prawej. ehh, jak wspaniale, że będziemy tutaj mieszkać! (będziemy?)
dojeżdżamy do śledziby. najpierw następuje rytualny obchód. jak tam kwiatki moje? co wygramoliło się już spod ziemi? o proszę jest, krokus - jeden! (a miało być pięćdziesiąt)
co rusz spoglądam na południe, dziś Karkonosze niewyraźne - przejrzystość powietrza słaba. za to słychać znajome odgłosy, o lecą w naszą stronę! to parka żurawi zamieszkująca gdzieś nieopodal wybrała się w lot nad śledzibą. zima nie wyrządziła szkód wymagających interwencji, więc mamy czas na wypoczynek, kawka u sąsiadów w promieniach grzejącego słońca, co dalej.. może krótka wycieczka po dobrze znanych drogach? jedziemy w odwiedziny do Pogórzańskich Znajomych. dziś trasa: Rząśnik - Bełczyna - Bystrzyca - Przeździedza - Marczów - Radomiłowice. mijamy Ostrzycę - dolnośląską Fujijamę. goni nas, a może ucieka, stadko parzystokopytnych.
rzut oka na stan wody w Bobrze. tak niskiego jeszcze nie widzieliśmy. niemalże można przejść suchą stopą! w tym roku nie ma co topnieć - śniegu brak.
i taki to zupełnie inny świat, za którym w mieście tęsknimy.
p.s. o zeszłorocznych postępach prac napiszemy wkrótce.
Subskrybuj:
Posty (Atom)