Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomadka do ust. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomadka do ust. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 lipca 2016

Recenzja - Bell, Mat Lipstick 01 i 02

Biedronka to jeden ze sklepów w którym z racji dostępności (mam go po drodze do pracy) bywam najczęściej, nie tylko po zakupy spożywcze. Od pewnego czasu na jej dziale kosmetycznym stoi kusząca szafa z kosmetykami marki Bell, którą znam od lat, lubię i cenię, a niektóre z jej produktów należą do moich ulubieńców (np. puder HD czy mineralny). Gdy na jednej z półek zobaczyłam matowe pomadki w śmiesznie niskiej cenie nie mogłam się oprzeć i wrzuciłam do koszyka nie jeden, a dwa kolory. Jak pomadki spisały się na moich ustach? Zapraszam na recenzję.

Bell Mat lipstick
Matowa pomadka do ust
Kolory: 01 i 02


Cena regularna: 8,99 pln
Pojemność: brak danych
Dostępność: drogerie internetowe i stacjonarne, Biedronka (szafy marki)

Pomadki zapakowane są w typowe dla szminek opakowania z wysuwanym sztyftem. Wykonane z plastiku, w kolorach czerni łączonej z soczystą maliną i srebrnym pierścieniem pośrodku, są solidne, zamknięcie trzyma porządnie, plastik jest dobrej jakości. Sztyfty wysuwają się trochę opornie, ale nie sprawiają kłopotów.


Pomadki skusiły mnie ładnymi opakowaniami, obietnicą matu oraz ślicznymi kolorami. 01 to jasny, nudziakowy róż, 02 to również róż, jednak zdecydowanie mocniejszy, z delikatną domieszką odcienia koralowego. Obydwa odcienie bardzo w moim typie i guście.


Pierwszy zarzut w przypadku obydwu pomadek dotyczy domniemanego matu. Pomadki mają zdecydowanie wykończenie kremowe, a nie matowe, może lekko satynowe. Wprawdzie bez drobin, jednak to, że pomadka nie ma brokatu czy innych błyszczących drobinek nie czyni jej jeszcze produktem matowym.
Pomadki dobrze się aplikują, gładko suną po skórze, choć wymagają precyzji i kilku warstw, aby kolor był jednolity i dokładnie taki jak sztyftu w opakowaniu. W przypadku odcienia jaśniejszego, 01, potrzeba aż trzech warstw produktu dla zadowalającego i kryjącego koloru. W przypadku ciemniejszego odcienia 02 dobre krycie dają już dwie warstwy produktu.

Drugi poważny zarzut to w przypadku odcienia jaśniejszego trwałość, a właściwie jakość. Jasnoróżowa pomadka wygląda dobrze tylko bezpośrednio po aplikacji, choć może podkreślać suche skórki. Po zaledwie kilkunastu minutach zaczyna wchodzić w załamania skóry, a także ważyć się, co wygląda bardzo nieestetycznie i nieelegancko. Lepiej nie mieć na ustach nic, niż pomadkę która wygląda tak, jak ta.
Kolor nie wżera się na szczęście w usta, więc spokojnie możemy pomadkę usunąć zwykłą chusteczką higieniczną i zastąpić innym, lepszym produktem. Trwałości nie jestem w stanie ocenić, bo pomadka tak źle wygląda na ustach, że nie jestem w stanie tego zweryfikować.


Kolor ciemniejszy jakościowo wypada dużo lepiej. Do ładnego krycia wystarczą dwie warstwy pomadki, kolor jest jednolity, równomiernie schodzi, na ustach wygląda ładnie i soczyście. Nie waży się, choć z czasem wchodzi w załamania skóry, jednak mimo wszystko nie wygląda tak nieestetycznie jak odcień jaśniejeszy. Pomadka utrzymuje sie bez jedzenia kilka godzin, zostawia niestety nieestetyczne ślady na szklankach i kubkach, mimo to na ustach również nadal jest widoczna. Z tego odcienia jestem dużo bardziej zadowolona.

Wybaczcie nierówno pomalowane usta...

Być może jestem rozpieszczona świetnymi jakościowo produktami innych marek (od matowych pomadek i kredek Golden Rose począwszy, poprzez płynną pomadkę Sleek i flamastry Astor, na kultowym Bourjois Rouge Edition Velvet skończywszy), jednak po matowej pomadce oczekuję matu i ładnej, eleganckiej prezentacji na moich ustach, nawet kosztem trwałości. Niestety, jasny odcień  Bell Mat Lipstick nie spełnia żadnego z moich oczekiwań, nie jest ani matowa, ani trwała, a na ustach wygląda po prostu fatalnie. Nie jest warta nawet tak niskiej ceny.
Kolor ciemniejszy jest dużo lepszy jakościowo, jednak należy uważać bo brudzi wszystko nadal pozostawiając kolor na ustach, co dziwne. Pomimo wszystko nie powrócę do tych pomadek.

Czy kupię ponownie? 
NIE
Ocena ogólna:
Odcień 01
Odcień 02

Pozdrawiam,

poniedziałek, 25 maja 2015

TAG: #siedem_szminek_w_siedem_dni [01]

Po cudownym choć krótkim weekendzie nam moim ukochanym, polskim morzem, czas wrócić do szarej rzeczywistości, codziennych obowiązków, pracy...

Jakiś czas temu Kinga (klik) robiła TAG, który i mnie zainteresował, mianowicie...


W oryginale zabawa pochodzi z Instagrama, jednak ja zrobię ją na blogu.
Zasady Tagu #siedemszminekwsiedemdni:
1. Pokazać siedem szminek w siedem dni :) 
2. Podlinkować do bloga Autorki tagu czyli Gosi (klik)
3. Wstawić baner 
4. Zaprosić chętnych do zabawy 

Choć pomadek używam regularnie od dość niedawna (pomimo ich sporych zapasów), TAG mnie bardzo zainteresował, stąd jego obecność na moim blogu.

A zacznę od pomadki, która swego czasu cieszyła się olbrzymią popularnością w wirtualnym świecie blogerek i youtuberek, mianowicie...
Celia Nude w odcieniu 603


Moja jest już mocno sfatygowana, bo bardzo ją lubię, a niestety jest dość miękka i podatna na zniszczenie podczas używania, zwłaszcza w gorące, letnie dni.
Mój odcień (603) to delikatny róż, idealnie wręcz dopasowany do naturalnego odcienia moich ust. Pomadkę doskonale się nakłada, nawet bez lusterka, daje przepiękne, błyszczące wykończenie bez jakichkolwiek drobin, a także bez charakterystycznej dla klasycznego błyszczyku lepkości. Celia Nude to także piękne i eleganckie, a przede wszystkim trwałe, metalowe opakowanie. Z czasem trochę się rysuje, jednak nawet wtedy nie sposób odmówić mu elegancji i uroku.
Sama pomadka, o czym już wspomniałam, taka wytrzymała nie jest, lubi się topić zwłaszcza noszona w kieszeni lub pozostawiona w samochodzie w ciepły dzień (o tak, zdarzyło mi się). Jest też mało wydajna. Trwałością na ustach również nie grzeszy. Z plusów należy na pewno zaznaczyć, że pomadka nie wysusza ust, wręcz przeciwnie, działa na nie przyjemnie nawilżająco, wygląda bardzo naturalnie, idealnie nada się do dziennego makijażu czy nawet do szkoły, świetnie zastąpi pomadkę ochronną dodając jednocześnie uroku. Plus również za przystępną cenę, w sklepie internetowym można ją nabyć za ok. 10 zł.


Pomadkę spotkać możemy w sześciu odcieniach, z czego trzy pierwsze mają różowe tony, 601, 602 oraz dzisiejszy bohater czyli 603, a pozostałe trzy wpadają w beże i brązy.

Osobiście jestem zwolenniczką przekonania, że usta "nude" oznaczają takie, które wyglądają naturalnie, jakby w ogóle były pozbawione pomadki (a ponieważ zdecydowana większość z nas ma czerwień ust zmierzającą w kierunku wszelkich odcieni róży to właśnie to oznaczają dla mnie usta "nude"), a nie w odcieniach beżu, jakby właścicielka była pozbawiona życia.

Jest to jedna z moich ulubionych pomadek, którą dzięki temu TAG'owi odkryłam na nowo.
Choć TAG ma już swój czas, zachęcam Was do udziału w nim, jeśli tylko macie ochotę :)

Pozdrawiam,