First of all, we are back from the Suwałki region. And we didn't want to go back, not at all, even when it was raining the whole Saturday.
Mój teść ma miły domek w małej wioseczce, z ogródkiem, a takie ma widoki za płotem:
My FiL has a nice house in a small village, with a garden, and here's what view he has just outside the fence:
W zasadzie przez cały czas nie robiliśmy niczego konkretnego - dużo jedliśmy, dużo gadaliśmy, zrobiłam rękawy do mojego "bezmyślnego dziergania" - przy okazji żona teścia wymyśliła nazwę dla tego sweterka - to będą Buraczki ze Śmietaną (ze względu na rozbielony bordowy kolor *^v^*).
We didn't do anything specific - we ate a lot, we talked a lot, I knitted sleeves for my "mindless knitting" - by the way, my FiL's wife invented the name for this cardigan - Beetroot with Cream (because of the creamy maroon shade of the yarn *^v^*).
W niedzielę, czyli w dzień wyjazdu, OCZYWIŚCIE była piękna pogoda, i cały dzień spędziliśmy w samochodzie, a najgorsze było ostatnie 40 kilometrów, bo cała Warszawa usiłowała wrócić do domu po długim weekendzie...
On Sunday, when we were leaving, the weather was OF COURSE beautiful and we spent all day in the car, and the last 40 kms were the worst because the whole Warsaw was trying to go back home after the long weekend...
Jak zwykle po wyjeżdzie za miasto wróciłam nie ta sama, nieswoja, rozdrażniona (zresztą z różnych powodów) i powoli dochodzę do siebie codziennej, miastowej.
As always after weekend spent outside the city I came home not the same, uneasy, irritated (because of many reasons) and I'm slowly coming back to the usual me, everyday me, city me.
Przypominam sobie poranki, kiedy schodziłam do kuchni i siadałam przy oknie wychodzącym na zielony ogród pełen kwiatów i dalej łąkę i las, i gadaliśmy sobie, domownicy pili poranną kawę, powoli przygotowywało się śniadanie. Nie słyszeliśmy samochodów, sąsiadów piętro wyżej stukających od rana młotkiem, hałasujących drzwi od windy, za to były ptaki, szelest wiatru, szum lekkiego deszczu, ekspres do kawy, kot miauczący, żeby go wypuścić na dwór.
I recall the mornings when I was going down the stairs to the kitchen and sat at the window with a view onto the green garden full of flowers, and further the meadows and the forest, and we were talking, some of us drank coffee, breakfast was slowly prepared. We didn't hear the cars, upstairs neighbours knocking with a hammer form early morning, the noisy lift doors. Instead there were birds singing, the rustle of the wind, the sound of the light rain, coffee maker, cat meowing because she wanted to go outside.
Staram się wrócić do rutyny codzienności - zakupy, sprzątanie, gotowanie, dzierganie, trochę wczoraj dodałam do mojego wielkiego obrazu (który wreszcie chciałabym na dniach skończyć i zabrać się za następny, na który już mi się w głowie roją pomysły).
Tylko na razie jeszcze trochę mi dusza skowyczy...
I'm trying to go back to the routines - shopping, cleaning, cooking, knitting, I added some new elements to my big painting yesterday (I should really finish this soon and start working on the next one, for which I already have some ideas).
But for now my souls is still howling...
***
Wczoraj wieczorem poszliśmy z Robertem na pierwsze zajęcia Tai Chi (tak naprawdę to były już czwarte zajęcia, ale my dołączyliśmy dopiero wczoraj). Robert jest zachwycony, ja na razie podchodzę do tego z życzliwym zainteresowaniem, mam nadzieję, że rzeczywiście te ćwiczenia czynią takie cuda dla ciała i ducha, o jakich się słyszy. Bardzo to się nam teraz przyda.
Last night we, me and Robert, attended the first Tai Chi class (frankly speaking it was the fourth class, but we joined the group so late). Robert is enchanted, I have the feelings of the friendly interest towards these exercises. I hope that Tai Chi has that positive influence on body and mind, we really need that right now.
***
Dziś rano przyszła do mnie paczuszka z wymiany z Michelle - zobaczcie jakie cudeńka dostałam!
This morning I received the swap parcel from Michelle - look what I got!
Michelle wybrała moje ulubione konwalie i ozdobiła nimi puzdereczka, wisiorek (lubię duże wisiorki! ^^) oraz zrobiła konwaliom zdjęcie, które powędrowało na moją Tablicę Marzeń. Do tego mam jeszcze w komplecie zieloniutkie kolczyki. Nie zabrakło filcowych niezbędników krawieckich - igielnika i poduszeczki na szpilki, z motywem mojego zwierzęcia totemowego - wieloryba! A wszystko cudnie zapakowane i ozdobione Michellkowymi dekoracjami. =^v^=
I do tego list w kopercie niczym haft krzyżykowy (moja miłość przez wiele lat)!
Michelle chose my favourite lillies of the valley and she decorated the boxes, a pendant (I love big pendants! ^^) and she took a photo of them, which went onto my Vision Board. Plus a pair of green earrings. Let's not forget the sewing nessecities - needle case and pincushion, with the motif of my totem animal, the whale! Everything was beautifully packed, with decorations made by Michelle. =^v^=
In addition to all that, the letter in an envelope that looks like cross stitching pattern (the love of my life for a long time)!
Ja oczywiście zapomniałam zrobić zdjęcia mojej paczuszce dla Michelle, więc może zobaczycie jej zawartość na jej blogu - przygotowałam dla niej robiony na drutach "ogrzewacz" na kubek (kubeczek i herbata były w komplecie ^^).
Wymiany są fajne! *^v^*
I totally forgot to take a photo of my gifts for Michelle, so maybe you will see them on her blog - I knitted a mug warmer (and the mug plus some tea were included ^^).
Swaps are cool! *^v^*