Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wołowina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wołowina. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 kwietnia 2011

Korzenna duszona wołowina wg Lewandowskiego





Przeczytałam stosunkowo niedawno książkę przygodową popełnioną przez cenionego przeze mnie za twórczość science fiction Konrada T. Lewandowskiego. Książka pt. "Afgański Zeus" w ogóle mi się nie podobała, prędko wróciłam do dawniejszych utworów tego pisarza (gorąco polecam "Misję Ramzesa Wielkiego" lub "Czarną psychozę"), ale zaczerpnęłam z niej pomysł na przyrządzenie wołowiny. W tekście była to baranina, ale skąd niby miałabym ją wziąć? Dokonałam także innych zmian w recepturze, o czym za chwilę, a najpierw dla porządku przytoczę fragmenty "Afgańskiego Zeusa":


Na (...) ognisku stanął potężny szybkowar (...) Do środka włożono pocięte w kostkę baranie mięso, wkrojono cały kosz marchwi, cebuli, pomidorów, selerów, dolano wody, dodano soli i pieprzu, a na koniec hojnie przysypano wszystko cynamonem i kardamonem. Zamknięto pokrywę i pół godziny później szurba była gotowa. (...)
Na ziemi rozłożono trzy dywany (...), na środku postawiono wielką michę z szurbą, do której wrzucono kawałki porwanych nan, by nasiąkły zupą, zamieniając ją w gęstą papkę, którą można było jeść palcami prawej ręki, czyli po bożemu.


Od razu muszę uprzedzić: Lewandowski uwielbia cudzoziemskie słówka, których znaczenia nie sprawdza (Po co? Przecież jako pisarz jest mądrzejszy od encyklopedii.), niech więc Was nie dziwi SZURBA bez ciecierzycy. Wcześniej w książce jest też krótka wzmianka o plackach nan (drugie "a" gdzieś się autorowi zgubiło) pieczonych na blasze (!) - pomerdało się chłopu z pitą, mniejsza o to. Powszechnie się uważa w naszym pięknym i tradycyjnym kraju, że na gotowaniu to powinna się znać kobieta, a facet może co najwyżej zjeść.  Bohaterowie Lewandowskiego zjeść lubią i inspirują mnie ogromnie, toteż do fajnego pomysłu na dobre mięsko dodałam swoje doświadczenie kuchenne i oto, co mi wyszło:


KORZENNA DUSZONA WOŁOWINA

  • 700 g wołowiny gulaszowej pokrojonej na bardzo dużą kostkę (najmniej 5 cm długości)
  • 2 łyżki oleju
  • 6 dużych marchewek obranych i pokrojonych na kawałki 5 cm długości
  • 1 seler pokrojony na 8 części
  • 2 cebule pokrojone na ćwiartki
  • 2 łyżki węgierskiego przecieru z ostrej papryki (można zastąpić garścią siekanego chili wraz z pestkami) rozmieszanego w 1/2 szklanki wody
  • 2 łyżki cukru lub miodu
  • po 1 łyżeczce: mielonego kardamonu, cynamonu, imbiru, mielonej kolendry, słodkiej papryki oraz soli
  • po 1/2 łyżeczki: mielonych goździków, pieprzu, kuminu, gałki muszkatołowej, ostrej papryki, mielonego ziela angielskiego

Nie wszystkie przyprawy muszą być mielone. Mnie było tak wygodniej, ale jeśli ktoś jest przyzwyczajony do używania całych ziaren ziela angielskiego, pieprzu, kolendry i całych goździków, strączków kardamonu i cynamonowej kory, to absolutnie nic nie stoi na przeszkodzie. Ostrość potrawy można regulować dodając mniej papryki i chili; uzupełnić słodką papryką dla koloru.

Przede wszystkim żadnych pomidorów! Mam dość tego, że pomidory lub przecier dodaje się u nas do wszystkiego. Lubię je, ale nie cierpię, jak wszystko smakuje tak samo. Poza tym uznałam, że jako warzywo z pochodzenia amerykańskie nie pasują mi do dania stylizowanego na wschodnie (persko-arabskie). Wykombinowałam za to, że ostrość papryki nada potrawie charakteru. Mięsa i warzyw nie należy kroić zbyt drobno, by potrawa nie wyglądała jak gulasz ze stołówki.

Wykonanie jest proste nawet bez szybkowaru, ale potrwa dłużej. Kostki wołowiny krótko ale ostro obsmażamy w oleju na patelni i wrzucamy na dno garnka. Na to dajemy cząstki warzyw, posypujemy cukrem, solą i wszystkimi przyprawami, polewamy odrobiną wody rozmieszanej z ostrą pastą paprykową. Garnek przykrywamy bardzo dobrze dopasowaną pokrywką, którą obciążamy, aby jej para nie podnosiła. Gotować to się musi ok. 2 godzin na średnim ogniu, a podajemy z pieczywem. Dobre będą inkryminowane placki naan, dobra będzie pita, czapati, puri, podpłomyk czy zwykła bułka. Ja sobie zrobiłam bezjajeczne, bezmleczne, grube i twarde naleśniki z pełnoziarnistej mąki pszennej rozrobionej tylko z wodą i solą - taka imitacja bliskowschodniego pieczywa. Świetnie się chwytało kawałki mięsa czy marchewki przez taki naleśnik i razem z opakowaniem wkładało do ust. Pomysł wrzucania chleba do potrawy, żeby ją zagęścić uznałam za dziwaczny, ale u mnie sosiku było tak w sam raz, akurat, żeby plackiem miskę wytrzeć.

piątek, 3 grudnia 2010

Pieczeń wołowa "na dziko"

Wspaniały, stary przepis mojej mamy na pieczeń wołową! Smakuje każdemu mężczyźnie, bo to porządny kawał stuprocentowego mięsa, ale nie trzeba martwić się o zdrowie, bo pieczeń jest chuda i tak krucha, że podać można nawet bez sosu. Najbardziej klasyczną formą podania jest oczywiście towarzystwo klusek śląskich i zabielonego śmietaną kwaśnego sosu spod pieczeni.
Potrzebujemy ok. 1 kg mięsa wołowego (udziec, legawa, pieczeniowe czy jak to tam w handlu nazywają).

Składniki marynaty: szklanka mocnego octu, 3 szklanki wody, 2 -3 cebule w plasterkach, kilka liści laurowych, ziaren ziela angielskiego, goździków, pieprzu, 1 łyżka ziaren gorczycy, ewentualnie ząbek czosnku, gwiazdka anyżu, łyżeczka kolendry, 2 łyżki suszonych warzyw. Obowiązkowe są tylko liście i ziele, ale inny zestaw przypraw wzbogaci smak pieczeni. Nie dawać soli!

wykonanie:
Marynatę zagotować i wystudzić całkowicie. Mięso odbłonować, jeśli trzeba, podzielić na zgrabne kawałki mieszczące się w ceramicznym (szklanym, emaliowanym) naczyniu, które do tego celu przeznaczyliśmy (u mnie miska arcoroc, jak można dojrzeć na zdjęciu).
Po ułożeniu mięsa zalać je zimną marynatą, przykryć szczelnie folią spożywczą i pokrywką lub talerzem, zostawić do marynowania na minimum 5 dni (!) a najlepiej na tydzień. Co dwa dni trzeba mięso obrócić, przełożyć, aby się całe, równomiernie zamarynowało.Trzymać w miejscu chłodnym, niekoniecznie w lodówce. Zimą można w nieogrzewanym pomieszczeniu, na balkonie, na parapecie, jeśli się nie ma kaloryferów tylko piece, itp. Latem trzymamy naszą "dziczyznę" raczej w lodówce. Nie należy przejmować się paskudnym, szarym kolorem, który przybierze wołowina pod wpływem octu - po upieczeniu odzyska ładną barwę.
Po tygodniu wyjmujemy z marynaty i osuszamy mięso. Teraz trzeba je silnie obsmażyć w szerokim rondlu lub na patelni z użyciem niewielkiej ilości oleju lub na teflonie bez tłuszczu. Włożyć w garnek lub pozostawić w rondlu, skropić marynatą, w której leżało, posolić lekko, przykryć i dusić długo, do miękkości. Pilnować, żeby się nie przypaliło, przewracać, podlewać marynatą, dorzucić całą cebulę z marynaty - niech się z niej sos wytworzy.
W zależności od gatunku mięsa i innych tajemniczych okoliczności taką pieczeń dusi się ok. 1,5 godziny.
Sos spod pieczeni można zabielić śmietaną i zagęścić mąką jak klasyczny sos i podać wraz z mięsem, kluskami lub ziemniakami, a nawet z kaszą gryczaną. Warzywa towarzyszące tej pieczeni powinny być łagodne w smaku, gotowane, np. zielony groszek, buraczki na słodko, marchewka, brokuły, słodka sałatka z kukurydzy.

piątek, 30 lipca 2010

Wołowina prawie po burgundzku dla protalowców



Oto kolejna dietetyczna potrawa mięsna:

Składniki:
- wołowina "gulaszowa" (moja była młodziutka, chuda i krucha, ale już nie pamiętam użytej ilości - dośc dużo)
- 2 marchewki
- 2 cebule
- tymianek, rozmaryn, liśc laurowy










Wykonanie:
Mięso, podzielone na kawałeczki i pozbawione błon, zrumienic na teflonowej patelni partiami i przełożyc do garnka. Dodac grubo pokrojone warzywa, zioła, szklankę wody i dusic do miękkości (czas zależny jest od jakości mięsa, ale raczej nie mniej niż godzinę).
Niestety nie posiadam fotografii gotowej potrawy; widocznie pożarliśmy bez dokumentacji. Taka wołowina jest bardzo smaczna, a jak się doda odrobinę czerwonego wina do duszenia to wyjdzie boeuf bourguignon czyli wołowina po burgundzku (polecam w przypadku bardzo twardego mięsa).
W fazie I diety Protal jedząc odrzucamy warzywa, w fazie II wcinamy jak leci, w III - można nawet coś dorzucic :)

sobota, 23 stycznia 2010

Boska wołowina w sosie ostrygowym

Jak ja kocham kuchnię chińską za takie właśnie dania: proste w przygotowaniu, szybkie, sycące i bardzo smaczne! A podobno także zdrowe.
Przepis pochodzi z nieocenionej książki "Kuchnia azjatycka. Ponad 120 przepisów kuchni azjatyckiej" wyd. fk, której wielką zaletą i sporą wadą jednocześnie są piękne całostronicowe ilustracje fotograficzne prawie wszystkich przepisów. Zaletą? To oczywiste. Ale dlaczego twierdzę, że to też wada? Bo z punktu widzenia kogoś, kto zabiera książki kucharskie do kuchni, gdzie ich miejsce i intensywnie z nich korzysta w czasie gotowania, to "Kuchnia azjatycka" jest strasznie nieporęcznym tomiszczem; no i szkoda zaplamić tak ślicznie wydaną książkę. Wybrnęłam z tego tak: wolumin dostała siostra, a ja skopiowałam wszystkie przepisy i do kuchni wynoszę tylko jedną kartkę przypinając magnesem do lodówki, żeby zerkać przy gotowaniu.
I co według tych przepisów zrobię, to udane i do powtórzenia w niedalekiej przyszłości!

WOŁOWINA W SOSIE OSTRYGOWYM
składniki:
450 g polędwicy wołowej
2 łyżki oleju roślinnego
1/4 łyżeczki kminu (nie miałam po ręką mielonego)
1/2 łyżeczki mielonej kolendry
175 g kolb mini kukurydzy (nie było)
1/2 szklanki osączonych pędów bambusa z puszki
1 szklanka młodego groszku w strączkach (rozmroziłam z woreczka)
2 łyżki sosu ostrygowego (to jest clou tego dania!)
2 łyżeczki ciemnego cukru muscavado (okazało się, że biały cukier nie zepsuł dania)
2/3 szklanki bulionu wołowego (rozpuściłam pół kostki rosołowej)
1 łyżeczka mąki kukurydzianej (dałam pszenną razową)
1 łyżka sosu rybnego
cebulka dymka pokrojona w krążki do przybrania

wykonanie:
- ostrym nożem pokroić mięso w cienkie plastry, a potem w paseczki (miałam wąski kawałek i paseczków już nie robiłam, za to plasterki były naprawdę cieniutkie!)
- rozgrzać olej w woku (u mnie: duża patelnia) i smażyć wołowinę na ostrym ogniu ok. 5 min. Dodać mielone przyprawy i jeszcze smażyć minutę.
- dać warzywa, sos ostrygowy, cukier i bulion (nie dałam całego). Mieszając zagotować. W tym miejscu postąpiłam tak: najpierw dodałam ten rozmrożony groszek i resztę, a po chwili gotowania dopiero pędy bambusa.
- mąkę wymieszaną z sosem rybnym (tu użyłam też reszty bulionu) wlać do smażonej potrawy i przemieszać trzymając na ogniu aż sos zgęstnieje. Podać posypane zieloną cebulką.



"Kuchnia azjatycka" doradza dodatek makaronu jajecznego, toteż ugotowałam wcześniej trochę połamanego na 3 części spagetti, zahartowałam zimną wodą i wymieszałam z łyżką masła, żeby się nie zlepiło, a po zdjęciu mięsa z patelni wlałam na nią troszkę wody i kropelkę sosu sojowego, dałam makaron i mocno go podgrzałam mieszając.



Ta potrawa na pewno będzie równie udana z mięsem wieprzowym (schab, szynka, łopatka).