Strony

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Orhan Pamuk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Orhan Pamuk. Pokaż wszystkie posty

2012-01-20

"Dom ciszy" Orhan Pamuk

Dom ciszy to prawdopodobnie jedna z najbardziej przerażających książek Pamuka, a na pewno jedna z bardziej przerażających, które czytałam ostatnio w ogóle. To również pierwsza książka tego autora, w której nagromadzenie mocno irytujących bohaterów było tak zatrważające. Ani przerażanie, ani znaczne dawki irytacji nie sprawiają jednak, że książkę czyta się źle, ani że się jej zwyczajnie nie lubi, chociaż pewnie zaliczyłabym ją do mniej przeze mnie lubianych powieści tureckiego pisarza (lecz wciąż niesamowitych). Było to zresztą dla mnie pewną nowością – denerwujący bohaterowie, a jednak świetna lektura, jak to tak?

Początek lat osiemdziesiątych, miejsce akcji to niewielkie tureckie miasto, Cennethisar, które rozwinęło się dopiero na przestrzeni ostatnich kilka dekad. Powieść składa się z przeplatanych narracji pięciu powiązanych ze sobą postaci, których wzajemne relacje doprowadzają do nieoczekiwanej tragedii:

Recep, karzeł, nieślubny syn męża Fatmy, tutaj już około czterdziesto-pięćdziesięcioletni. Jest służącym Fatmy (którą nazywa “jaśniepanią”). Tak naprawdę jedyny bohater prowadzący narrację, do którego poczułam sympatię, chociaż zastanawia jego pasywność względem, powiedzmy sobie szczerze, wrednej, Fatmy, oraz jego skrytość, oszczędność w wyrażaniu sądów i uczuć w rozmowach z innymi, pomimo niezwykle towarzyskiego charakteru.

Fatma to dziewięćdziesięcioletnia staruszka, spędzająca czas głównie w łóżku, w swoim pokoju, ewetualnie doglądająca pustej szkatułki, z której dawniej jej mąż, Selahattin kazał wyjmować kosztowności do sprzedania, bo nie posiadali innych środków utrzymania. Z zawodu był lekarzem, zajmował się jednak bez przerwy pisaniem encyklopedii, która miała oświecić zabobończy i otumaniony Wschód. Teraz szkatułka jest pusta, mąż już od dawna nie żyje, więc Fatma oddaje się rozmyślaniom o przeszłości. Najszczęśliwsze wspomnienia to te z dzieciństwa. Jednak odkąd wyszła za mąż, jako jeszcze kilkunastoletnia pannica, rozpoczyna się jej ponadsiedemdziesięcioletnia udręka i wieczne obrzydzenie.

Następnie poznajemy Hasana, kilkunastoletniego, zagubiongo chłopaka, który przyłączył się do grupy narodowców. Ich działalność sprowadza się głównie do wyłudzania haraczy od okolicznych sprzedawców i wypisywania nocą na ścianach politycznych haseł. Jego ojciec, Ismail, jest kulawym sprzedawcą biletów, bratem Recepa (i tak jak on – nieślubnym dzieckiem Selahattina), prawdopodobnie zbyt łagodnym, by stanowczo zająć się wychowaniem Hasana. Chłopak jest uległy wobec swoich kolegów, roi marzenia o byciu kimś, podczas gdy największą trudność stanowi dla niego skupienie się na nauce matematyki i angielskiego. Potrafi wpadać w destruktywną wściekłość, kiedy jest dostatecznie podjudzony przez kolegów, albo gdy jego własna słabość zbyt wyraźnie do niego dociera. Zakochany w Nilgün, siostrze Faruka i Metina, na jej własne nieszczęście.

Faruk, wnuk Fatmy i Selhattina, syn Doğana, rozczarowanego i wcześnie zmarłego starosty i polityka, historyk, który pije na umór, dużo rozmyśla o życiu i opowieści, podczas gdy sam sobie z własną życiową opowieścią kompletnie nie radzi. Opuściła go żona, historia przestaje mieć dla niego jakikolwiek sens. Szuka w archiwum pobliskiego miasta, Gebze, jakiś faktów, które ułożyłyby się w całość, notuje na chybił trafił ceny żywnoci sprzed kilkuset lat, drobne fakty o kradzieżach i pobiciach. Przy najbliższej okazji pije, a wtedy wszystkie fakty, jak i idea przyczynowości, rozłażą się w jego świadomości, o czym zresztą często opowiada Nilgün. Postać zupełnie nieodpowiedzialna i nieprzystająca do rzeczywistości.

Wreszcie Metin, który jest, moim zdaniem, najbardziej w Domu ciszy irytujący. Próbuje wbić się w towarzystwo jakichś nowobogackich dzieciaków, zakochuje się w jednej z dziewczyn i kompletnie nie próbuje jej zrozumieć, nawet kiedy ma ku temu okazję. Zachowuje się zupełnie idiotycznie i niezrozumiale, być może jego inteligencję przytępiła ta kretyńską grupa dzieciaków, z którymi przestaje. Roi sobie problemy, wciąż się przyrównuje do innych, jednocześnie żywiąc do nich nienawiść, podobnie jak Hasan, w swojej wyobraźni widzi siebie w przyszłości, kiedy jest już tym osławionym, nierealnym Kimś.

Pomimo takich okropnych typów, dla których trudno wysupłać jakieś pokłady współczucia, dlaczego uważam tę lekturę za udaną? Bo każdego z tych bohaterów można usprawiedliwić, chociaż częściowo zrozumieć, pomimo ich trudnego charakteru. Jaka spokojna byłaby nasza biała duszyczka, gdybyśmy mogli każdą z tych postaci osądzić i oczernić, po czym tak je zostawić, westchnąć i odejść. Jest to jednak niemożliwe, zbyt wiele w tych denerwujących, niedorzecznie postępujących postaciach z nas. Fatma z małej dziewczynki nagle musi zmienić się w żonę, na dodatek żonę człowieka innego niż wszyscy, na co niczyje rady nie mogły jej przygotować. Jej marzeniem zawsze było pozostać czystą, kiedy przyznaje w swych rozmyślaniach, że “[c]hce pozostać taka jaka jest, ale żeby jej nikt nie widział," rozumiemy, że w pewien sposób nigdy nie dojrzała, nie nauczyła się stawać sobą poprzez, pomimo i dzięki innym, ale odrzuciła związki międzyludzkie niemalże całkowicie. Hasan, jako chłopiec z biednej rodziny jest przez wszystkich lekceważony, nie godzi się z wyznaczonym mu miejscem w szeregu, a jednocześnie pewnie skrycie wie, że nie ma żadnego wyjątkowego talentu, a zwykła nauka jest dla niego zbyt mało spektakularna. Faruk jet trochę spadkobiercą swojego ojca i dziadka, wiecznych marzycieli zamartwiających się losami kraju. A Metin jest tylko młodym chłopakiem, który wychowywał się bez rodziców, sam musi zarabiać na siebie udzielając korepetycji, i wbija sobie do głowy, że pieniądze to wszystko, bo prawdopodobnie tylko one potrafią zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa. Poza tym, kto z nas nigdy nie zachował się choć raz jak idiota, albo z powodu ubzduranej miłości, albo z chęci przynależenia do danej grupy?

Za to właśnie uwielbiam powieści tego pisarza, one nigdy nie pozwalają na jednoznaczny osąd zupełnie nieoczekiwanych działań i myśli bohaterów. I to nie dlatego, że "nie należy osądzać tak w ogóle," ale dlatego, że mój osąd mógłby mnie samą zbyt głęboko zapiec. Jeśli próbowałabym rzucić w któregokolwiek bohatera z powieści Pamuka ciężkim granatem surowych sądów, mogłoby się okazać, że eksploduje on tuż przy mojej własnej skórze.

Agape Rose - “Scars Like Medals EP
Autumn Chorus - “The Village To The Vale


2011-05-07

"Cevdet Bej i synowie" Orhan Pamuk

740-stronicowa powieść "Cevdet Bej i synowie" stanowi coś w rodzaju sagi rodzinnej. Coś w rodzaju, dlatego że częściowo wyłamuje się ona z konwencji typowej sagi. Podzielona na trzy części, w pierwszej przedstawia samego Cevdeta Beja, jednego z pierwszych muzułmańskich kupców. Jest rok 1905. Cevdet Bej pragnie wieść dostatnie i spokojne życie, mimo to dręczy go jakiś niepokój, niepewność. Najlepiej wyraża się on w sposobie w jaki Cevdet próbuje w pewnym momencie bagatelizować i naśmiewać się z pytania "Jaki jest sens życia?", chociaż początkowo budzi w nim ono jakiś niesmak zmieszany z przerażeniem.

Część druga jest najobszerniejsza i stanowi trzon całej powieści. W odróżnieniu od części pierwszej, skupionej jedynie na handlarzu, ma ona trzech bohaterów, trzech przyjaciół. Jednym z nich jest syn Cevdeta, Refik. Wraz ze starszym bratem stara się pracować w firmie ojca. Ma młodą, śliczną żonę, która niedługo urodzi mu dziecko. Mimo to narasta w nim coraz większy niepokój - ten nierozwikłany spadek po ojcu. Refik jednak nie umie go zbagatelizować, odstawić na bok, tak jak czynił to ojciec. Opuszcza żonę i dziecko, odwiedza przyjaciela Ömera, który pracuje przy budowie tunelu gdzieś na wsi. Tam oddaje się utopijnym marzeniom i projektom o modernizacji wsi... Wspomniany przyjaciel z kolei pragnie być zdobywcą, jednak ideał zdobywania przeistacza się ostatecznie w przywilej posiadania. Ömer staje się po części tym, czym kiedyś zwykł pogardzać. Jest jeszcze trzeci przyjaciel, Muhittin. Niespełniony poeta, którego strach przed byciem ignorowanym wiąże z nacjonalizmem. Potrzebuje on jakiejkolwiek wiary, która podczepiła by go do życia, życia kpiącego od emocji, nawet jeśli to emocje wymuszone, udawane. Część trzecia natomiast skupia się na synu Refika - Ahmecie. Ahmet jest malarzem i utopijne idee jego ojca, jak również i uśpione niepokoje i lęki jego dziadka, są w nim nadal żywe. Książka kończy się dyskusją którą prowadzi Ahmet ze swoją dziewczyną na temat zasadności istnienia sztuki oraz jej tworzenia.

Jest coś ponadczasowego w zgryzotach i troskach trzech przyjaciół. Coś niezwykle szczerego w ich postawach, które nie są ani godne pochwały, ani szlachetne, ani prostoduszne. Nawet bez całkowitego zrozumienia politycznych realiów, wciąż można się odnaleźć w każdej z tych postaci, zauważyć, że tak naprawdę jest się po trochu każdą z nich. Nawiązania do historii współczesnej Turcji i uwikłanie bohaterów w politykę to zresztą coś, co bardzo u Pamuka cenię, nawet jeżeli nie do końca orientuję się w tym temacie. On robi to zresztą diabelnie umiejętnie. Wyobrażam sobie, że w sztuce to musi być takie kuszące, żeby odciąć się od polityki, bo podczas kreowania swojej własnej rzeczywistości, można dokonać tego w prosty sposób. W życiu jest jednak trochę inaczej. A skoro klasyczna powieść ma odzwierciedlać tak zwane prawdziwe życie, mamy tutaj i politykę... "Cevdet Bej i synowie" to właśnie taka klasyczna powieść. Część pierwsza przypominała mi trochę "Lalkę" Prusa, natomiast rozmowy trzech głównych bohaterów przywodziły na myśl "Szkołę uczuć" Flauberta.

Ale chyba najcenniejsze w tej książce jest ukazanie bólu stawania się samym sobą. Takie stawanie się prowadzi do zmian, ciężkich do zniesienia dla nas, a czasem w ogóle nie do zniesienia dla innych, dla najbliższych osób. Stawanie się sobą to ciągła walka, ostrze wymierzone przeciwko tym, którzy woleli nas przedtem, jeszcze przed chwilą, bez ostrza w ręce, w starej skorupie. To ostrze jednak zawsze nieodwołalnie i ostatecznie dotyka nas samych. To rozczarowanie, że jednak nic nie można zrobić. Poznał je Refik, który wrócił do "starego" życia, chociaż już nigdy taki sam "jak przedtem". Poznał je Ömer, który najbardziej bał się śmieszności, a został tym, z czego kiedyś sam drwił. I poznał je Muhittin, który wyrachowanie zajął się nacjonalizmem, bo wypatrzył dla siebie niszę, gdzie w końcu mógł być za coś podziwiany. Być może w Ahmecie, pojawiającym się w części trzeciej, jest nadzieja. W końcu jemu udaje się jakoś przezwyciężyć sceptycyzm odnośnie sztuki, którą tworzy. Ale kto wie, może tylko na chwilę?

Należy też zwrócić uwagę na sposób w jaki kobiety postrzegane są przez głównych bohaterów - są dodatkowym bagażem, który ogranicza wolność. Oczywiście jest to bardzo tendencyjne i zdarza się w wielu, WIELU innych powieściach. Jednak tutaj można dość łatwo wyczuć i zauważyć, że te kobiece postacie są zupełnie niewinne, bezbronne wobec zmian, które zachodzą w ich partnerach. W sposobie w jaki Refik traktuje żonę, Perihan, albo Ömer swoją narzeczoną, można zauważyć jak to właśnie im, mężczyznom, zależy na doszukaniu się winy w ich partnerkach, przypisaniu im właściwości, których sami się brzydzą. Robią to na siłę, przesadzają, przerysowują. Kobiece postacie nie mają nigdy szansy wypowiedzenia się, są nieme.

Mógłby ktoś napisać tę powieść jeszcze raz z kobiecej perspektywy :)

Tak czy siak, to jest Orhan Pamuk, którego pisarstwo wielbię. Już powstaje półeczka-ołtarzyk gdzie stoją tylko jego powieści. Sposób w jaki prowadzona jest narracja w jego powieściach ujmuje mnie. Wszystkie gesty, które bohaterowie wykonują są tak samo ważne, jak to co mówią. Ich dialogi, tak powściągliwe, mówią czasem więcej niż całe opasłe tomy. Mam słabość do twórczości tego pisarza. Ale to chyba zdrowo. Niestety nie zostało mi już wiele do przeczytania... Już tylko "Dom ciszy", "Biały zamek", "Stambuł" i "Czarna księga" (ma wyjść w czerwcu). Z jednej strony chciałabym czytać je wszystkie już teraz, natychmiast. Ale z drugiej, to wypadałoby je jakoś rozparcelować w czasie, żeby starczyły na jak najdłużej. Jedną z rzeczy najbardziej przykrych jest przeczytanie wszystkiego, co napisał twój ulubiony autor. Pamiętam jak niepocieszona byłam, kiedy, jako nastolatka, będąc fanką Marka Hłaski, przeczytałam wszystkie jego powieści i opowiadania, a nawet jakieś jego recenzje filmów, które pisał dla kasy, WSZYSTKO. I się skończyło. Zawsze można czytać od nowa, ale to nie to samo...

Ach, a dzisiaj robię sobie Filmowy Wieczór, który minie mi tak jak wszystkie Filmowe Wieczory od paru tygodni, czyli:

2011-01-20

"Muzeum niewinności" Orhan Pamuk

"Opowieści mające szczęśliwe zakończenie nie zasługują bowiem na więcej niż kilka zdań!" to zdanie które znajdujemy na 659 stronie powieści. I dlatego właśnie ma ona ponad 700 stron. "Muzeum niewinności" zaczyna się od romansu, jaki nawiązuje się między głównym bohaterem, który właśnie ma się zaręczyć, 30-letnim Kemalem, a jego daleką, "ubogą kuzynką" Füsun. Z ich regularnymi spotkaniami trwającymi zaledwie półtora miesiąca mamy do czynienia na pierwszych 200 stronach. Potem nie dzieje się nic...

Nic, co można byłoby opowiedzieć bez odwoływania się do zapachów, kolorów, kształtów, spojrzeń i, przede wszystkim, przedmiotów. Przedmioty są tutaj najważniejsze, jako nośniki ulotnych chwil, mini-wehikuły czasu zdolne do przenoszenia nas tam, gdzie kiedyś byliśmy szczęśliwi. Na uwagę zasługują także próby wskrzeszenia zainteresowania muzeami, tymi mniej znanymi, ze skrzypiącą podłogą i strażnikami, którzy z przejęciem opowiadają o eksponatach. Podobnie z obroną kolekcjonerstwa, zbieractwa. Jest ono sensem, ale "zamiast czegoś", jest przesytem, który ma wypełniać jakąś pustkę.

Ta lektura przede wszystkim boli. Jakkolwiek patetycznie to brzmi, nie jest to ból, który wywołuje łzy, wspomnienia. To jest ból współczucia, nie tylko dla bohatera, obsesyjnie pragnącego być przy Füsun, by tylko na nią patrzeć, tracąc przy tym narzeczoną, przyjaciół, kontrolę nad firmą, a wreszcie godność. To jest ból współczucia samemu sobie, że nigdy się nie potrafiło być aż tak nisko, ani nigdy tak wysoko, jak Kemal. A jeżeli się zdarzyło, to gdzieś to zaginęło, przepadło. Nie powstało żadne muzeum...

"A przecież jeśli rzeczy, których się wstydzimy, wystawić w muzeum, natychmiast zmienią się w rzeczy będące powodem do dumy."

Ale to chyba jednak dobrze. Muzeum to nie jest życie. To tylko miejsce w którym nie ma Czasu.

Nie spodziewałam się tego, że historia skończy się właśnie tak, chociaż jest w tym coś banalnego. Ale banał w stylu Pamuka, to "banał odarty z banalności", powrót pierwotnych emocji, odruchów. Jego banały mówią: "Jeśli to jest gorące, to oparzysz się". I parzysz sobie rękę. A potem płaczesz, tak jak płakałeś wcześniej z tysiąca innych, znacznie bardziej skomplikowanych powodów. Ale powody dla których reagujemy na "banały" Pamuka tak emocjonalnie jest jasny, jest prosty. Jest równie oklepany, ale nieśmiertelny jak róża. Nie wiem jak on to robi.

Najwyraźniej tak już zostanie, że zawsze kiedy piszę o książkach tego pisarza, to włącza mi się ton podniosły i melancholijny. W jego przypadku nie umiem go wyłączyć. Nie chcę.

2010-12-12

"Nowe życie" Orhan Pamuk

Z początku, po kilkudziesięciu pierwszych stronach, miałam wrażenie, że przechodzę przez odczarowanie. Że jednak nie wszystko co Pamuk napisał jest świętością i że nie trzeba tak przeżywać. I kiedy właśnie zaczęłam sobie tak arogancko poczynać w myślach, pod koniec musiałam przyznać ze skruchą: To jednak mnie rozwala.

Zaczyna się od książki. Książki, która może tak naprawdę symbolizować je wszystkie. Główny bohater po jej przeczytaniu rozpoczyna nowe życie, rozpoczyna je, chociaż wydaje mu się, że tylko go poszukuje. Spotyka również inne osoby, także czytelników tej samej książki, które radzą sobie z ciężarem nowego życia jak mogą. Czy książka symbolizuje tylko i wyłącznie intertekstualną plątaninę cytatów, wizji, opisów przeżyć, znaków? Oznacza ona również ciężar egzystencji świadomej, ciężar wszystkich uczuć i poczynań, kronikę konfliktu świata rzeczywistego i świata naszej wyobraźni.

"Nowe życie" jest dosłownie kopalnią symboli i tysięcy możliwych odczytań. Kiedy wracam do tej, ukończonej poprzedniego dnia, powieści, jedno skojarzenie goni drugie, nie dając dojść do słowa trzeciemu (Chociaż to nic dziwnego, w moim mózgu tak się często dzieje). Jazda autobusami po całym kraju, dusze przedmiotów, filmy, zapamiętane i postrzegane fragmentami, upał o 9-tej rano. Z prozą Pamuka jest jak z poezją, trzeba, za przeproszeniem, obnażyć wszystkie swoje emocjonalne sensory w kontaktach z nią. Nie ma co za dużo wątpić, rozmyślać o noblach, ani o stosunkach wschód-zachód za bardzo też nie, ani nawet o literackich wpływach. Trzeba po prostu czytać i poddać się przygniatającej nostalgii za tym co było i przeleciało przez palce szybciej niż zdążyliśmy się temu przyjrzeć.

Co podoba mi się też u tego autora, a to dopiero trzecia jego powieść, którą przeczytałam, to absolutny brak stygmatyzacji czynów i uczuć powszechnie uznawanych za karygodne (morderstwa, zazdrości, nienawiści, zawiści). Refleksja na ich temat jest pełna pokory. Wszystkie te mroczne aspekty są nieuniknione, są nieodłączną częścią życia, włącznie z morderstwem, choć może postrzeganym bardziej metaforycznie...

Cytat z recenzji "The Guardian" walnięty na przodzie okładki mówi: "Można na punkcie tej książki obsesji". Zazwyczaj jak czytam takie rzeczy to prycham, i tak też musiałam na początku na to zareagować, ale po skończonej lekturze książki, nie mogę się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. "Nowe życie" przyprawiło mnie o co najmniej jeden sen bezpośrednio zainspirowany książką, o którym nie mogę przestać myśleć!

Ale pora kończyć te wynurzenia. Jeszcze tylko dodam, że cieszę się, że od Świętego Mikołaja dostanę "Muzeum niewinności" i "Cevdet bej i synowie" :D