Nie ma świętości żyjemy w takich czasach że wszystko lub
prawie wszystko jest możliwe…. Z biegiem dni i kolejnych innowacji do lamusa
odchodzą ludowe mądrości…zresztą coraz mniej ludzi wie co to jest
lamus…
Siedzę sobie na kanapie i patrzę na marniejący w donicy
kwiatek z serii „trochę egzotyki na co dzień”
który dostałam od sąsiadki. Ten kwiatek zapewne myśli sobie: co za cholera wymyśliła doniczki przez które
musi cierpieć w przyciemnym pokoju domu gdzieś na dalekiej północy gdzie śnieg
potrafi padać i temperatury ujemne zdarzają się przez pół roku …. Przecież on jest z tropików gdzie padają
ciepłe deszcze i słońce uszczęśliwia promieniami przez większość dni.
Gdzie wolność korzeni i swoboda wzrostu? Gdzie niczym
nieskrępowany luz? Do góry? na boki? Gdzie się chce i jak? Brak proszę
Państwa…ale mimo tych przyciasnych butów jakoś się żyje…byle do wiosny. To może
nawet bezpieczniejsze niż żywot na wolności…bo zawsze można na swoim
stanowisku spotkać człowieka który chce coś poprawić…raz lepiej, raz gorzej...
A człowiek poprawia i zmienia na potęgę…chce mieć ładną i
ułożoną przyrodę za oknem ale bez owadów, wiadomo że są obrzydliwe…. no może z
wyjątkiem motyli i biedronek, z drzewami ale takimi które nie „śmiecą” liśćmi,
bo trzeba sprzątać itp. Itd. Znacie to prawda?
Teraz kilka kilometrów od bagienka budują wielki węzeł
komunikacyjny w środku lasu ….sami wiecie co to oznacza…był las nie ma lasu. No
bo miasto stołeczne ma wymagania… drogi szerokie jak stolnice muszą być…
Szkoda tego lasu, drzew które rosły tam spokojnie od lat 50
XX wieku. Może to nie jest wiekowa puszcza ale smutno się patrzy jak szybko
można rozprawić się z roślinami które potrzebowały tyle czasu i szczęścia by
dożyć do dziś….a raczej do wczoraj…
Las Sękociński może nie jest stary ale ma swoje smaczki,
uroki i ciekawostki…Jedną z nich była działka przy samym skrzyżowaniu szosy
„Krakowskiej” w Magdalence. Tam ktoś wiele
lat temu, pewnie przed wojną? lub tuż po?? Miał ogród w którym sadził nietypowe
gatunki. Mikroklimat sprzyjał tym eksperymentom bo po wielu latach przy
ruchliwej drodze stał sobie spokojnie pokaźny Kasztan jadalny. Przyznam że nie
znałam drugiego tak dużego okazu w okolicach Warszawy. Nie mamy tu na Mazowszu klimatu dla tego gatunku. W przeciągu lat
drzewo pokrywało się, w drugiej połowie
lipca aż do początku sierpnia, swoimi przypominającymi wybuchy fajerwerk
kwiatostanami. Zawiązywało puchato-kolczaste jeże owoców.
Było super aż do
początku grudnia…
Wyrok zapadł już dawno ale kolejne lata kradło się
nieświadomie. To że wokoło miasta będą obwodnice i drzewo stoi na ich terenie
to nie jakaś nowość…
Niestety zachciało mi się wyjazdu do Pragi i przegapiłam
moment karczowania lasu. Tak więc po powrocie z drzewa został boleśnie sterczący
kikut. Nie muszę Wam tu się rozpływać we łzach że zrobiło mi się wyjątkowo
przykro. Poszłam odwiedzić Kasztana i wtedy odkryłam że ten przy samym pniu ma
małe i większe odrosty korzeniowe!
No i zrodziła się myśl szatańska…zabrać tą pozostałość po drzewie do Moczarowego….
No i rozdzwoniły się telefony we wszystkich biurach budowy….
„Proszę Pana czy mogę zabrać pewną karpę…?”
O dziwo na hasło to „Kasztan jadalny” wszyscy miękli…
„Naprawdę Proszę Pani Kasztan… no faktycznie szkoda… może
Pani wziąć karpę….my ją będziemy wyrywać i tak wszystkie drzewa będą usuwane….”
Trzeba było ją tylko oznaczyć czerwoną kokardą i dogadać się
z operatorem koparki.
Przestałam godzinę w zgliszczach lasu czekając jak Pan
skończy pracę na odcinku, by z nim porozmawiać. Patrzyłam jak wielka niczym
mityczny smok maszyna wyrywa karpy jakby były młodymi marchewkami w pulchnej ziemi. Te korzenie zatopione
głęboko w piaszczysto gliniaste podłoże poddawały się lekko i bez walki. Rosła
wielka sterta uwolnionych karp, a w parę godzin zapanowała prawdziwa pustka.
Operator wielkiego potwora na gąsienicach okazał się
prawdziwym mistrzem swojego fachu. Nie tylko rozumiał moją prośbę to jeszcze
swoją profesję wykonywał z niesamowitą precyzją i wiedzą.
Ustaliliśmy że obkopie karpę a potem delikatnie ją
podniesie. Ale kiedy już doszło do godziny zero, żeby było weselej,
dowiedzieliśmy się że drzewo rośnie na linii gazu lub tuż obok niej. Ustalenie
gdzie ów gaz leży polegało na tym że przyszli panowie popatrzyli na mapę a
bardziej na kierunek wiatru i stwierdzili „chyba tu” No więc o obkopaniu karpy
mogliśmy zapomnieć.
Nie tak się drzewa stare przesadza… są współczesne
technologie polegające na stopniowym podcinaniu korzeni, często kilkuletniemu
tworzeniu nowej bryły drzewu. Podcinaniu konarów by to co pod ziemią mogło
wyżywić to co ponad powierzchnią. Proces długi, żmudny i często okupiony
niepowodzeniem. Choć widziałam drzewa nawet bardzo duże i stare które zostały z
sukcesem przesunięte z placu budowy.
Nasz bohater nie miał tyle szczęścia, zresztą co tu się oszukiwać nie
miałbym na taki proces (kosztowny) środków…nie było też czasu, trzeba było
działać szybko tu i teraz.
Wydawać by się mogło że tak wielka maszyna jak 30 tonowa
koparka nie jest urządzeniem dokładnym i delikatnym…ale wbrew pozorom ukrytą
silę jaką posiada w odpowiednich rękach może przełożyć na pracę której efekty
mogą zadziwić.
Nie wiedziałam że można wyrwać tak wielgachną karpę z taką
delikatnością, praktycznie jej nie uszkadzając. Linia gazu którą mieliśmy nie
naruszyć okazała się zbawienna i pomocna bo drzewo nie puściło typowego dla
siebie korzenia palowego, tylko rozpłynęło się na boki.
W strugach lodowatego deszczu stałam i parzyłam na cały
proces z wypiekami na twarzy!
Potem trzeba było tylko przewieść drzewko na nowe stanowisko
i wsadzić….Absolutnie banalne z karpą o wadze ponad 2 tony…A wszystko 23
grudnia kiedy ludzie mają w głowie tylko świąteczny pośpiech.
Dziękuję Wszystkim którzy mi tego dnia pomogli…nad tym drzewem
chyba jakiś niezwykły duch się unosił. Projekt poszedł tak gładko że trudno mi
było uwierzyć w to co się stało! W ciągu godziny było już po wszystkim a gigant
spoczywał na oranżeryjnym trawniku gotowy do posadzenia.
Sadziliście kiedyś drzewo tego gabarytu?
Do drobiażdżku konieczna była kolejna wielka maszyna i
kolejny zdolny operator.
Da się? Szczególnie w Wigilię Bożego Narodzenia! Jeśli się
jest drzewem magicznym to TAK! Znów zadziałało hasło „kasztan jadalny”.
Teraz kiedy karpa zamieszkała w nowym miejscu dobry duszku
który dopilnowałeś tego cudownego przeniesienia, sprawiłeś że wszyscy chcieli
pomóc, pogoda była wymarzona i że się udało, spraw by drzewo mimo tylu przejść
ożyło. Niech ukryte w karpie życie starego mądrego drzewa wykiełkuje w niewinnym
pędzie który stanowił dla mnie jedyne światełko w tunelu…że warto było się
kiwać, walczyć, starać, prosić…
O trzymanie kciuków proszę i Ciebie czytelniku!
Do pełni ten „projekt” potrzebuje jeszcze trochę szczęścia!