Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Śmieszne i smutne z morałem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Śmieszne i smutne z morałem. Pokaż wszystkie posty

sobota, 18 września 2010

Musztarda po obiedzie .........

......albo kto po wsi chodzi sam sobie szkodzi ..... Tak po staropolsku bym skwitowała . Co mianowicie ?
zostałam zaproszona przez MAMĘ AMMARA do zabawy w " lubienie " . Generalnie zasady takie :
1. Napisz, kto Cię zaprosił do zabawy / napisałam /
2. Wymień 10 rzeczy, które lubisz / zaraz napiszę /
3. Zaproś kolejnych 10 osób i poinformuj je w komentarzach / podczas mojej długawej nieobecności wszyscy się już pozapraszali więc temat "poszedł szczekać " jakby "powiedział" Kalifek ;-))) /
No cóż ...sama dla siebie się pobawię .....
Otóż celowo nie powiem o moich bliskich , o pewnych wspaniałych zdarzeniach , o niezapomnianych wspomnieniach.... BO TE PO PROSTU KOCHAM .Wymienię za to rzeczy materialne i zjawiska jakie wielce lubię. Kolejnośc jest przypadkowa , a w zasadzie alfabetyczna....

1/ Burza i deszcz ....a już w szczegolności w nocy.....uwielbiam patrzeć na rozświetlone błyskawicami niebo , wsłuchiwać się w szum deszczu bijacego o szyby , a jeśli huczy jeszcze wiatr to jestem w siódmym niebie i mogę nie spać pół nocy upajając sie tym zjawiskiem ....



2/ Buty......oprócz innych moich "FIOŁÓW" ten jest mocno wiodący... nie przepuszczę żadnemu salonowi obuwia i jakiemukolwiek miejscu gdzie sprzedaje sie buty ....Na dzień dzisiejszy moje zasoby to 51 par w tym 13 par kozaczków i botków . A poniżej najnowszy nabytek ...... niestety jescze nie dorobił się mojej produkcji zdjęcia , wiec tylko katalogowe ...CHOOKA RAIN BOOTS model GEISHA .... a co mi tam jakąs chorobę trzeba w życiu mieć ;-))))




3/ Jesień .....najulubieńsza moja pora roku.... właśnie po malutku już sie zbliża i wprawia mnie to w cudowny nastrój....Feeria barw , zapachów - innych o poranku , innych wieczorem , szelest spadajacych liści , najwspanialszy okres na leśne spacery , grzybobranie i najcudowniejsze w swiecie focenie.....



4/ Kapuśniak , zupa ma się rozumieć....ze słodkiej czy kiszonej  kapustki ,z ziemniaczkami i marcheweczką , droższa mi nad trufle , kawiory i inne " ałmazje "... w zasadzie nie ma innej potrawy , o której mogłabym powiedzieć ulubiona. KAPUŚNIAK RULEZ !!!!!


5/Kąpiele i aromaty z tym związane.....nie wiem czy ma to jakiś związek z tym ,że jestem zodiakalnym Wodnikiem ? W każdym razie z wody mogłabym nie wyłazić. Ci którzy pamiętaja mój post łazienkowy , wiedzą ,że to dla mnie szczególne miejsce z centralnie umieszczoną wanna na lwich łapach. Z tego pławienia i relaksu korzystam często jak się da , otulajac się zapachami lawendy , cytrusów , rózy , jaśminu , goździków, eukaliptusa , sosny , bergamotki.....pod postacią olejków , płynów , proszków , soli. W wannie siedzę zazwyczaj ok 40-60  minut , woda leje się BEZ PRZERWY , gdy wanna jest pełna uchylam korek ...i tak w kółko.....Nie pytajcie prosze o rachunki za gaz i wodę - są mocno powyżej sredniej . ;-))))




6/ Kwiaty .....każde ....najszlachetniejsze storczyki , róże i orientalne pieknośći ,skromne , polne i hodowane w ogródkach , doniczkowe , kwitnące i niekwitnące , pachnące i te bez zapachu , na rabatach , krzakach i grządkach , w szklarni , w lesie i gdzie tam jeszcze.....O każdej porze roku ozdabiają mój dom w stojąc w pięknych secesyjnych wazonach i donicach. Czasem pysznią sie barwą i kształtem oraz szlachetnością pochodzenia , czasem sa skromne i niepozorne ALE ZAWSZE są dla mnie ulubionym elementem otoczenia.




7/ Morze i linia horyzontu......chyba to miłość od dziecka....pierwsze 24 lata mojego życia spędziłam mieszkając 400 metrów od plaży . Pisałam juz kiedyś o widoku z mojego okna , latarniach morskich świecących do okien , spacerach i wagarach na plaży i wydmach. Do dziś mogę siedzieć na brzegu i wpatrywać się w horyzont. Niestety już nie tak często , bo los mnie rzucił niewielki kawałek od gór , których nie cierpię i nie nawidzę . Zawsze najlepiej czuję się jadąc z Krakówka w "górę mapy" - jak zaczynają się niziny , wielkie otwarte przestrzenie , a potem morze po prostu zaczynam oddychać .Bałtyk jest cudowny ! Ale nie pogardzę również Śródziemnym , Czerwonym, Adriatykiem , Martwym.....Byle dużooooo wody !!!



8/ Mój dom .....miejsce gdzie mieszkam.....całe 130 metrów na 3 poziomach .Uwielbiam je obłędnie i mogłabym o nim pisać i pisać....Mój azyl , pałac, dworek , chata., apartament ...Zawiera zbiór moich kolekcji , wiekowych przedmiotów z duszą , dość eklektyczny ,wypieszczony i wygodny.Jest zmieniającą się scenografią , wciąż żyje i co chwilę wiele rzeczy zmienia w nim miejsce , tworzy żywe obrazy . Wszystko to dzięki przytulnym tkaninom , gadżetom , bibelotom , roślinom , żywym kompozycjom , przedmiotom pięknym i wybranym ....Po prostu MY HOME IS MY CASTLE ;-)))




9/ NIKONEK ..... a dokładnie mój Nikon d 300 i tymże focenie ...pasja , zamiłowanie , hobby , relaks...Odbywamy razem bliskie , dalsze i bardzo dalekie eskapady . Mieszkamy nawt w jednej sypialni
;-))) .Wraz ze swoimi obiektywani i innymi utensyliami ma swoje w niej niekwestionowane miejsce , zawsze jest "pod ręką". Myślę ,ze lubimy się z wzajemnością , a wspołpraca nawet nieźle nam wychodzi...

.

10/ Porcelana ...tudzież antyki , starocia , pchle targi , antykwariaty , Desy ..... wszystko to wiąże się z potencjalnym niebezpieczeństwem ,że nie oprę się urokowi jakiegoś kolejnego eksponatu majacego zasilić którąś z moich kolekcji , wzbogacić wnętrze lub po prostu jest mi ABSOLUTNIE NIEZBĘDNY DO DALSZEGO ŻYCIA ;-)))) . I skoro jest absolutnie niezbędny MUSI zostać nabyty ! Apanaże na takie cele nie zawsze są przewidziane , ale robię tak : przedmiot owy nabywam stosując taktykę Scarlett O'Hary  czyli
" pomyślę o tym jutro" / czytaj : co dalej ? skoro kaska sie wydała / . I tu jesteśmy absolutnie w temacie ,ponieważ nie dalej jak wczoraj nabyłam cudo ABSOLUTNIE NIEZBĘDNE MI DO ŻYCIA NA TYM PADOLE ;-))) . I co z tego ,że kosztowne ? Ale i tak okazyjne , niepowtarzalne , dizajnerskie w całym tego słowa znaczeniu. Cóz to? Otóz tapiseria samego Boba Timberlake'a , cudowna , oryginalna , logowana. Kupiona za "grosze "  w porównaniu z jego kilkuset dolarowa wartością . Zrozumie mnie ten co wie o czym piszę , ci co z jakiegoś powodu nie wiedzą jeszcze - proponuję ,żeby się "dokształcili" na  www.bobtimberlake.com .

Zdjęcia póki co tylko robione przez sprzedawcę , jak dojdzie to obfocę dokładnie ;-))))




No i tyle w rzeczonym temacie ... Jednym słowem rzec mogę  WARIAT jestem ..........
.......a powyżej  jeszcze kilka z moich porcelanowych zdobyczy  tch co to
 ABSOLUTNIE SĄ NIEZBĘDNE DO ŻYCIA .......

środa, 19 maja 2010

Życzenie.....

Z góry proszę o wybaczenie , gdyż znajduje się tu pewien mało kulturalny , aczkolwiek  często używany wyraz. Skomponowana całość "artystyczna " została przeze mnie znaleziona w jednym z sekretariatów poważnej / jak by nie patrzeć / uczelni. Pomyślałam więc ,ze skoro w takim przybytku się nie wstydzą ....pokażę i Wam ;-))))) .Ja uczciwie powiem ,że bardzo mi się podoba ;-))))))


 

czwartek, 18 marca 2010

co-to-niby-jest ? oraz po-co-ci-to?

Takie padły pytania .    cotonibyjest ? oraz pococito ?    Oczywiście z ust Młodego , a jakże !

-Mami , / forma pieszczotliwa stosowana jeszcze czasem / co to niby jest , bo męczysz to i męczysz tyle  czasu ?
-a nie widać?
-widać , ale  niedokładnie.
-sakiewka
-?????
-no woreczek taki , torebeczka
-Matko , / forma pieszczotliwa ,stosowana standardowo / , ale po co ci to ?
-jeszcze nie wiem.
-robisz cos od miesiąca chyba i nie wiesz po co?
-a bez metafor ?
-no , zjadłbym coś  / a więc jednak ! Zna się własne dziecię /
-rączki amputowało ?
-nie , ale spożytkowałabyś Mami energię na coś konstruktywnego , wiesz , jakieś fikuśne kanapeczki  ....
-pożytkuję na coś konstruktywnego....
-oki Mami , ponawiam pytanie  PO CO CI TO ???
- / Jezu olśnij mnie , bo stracę twarz /  NA WACIKI !!!!!!!!!!!!!
-Matko , błagam cię ! Robisz sakiewkę na waciki , a twoje dziecię jest głodne !
-dziecię ma 20 lat i 20 sprawnych palców na 4 kończynach
-a bez metafor ? / jakie to przemądrzałe i jeszcze przedrzeźnia , wyhodował sobie człowiek żmiję na własnym łonie  /
-to nie metafora tylko stwierdzenie faktu
-sugerujesz  Mami , że mam dokonać samookaleczenia ,żebys się zlitowała ?

Jedynym sposobem na pozbycie się natręta było wykonanie fikuśnych kanapeczek. Przewaga mojego dziecięcia polega na tym ,że taki dialog mógłby trwać w nieskończoność  i dziecię o tym wie ! To znaczy wie o tym ,że moja kapitulacja nastąpi tym szybciej im bardziej będzie  dziecię "truło".
Sakiewka została więc zakończona po odkarmieniu pisklęcia . I cieszę się , bo dłubałam ją tyle czasu ,że aż sama byłam zła. Nagle odkryte jej przeznaczenie  - na waciki przecież ;-))))) - okazało się zbawienne !
Robiłam ją bo zachwyciłam się wzorem  / och ,  moje ukochane różyczki ... / ale jej przeznaczenie ciagle było dla mnie tajemnicą  i w końcu to dziecię spowodowało ,że znalazła swoje miejsce w domu ...... I jak się nie odwdzięczyć fikuśnymi kanapeczkami , no jak ????? ;-)))))
Wisi więc sobie w łazience nafaszerowana kolorowymi wacikami do demakijażu.....O Boże , no i co ? Zawsze mówiłam ,że jestem  GADŻECIARA  !!!!






niedziela, 7 marca 2010

Opowieść o tajemniczym papirusie

Jak tu nie wierzyć w przeznaczenie ? Przeglądałam wczoraj zdjęcia na dysku  , a że mam je wszystkie dokładnie posegregowane , skatalogowane i opisane  szybko okazało się co robiłam DOKŁADNIE  trzy lata temu. Do tego o czym zaraz opowiem, przymierzałam się już kilka razy , ale jakoś tak nie bardzo chciało mi sie temat ugryźć. Dziś niejako rocznica tego wydarzenia ,więc ...
Od razu zastrzegam sobie ,że nie mam zamiaru współzawodniczyć z dziewczynami piszącymi swoje blogi wprost z Egiptu , bo ani nie mam ich wiedzy ,ani nigdy jej nie zdobędę.
Tamtego dnia , zaplanowana była wycieczka do Luksoru , Doliny Królów , swiątyni Hatszepsut w Deir el -Bahari i takie tam...Gdzieś pomiędzy tym wszystkim  ,trafiliśmy również do przybytku pod nazwą  Isis Papyrus Museum. Oczywiście , niewiele miało to wspólnego z muzeum , za to okazało się wytwórnią papirusu i miejscem jego sprzedaży .

Nie zamierzałam czynić żadnych zakupow , ale oczywiście poszłam. Starożytna sztuka Egipska , bardzo mi sie podoba , ale  wykorzystanie jej w moim domu absolutnie z niczym by nie konweniowało. Standardowo odbył się wykład pani przewodniczki na temat papirusu - jego pozyskiwania , wytwarzania , rodzajów etc. W galerii mozna było nabyć taniutkie turystyczne wyroby , przypominajace chińską produkcję , ale również piękne ,artystyczne i wysmakowane  , nie boję sie tu użyc nazwy - arcydzieła. Jak już napisałam wizerunki faraonów , rydwanów , kartuszy i innych  podobnych nie były mi pisane .


Stałam jednak w kolejce do kasy , towarzysząc koleżance. I nagle , olsnienie !!!! Jest ! Musi być mój !
Za plecami sprzedawcy wisiał  niby to niepozorny , ale jakże piękny papirus, zbliżony formatem do A4 , perfekcyjnie wykonany i przecudnie zdobiony. Nie był wystawiony jako eksponat w  galerii ,przeznaczony do sprzedaży .Wisiał z boczku z jakimiś innymi arabskimi dokumentami czy certyfikatami. Jego treść stanowił starannie wykaligrafowany arabski tekst, bogato zdobiony złoceniami. Papirus miał  dość ciemny kolor i jak zapamiętałam z wykładu najprawdopodobniej należał do tych najszlachetniejszych / potem okazało sie ,że  przeczucie mnie nie myliło /.W zasadzie w tamtym momencie nie miało znaczenia , co jest na nim  napisane . Podobał mi się , oczami wyobraźni juz widziałam go na konkretnym miejscu w swoim domu  i był w zasięgu ręki  , wystarczyło tylko ustalić jego cenę , jak to zazwyczaj w krajach arabskich ma miejsce !!!! Nic bardziej mylnego ,jak szybko miało sie okazać  !!!!  Podjęte pertraktacje  , całe szczęscie ,że miałam czas ,bo znaczna częśc grupy stała jeszcze w kolejce , nie odniosły najmniejszego skutku. Uprzejmość , "kadzenie" , bajery nie robiły na panu najmniejszego wrażenia , wyciągnełam  kolejny atut w postaci opowieści o mojej miłości  do pięknych przedmiotów , sztuki arabskiej , Arabów w ogóle ...
I nic ! Dowiedziałam się tylko ,że to bardzo ważny tekst , wisi tam długo i jest czymś na wzór talizmanu .

Nie pozostało mi juz nic innego jak zagrać vabank , wyciągnąć swój ostatni atut , swojego asa z rękawa , a raczej z nogi ;-))). Poprosiłam pana ,żeby spojrzał zza lady na moją ...łydkę , gdyż jest tam koronny dowód - jak przekonywałam -  na mój szacunek dla kultury islamu i mając go tam umieszczony  na całe życie  poświadcza moje słowa .Jak łatwo sie domyśleć na łydce jest tatuaż , jedno słowo  arabskie ,równie starannie wykaligrafowane co papirus. O nim jednak kiedy indziej . Pan popatrzał , zawołał kolegów , zrobiło sie głośno. O czym rozmawiali , niestety nie wiem. Wiem tylko ,że zrobiło to ogromne wrażenie jako podsumowanie moich negocjacji. Patrzał mi przez dobrą chwilę w oczy  , na prawdę głęboko i poważnie , i powiedział ,że papirus mi  DA , ale tylko pod pewnymi warunkami. Przyznam sie ,że poczułam sie trochę nieswojo.... Musiałam więc dokonać przysięgi ,że zapakowany tu i teraz papirus otworzę dopiero w swoim kraju  ,otoczę jego święte słowa szacunkiem a w swoim domu potraktuję z należytym mu honorem.
Jakkolwiek to zabrzmiało , wydawało mi sie absolutnie do zaakceptowania , więc przysięgajac na Allaha , jak życzył sobie pan  ,jak i na mojego Boga  stałam sie szczęśliwą posiadaczka papirusu . Pozostawiłam za niego jakąś  symboliczna kwotę , ponieważ pan pieniędzy nie chciał. Dzięki obecnym świadkom tego wydarzenia , urosło ono szybko do rangi sensacji wśród całej naszej grupy. Zaraz też znaleźli sie chętni aby owe cudo / zapakowane do specjalnej tuby / koniecznie zobaczyć. Oczywiście pomna przysięgi ,odpierałam skutecznie  wszystkie ataki.
Papirus bezpiecznie dojechał do Polski i  ...10 miesięcy przeleżał w tubie ;-( . Inne sprawy zaprzątały wtedy moje życie i trochę go zaniedbałam. W końcu jednak trafiłam do ramiarza  , wybór ramy okazał się być czynnościa niełatwą . Za wąska , za złota , za prosta , za.....  no istny koszmar , ale jakoś tak znalazłam  nić porozumienia z panem w zakładzie  . Zamyślił się , powiedział ,że chyba ma coś specjalnego i wyszedł na zaplecze.  I to było TO , starzał w 10 !!!! Od razu uświadomił mnie ,że rama  to pozostałość po sprowadzanym z Włoch na specjalne zamówienie towarze.Jest wykonana z lekkiego ,szlachetnego drewna , ręcznie repusowana , ręcznie złocona , jak i ręcznie woskowana. Wiedziałam czym to pachnie !!!  Musiała być horrendalnie droga ! Jednakże szczęscie mnie nie opuszczało. Pan ,któremu opowiedziałam historię zdobycia papirusu , jakoś tak poczuł sie współodpowiedzialny za jego dalsze losy. Zaproponował mi 1/3 ceny za materiał na ramę !!!!! , że niby pozostałośc , że widzi już w głowie efekt pracy..... Ustaliliśmy detale , cenę - w dalszym ciagu niemałą , ale juz nie horrendalną  i za tydzień ujrzałam efekt finalny .
Jak dla mnie CUDO ! Zawisł na dole w holu , w miejscu , które nazywamy małą Jerozolimą ;-) , gdyż  znajdują się tam przedmioty nawiązujące do religii chrześcijańskiej , judaizmu  jak i kultury arabskiej  .







Wtedy też zaprzątnęła moją głowę myśl , że do licha pasowałoby dowiedzieć się co jest  napisane  na tym tak wymagającym szacunku papirusie. Zaczęlam szukać kogos , kto podjałby się tłumaczenia , niestety z marnym skutkiem. Nie pamiętam juz dziś , gdzie trafiłam na Fatmę , ale strzał okazał sie udany.Znów opisałam swoją historię , przesłałam zdjęcia i poprosiłam o pomoc. Nie zawiodłam się ! Fatma jest Polką ,mieszka czas jakiś  w Egipcie i  przy pomocy swojego męża nadesłała mi tłumaczenie tekstu oraz jego objaśnienie.
Otóż tekst okazał się być , ostatnią ,sto czternastą surą Koranu  zatytułowaną  AN-NAS / LUDZIE /
Fatma podała mi jej tłumaczenie za Józefem Bielawskim , co niniejszym za Nią powtarzam :

                                                                    Mów:

                                                                   "Szukam schronienia u Pana ludzi,
                                                                    Króla ludzi,
                                                                    Boga ludzi,
                                                                    Przed złem kusiciela
                                                                    wycofujacego sie skrycie,
                                                                    który podszeptuje pokusę w serca ludzi
                                                                    - spośród dżinnów i ludzi."

Fatma napisała również ,że  "w  wierze ludowej sura ta uchodzi za "zaklęcie", srodek obrony przed "czarami" i nieszczęściem. Dokladnie chroni ona przed zlymi duchami, zlymi ludzmi  , ich zlym spojrzeniem, ludzką zazdroscią  i zawiscią ."
Przyznam szczerze ,że wiele razy czytałam ten tekst i starałam sie zrozumieć go "tak po ludzku " , nie nastąpiło to jednak  tak szybko.
W całej tej opowieści kryje sie morał , jak narazie mało optymistyczny. Myślę sobie tak : albo tak mało we mnie wiary ,że nie czuję jeszcze tej opiekunczej istoty rzeczy papirusu , a ona   JEST , ISTNIEJE , CZUWA MIMO ,ŻE  JA TEGO NIE DOZNAJĘ .... albo nastąpiło coś  z czego nie zdaję sobie sprawy  i nie do końca wypełniłam swoją obietnicę potraktowania go z szacunkiem.
Faktem jest ,że  źli ludzie ,złe duchy , złe spojrzenia , zazdrość i zawiść nie chcą  mnie opuścić i towarzyszą mojemu życiu. Może , jak napisałam , moja wiara jest maluczka , a może gdyby nie ON byłoby gorzej ? Moze to próba , moze wynagrodzona zostanę we właściwym czasie ? Wszystkie te "może" wróciły dziś do mnie w trzecią rocznicę jego posiadania.  Jedno jest tylko miłe , poznałyśmy się z Fatmą osobiscie , podczas moich kolejnych bytności w Egipcie  wiele mi o nim opowiadała , wraz z Mustafą pokazali mi miejsca inne niż te turystyczne ,  i  w końcu za co wielce dziekuję , mogłam być gościem w Ich  domu .
Jednak teraz ,o jednym tylko myślę -  błagam cię-  ZACZNIJ DZIAŁAĆ TAK ,ŻEBYM WRESZCIE  CZUŁA TWOJĄ MOC. !!!!!!!!!!!!





niedziela, 14 lutego 2010

W MAGLU CZYLI NA SIŁOWNI odc 2. Antywalentynki



Dziś kolejna wizyta na siłowni u Violki i Gośki .
Gołym okiem było widać , że zbliża się zadymka. Bynajmniej nie za oknem , tam delikatnie prószył śnieg . Zadymka a raczej zadyma zbliżała się korytarzem do sali ćwiczeń ,w osobie bądź co bądź uroczej zazwyczaj Violki , która bez słowa rzuciła się do atlasopodobnego urządzenia rozciągającego. Gośka nie odezwała się nawet szanując „wnerw” swojej przyjaciółki i jej niezwykłe milczenie. Po pięciu minutach odczuła jednak lekkie zaniepokojenie , po dziesięciu stan ten się nasilił , a po kolejnych pięciu / czyli w sumie piętnastu / była już mocno zaniepokojona . W ciągu kolejnej minuty Gośka wpadła w stan paniki !!! -- No gadaj , bo zwariuję !!!! -- Violka jednak nie miała jakoś ochoty wydusić z siebie ani słowa. -- No słyszysz ? Coś ci zaraz zrobię , jak się nie odezwiesz . -- W sali było dość cicho a i tak Gośka ledwie usłyszała szept przyjaciółki , wydobywający się zza zaciśniętych ust usytuowanych na poszarzałej , tym razem, twarzy .--Jeżeli jeszcze raz usłyszę dziś słowo „walentynki” ,najpierw puszczę pawia ,a potem zamorduję własnymi rękoma tego co je wypowiedział-- Po tym zdaniu Violce jakby ulżyło , jakby wypuściła powietrze z niewidzialnego balonika , a Gośka nagle uświadomiła sobie powód ,dla którego znalazła dziś na stole w kuchni jakieś podwiędłe badyle pod nazwą „niby róże” .Zaraz też przebiegło jej przez głowę zdanie ,pozornie pozbawione sensu , jednakże mocno prawdziwe : „aby odwalić pańszczyznę”. – Referuj kochana , referuj o tych wa…. — Gośka ugryzła się w język ,bo już widziała długie paznokcie Violki zatopione w swoim gardle . – No referuj ,po prostu -- Violka nabrała powietrza w płuca i z jej zaciśniętych ust , poprzez zęby zaczął cedzić się potok słów . – Wiersze na walentynki , kartki na walentynki , prezenty na walentynki , serduszka , aniołki , diabełki , muzyczne walentynki , logo na walentynki, bielizna na walentynki, mowa kwiatów , miłosne aforyzmy , dasz wiarę , nawet paintball na walentynki . Tego się nie da znieść!!!! Zalew tej anglosaskiej kultury jest obrzydliwy !!! To prześciganie się w wymyślaniu kolejnych głupot , powinno raczej znaleźć przełożenie na zmianę w codziennym postępowaniu. Jaki jest sens takiej jednodniowej zakłamanej manifestacji , skoro na co dzień jest inaczej ??? -- Gośka siedziała z rozdziawionymi ustami i wprost wyglądała na ucieleśnioną maszynę myślącą -- O ekspresję Radzia w dniu dzisiejszym nie pytam , ale ten Nowy chyba się sprawdził? -- / O NOWYM MOŻNA PRZECZYTAĆ W POPRZEDNIM ODCINKU / -- Boże , jaka ty głupia jesteś – zawyła Violka -- Właśnie o to chodzi ,że od rana smski , wierszyki , kwiatki , prezenciki , pierdoły. A ja chcę wreszcie czystego uczucia , bez tego śmiesznego zadęcia jednodniowego święta , chcę uczucia na co dzień ,chcę walentynek na co dzień, chcę żeby coś istniało bez względu na dzień czy porę roku .Oficjalne odprawienie takiego święta powoduje tylko to ,że rodzi się w świadomości myśl „odfajkowane”. I z roku na rok jest gorzej , kupowanie jakichś bzdetów , kwiatków , serduszek , które na drugi dzień leżą w kącie , albo co gorsza na śmietniku ,tylko po to żeby poczuć ulgę ,że jesteśmy tacy światowi. Dość mam takich jednodniowych , wspaniałych bohaterów , którym pary starcza tylko na 24 h. Natomiast w każdym innym dniu roku nie przypominają herosów walentynkowych. Czemu nas ,babki , stać na wyprawianie walentynek 365 dni w roku ? – Gośka cmoknęła z niedowierzaniem , a może z dezaprobatą słysząc ostatnie zdanie Violki -- No dobra ,ok. niech będzie 300 , odejmę okres i kilka dni wokół niego -- Violka wydała się sobie naprawdę wspaniałomyślna i na fali euforii zaatakowała Gośkę. – A ty? A ty czemu się nie wypowiesz ?-- -- Po „a” nie miałam jeszcze możliwości , po „b” twoja definicja jest wręcz encyklopedyczna , a po „c” ….. -- I tu Gośce rozbłysły gniewem oczy – Na stole stały dziś walentynkowe zdechłe róże , a w zeszłym roku Wituś przesłał bukiet limuzyną przez posłańca . – Violka triumfowała – A widzisz , no sama widzisz !!! A co zrobił takiego znaczącego przez następne 364 dni? -- Po chwili milczenia Gośka cichutko wyszeptała -- no nic . NIC ZNACZĄCEGO !--

Pomimo całej głupoty tego żałosnego święta, przyznaję, że miłość jest piękna i daje dużo radości. Życzę więc tym, którzy mają swoją parę, żeby się z tego cieszyli, a jak się nie cieszą, to albo niech zaczną, albo niech się pożegnają., bowiem związek, który nie daje radości nie powinien istnieć. A ci, którzy nie mają parki, też niech się z tego cieszą, bo wolność też jest piękna. I niech pamiętają, że warto poczekać. W każdym momencie.

niedziela, 17 stycznia 2010

W MAGLU CZYLI NA SIŁOWNI odc 1. Kłopotliwy prezent


Zainspirowana moją wczorajsza opowieścią o krewetkach w karniszach ;-))) , stwierdziłam ,że takie myśli , mądrości i plotki wymieniały sobie nasze babki ni mniej ni więcej w maglu .Zważywszy , że magiel jako taki ,czyli nie maszyna a miejsce przestał już chyba istnieć ,znaleźć trzeba jakieś miejsce alternatywne do wymieniania wszystkich tych plotek i newsów. Pierwsze co przyszło mi do głowy , a co z maglem wielce jest skoligacone to SIŁOWNIA . Maglujemy tam wszakże nasze ciała w celu ujędrnienia , wygładzenia , polepszenia a oprócz tego maglujemy umysł po prostu plotami / no nie da się ukryć /. Do rzeczy!!! Dzisiejszy post będzie pierwszym z cyklu W MAGLU CZYLI NA SIŁOWNI. A cykl jak to cykl będzie miał swoją, co jakiś czas ,kontynuację.
Violka, wielce interesującą kobieta w wieku co prawda mocno balzakowskim, jednakże mimo to atrakcyjnym, pewnie wkroczyła na salę. Jej przyjaciółka Gośka, już od 10 minut rozciągała pracowicie mięśnie , ale Violka zdała się tego nie widzieć. -- No witaj kochana , ale mam niusa , dasz wiarę ? Dostałam prezent i wiesz co ?...Nie wiem co z nim zrobić … /////--Jak beznadziejny ,to sprzedaj na Allegro ,no bo superowy trzeba by chyba zatrzymać. A w ogóle od kogo ten prezent i z jakiej okazji??? ///// I tu Violka jednym tchem wyrzuciła z siebie -- Od Radzia , no wiesz już dawno nam się nie układa , ale prezent postanowił mi dać wspaniałomyślnie, jakoby w celu wyjaśnienia sytuacji i dla mojego dobra , bo bardzo mnie cały czas kocha i chce mojego dobra …i kazał mi sobie wziąć KOCHANKA !!!///// Violka zmęczona swoim słowotokiem opadła na ławeczkę do ćwiczeń , a Gośka spojrzała na nią wcale nie zdziwiona -- O , kochana takie prezenty to się przyjmuje! Bezapelacyjnie ! Szczególnie jak ci je mąż ofiaruje ! Powiem krótko ,bo tu nie ma czego rozwlekać. Czy ty masz moja droga jakieś problemy natury moralnej , skoro własny mąż ich nie ma i wyjeżdża ci z takim podarkiem ???? Ty jesteś po prostu szczęściara!!! Rozpakowałaś już przynajmniej ten prezent ???/////Violka patrzała na nią jak na jednorożca i nieśmiało spytała –Jak to rozpakowałam??? ////--No po prostu! Masz już tego kochanka? Jezu dziewczyno ,czy ty nigdy nie zmądrzejesz? To jest absolutnie kuriozalny ,rewelacyjny ,genialny i co tam jeszcze prezent !!! I do tego jeszcze darowany z chęci dbania o twoje dobro ! ///// Biedna Violka zdawała się dalej nic nie rozumieć i w jej oczach zaszkliły się łzy – Ale po co mi kochanek??? /////-- Po co? No to ja ci powiem po co , skoro taka niedouczona jesteś !!! KOCHANEK to jest to czego ci najbardziej teraz potrzeba , więc prezent jest trafiony w dychę. Zrekompensuje ci znakomicie brak zainteresowania ze strony Radzia. ///// I tu Gośka stanęła jak Statua Wolności z uniesioną ręką i zaczęła recytować jednym tchem , bez zająknięcia , a nad jej głową rozbłysła jakaś taka dziwna łuna światła. Wyglądała jak nawiedzona ! – Kochanek jak już jest z kobietą, poświęca jej całą swoją uwagę , nie czyta w tym czasie gazet , nie gra na konsoli , nie ogląda Ligi Mistrzów , nie idzie z kumplem na piwo ,nie chrapie – bo nie śpi .Woli spotkanie z kobietą i chce je wykorzystać na maksa. Pamięta o jej urodzinach , imieninach , walentynkach , tłustym czwartku , dniu tygodnia kiedy ją po raz pierwszy zobaczył i jeszcze do tego o tym jaka leciała wtedy piosenka .Kochanek wie jaki masz kolor oczu , zna mapę wszystkich pieprzyków na twoim ciele , wie jaki nosisz rozmiar bielizny , jakie pieszczoty lubisz najbardziej i nawet to czy słodzisz kawę , albo ,że w ogóle jej nie pijasz. Kochanek wie to wszystko bo całkowicie wypełniasz tę przestrzeń jego myśli , która zawiera instrukcję jak sprawić kobiecie przyjemność. Stara się cały czas ,bo wie ,że zawsze może cię stracić i nie zabezpiecza go podpisany w urzędzie papierek. Jest ci źle ? Kochanek zadba o to by było inaczej : przyspieszy bicie twojego serca , sprawi, że poczujesz się kobieca , ważna , podziwiana , kochana…. A wszystko to będzie jeszcze spotęgowane ,bo pamiętaj moja droga ,że wszystkie swoje dobre uczynki robi w stanie permanentnego stresu i zagrożenia ,że mimo wszystko zazdrosny mąż go dopadnie / chociaż wiemy ,że to pies ogrodnika- sam nie zje a drugiemu nie da /. Jak więc możesz nie docenić takiego prezentu jakim jest kochanek , skoro dla ciebie narazi swe wątłe życie ??? Przecież nie ma większego poświęcenia!!! ///// Dopiero teraz dało się zauważyć ,że w koło zaległa cisza .Na krótko ,bo kobitki zaczęły bić brawo ,klaskać, skakać , piszczeć, tupać ! A faceci? Zdecydowanie dało się zauważyć dwa obozy . Pierwszy obóz – wyluzowany , z nikłymi i nieśmiałymi uśmiechami na twarzy i drugi – zgaszony , speszony ,z poszarzałymi twarzami i bądz co badz zdziwionymi minami. Violce wydawało się ze mignęła jej tam twarz Radzia , ale to tylko na moment ,bo w sąsiedniej grupie jej uwagę przykuł już wpatrzony w nią jak w słońce przystojny facet . Zabrała się zatem za rozpakowywanie swojego prezentu. No i jak tu nie docenić dobrej przyjaciółki , a już na pewno męża z gestem ???

sobota, 16 stycznia 2010

Historia z morałem .


Zredagowałam tu po swojemu wielce ciekawą opowieść , jaka niedawno zasłyszałam będąc w towarzystwie. Ubawiła mnie najpierw ogromnie , ale potem przyjrzałam się jej refleksyjnie. Jednak jak by na nią nie patrzeć jest wielce pouczajaca. Oto ona
Często najpierw ludzie się kochają ,a że linia losu jest cienka ,cieniutka bywa ,ze szybko się nienawidzą. Coś tam sobie uzbierali i zwykle się tym dzielą. Sprawiedliwie? Niesprawiedliwie? Nie o tym ma być , to kwestia innej natury. Jednakże bywa przeważnie tak ,ze obie strony nie są jednakowo usatysfakcjonowane owym podziałem.
Facet jak to facet , /nazwijmy go pan X /znalazł sobie nowszy model -nie auta ani komórki ,ale kobiety. Porzucił więc żonę dla młodego cuda , a niech ma !!! Świeżo zaś zaślubiona ,nowa pani X wyraziła życzenie zamieszkania w rezydencji małżonka. Ponieważ oblubieniec posiadał lepszego adwokata niż jego pozostawiona „stara” żona ,plan musiał się powieść ,a skoro musiał - to się powiódł. Była pani X dostała tylko trzy dni na wyprowadzkę z dotychczasowego lokum. Systematyczna i opanowana już po ostatnich przejściach / a jakże !!!!/ dawna pani X przez cały pierwszy dzień pakowała swoje walizki, pudła , kartony i co tam jeszcze miała. Drugiego dnia, wynajęta przez nią ekipa przewiozła wszystko do jej nowego miejsca zamieszkania .Trzeciego dnia….
Trzeciego dnia zaś usiadła samotnie w swoim byłym domu , w swojej byłej pięknej jadalni ,przy swoim oczywiście byłym stole .Przygotowała wszystko starannie .Zapaliła świece , włączyła nastrojową muzykę i podała sama sobie wykwintną kolację składającą się z krewetek , kawioru i białego wina. Na koniec odbyła sentymentalną podróż po wszystkich pomieszczeniach swojego byłego domu i w każdym włożyła w karnisz skorupkę krewetki i odrobinkę kawioru. Jako ,że była dobrze wychowaną kobietą , sprzątnęła po kolacji , zamknęła dom i odjechała do swojego nowego miejsca zamieszkania Pan X dość szybko wprowadził do owego gniazdka nową jego Panią i wszystko do pewnego momentu układało się sielankowo. Pewnego dna w całym domu zaczęło śmierdzieć. Przykry zapach próbowano najpierw usunąć prostymi metodami: myto , prano , sprzątano , wietrzono… Na nic !!! Wyprano wszystkie dywany , rozłożono dezodoranty , specjalistyczna firma sprawdziła nawet wszystkie przewody wentylacyjne i temu podobne ,czy aby przypadkiem nie rozkłada się w nich jakieś zwierzątko….. Na nic !!!! Zapach był tak przykry ,że znajomi przestali składać wizyty , firma remontowa pracująca przy podnoszeniu standardu rezydencji /na wyraźne życzenie nowej pani X / odmówiła dalszej pracy a świetnie opłacana pomoc domowa uciekła w popłochu. Jako ostatni opuścili swój tonący okręt państwo X , po prostu oni również nie byli już w stanie wytrzymać tego wszech występującego smrodu.
Dom wystawiono na sprzedaż , za wielce atrakcyjną cenę ,jednak dość długo nie znalazł się żaden kupiec. Mimo obniżenia ceny ,nadal nie było chętnego na smrodliwą rezydencję. Sprawa zrobiła się już głośna i żadna Agencja Nieruchomości nie chciała pośredniczyć w sprzedaży. Pan X postawiony pod ścianą nabył na życzenie swojej nowej Pani - kolejne ,piękne ,wygodne i oczywiście drogie lokum, zaciągając przy tym niebagatelny kredyt . I oto jak króliczek z kapelusza pojawiła się na firmamencie dawna pani X. Była małżonka zadzwoniła pod jakimś tam pretekstem i przypadkiem / a jakże by inaczej / zapytała co tam słychać ???? Mocno przybity były małżonek opowiedział prawie z płaczem historię smrodliwego domu , wciągając w to nawet jakieś domniemane siły nadprzyrodzone / jakże był blisko poznania prawdy !!!!/. Dawna pani X postanowiła w imię starych sentymentów pomóc byłemu małżonkowi. Otóż zaproponowała ,że w zamian za rezygnację z części należnych jej alimentów chętnie nabędzie swój dawny dom ,bo bardzo za nim tęskni…. Pan X postanowił kuć żelazo póki gorące. Zgodził się na warunki byłej żony , stawiając jednak swoje. Zaproponował ,że odstąpi dom za 1/100 jego wartości ale NATYCHMIAST ,tego samego dnia , finalizując sprawę u notariusza. Dawna pani X przystała na propozycję i już po kilku godzinach nowy Ulisses i jego małżonka z chytrą miną przyglądali się jak wynajęta ekspresowo firma przewozowa pakuje ich cały dobytek w celu ekspedycji do nowej siedziby ....oczywiście karnisze również. A jakże !!!!

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Kolekcja win,wspomnień i uczuć czyli możliwy sposób na nieśmiertelność.



Piotruś jest górnikiem. Piekielnie inteligentnym górnikiem Mimo sporej różnicy wieku nawet się dogadujemy , a może właśnie dlatego się dogadujemy. Wypowiem się, mam nadzieję za nas dwoje, że lubimy sobie pogadać i jakoś tak na wzajem się motywujemy. Należy do typu ludzi jakich najbardziej cenię i uwielbiam – wali wszystko prosto z mostu . Piotruś jest wieloboistą ,tzn. zajmuje się wieloma rzeczami , wielu rzeczy doświadczył i wielu ludzi mógłby obdzielić doświadczeniami swojego wcale niedługiego życia.
Ostatnio dowiedziałam się ,ze Piotrusiowy tata robił niezrównanego smaku wino z czerwonych winogron. Piotruś też zrobił , ale jak mu się wydawało , wino było podłej natury ,więc je unicestwił zasilając kanalizację miejską. Jakowyś cud sprawił ,że uchowała się jedna butelka i po półtorarocznym leżakowaniu została odkryta !!!! Zawarty w niej trunek okazał się być winem o wybornym smaku ! Niestety niewiele go było , szybko się zmyło i pozostał niedosyt. Pomyślałam ,ze skoro tak , to należy Piotrusia zmotywować do ponownego wyrobu dionizosowego trunku ! No i poszło jak po maśle !

W najbliższym winnym sezonie powstanie wino produkcji Piotra , zostanie rozlane do indywidualnie dobranych butelek , zamkniętych najlepszym korkiem i opatrzone ręcznie wykonanymi etykietami. To jeszcze nie koniec. Każda butelka posiadać będzie indywidualny smak ,ale jak tego Piotuś dokona to już nie wiem . Wiem natomiast ,że te każda z tych manufakturowych etykiet zawierać będzie dedykowany wiersz / bo Piotruś również wiersze tworzy /dla osoby z myślą ,o której wino powstało.
OCZYWIŚCIE ;-)))))) jestem odbiorczynią takowej jednej butelki Chateau Hajer. Powstała już nawet dedykacja na moją etykietę …..
"W winie tym skryta jest tajemnica w smaku czai się obietnica - rozkoszy niespełnione j marzenie ulotne jak Zefira tchnienie miłością w każdym calu przepełnione. Kusi swym pięknem dojrzałym w barwie swej wspaniałym dla ciebie Jolu to wino jest stworzone, niech kusi i obiecuje rzeczy wymarzone."
Mam nadzieję ,że projekt zostanie doprowadzony do końca i nie zakończy żywota w sferze planów. Trzymam więc kciuki,że może tą właśnie flaszką do nieśmiertelności jakoś się prześlizgnę …… Oczekuję więc ,ze o moją butelkę zadba Piotruś odpowiednio ,o czym to poniżej jego i podobnych twórców pragnę pouczyć ;-)))
Najwłaściwszym miejscem dla przechowywania wina jest piwnica, w której zachowana jest stała temperatura, odpowiednia wilgotność powietrza oraz mało światła i statyczność. Bardzo ważna dla leżakującego wina jest temperatura. Nie może być ani za wysoka, spowoduje bowiem szybsze dojrzewanie trunku, tym samym skracając jego żywotność, ani za niska, gdyż proces dojrzewania będzie wydłużony . Najbardziej wskazana jest ta w granicach 12 stopni C.
Winu szkodzą wahania temperatur, dlatego nawet cieplejsze miejsce jest bardziej wskazane, niż to, gdzie zmiany ciepła są częste. Bardziej wrażliwe są wina białe, które w temperaturze 18 stopni powinny leżakować najdłużej rok. Niezależnie od miejsca, najbardziej wskazanym dla tego typu trunku jest dolna część pomieszczenia, gdyż tam skupia się najgęstsze powietrze.
Najważniejsze, by w pomieszczeniu było ciemno. W nasłonecznionym miejscu wino szybciej dojrzewa, dochodzi do niewłaściwych zmian smaku i aromatu. Dlatego w miejscu, gdzie leżakują wina należy używać żarówki o niskiej mocy , natomiast tam, gdzie spoczywają stare wina, wskazane jest używanie świeczek.
Ważne jest także to, by pomieszczenie, w którym składujemy wino było wolne od wibracji a także od mocnych zapachów, które przenikają przez szkło i psują późniejszy smak i aromat wina.
Idealne pomieszczenie dla wina musi mieć także zapewnioną wentylację, najbardziej wskazany jest delikatny przepływ powietrza , jak również odpowiednia wilgotność. Idealna waha się w granicach 70-75%, większa powoduje pleśnienie etykiet i ich odklejanie się, niższa jest niewłaściwa dla korków, co czyni wino krócej żywotnym. W obydwu przypadkach pomocny okazuje się żwir rozsypany na podłodze. W wilgotnej piwnicy pochłonie on wilgoć, w suchej natomiast utrzyma wodę, którą możemy na niego rozlać. Ważne jest także, w jakiej pozycji spoczywa wino, a więc jak ułożona jest butelka. Jak sama nazwa mówi: wino „leżakuje”, zatem najlepiej, by spoczywało w pozycji leżącej tak, by korek miał kontakt z zawartością butelki.
Nieprawdą jest jakoby wino było im starsze tym lepsze. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie: najlepiej smakują świeże, mające do dwóch lat. Wiele jednak jest takich, które nie dają się czasowi i smakują równie dobrze po pięciu latach, jednak długie leżakowanie częściej niesie za sobą niesmak, w dosłownym znaczeniu tegoż słowa, aniżeli dalszą chęć degustowania trunku.

A dla ciekawskich winnych tematów polecam świetną stronkę do poczytania
http://www.winoman.pl/pl/Wino