Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantasy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantasy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 9 marca 2019

"Dzieci krwi i kości" Tomi Adeyemi


Niegdyś kraina Orisza tętniła życiem i magiczną mocą, ale to już przeszłość. Teraz, pod rządami bezwzględnego władcy, magowie są ofiarami okrutnych prześladowań. Zélie straciła matkę, a jej lud – wszelką nadzieję. Kiedy jednak nadarza się okazja, aby pokonać monarchę, dziewczyna nie zamierza się poddać! Z pomocą zbuntowanej księżniczki planuje przechytrzyć następcę tronu, który chce położyć kres istnieniu magii.
Orisza to niebezpieczna kraina, królestwo złowrogich śnieżnych lampartusów i mściwych duchów. Ale największym zagrożeniem dla Zélie jest ona sama, musi bowiem zapanować nad własną mocą i coraz silniejszym uczuciem do wroga…

Och! Jakie to było dobre. Tak, bardzo dobre fantasy. Przymierzałam się do zakupu tej książki w oryginale, bo szczerze powiedziawszy nie wiedziałam, że zostanie wydana u nas. Nie wiem, jak mogło mi to umknąć. Tym bardziej się cieszę, że grupa wydawnicza Publicat postanowiła wydać tę perełkę. W dodatku w oryginalnej szacie graficznej. Podczas czytania "Dzieci krwi i kości" bawiłam się wyśmienicie. Niektórzy psioczyli na pewną przewidywalność czy schematyczność. A ja powiem Wam szczerze, nie zwróciłam na to uwagi! Ba! Uważam, że to będzie jedna z książek, jaką umieszczę w moim top 2019 r. jeśli chodzi o powieści fantastyczne. Tak, tak bardzo mi się podobała. 

Mamy tutaj trzy główne postaci, chociaż trochę żałuję, że nie cztery, bo jednak Tzain też mógłby zostać wybrańcem autorki. Chciałabym poznać historię z jego punktu widzenia, tak, jak miało to miejsce w przypadku Amari, Zelie czy Inana. W końcu on przez cały czas towarzyszy reszcie i jest w każdej sytuacji wspominany. Niemniej, nie będę już na to marudzić, to taki mój maluteńki wywodzik. 

Walka dobra ze złem? Tylko kto jest tym złym. Niby wszystko wydaje się jasne, ale... No właśnie, później okazuje się, że pojawia się wiele wątpliwości. Nie tylko w głowach czytelników, ale również w głowach samych bohaterów. Można by tutaj się pokusić o stwierdzenie: no tak, znowu dobro i zło, co za schemat. A jednak nie do końca, bo widzicie...  W tej książce dzieje się naprawdę wiele. Nie można się nudzić podczas jej lektury i niby wydaje się, że coś wiemy, że czegoś jesteśmy pewni, a po chwili sami zadajemy sobie pytanie "czy aby na pewno?!". Nawet jeśli wziąć pod uwagę relacje między bohaterami, nie można powiedzieć, że są one schematyczne... Może tylko troszeczkę. Tak, ciut, ciut.

Świat pełen magii, ciekawych zwrotów akcji, barwnych postaci, wielu zagadek, walki o swoje prawa, o lepsze życie. Historia miłości, poświęcenia, przyjaźni i straty. To wszystko i wiele więcej, znajdziecie w książce Tomi Adeymi.

Jest to oczywiście fantasy młodzieżowe, ale ja jako dorosły czytelnik, który lubuje się w fantastyce bardziej dla dorosłych, bawiłam się wyśmienicie. Dlatego myślę, że spodoba się każdemu, kto rozpoczyna swoją przygodę z tym gatunkiem, ale również takim czytelnikom, którzy kochają fantasy. Myślę, że się nie zawiedziecie. Zakończenie zwiastuje kolejny tom, czy się nie mylę? Bardzo chciałabym przeczytać kontynuację. Oj, bardzo!

piątek, 13 kwietnia 2018

"Ostrze zdrajcy" Sebastien de Castell



 Dziękuję!

Wielkie Płaszcze. Sędziowie, bohaterowie… zdrajcy?
Król nie żyje, Wielkie Płaszcze rozwiązano, a Falcio val Mond i jego towarzysze Kest i Brasti skończyli jako straż przyboczna szlachcica, który na domiar złego nie chce im płacić. Ale mogło być gorzej – ich chlebodawca mógłby leżeć martwy, podczas gdy oni musieliby bezradnie patrzeć, jak zabójca podrzuca fałszywe dowody wikłające ich w morderstwo. Chwileczkę… Przecież to właśnie się zdarzyło!

W najbardziej zepsutym mieście świata zawiązuje się spisek koronacyjny, a to oznacza, że wszystko, o co walczą Falcio, Kest i Brasti, może lec w gruzach. Jeśli tych trzech zechce przeciąć intrygę, ocalić niewinnych i wskrzesić Wielkie Płaszcze, będą musiały wystarczyć im rapiery w dłoniach i obszarpane skórzane odzienie. Dziś bowiem każdy arystokrata jest tyranem, każdy rycerz – bandytą, a jedyne, czemu można ufać, to ostrze zdrajcy. 
Ostrze Zdrajcy, to bardzo dobra, zabawna, pełna akcji historia z odrobiną fantasy, którą przyjemnie mi się czytało. Chociaż myślałam, że będzie w niej dużo więcej czegoś fantastycznego i pod tym względem odrobinkę się zawiodłam. Aczkolwiek bardzo polubiłam postaci - charakterne, barwne, konkretne. Bardzo podobał mi się język powieści, dzięki któremu nawet nie zauważyłam, kiedy przewróciłam ostatnią kartkę. Muszę przyznać, że przewidziałam dwa kluczowe wątki już w połowie książki, ale nie uważam tego za coś złego. Po prostu w swoim czytelniczym dobytku mam masę przeczytanych tego typu książek i mało co może mnie zaskoczyć.

Walka dobra ze złem, bohaterowie, ofiary, niewiasty w opałach, oprawcy, świst strzał, odgłosy stali uderzającej w stal, śmieszne dialogi, sympatyczne postaci, zamki, dwory, królowie, książęta… To wszystko i wiele innych, znajdziecie w Ostrzu Zdrajcy. Naprawdę świetnie się bawiłam, przeżywając przygodę wraz z Falcio, Brastim i Kestem. Wręcz wyśmienicie! Nie nudziłam się nawet przez chwilę. Cieszę się, że już niebawem będę mogła przeczytać kolejny tom, bo tak pięknie wygląda i kusi!

Ostrze zdrajcy utrzymana jest (w moim odczuciu) w stylu trylogii o muszkieterach. Klimat, bohaterowie, honor... Mnie się ten klimat bardzo spodobał, przypomniałam sobie, kiedy jako mała dziewczynka z zapartym tchem śledziłam poczytania muszkieterów w filmowej, starej wersji. Dlatego, chyba będę miała mały sentyment do serii Sebastien de Castell.

piątek, 30 marca 2018

"Magia Krwawi" Ilona Andrews

Dziękuję!


To nieprawda, że rodziny się nie wybiera. 
Atlantę nawiedza śmiertelnie groźna zaraza. To demonstracja siły i władzy urządzana przez starożytną boginię chorób. Nawiasem mówiąc, ciotkę Kate Daniels.
Siedem plag spada i gromi miasto. Jad, Potop, Huragan, Wstrząs, Bestia, Pożoga i najgroźniejszy z nich, Mrok. Bogini ulegają kolejno rządzące Atlantą: Gildia Najemników, Świątynia, Zakon i Gromada. Najwyższy czas, by ktoś wziął sprawy w swoje ręce. Kate, Curran i pies z piekła rodem rzucają się w wir wydarzeń. Będzie naprawdę ostro!

Serię o Kate Daniels uwielbiam - przez wielkie U! Całą, calusieńką. Dlaczego? Ha! A dlatego, że zawiera w sobie ostry i świetny humor, idealnych wg. mnie bohaterów, wspaniałą fabułę... Mogę wymieniać i wymieniać. Za co ją uwielbiam? Ha! Za wszystko. Tak więc drogi czytelniku, jeśli nie jesteś w stanie przeczytać tej pochwalnej pieśni na temat tej serii, to... a co ja będę. No czytaj! I albo się weź za nią, albo... się za nią weź o!
Tym razem na celownik wzięłam tom IV przygód Kate Daniels, zatytułowany "Magia Krwawi". Jeśli ktoś czytał poprzednie tomy, może się mniej więcej domyślić, co też ów tytuł może oznaczać. O tak, drogi czytelniku, niewątpliwie chodzi bezpośrednio o samą główną bohaterkę, której wszystkie działania prowadziły do nieuchronnego spotkania z... Rodziną. Nikt inny, jak ciocia - bynajmniej nie najlepsza pod słońcem - odwiedza Atlantę i pragnie (?) poznać swoją bratanice. Nie jest to jednak miłe spotkanie po latach. Nie wpadają sobie w ramiona z uśmiechem na twarzy. Co prawda wpadają na siebie, pod siebie, w siebie - tyle, że z mieczem w dłoni, a uśmiech jest nie tyle złowieszczy, co śmiertelnie przerażający.
"- Zamknij się. Skąd mogłam wiedzieć, że dasz się połamać dwóm małym misiom, Złotowłosy?
- Ach tak, niewyparzony jęzor, tęskniłem za tym. - Zgniótł mnie w uścisku. - Teraz już jest mój."

W Atlancie dzieją się coraz to gorsze rzeczy. Tym razem ktoś morduje ważne osobistości, przez co wiele osób jest nie tyle poszkodowanych, co żądnych zemsty. I tutaj - jak się łatwo domyślić - zgłaszają się o pomoc do najlepszej z najlepszych, czyli nikogo innego, jak tylko Kate Daniels we własnej osobie. Wyszczekana, silna, przebiegła, spostrzegawcza i przede wszystkim nieugięta i wojownicza. Jednak czy to wszystko wystarczy, by pokonać śmiertelnego wroga?
"- Głupol z ciebie, Wasza Futrzastość.
W jego oczach zatańczyły żółtawe iskierki.
- Jesteś w moich pokojach, w mojej osobistej wannie, i nadal pyskujesz."
Rozwinął nam się tutaj również wątek miłosny Currana i Kate. Wcześniej były podchody, niewinny flirt, zabawne zaczepki, a teraz jesteśmy świadkami czegoś o wiele bardziej silniejszego, a autorka ostrzegła nas na początku, że w tej części znajdziemy również pikantniejsze sceny. Ja osobiście cieszę się, że ten cały romans ujawniał się stopniowo i powoli, a nie został rzucony przed nos czytelnikowi, bez wcześniejszego przygotowania. Te wszystkie podchody i śmieszne gagi były nie lada gratką, budziły ciekawość i siały w czytelniku pewną dozę napięcia.
"- A ja myślałam, że tylko udajesz szaleńca.
- Nie, taki jestem naprawdę, brutal, paranoik i wszystko musi być tak, jak ja chcę."
 O postaciach nie będę się wiele rozpisywała, gdyż według mnie są wprost fenomenalne! Rozpisywałam się o nich w poprzednich trzech recenzjach i śmiem sądzić, że nikt nie chciałby czytać powtarzających się  nieustannie zwrotów. Tak więc, jedno słowo powinno oddać całość, zarówno postaciom, fabule, przygodom, językowi i całokształtowi tej książki, a słowo to brzmi: GENIALNA! I nie dodam niczego więcej, gdyż przekonywanie Was, abyście sięgnęli po ten cykl , w tym momencie powinno być zbędne.

Cudowny patronat <3

sobota, 24 lutego 2018

"Język Cierni" Leigh Bardugo



Leigh Bardugo, autorka z listy bestsellerów New York Timesa, zainspirowana mitami, baśniami i folklorem stworzyła cudownie klimatyczny zbiór opowiadań, których akcja wprost skrzy się od zdrad, zemsty, aktów poświęcenia i miłości. Wejdźcie do świata griszów...
Miłość przemawia kwiatami. Prawda wymaga cierni.

Udajcie się do świata mrocznych paktów zawieranych w blasku księżyca; świata nawiedzonych miast i głodnych lasów; świata zwierząt mówiących ludzkim głosem i golemów z piernika. Do świata, w którym młoda syrena głosem przywołuje śmiercionośne sztormy, a strumień może spełnić życzenie usychającego z miłości chłopaka - lecz zażąda za to okrutnej ceny.

Pełny tytuł Język Cierni. Opowieści snute o północy i niebezpieczna magia".

Zacznę od tego przepięknego wydania, które totalnie mnie zauroczyło i kiedy tylko zobaczyłam zapowiedź, a w niej informacje o okładce -  wiedziałam, że ta książka musi być moja! I dostałam ją od Ukochanego na Gwiazdkę! Moja radość z posiadania tego cuda była duża. Wiedziałam, że będzie to jedna z tych książek, które długo nie będą musiały czekać na przeczytanie. Wzięłam się za nią na początku stycznia i zakochałam się w treści tak bardzo, jak w samym wydaniu. 

Magiczny zbiór opowiadań, niekoniecznie dla najmłodszych. Znajdziecie tutaj opowieści o miłości, poświęceniu, zaufaniu... Wszystkie zaczynają się niewinnie, by później uderzyć w czytelnika z mocą. Moim ulubionym opowiadaniem jest to o lisie "O lisie, który chciał być za sprytny". Przyznaję... Czytałam je dwa razy pod rząd. A teraz ponownie nabrałam ochoty, na przeczytanie go po raz trzeci. Na drugim miejscu wylądowało "Ayama i cierniowy las", a na trzecim "Wiedźma z Duvy".

Bardugo na pewno inspirowała się znanymi baśniami, to można zauważyć gołym okiem. Jednak zrobiła z nich tak inne historie, że zastanawiałam się, które bardziej przypadły mi do gustu. Te którymi się inspirowała, czy te jej. W Języku Cierni historie są smutne, czasami straszne, 'przebiegłe' i na pewno nie bajkowe. 

Miłość przemawia kwiatami.
Prawda wymaga cierni.

Osobiście polecam każdemu, nie tylko tym którzy czytali Trylogię Griszów, bo nie powiedziałabym, żeby opowiadania jakoś specjalnie nawiązywały do trylogii. Dlatego śmiało możecie się z nią zapoznać bez znajomości wspomnianego cyklu. Ja jestem całkowicie zauroczona i cieszę się przeogromnie, że mam ją w swojej kolekcji!

wtorek, 6 lutego 2018

"Magia uderza" Ilona Andrews

Dziękuję!

Zalewana falami magii Atlanta od dawna nie jest ani bezpiecznym schronieniem, ani miejscem gdzie można znaleźć chwilę wytchnienia.
Mało kto wie o tym równie dobrze, co Kate Daniels. Tym razem jednak nawet ona odkryje rzeczy, o których nie miała pojęcia. Kiedy jej przyjaciel Derek zostaje pobity niemal na śmierć Kate w pogoni za oprawcami dociera na Arenę. To miejsce w podziemiach Atlanty, gdzie odbywają się nielegalne walki na śmierć i życie.
Szukając sprawiedliwości Kate kładzie na szali własne życie - zarówno stając na Arenie, jak i postępując całkowicie wbrew zakazom wściekłego Władcy Bestii.

Oto nadszedł czas na kolejny tom przygód Kate Daniels. Chyba każdy, kto tutaj zagląda wie, że uwielbiam tę serię. Książkę przeczytałam już dawno, i z przyjemnością przypomniałam sobie ją ponownie.

Pierwsza cześć mnie urzekła, druga była wyśmienitym kąskiem, a trzecia była świetna!  Uwielbiam Urban Fantasy nie od dzisiaj, i zapewne będę uwielbiała jeszcze bardzo, bardzo długo, a może na zawsze mi zostanie miłość do tego gatunku? Jak będę się napotykała na tak wybitne książki jak seria o Kate Daniels, to jestem o tym przekonana, że na zawsze.

 W tej części Kate wpada w kolejne kłopoty, nie zdziwiło mnie wcale, że są to kłopoty coraz większej wagi i coraz niebezpieczniejsze. Nie tylko dla niej, ale i dla jej najbliższych los szykuje coś specjalnego, coś z czym łowczyni nie poradzi sobie w pojedynkę. Derek - zmiennokształtny, należący do Gromady, będącej pod wodzą Currana (Władcy Bestii) pakuje się w poważne tarapaty i nie wychodzi z tego cało. Kiedy Kate dowiaduje się, co zdarzyło się jej przyjacielowi, wpada w niepohamowaną wściekłość i jednocześnie załamuje się stanem młodego wilka. Jak się okazuje, w Atlancie odbywają się nielegalne walki zmiennokształtnych, przez które Derek wpakował się w niezłe bagno. Kate za wszelką cenę pragnie dowiedzieć się kto za tym wszystkim stoi i nie zawaha się przed niczym. Wszystko jednak jest trzymane w wielkiej tajemnicy przed Władcą Bestii, który dowiedziawszy się o co chodzi, zapewne obdarłby wszystkich ze skóry - wcale nie w przenośni. Zabawa zaczyna się na całego, kiedy Kate musi zebrać swoją grupę aby zjawić się na arenie walki... Walcząc o swoje życie.
Akcja oczywiście jest wielkim atutem tej książki. Mknie w zawrotnym tempie i zwalnia tylko na moment, tylko po to, żeby ponownie przyspieszyć. Czytelnik tym samym czuje się jakby był na rollercoasterze! Uwielbiam to szalone tempo narzucone przez autorkę. Mimo, iż ciągle coś się dzieje, niełatwo jest się pogubić w fabule. Wszystko jest opisane spójnie i ciekawie, a sam czytelnik chce więcej i więcej.
 Jeden z tych cytatów, które uwielbiam!
„- Czy mogę ci przynieść coś do jedzenia, Wasza Wysokość? Czy mogę powiedzieć ci, jaki jesteś silny i mądry, Wasza Wysokość? Czy mogę cię wyiskać, Wasza Wysokość? Czy mogę cię pocałować w tyłek, Wasza Wysokość? Czy mog... Urwałam , dostrzegając, że Rafael nagle skamieniał. Siedział niczym pomnik, ze wzrokiem wbitym w jakiś punkt ponad moim ramieniem. - Stoi za mną, tak?(...)
- Owszem, możesz pocałować mój tyłek. Zwykle nie przepadam za naruszeniem przestrzeni osobistej, ale przecież jesteś Przyjacielem Gromady, a twoje usługi raz czy dwa nam się przydały. Staram się spełniać życzenia osób przyjaźnie nastawionych do moich ludzi. Mam tylko jedno pytanie, czy to całowanie będzie złożeniem hołdu, rodzajem oporządzania czy też częścią gry wstępnej?”
W pierwszych dwóch częściach autorka świetnie poradziła sobie z nakreśleniem postaci, oraz z zaznajomieniem czytelnika z ich historią, charakterem, obyczajami oraz pochodzeniem każdej z nich. Trwale wyryła w naszej pamięci obraz Kate, Currana czy też Dereka. Dlaczego użyłam tak dobitnego stwierdzenia jak - wyryła? Dlatego, że wszystkie postaci są nietuzinkowe, niepowtarzalnie barwne, nie tylko te główne, ale i poboczne. Uwielbiam kiedy postaci zaskakują mnie z chwili na chwilę, kiedy swoim poczuciem  humoru sprawiają, że i ja się śmieję, natomiast kiedy się smucą, ten smutek, żal i każda emocja przelewa się również i na mnie. Zżyłam się z postaciami tej książki i na pewno nie zapomnę o nich, a kiedy zaczną mi się zacierać w pamięci, dla przypomnienia sięgnę po serię ponownie.
Co tutaj dużo gadać, jest to jedna z moich ulubionych serii, tak więc złego słowa nie powiem. Świetna i tyle. Oczywiście nie zaczynajcie czytać serii od tego tomu, bowiem historia toczy się dalej, a czytelnik, który zaczyna serię od tomu "środkowego", może być mocno zagubiony. Starą ekipę tego cyklu należy poznać od początku, a mówię Wam - naprawdę warto!

Cudowny patronat <3

środa, 24 stycznia 2018

"Plus/minus" Olga Gromyko, Andriej Ułanow


Dziękuję!


Opis wydawcy:

Nowa książka Olgi Gromyko! Świąteczna niespodzianka dla jej licznych fanów.
Autorka wielu bestsellerów, takich jak cykl Kroniki Belorskie czy trylogia Rok szczura powraca z nową powieścią.
"Plus/minus" nie należy do żadnego cyklu. To samodzielna opowieść, która jednak ma w sobie wszystkie cechy literackiego stylu autorki: duża dawka przygody i humoru, wartkiej akcji i skrzących się dowcipem dialogów między parą niezwykłych bohaterów.
Kolejna powieść Olgi Gromyko, której nie możesz przegapić!
Ona jest (prawie) zwyczajną urzędniczką z rutynową pracą, maleńką kawalerką oraz humorzastym domowym ulubieńcem.
On próbuje wrócić do normalnego życia, w którym na napotkanych ludzi nie patrzy się przez celownik karabinu.
Każde z nich ma swój punkt widzenia na życie... niestety, życie również ma punkt widzenia na nich
.

O co chodzi?

No właśnie, dobre pytanie. Czy chodzi o to, który z bohaterów ma rację? Czy może o rozwiązanie sprawy. Doszło do morderstwa, być może są w nie wplątane istoty magiczne, bo wszystko jakoś tak, zbyt dobrze się układa. Oczywiście po myśli mordercy, a nie głównych bohaterów. Rozwiązanie sprawy wcale nie jest takie łatwe, Sasza i Elena przechodzą wiele prób, przeżywają dużo przygód, a przy tym wszystkim ja się naprawdę dobrze bawiłam. Sprawa od początku nie była łatwa do rozwiązania, więc tym bardziej czekałam, jak to się wszystko rozwinie.

Jak to z tymi postaciami:

Osobiście wręcz przepadam za postaciami tworzonymi przez Olgę Gromyko. Ja wiem, że jest wiele osób, które uważają je za ciepłe kluchy, ale moim zdaniem wcale nie są ciepłymi kluchami. Są wyraziste, zabawne i takie realne. Nie są tworzone na herosów, nie są idealne i właśnie to jest ich plus. Już dość mam przepięknych bohaterek o idealnych proporcjach/idealnych mężczyzn niczym z (przerobionej) okładki jakiegoś magazynu albo skrajnego przeciwieństwa  tego co wymieniłam. Olga Gromyko tworzy bohaterów z jajem i chwała jej za to! Zawsze pałam do nich sympatią i tym razem nie było inaczej.

Dobrze się czytało?

Książkę naprawdę dobrze się czytało, osobiście lubię taki lekki styl w fantastyce, chociaż jako fanka Sandersona muszę przyznać, że lubię również ten cięższy. To chyba zależy po prostu od mojego samopoczucia i dnia. Jedyne co, to trochę dialogi i przemyślenia głównych bohaterów czasami mnie drażniły. Widać wyraźnie, że zarówno autor, jak i autorka usilnie próbowali przekonać czytelnika o sile wyższej,  danej płci. Co było czasami zabawne, nie przeczę, jednak za dużo tych przepychanek, przez co był przesyt.

Wnioski:

Osobiście wręcz przepadam za twórczością Olgi Gromyko. Wszystkie jej poprzednie książki, jakie miałam okazję przeczytać, bardzo mi się podobały. Ba! Jestem jej fanką, ale… No właśnie, pojawiło się jakieś „ ale”, bo Plus Minus  nie do końca wypadł tak dobrze, żebym była w pełni zadowolona z lektury. Nie wiem czy to prze to, że książka została napisana w duecie, czy może coś innego… Nie to, żebym była zawiedziona, nie. Plus Minus to zabawna i fajna przygoda, ale po przeczytaniu kilku książek autorki, mam już wyrobione zdanie na temat jej twórczości i tym razem nie jestem pełna zachwytów.

Ocena:

Dobry.

wtorek, 2 stycznia 2018

[Przedpremierowo] "Magia Parzy" Ilona Andrews

PREMIERA 10 stycznia 2018 r. 



Dziękuję!

Atlantę nadal nawiedzają paraliżujące fale magii.
Po serii jeszcze silniejszych wybuchów ulice roją się od mitycznych stworzeń i krwiożerczych dziwadeł. Znaleziona w ruinach dziewczynka wymaga opieki. Antyczny heros wyposażony w kuszę i przerośnięte ego pojawia się w najmniej odpowiednich momentach i robi, co chce. Zaginął cały sabat czarownic, za to pojawiła się rozsierdzona bogini.
Cały ten bałagan nieuchronnie prowadzi Kate do ostatecznej bitwy- z pradawną magią i własnymi uczuciami.

Kolejny, drugi już tom serii o Kate Daniels, który pochłonął mnie bez reszty. Oczekiwania względem tej części miałam niemałe. Po kontynuacji oczekiwałam większej dawki akcji oraz humoru. Nie wątpiłam nawet przez chwilę, że właśnie to dostanę. Nie wiem czemu, ale mam zaufanie do tej serii i byłam pewna, że autorzy mnie nie zawiodą. Poza tym... Widzicie to piękne wznowienie?! Zakochałam się. Czytałam tę serię zanim stała się taka rozrywana i mam ją w poprzednich wydaniach, które było ciężko zdobyć i do których mam ogromny sentyment. Jednak te nowe też mam zamiar mieć wszystkie!
I w tej części Kate ma do czynienia z siłami zła. Tym razem w Atlancie dochodzi do niekontrolowanych wybuchów magii. Nie jest to czymś zwyczajnym i trzeba znaleźć źródło tego zjawiska. Tym razem przeciwnikiem "dobra" będzie ktoś wyższej rangi. Ktoś z kim Kate będzie się musiała zmierzyć wraz z Władcą Bestii, którego obiecała sobie unikać jak najdłużej. Zacznijmy jednak od tego, że Kate będzie miała małe towarzystwo w postaci dwunastoletniej Julie. Dziewczynka jest ścigana przez odmęty zła. Tylko czego istoty ciemności miałyby chcieć od tak małej i niewinnej dziewczynki? Tego wszystkiego Kate dowie się w swoim czasie, zobowiązała się również do znalezienia matki dziewczynki, która zniknęła podczas tajemniczego spotkania czarownic. Gromada zmiennokształtnych również ma pewien problem, który na nieszczęście Kate jest powiązany z jej.Do miasta przybywa pewien kusznik, który w tajemniczy sposób pojawia się i znika, zostawiając za sobą trupy, wkrada się na strzeżony teren Twierdzy Gromady i kradnie ważne mapy. Na imię mu - Bran. Nieziemsko przystojny i błyskotliwy heros.
"- Muszę się zobaczyć z jego futrzastą Wysokością. - Nie mogę uwierzyć, że to mówisz! Po tym jak mnie opie... jak na mnie nawrzeszczałaś, kiedy zapraszałem cię na Wiosenne Spotkanie! Doskonale pamiętam każde twoje słowo: "nigdy więcej nie chcę widzieć tego aroganckiego dupka". I jeszcze: "Po moim trupie!"."
Zacznę od żali... Mało mi Currana! Za to Bran nadrabia straty. Arogancki megaloman? A owszem, ale jaki uroczy! Niewątpliwie postać Brana urozmaicała mi fabułę. Nie dość, że świetnie wykreowana postać drugoplanowa, to jeszcze wiele wnosi w całą akcję. Curran? Tutaj zachwalała nie będę, bo mi wyjdzie oda do Currana. Tak, uwielbiam tego gościa, z resztą podobnie działa na mnie Derek. Kate? Jedna z moich ulubionych postaci kobiecych. Nie straciła w moich oczach, powiem więcej... Zyskała razy dwa. Cieszę się, że w książce nie znalazłam słabego ogniwa - jeśli chodzi o postaci. Świetna wyobraźnia Ilony Andrews, której można pozazdrościć. Wspaniale stworzony świat, który został przedstawiony tak realistycznie, że czytając te dokładne i barwne opisy, ma się wrażenie, jakby samemu uczestniczyło się w przygodach toczących się w Atlancie. Coś wspaniałego.
Akcja, akcja i jeszcze raz akcja! Przygoda goni przygodę, więc nie ma szans na nudę! Piękne opisy walki, której jest w tej części cała masa. Błyskotliwe potyczki słowne Currana, Brana i Kate. Nowa, zupełnie inna i opiewająca w szalenie zaskakujące zwroty akcji niebezpieczna przygoda, której chce się więcej i więcej. Osobiście ksiażkę pochłonęłam (albo ona mnie?) w mig! Świetny i prosty w odbiorze język. Mogłabym zachwalać i zachwalać, ale sami musicie się przekonać, do czego gorąco zachęcam.
Czytając kolejną część zauważyłam wiele nawiązań z poprzedniej, więc jeżeli ktoś chciałby zabrać się za serię, to proponuję I tom, który jest idealnym wprowadzeniem do całego cyklu o Kate Daniels.

"Stałam z boku i obserwowałam, jak sztanga unosi się i opada. Curran miał na sobie stary, podarty podkoszulek, dzięki czemu widziałam, jak jego mięśnie naprężają się pod tkaniną. - Ile wyciskasz? - Siedemset. Dobra, to może stanę sobie trochę z boku, poza twoim zasięgiem. Mam nadzieję, że nie pamiętasz o tej obietnicy skopania ci tyłka?"
Wprost uwielbiam serię o Kate Daniels. Co prawda pierwszy tom był nieco słabszy od tego, ale już w nim moja miłość do tej serii zakiełkowała. Tego mi trzeba było. Dobrego mrocznego fantasy, genialnej fabuły, ostrego humoru i wyśmienicie wykreowanych postaci. To wszystko znajduję w dziele duetu, który kryje się pod pseudonimem Ilona Andrews! Rozkochali mnie w świecie pełnym zmiennokształtnych, a pochłanianie tomu za tomem jest dla mnie niebywałą przyjemnością. Nie potrafię sobie dawkować przyjemności czytania tej książki, ale mam wytłumaczenie. Otóż kiedy już zostałam porwana w wir zdarzeń dotyczących moich ulubionych postaci, nie łatwo mi było się z nimi rozstać i łaknęłam wprost ciągu dalszego.

Mój patronat!

piątek, 17 listopada 2017

"Magia Kąsa" Ilona Andrews Wznowienie!

Dziękuję!

 "Atlanta przyszłości. Arena walk magii i technologii. Wampirze hordy na usługach Panów Umarłych grasują po mieście. 

Kate Daniels ? pyskata dziewczyna, w której żyłach płynie krew i magia ? dowiaduje się o śmierci swojego opiekuna. Musi dokonać wyboru ? komu zaufać, z kim współpracować. Spojrzeć w oczy Władcy Bestii i dołączyć do Gromady? Wejść w układ z kotołakami i szczurołakami? Ofiara woła o pomszczenie, krwawa zagadka o rozwikłanie."
Za serię pani duetu Andrews zabrałam się po raz... Uwaga... trzeci. Tak. To moja ulubiona seria Urban Fantasy!  Sam tytuł mnie zaintrygował, bowiem wszystko co z magią związane, przyciąga mnie jak magnes. W dodatku opinie typu "niesamowita" tudzież "wciska w fotel" przekonały mnie, że seria jest godna uwagi. Dodatkowym i dopełniającym elementem był gatunek Dark Fantasy. Lubuję się ogólnie w Fantasy, więc wiele nie trzeba było, by ta pozycja zwróciła moją uwagę.
Główna bohaterka - Kate Daniels - to tajemnicza kobieta, która posiada pewien sekret związany ze swoim pochodzeniem. Jest również niezależną najemniczką, która walczy ze skutkami źle użytej magii. Kiedy dowiaduje się, że jej przyjaciel i obrońca Greg zostaje zamordowany, w dość dziwnych okolicznościach, postanawia dociekać prawdy dotyczącej jego morderstwa. Postanawia prowadzić prywatne śledztwo, które prowadzi ją na nieznane tereny i rzuca w wir niebezpiecznych przygód.
Przyznam szczerze, że spodziewałam siętrochę więcej akcji i zawrotnego tempa już w pierwszym tomie, jednak autorka postawiła na stonowane opisy wydarzeń. W pierwszym tomie mamy więcej opisów i wyjaśnień różnych skomplikowanych wątków. Swoją drogą to jest plus, może i porywów akcji nie było wiele (nie mówię, że wcale ich brak), ale za to mamy idealne wprowadzenie w całą serię o Magii. Jeżeli już o opisach wspomniałam, to powiem o nich coś więcej. Otóż opisy są bardzo rozbudowane i dokładne. Przyznam, że w większości przypadków takie opisy w innych książkach mnie nudziły, ale w tej tak nie było. O nie! Tutaj autorka stworzyła je tak, aby czytelnik był ciekaw każdego szczegółu i łaknął tym samym więcej i więcej. 
"- Jeszcze jedno, Wasza Wysokość. - To miało zabrzmieć troszkę złośliwie. - Muszę napisać raport o naszym spotkaniu i pisząc o tobie, będę musiała użyć jakiegoś imienia. Wolałabym nie wystukiwać za każdym razem "Przywódca Południowej Gromady Zmiennokształtnych". Jak więc mogę cię nazwać nieco krócej?

- Władca.

Przewróciłam oczami z udawanym oburzeniem . Nie przejął się tym zupełnie.

- O co chodzi? Przecież to bardzo krótko."
   Kate Daniels jest dosyć specyficzną kobietą, która należy do tej grupy bohaterek, które sobie bardzo cenię. Niezależna, z ciętym językiem, silna, czasami arogancka, wiedząca czego chce oraz inteligentna. Jest typową wojowniczką, która w obliczu niebezpieczeństwa nie boi się stawić czoła przeciwnikowi. Nie jest jednak na tyle głupia, żeby prowokować go, jeżeli ten jest silniejszy. Jest też On. Władca Bestii - arogancki, przystojny, silny, twardo stąpający mężczyzna. Curran to bardzo charyzmatyczna postać, jak i sama Kate. Jego puszystość, to mój mąż książkowy numer jeden. Zdecydowanie! Kiedy postaci w danej książce są ciekawe, to i mnie czyta się ją bardzo przyjemnie. Nie lubię mdłych i nic nie wnoszących bohaterów, których kreacja zupełnie nie jest dopracowana. Dlatego uważam, że duet Andrews poradził sobie ze swoimi postaciami wyśmienicie. Stworzył ciekawą gamę różnych charakterów, z których każdy na swój sposób pasuje do fabuły. Poboczne postaci również na pewno nie dadzą o sobie zapomnieć. 
"Wiem, o czym mówił. Opisywał ten moment, kiedy człowiek uświadamia sobie, że jest samotny. Przez jakiś czas jesteś sam, czujesz się z tym świetnie i nawet nie przyjdzie ci do głowy, że twoje życie mogłoby wyglądać inaczej, a potem, pewnego dnia, spotykasz kogoś i nagle dochodzisz do wniosku, że doskwiera ci samotność. To uczucie jest jak uderzenie, sprawia niemal fizyczny ból, czujesz się jednocześnie skrzywdzony i zły - pokrzywdzony, bo bardzo chciałbyś być z tą osobą i zły, bo jej nieobecność sprawia, że cierpisz."
Książkę czytało mi się bardzo dobrze, a wszystko za sprawą bardzo lekkiego i przystępnego języka, jakim została ona napisana, jak i dobremu tłumaczeniu, które zasługuje na wielki plus. Żadnych błędów, czy też literówek nie wyłapałam, a to już coś. Ostatnio zauważyłam, że w większości czytanych przeze mnie książek znajdzie się parę błędów. Tutaj jak mówię, ich brak. Co jeszcze wpływało na płynność i przyjemność czytania? Na pewno pierwszoosobowa narracja. Kate bowiem, jest naszymi oczami i dzięki niej śledzimy losy bohaterów, mamy wgląd w jej emocje i uczucia. 
"Czy mogłabyś powtórzyć? Przegapiłem tę część, która miała zrobić na mnie wrażenie."
Jeżeli chodzi o mnie, to wiele już czytałam książek o zmiennokształtnych, wampirach, silnych bohaterkach. Nie wszystkie te książki mnie urzekły na tyle, aby sięgnąć do nich ponownie. Z książką Magia Kąsa jest inaczej. Dlaczego? Dlatego, że moim zdaniem posiada ona więcej plusów, w porównaniu z tamtymi dziełami. Ta książka niewątpliwie posiada to "coś", czego tamtym najwyraźniej brakowało.
 Dużych plusów książki naliczyłam kilka, zalicza się do nich między innymi sama główna bohaterka - Kate, świat w którym żyją i ludzie, jak i mroczne istoty, język oraz narracja. Świat stworzony przez autorów wciągnie niejednego czytelnika!
Pierwszy tom o Kate Daniels uważam za bardzo udany i godny polecenia. Polecić go mogę tym, którzy lubują się w wszelakiego rodzaju fantasy i paranormalach. Ja osobiście mam nadzieję, że drugi tom będzie obfitował w większą dawkę akcji i humoru. Już nie mogę się doczekać kolejnego tomu, którego okładka jest przepiękna!

wtorek, 14 listopada 2017

"Ciężko być najmłodszym" Ksenia Basztowa, Wiktoria Iwanowa


Ciężko być najmłodszym to pierwszy tom trylogii Książę Ciemności napisanej przez duet autorek: Ksenię Basztową i Wiktorię Iwanową.
Dużo magii, przygód i wartkiej akcji, okraszonej wyjątkowym humorem tak lubianym przez wszystkich miłośników rosyjskiej fantastyki.

Naprawdę trudno jest być najmłodszym, szczególnie w rodzinie Mrocznego Władcy. Szczególnie kiedy cała reszta braci prowadzi już samodzielne życie, a ciebie nadal próbują karmić z łyżeczki. Jedyna możliwość to uciec z domu, najlepiej do jakiejś szkoły magii. A żeby nie było za nudno to zawsze można zabrać do towarzystwa drużynę bohaterów, siedzących w zamkowych lochach... i chyba lepiej zrobić to incognito, tak na wszelki wypadek.

Uwielbiam książki Olgi Gromyko, a słyszałam, że ta trylogia ma podobny klimat i humor. I wiecie co? Poszłam w ciemno. Czuję klimat rosyjskiego i ukraińskiego fantasy, jest zupełnie inny od amerykańskiego czy polskiego. Ma to coś, co... Sama nie wiem, jak to określić. Coś, co wprawia mnie w taki nastrój, którego nie potrafię opisać. Z każdym razem czytając książki Gromyko, przenosiłam się do świata przez nią stworzonego, oddychałam tymi historiami i miałam nadzieję, że tym razem będzie tak samo.
 
Ah! Jak mi brakowało świata fanasy! Połknęłam Ciężko być najmłodszym niemalże za jednym razem. Dawno nie przekroczyłam fantastycznego świata, pełnego magii. Czemu? Nie wiem kurczę, jakoś ciągle  było mi z nim nie po drodze, ale teraz, dzięki tej przerwie jeszcze bardziej doceniłam pierwszy tom trylogii Księcia Ciemności. I już nie mogę się doczekać kolejnego! Błagam, chcę już drugi tom!

Chociaż... Przyznaję, przez pierwsze ok. 50 stron przewracałam oczami, wkurzałam się i cmokałam z niezadowoleniem. Dlaczego? Jakoś wydaje mi się to na wyrost. Pierdyliard niepotrzebnych wykrzykników typu "dlaczego ja?!!!!!" - czy nie jest to wkurzające? Myślę, że można by spokojnie zostawić jeden wykrzyknik, a czytelnik nie jest na tyle upośledzony i na pewno by zrozumiał. Na pewno! Nie wiem z czego to wynika, ale później, jakby wszystko się uspokoiło... Jakby te kilkadziesiąt stron było z innej bajki, aniżeli cała reszta. Czytając te kilkadziesiąt pierwszych stron, zastanawiałam się, kiedy będzie lepiej, kiedy ten dziki szał wykrzyknikowo - pytajnikowy się skończy. Na szczęście się skończył. Druga sprawa, z początku nie łapałam humoru... Kompletnie nie pasował mi styl, jakim została napisana ta książka. Na szczęście, później jakby znowu zupełnie inna bajka humorowa, bum... czuję książkę, czuję postaci, rewelacyjnie mi się czytało. To tyle, jeśli chodzi o moje "pretensje". Teraz same superlatywy, przygotujcie się!

Zacznę od głównego bohatera, charakternego, niezwykle sprytnego, inteligentnego i pewnego siebie, księcia ciemności, któremu na imię Diran. Uwielbiam tego chłopaka, serio. Już za nim tęsknię. W ogóle za tą różnorodną grupką, w której swoje miejsce znalazł krasnolud, elfka, zwierzołak, kapłanka i... jeszcze inne ciekawe osobistości. 

Dużo magii, dużo śmiechu, dużo akcji, dużo przygód. Wszystkiego dużo, prócz ilości stron... Ja to bym chciała, żeby ta książka miała co najmniej 1000 stron. Poważnie. Tak bardzo mi się podobała i (czy ja już o tym nie wspominałam?) chcę kolejny tom. Już, teraz, natentychmiast. 
Czy i komu polecam? Polecam, a jakże! Komu? Tym, którzy lubują się w rosyjskim fantasy, czują ten specyficzny klimat i szukają czegoś innego, oryginalnego. Ja pomimo drobnych, początkowych spięć z tą historią, pokochałam ją całym czytelniczym serduchem.

środa, 20 września 2017

"Szamanka od umarlaków" Martyna Raduchowska



Medium ma w życiu przerąbane. Medium, które nie chce być medium, ma przerąbane w dwójnasób. Medium bez powołania, za to z awersją do duchów, ma przerąbane wzdłuż, wszerz i naokoło.
 Ida Brzezińska świetnie wie, czego chce: normalnego życia. I gdyby to od niej zależało, w jej rodzinie na pewno nie byłoby ojca maga, matki czarownicy, babki jasnowidzki ani ciotki medium. Ani bez mała dwudziestu pokoleń podobnych wariatów. Tymczasem jednak – o, zgrozo - są. A geny sumiennie robią swoje, obdarzając Idę równie nadprzyrodzonym co niepożądanym szóstym zmysłem. Do tego jeszcze wredny, podły Pech o sadystycznych skłonnościach z upodobaniem krzyżuje jej plany, wpycha w szpony apodyktycznej ciotki, nęka stałą obecnością umarłych i wplątuje w aferę, od której na kilometry czuć pieprzem i imbirem – zapachem czarnej magii.
Postawmy sprawę jasno - Ida nie ma Pecha.
To Pech ma Idę.

Zacznę może od tego, że nie miałam dotąd ulubionej polskiej autorki fantasy. Wszystko zmieniło się z dniem, kiedy przeczytałam Szamankę od umarlaków, Martyny Raduchowskiej. O tak! Genialna autorka, o której nie jest tak głośno, jak np. o Anecie Jadowskiej, z której stylem też już miałam okazję się zaznajomić. Jednakże, nie podbiła mojego serca, i choć jej seria o Dorze Wilk jest fajna, to jednak trochę... Jakby to rzec, banalna i przewidywalna. Za to Raduchowska pojechała po całości! Humor, główna postać, postaci poboczne, główny wątek, pomysł, wykonanie... Po prostu cud, miód i malinka - palce lizać.
Szczerze powiedziawszy miałam nie pisać mojej opinii na temat niniejszej pozycji, bo nie miałam jej w planie. Ale stanowczo za cicho jest o Szamance! Ledwo skończyłam tom I, a już mi mało. Chcę więcej. Dużo więcej przygód Idy. Wspomnę jeszcze tylko o jednej bardzo ważnej rzeczy: lubicie twórczość Olgi Gromyko czy Kiry Izmajłowej? A może Briggs, czy Andrews? Ha! Mamy taką jedną Raduchowską, co pisze bardzo podobnie, jak wyżej wspomniane panie (i pan).

Humor, humor i jeszcze raz humor! Uwielbiam taki specyficzny humor w książkach! Właśnie taki sam znaleźć można w powieściach wyżej wymienionych autorów. I właśnie dlatego, że jest w nich taki humor - są one moimi ulubionymi książkami. Wniosek? Prosty. "Szamanka od umarlaków" również trafiła do grona ulubionych, ot, co! W dodatku postaci. Główna bohaterka, Ida Brzezińska należy do tych postaci kobiecych, które ja osobiście bardzo lubię. Przebojowa, wie czego chce, zabawna, no po prostu twarda sztuka. Bohaterowie drugoplanowi są równie dobrze dopracowani i tak samo charakterystyczni.

Podobało mi się również to, jak autorka rozbudowuje napięcie, rozwija powieść. Nie ma niczego na tak zwane hop siup. Wszystko dzieje się metodycznie, a dzięki temu czytelnik ma możliwość spokojnie wdrożyć się w fabułę, niczego nie tracąc. Co mam na myśli mówiąc "tracąc"? Ano często bywa tak, że czytając książki, gdzie wszystko, albo przynajmniej większość - rozgrywa się na wariackich papierach, ja przez to tracę wątek, zamazuje mi się obraz postaci, czy po prostu nie odczuwam emocji związanych z wydarzeniami głównych bohaterów. Na szczęście "Szamanka od umarlaków" jest świetnie skonstruowana i za to ogromny plus.

Komu mogę polecić niniejszą pozycję? Ano na pewno komuś, kto lubi niebanalny humor, oryginalne powieści i lubi się pośmiać podczas czytania książek. Polecam również wszystkim fanom wyżej wymienionych autorów. "Szamanka od umarlaków" rządzi!

piątek, 28 lipca 2017

"Zgromadzenie Cieni" V.E. Schwab

Dziękuję!
Upłynęły cztery miesiące, odkąd w ręce Kella wpadł czarny kamień. Cztery miesiące, odkąd przecięły się ścieżki antariego i dziewczyny z Szarego Londynu, Delilah Bard. Cztery miesiące, odkąd książę Rhy został ranny, Kell i Lila pokonali rządzące Białym Londynem bliźniaki Dane, a kamień wraz z umierającym Hollandem wrzucili w otchłań Londynu Czarnego.
Pod wieloma względami sytuacja prawie wróciła do normalności, chociaż... Rhy spoważniał, a Kella dręczą wyrzuty sumienia. Antari nie przemyca już przedmiotów między światami – jest nerwowy, nawiedzany przez sny z udziałem złowieszczej magii, skupiony na myślach o Lili, która zniknęła mu z oczu w porcie, tak jak zawsze tego pragnęła.

Tymczasem w Czerwonym Londynie trwają przygotowania do Igrzysk Żywiołów, spektakularnego i kosztownego międzynarodowego turnieju – mającego na celu rozrywkę i zachowanie dobrych stosunków z sąsiednimi mocarstwami. Na zawody przybędzie wielu gości, a wśród nich starzy przyjaciele na pewnym statku pirackim.

Jednakże, podczas gdy wszyscy w Czerwonym Londynie skupiają się na czekających ich emocjach sportowych i towarzyszących igrzyskom przyjęciach, w innym Londynie rozkwita życie, a ci, którzy mieli rzekomo odejść na zawsze, powracają. Jak cień, który znika w nocy, lecz pojawia się znów kolejnego dnia, tak odżywać zdaje się Czarny Londyn. Tyle że magia wymaga równowagi, więc by odrodził się Czarny Londyn, inne miasto musi upaść...

Po rewelacyjnym Mroczniejszym odcieniu magii, przyszedł czas na kontynuację w postaci Zgromadzenia cieni. Tomem pierwszym się wręcz zachwycałam, dlatego liczyłam na to, że i tom drugi zwali mnie z nóg. Nie mogłam się go doczekać, a kiedy zabrałam się za czytanie, ciężko było mi się wciągnąć w fabułę. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że kontynuacja jest nieco słabsza od tomu pierwszego, co z bólem serca stwierdzam. Przez około sto stron czytałam na trybie "bo wypada przeczytać kontynuację". Kolejne dwieście stron "bo wypada sprawdzić, czy dalej będzie lepiej". Dopiero po przekroczeniu połowy książki wciągnęłam się na tyle, by stwierdzić, że książka jest dobra, wiele się w niej dzieje, ale nadal nie uważam, żeby była tak dobra jak Mroczniejszy odcień magii. Brakuje mi tutaj tego ognia, tej pasji, tego charakteru, który był w jedynce. Owszem, druga połowa była świetna, ale żeby do niej dotrzeć, musiałam przemęczyć pierwszą, a nie o to chyba chodzi.

Przypominam sobie, jak Mroczniejszy odcień magii wciągnął mnie na samym starcie. Byłam zachwycona, pałałam achami i ochami na wszystkie strony. Zakończenie mnie zastanowiło, trochę było mi smutno, że to już koniec, ale byłam ogromnie ciekawa, jak to wszystko się rozwinie w następnym tomie. Powiem tak, Zgromadzenie cieni mi się podobało. Naprawdę! Pomimo tej pierwszej lekko słabszej (jak dla mnie) połowy. Z dużymi emocjami śledziłam to, co działo się z Kella. Tym razem Lila była mi (nie wiem czemu) bardziej obojętna. Z mniejszym zaciekawieniem czytałam jej perypetie. Moje zainteresowanie przejął Alucard, którego bardzo polubiłam. Prawie tak bardzo jak Kella!

Wydaje mi się, że Lila w tej części jest mało konkretna... Nie wiem czym to jest spowodowane, może autorka nie miała za bardzo pomysłu na jej postać? Szkoda. Kell to ten sam Kell jakiego poznałam w pierwszej części, może trochę się uspokoił i w ogóle. Niemniej darzę go taką ogromną sympatią, jak na samym początku.

Jeśli chodzi o dynamikę powieści. Tak, znowu będę porównywała. W tomie drugim jest znacznie, ale to znacznie spokojniej. Nie dzieje się tu tak wiele, jak w pierwszym tomie, gdzie akcja goniła akcję, a ja nie wiedziałam gdzie oczy podziać. Nie ukrywam, że mi tego brakuje, niemniej i tak podobało mi się to, co czytałam. Jedynie chcę zaznaczyć, że jeśli spodziewacie się takiej szalonej akcji, jak w Mroczniejszym odcieniu magii, to możecie się lekko zawieść.  Klimat tak samo dobry, utrzymany na niesamowitym poziomie. Postaci, trochę się z nimi pozmieniało, niemniej nadal uważam, że są świetnie stworzone i nie tak łatwo je zapomnieć. Emocji sporo, może nie na takim samym poziomie, jak w tomie I, ale ten tom również wzbudza wiele emocji. Co jeszcze? Autorka ma rewelacyjny styl pisania książek. Bardzo przyjemnie się je czyta, a przez treść wręcz się przepływa. Przyjemność czytania gwarantowana.

Czy polecam? Lubicie pierwszy tom? W takim razie koniecznie sięgnijcie po Zgromadzenie cieni. Lubicie konkretne, ale nie ciężkie powieści fantasy? To ten cykl jest dla Was. Bardzo fajny i ciekawy świat. Super bohaterowie i naprawdę sporo się dzieje. Osobiście polecam!

poniedziałek, 8 maja 2017

"Królestwo kanciarzy" Leigh Bardugo

Dziękuję! 
Kaz Brekker i jego ekipa dopiero co przeprowadzili skok przekraczający najśmielsze wyobrażenia. Zamiast jednak dzielić sowite zyski, muszą walczyć o życie. Zostali wystawieni do wiatru i poważnie osłabieni; dokucza im brak funduszy, sprzymierzeńców i nadziei.
Na ulicach miasta trwa wojna. Wzajemna lojalność w obrębie ekipy – i tak już krucha i wątpliwa – zostaje wystawiona na ciężką próbę. Kaz i jego ludzie muszą się postarać, żeby znaleźć się po stronie zwycięzców. Bez względu na koszty.

"Szóstka wron" - cudo. "Królestwo kanciarzy" - cudo 2. Ja wiem, że wielu osobom ta książka nie przypadła do gustu, niektóre tłumaczenia są dla mnie niezrozumiałe, ale co ja się będę wdawała w dyskusję. Nie będę się siliła na to, by kogoś przekonywać do niej, bo nie o to chodzi. Ja ją uwielbiam i sądzę nawet, że tom drugi był lepszy od pierwszego. Co tutaj się działo! Bardugo złamała mi serce... Ponownie. A jeszcze wracając do samego wydania... Czyż nie jest ono piękne? Jak ja się cieszę, że MAG nie zmieniał szaty graficznej. Cudo! Oba tomy tej wspaniałej duologii są cudownie wydane i nie mogę się na nie napatrzeć. Jednak teraz coś o samej treści, oczywiście bez streszczeń i spoilerów...

Akcja Królestwa kanciarzy dzieje się zaraz po zakończeniu poprzedniego tomu. Jest zachowana tak jakby ciągłość. Nie chcę zdradzać, co działo się na końcu jedynki, bo to będzie swoisty spoiler, ale jedna z Wron zostaje capnięta przez przeciwnika... W kontynuacji Kaz z resztą wronich przyjaciół snuje plan odbicia capniętej Wrony. Jednak Kaz, to Kaz, nie jest to jeden i prosty plan. Nie. Zawiłość myślenia tego bohatera jest nieprzeciętna. Kaz(iu) lubi kombinować, motać, kłamać i lawirować, bo taki już jest, i za to fani Szóstki wron go kochają. Spodziewajcie się jednego - interesującego przebiegu fabuły!

O bohaterach należałoby również wspomnieć. Jest ich całkiem sporo i każda z nich jest rewelacyjnie nakreślona, chociaż tutaj muszę się zgodzić z tym, że wiek nie pasuje do postaci. Mam wrażenie, że autorka mogła ten wiek postaci nieco podnieść, bo jak w pierwszej części pasował mi ich nastoletni wiek... Tak w kontynuacji nieco mi przeszkadzał. Bardziej by pasowało, gdyby cała ferajna miała ponad dwadzieścia lat - było by to bardziej realne. Niemniej, pomimo tego, cała reszta jeśli chodzi o bohaterów - jest na plus. Każdy z nich jest inny, każdy wiele przeszedł i ma za sobą swoją historię, którą niekoniecznie chce się dzielić z innymi. Wszyscy razem tworzą wybuchową, ale idealnie do siebie pasującą mieszankę. Kaz, Inej,  Nina, Jesper, Matthias, Wylan - kocham ich wszystkich i trochę szkoda, że to już koniec tej przygody, jaką mogłam z nimi (biernie, bo biernie) przeżyć. 

Ta duologia, to nie lada gratka dla każdego, kto lubi zagadki, tajemnice i różnego rodzaju wydarzenia ze znakiem zapytania. Kto lubi się pośmiać, znajdzie tutaj całkiem wyszukany i inteligenty humor. Całkiem sporą ilość sarkazmu i ciekawe dialogi. Do tego oczywiście świetny pomysł na książkę i, równie świetnie wykorzystany. O bohaterach wspomniałam wyżej, więc nie muszę chyba nic dodawać... Ale nie! Dodam - nietuzinkowe i fenomenalne. Szóstkę wron oraz Królestwo kanciarzy polecam każdemu. Sami przekonajcie się czy pokochacie te książki tak jak ja, czy może nie przypadną wam one do gustu. Uważam, że jak najbardziej należy im dać szansę.

niedziela, 7 maja 2017

"Imperium Burz" Sarah J. Maas


Dziękuję!
Droga do tronu Terrasenu dopiero się rozpoczęła. I choć młoda królowa z każdym dniem coraz lepiej poznaje potęgę swojej magii, to wie, że nie wygra wojny z Erawanem w pojedynkę. Nadszedł czas szukania sojuszników. Kto odpowie na jej wezwanie? I jaką cenę będzie skłonna zapłacić za zwycięstwo z siłami ciemności?
Imperium burz to piąty tom bestsellerowej serii Szklany tron, która podbiła serca milionów czytelników na całym świecie.
Prawa do adaptacji „Szklanego tronu” wykupiło studio Mark Gordon Company (m.in. „Ray Donovan” i „Grey’s Anatomy”). Ekranizacją serialu zajmie się Mark Gordon Company. Autorką scenariusza ma być Kira Snyder, pilotażowy odcinek wyreżyseruje Anna Foerster.

Imperium burz, rozchwytywany piąty tom Szklanego tronu! Maas ponownie pokazała na co ją stać, co tom, to szczena opada. Im dalej w las, tym więcej przygód. Serio, jestem pod wrażeniem jej wyobraźni i trochę jej zazdroszczę talentu pisarskiego. Dwie serie... Ba!  Dwie rewelacyjne serie, jakie stworzyła, kocha cały świat. Tyle talentu w jednej osobie, podzieliłaby się no! Ale wracając do Imperium burz... Po prostu... Wow! Ja nie wiem, jak wytrzymam do kolejnego tomu. Nie wiem!

Królowa cieni była genialna, sądziłam, że Maas może tylko utrzymać poziom, ale nie. Ona sama sobie podniosła poprzeczkę. Aż się boję, co też zaserwuje nam w tomie szóstym. Poważnie, zastanawiam się co jeszcze wymyśli, żeby przyprawić mnie o kolejnych pięć zawałów serca. Krew się leje, serca i kości się łamią. Łzy, rozczarowania, nadzieje, cała masa emocji... Niektórych nie da się nawet ogarnąć. Ja nie wiem jak ona to robi, serio, nie wiem.

Dodaj napis
W Imperium burz dzieje się tyle, że ciężko to ogarnąć w tej opinii... Dlatego napiszę, że jest to istny rollercoaster wydarzeń. Jak nie wiedźmy, to fae, jak nie fae, to wojny. I tak w kółko. Nie ma czasu na nudę. Tak sobie wracam myślami do tomu pierwszego i muszę przyznać, że pewnie teraz, znając już dalsze części, Szklany tron oceniłabym dużo niżej. Wiem już na co stać Maas i kurczę, ona jest coraz lepsza. Rewelacyjnie rozwija akcje, postaci i w ogóle świat. Czasami zastanawiam się skąd autorka czerpie wenę... I ja chcę tego dilera!

Jeśli o postaciach wspomniałam, to nie mogę nie napisać więcej chociażby o samym Dorianie, którego znamy już od pierwszego tomu. To, jakie chłopak zrobił postępy... To, jak rozwinął się na kartach powieści, jest czymś WOW! W ogóle sama główna bohaterka poczyniła taki skok wprzód, że ciężko ogarnąć. A Chaol? Brak słów. Tak wiele się zmieniło od pierwszych tomów, że mózg w poprzek staje. Nie tylko relacje pomiędzy bohaterami (kosmos), ale to, jak dojrzeli... Jak bardzo zmieniło się ich myślenie i podejście do otaczającej ich rzeczywistości. Ja naprawdę nie wiem, co będzie w kontynuacji, ale nie nastawiam się na nic, bo Maas na pewno mnie zaskoczy!

Sarah J. Maas jest jedną z moich ulubionych pisarek. Jej dwie fantastyczne serie sprawiły, że mam fisia na punkcie Rowana i Rhysanda. Serio, ostatni raz miałam takiego fisia na punkcie postaci z serii Cassandry Clare. Sądzę, że to sprawa tego, jak autorka tworzy bohaterów... Jak opisuje ich zachowanie i relacje z innymi postaciami. Ogólny obraz zawsze wychodzi na plus. Chyba nie znam osoby, która czytałaby Dwór Cierni i Róż, i nie pokochałaby chociażby wspomnianego Rhysanda. Maas ma dar i jest to niezaprzeczalny fakt.

Czy polecam? Ha! Z całego serca polecam! Głównie fankom fantasy, sądzę, że mężczyźni, którzy lubią typowe, "męskie" fantasy niekoniecznie polubią się z dziełami Maas, aczkolwiek nie odradzam. Kto wie!

wtorek, 2 maja 2017

"Dzika krew" Sally Green

Dziękuję!
Drugi tom trylogii Sally Green, okrzykniętej przez „Daily Telegraph” nową J.K. Rowling.
We współczesnej Anglii, gdzie żyją dwie zwalczające się grupy czarodziejów, siedemnastoletni Natan, w którego żyłach płynie krew obu stron, jest anomalią. Nieślubny syn jednego z najpotężniejszych i najokrutniejszych czarowników znajduje się na celowniku wszystkich. Nigdzie nie jest bezpieczny i nikomu nie może ufać. Teraz, gdy posiadł magiczną moc, musi uciekać. Prześladowcy Natana są już blisko i nie spoczną, nim nie złapią chłopaka i nie zniszczą jego ojca.

Tom pierwszy tejże trylogii czytałam już dawno temu i pamiętam, że bardzo mi się podobał. W ciągu tych (tak, sprawdziłam), dwóch lat nie sięgnęłam po kolejne tomy... Dlaczego? W tym czasie wyszła cała masa innych nowości, które przyćmiły mi Złą krew. Niemniej naprawiłam swój błąd i oto dzisiaj omawiam przeczytany przeze mnie tom II - Dziką krew. Czy mi się spodobała? A może okazała się nawet lepsza od części pierwszej? Zobaczcie sami.

Pamiętam jak na zagranicznym booktube było głośno o tej trylogii. Wszyscy się nią zachwycali i wychwalali jak tylko można. Już wtedy wiedziałam, że jest to coś, co bardzo chcę przeczytać. I przy okazji sprawdzić o co ten cały szum. I wiecie co? Pierwszy tom był spoko, a drugi? Jest moim zdaniem lepszy. Co prawda nadal mało mi nieco bardziej rozbudowanych opisów, ale co zrobić. Taki mamy klimat. Podoba mi się natomiast to, że drugi tom jest wciągający i zabawny, to są jego plusy. Chociaż w zasadzie, minusów się nie doszukałam. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak przeczytać finał tej historii i przygód Natana, i jego ferajny. Trochę szkoda, no ale co zrobić!

Co tutaj się dzieje! Wiele wydarzeń w tym tomie przyprawiło mnie o żywsze bicie serca. Autorka postawiła na element zaskoczenia i to jej wyszło. Co prawda, niektóre wydarzenia z poprzedniego tomu mi się pozacierały, to jednak chwila skupienia i przypomniałam sobie o co chodziło. Nie ma więc problemu z odnalezieniem się w fabule, po dłuższej przerwie od przeczytania Złej krwi, a to mnie cieszy. 

Dużo zabawnych tekstów, całkiem sporo emocji, wir wydarzeń i wciągająca akcja, a do tego bardzo fajni bohaterowie - czy trzeba chcieć czegoś więcej? Zobaczymy, co autorka zaserwuje nam w trzecim i ostatnim już (niestety) tomie. Coś czuję, że się nie zawiodę!

Jeśli lubicie młodzieżowe fantasy, to sądzę, że trylogia Sally Green może przypaść Wam do gustu. Uważam, że warto się z nią zapoznać i dać jej szansę. Ja pomimo, że w pierwszym tomie znalazłam małe "ale", to uważam, że historia o czarodziejach jest bardzo fajna.

czwartek, 27 kwietnia 2017

"Opowieści z Akademii Nocnych Łowców" - Cassandra Clare i inni


Dziękuję!  
Simon Lewis był człowiekiem i wampirem, a teraz staje się Nocnym Łowcą. Jednak wydarzenia „Miasta Niebiańskiego Ognia” odarły go ze wspomnień i Simon nie bardzo wie, kim jest. Wie, że przyjaźnił się z Clary i że przekonał skończoną boginię Isabelle Lightwood, żeby się z nim spotykała… ale nie ma pojęcia, w jaki sposób. Kiedy zatem Akademia Nocnych Łowców ponownie otwiera swoje podwoje, Simon rzuca się w nowy świat polowania na demony, zdecydowany odnaleźć siebie, odnowić dawne związki i stać się prawdziwym Nocnym Łowcą. Jednak wkrótce zdaje sobie sprawę, że w Akademii nic nie jest proste i oczywiste…

Chyba nie muszę nikomu przypominać, że jestem fanką Nocnych Łowców. Przeczytałam wszystkie dostępne w Polsce książki na ich temat. Może niektóre były ciutkę słabsze, ale to nie zmienia faktu, że uwielbiam każdy jeden tom, świat Nocnych Łowców i bohaterów książek Clare.


Na Opowieści z Akademii Nocnych Łowców czaiłam się zaraz od zapowiedzi. Ten tom napisany jest z punktu widzenia Simona, a wszystko toczy się zaraz po wydarzeniach z tomu Miasto niebiańskiego ognia. Fajnie wrócić do tego, co było i poznać ciąg dalszy. A jak pewnie sami wiecie, działo się sporo! Podoba mi się bardzo to, że autorka wraz z innymi autorami, którzy współtworzyli ten tom, wspomniała dość dogłębnie o wszystkich postaciach, które poznaliśmy w poprzednich tomach. Zarówno trylogii Diabelskie maszyny jak i Pani Noc. Ponowne spotkanie ze wszystkimi postaciami było dla mnie nie lada przyjemnością. Za to ogromny plus.

Przyznać muszę, że trochę obawiałam się tego tomu, bo szczerze mówiąc Simon jest fajny, ale nie pałałam do niego jakimś specjalnym uczuciem. Zastanawiałam się, jak to będzie ze mną i z Akademią, czy polubię ten tom, czy mi się spodoba.... I kurczę, nie powiem o nim złego słowa, bo był świetny! Simon wydawał mi się taki bardziej wyluzowany, może dlatego, że nie przyćmiewał go Jace - którego uwielbiam! 

Opowieści z Akademii Nocnych Łowców, to, pomimo że tom o Simonie, bardzo fajna zbieranina wydarzeń z poprzednich tomów. Autorzy wyjawiają nam ciekawe historie, które nie były poruszane wcześniej. Pokazują nam wiele rzeczy z innej perspektywy, dzięki czemu możemy dostrzec coś, co wcześniej było niedostrzegalne. Bardzo spodobała mi się taka forma, a przy tym bardziej polubiłam Simona, więc dwa plusy na jednym ogniu.

Czekam na jeszcze więcej Nocnych Łowców, bo nie oprę się kolejnym tomom, to jest pewne na mur beton! Polecam Wam wszystkie serie wchodzące w skład Nocnych Łowców, bo są to naprawdę fajne książki, bohaterowie, emocje i świetna zabawa.

sobota, 1 kwietnia 2017

[Przedpremierowo] "Pieśń jutra" Samantha Shannon

Premiera 26 kwietnia

Dziękuję!

Po krwawych i brutalnych walkach Paige Mahoney zyskała niebezpieczną pozycję. Została wybrana Zwierzchniczką. Pod rządami ma teraz całą populację londyńskich kryminalistów.

 Wystąpiła przeciwko Jaxonowi Hallowi. Narobiła sobie żądnych krwi wrogów, z których każdy czeka na jej najmniejszy błąd. Teraz zadanie ustabilizowania sytuacji w podzielonym podziemiu będzie prawdziwym wyzwaniem.

 Panowanie Paige może szybko dobiec końca. Wszystko przez wprowadzenie Senshield, śmiertelnej technologii, która przyniesie zgubę społeczności jasnowidzów i… całemu światu, jaki znają.

Gorąco wyczekiwana trzecia książka bijącej rekordy popularności serii The Bone Season – przełomowej dystopijnej fantasy będącej wyrazem imponującej wyobraźni Samanthy Shannon.

Jakoś tak się złożyło, że każdą z książek cyklu Czas Żniw miałam okazję czytać przedpremierowo. I tym razem, w przypadku bardzo wyczekiwanego tomu III nie było inaczej. Cieszę się bardzo, bo w tym tomie działo się, oj działo się! Akcja bardzo porywająca. Emocje? Ha! Taka dawka, że sama nie wiem które, w jakim momencie mną kierowały. Nuda? Jaka nuda, zapomnijcie. Bohaterowie się tak rozwijają w tej serii, jak w niewielu. To jest jedna z rzeczy, które bardzo sobie cenię, bo nie ma nic gorszego od nijakich, typowo papierowych postaci, w których tak mało życia. Shannon, wie jak tworzyć i rozwijać swoich bohaterów, to na pewno!

Pamiętam, jak bardzo byłam zachwycona pierwszym tomem Czasu Żniw. Oto dowód - a w dodatku nie nazwałabym jej "powieścią fantasy" a rewelacyjnym odkryciem roku. Nie sposób inaczej nazwać tej książki, jak właśnie tak. Szczerze powiem, że brak mi słów - wszystkie odebrał mi zachwyt. Serio. Tak bardzo podobała mi się ta książka. A jak było z kontynuacją? Pamiętam, że psioczyłam na to, jak mało było Naczelnika i, jak długo przyszło mi na niego czekać... Jednak było warto!
A to słowa zachwytu nad tomem drugim - Autorka pięknie włada słowem pisanym. Cudnie obrazuje nam rzeczywistość świata przedstawionego, manipulując wyobraźnią czytelnika, w taki sposób, że ten (chcąc, nie chcąc) widzi wszystko tak wyraźnie, jakby oglądał film.

A jak to jest z moimi odczuciami na temat Pieśni jutra? Hmm... Jakby to... W wielkim skrócie, tak:


Ja myślałam, że tom pierwszy będzie moim ulubionym, ale jednak nie. To Pieśń jutra jest na pierwszym miejscu.  Samantha Shannon przeszła samą siebie. Przyznaję, że spodziewałam się porywającej, pędzącej niczym rollercoaster akcji i tej całej burzy emocji, ale nie w takiej dawce! Rewelacja! A to jeszcze nie koniec. Aż się boję, co będzie dalej. Poważnie, nie wiem czy to przeżyję. Niemniej cierpliwie czekam... Taaa. "Cierpliwie".


Nie mogę napisać, co dzieje się w tej części, nie zdradzając ważnych kwestii z poprzednich tomów. Jednak mogę powiedzieć, że naprawdę warto zapoznać się tym niesamowitym cyklem, jakim jest Czas Żniw. Jeśli lubicie inteligentne historie, wyśmienite fantasy i rewelacyjnie przedstawiony świat, no to hej! Nie ma opcji, żebyście nie zapoznali się tymi książkami. Jedne z lepszych, jeśli chodzi o swój gatunek. Gorąco, ale tak gorąco, że aż parzy - polecam!

UWAGA!

Przedpremierowo można zakupić na  EMPIK oraz EMPIK.COM: KLIK
 
Aaaaa! Autorka odwiedzi Polskę <3 Więcej szczegółów: KLIK