poniedziałek, 14 października 2019
sobota, 24 sierpnia 2019
Pory roku
Jaką porę roku lubicie najbardziej ? Którą najmniej ? Ja kocham każdą , ponieważ każda zbliża mnie mocno do moich przodków. Dlaczego ? Pewnie dziwicie się czemu to tak określiłam. Już tłumaczę o co mi chodzi. Gotowość- jednym słowem. Człowiek zawsze na coś musiał się szykować, być przygotowanym. Choć współcześni ludzie zaczynają o tym zapominać - odbiegać od normy naszego gatunku taplając się w współczesności. Teraz wszystko jest dostępne o każdej porze roku, nie trzeba się martwić tym że zabraknie nam warzyw czy przetworów. Bierzemy pieniądze i idziemy na zakupy. Czy to w maju, czy też w styczniu. Jednak ludzie jak i inne stworzenia na tej ziemi od wieków przygotowywały się na następną porę roku. Na nadchodzącą zimę. Ja kocham ten moment końca sierpnia , budzi to we mnie instynkty które jak widać we mnie nie wymarły jeszcze i pewnie nie doczekam tego dnia. I dobrze ! Bo ten czas gdy szykuję się na zimę niczym wiewiórka rozpala się we mnie energia. Ta energia którą pobierałam przez cały okres wakacji kipi we mnie i własnie w tym momencie wybucha niczym lawa. Dla wielu osób może być to męczące i bolesne niczym samozapłon dla mnie to rozkosz rozchodzącego się we mnie ciepła. Z drzew spadają owoce, w ogrodzie dojrzewają warzywa. Wszystko czeka by je zebrać i przetworzyć- zmagazynować na zimę. Ten moment jest dla mnie wspomnieniem ukrytym w DNA. Magazynowanie. Pochylam się nad grzybami i pełna radości zbieram je do koszyka. Obieram warzywa, kroję , marynuję, kiszę, gotuję i mrożę. Ten czas, to wspomnienie przodków, obrazy powracają z dzieciństwa. Co roku wracam. Patrząc na to jak na ciężką pracę nie odczuwamy radości. Widząc na zmieniający się klimat, na kataklizmy, pożary dochodzi do mnie, że możemy MY Ludzie być ostatnimi pokoleniami cieszącymi się z magazynowania. Za kilkanaście lat może już nie urosnąć marchew w ogrodzie, na drzewach może już nie być jabłek. To przerażające i jednocześnie radosne, że Ja Monika mogę kroić tą paprykę by jej smakiem cieszyć się w styczniu. Pamiętajmy, że nas już nie będzie a co po sobie zostawimy to już tylko Nasza Wola. Małe kroki ku lepszemu, niech każdy z nas zrobi. Jedź na targ jeśli nie masz ogrodu, kup warzywa od lokalnego rolnika. Zrób weki, poczuj ten zapach i wróć pamięcią choć na chwilę do dzieciństwa. Tak byś chciał/a by Twoje dzieci zapamiętały rodzinny dom ? Czy półki sklepowe z marnym jedzeniem ? Nie kupuj wody w butelkach, kup dzbanek z filtrem. Dzięki Tobie będzie mniej plastiku na świecie. Nie musisz dbać o cały świat , dbaj o te kilka metrów wokoło siebie za każdym razem gdzie jesteś. Dzięki Tobie lasy będą czyste. Świat jest tak silny i tak kruchy jednocześnie. Niczym dziecko. Dbaj o niego.
piątek, 21 czerwca 2019
Kozie Mleko
Dlaczego warto pić mleko kozie? Jaki jest w nim fenomen, że stało się w ostatnich latach tak popularne?
Przede wszystkim jest to nadzieja dla małych alergików. Dzieci coraz częściej cierpią na nietolerancję mleka krowiego, pokarmowe alergie lub astmę, wyroby z koziego mleka mogą być dla nie jednej mamy prawdziwym wybawieniem.
Kozie mleko i jego przetwory pozytywnie zaskakują w kwestii wartości odżywczych posiada takie witaminy jak :
- witaminę A, D, B1,
- Pięć razy więcej niż w mleku krowim kwasu orotowego czyli witaminy B13. B2, PP,
- kwas foliowy
- bogate jest w sole mineralne i wapno które jest dla nas najlepiej przyswajalne
- dodatkowo także fosfor,potas, sód oraz sporą ilość żelaza
- produkty kozie posiadają w swoim składzie białka pozbawione frakcji globulin odpowiedzialne za reakcje u alergików
- dla diabetyków sprzyja ponieważ posiada małą ilość laktozy
I co najważniejsze mleko kozie nie posiada metali ciężkich, okazuje się że koza jest jedynym przeżuwaczem który świetnie filtruje oraz izoluje wszystkie zanieczyszczenia pozbywając się ich z organizmu.
Kózki to bardzo czyste zwierzęta dzięki temu mleko kozie nie posiada zanieczyszczeń ze środowiska. Badania wykazują, że krowy mleczne posiadają w mleku 400% więcej pestycyd.
Posiada ogromne wartości kosmetyczne, wystarczy zamrozić mleko kozie w nakrętkach i codziennie taką mleczną kostką pocierać twarz, daje niesamowite efekty. Nie potrzeba drogich kremów natura daje nam wszystko na tacy wystarczy sięgnąć :)
Bez skrępowania mogę powiedzieć Pij mleko będziesz wielki :) Pozdrawiam
środa, 5 czerwca 2019
Gdzie i jak ładuję baterie
Tak to mój mały raj.
Taki osobistym na własność bez przymusu dzielenia się ani
rezygnacji.
Momenty wytchnienia gdy jestem z nimi na pastwisku, leżę w trawce a one leżą
obok przeżuwając trawkę.
Pięknie brzmi ? No baaa ale rzeczywistość wygląda inaczej hehehhe skaczą na
mnie, obgryzają mi bluzkę, liżą skórę i nawet przez chwilę poleżeć spokojnie nie
mogę bo zaraz głaskaj mnie , baw się ze mną!!
Do naszego stada dołączył Luluś ( tak go nazwaliśmy bo słodziak niesamowity). Nowy reproduktor choć jeszcze dorasta do tej pozycji w stadzie :) 100 % Anglobnubijski jego tatą jest MalGrad Colorado
Dołączyły do nas marcowe maluszki urodzone przez Helenkę i Melę
Urodziły się małe kociurki :)
Później dorosną na kolejnych prześladowców hahhahah
Cały czas jestem obserwowana :P
I nasza nowa psinka Lili :) Skundlony amstaff. Łobuz że hej.... :)
Taka malunia do nas przybyła, zarobaczona, zapchlona i zbyt mała by odejść od mamy. Jednak sąsiad chciał się na szybko pozbyć więc dokarmiałam ją mlekiem kozim i wyrosła łodyga. Chociaż ma teraz tylko 10 tygodni.
I teraz smutniejsza część czyli zwierzaki które pożegnaliśmy.
Sylwunia nasza kózka inwalidka z uszkodzoną nóżką przy porodzie ma nowy dom :)
Teraz mieszka sobie w górach i ma na imię Kasia :)
I teraz bardziej przykre rozstanie bo spowodowane przez zaborczą i podstępną byłą koleżankę. Pamiętacie Dino ? Koleżanka ze szkoły wolontariuszka ze schroniska poinformowała nas o piesku który ma 13 lat i czeka na dom. Bez zastanowienia pojechaliśmy po niego. Pies był stary, chudy i w złym stanie. Wyjątkowo strachliwy i przytłoczony taką zmianą. Jednak po kilku dniach zaczął odżywać u nas. Biegał po podwórku nawet kilka razy uciekł podkopując się pod ogrodzeniem i biegał po lesie. Zawsze go szukałam i zabierałam z powrotem do domu. Po 9 latach w schronisku u tak starego psa ciężko było oduczyć pewnych dziwnych zachowań ale pokochaliśmy psiaka. Owa koleżanka tłumaczyła, że on ucieka od nas bo ją szuka hehehheh. Zaczął chorować, weterynarz podjął leczenie bo Dino mało jadł i mało pił. Jednak po lekach zaczęło mu się przez kilka dni poprawiać, dało to nadzieję ale na krótko. Między czasie od momentu gdy zabraliśmy psa ze schroniska koleżanka nie dawała mi spokoju. Pisała po kilka razy dziennie bym wysłała jej zdjęcie psa, bym napisała jak się ma. Nawet o 2 w nocy potrafiła mnie obudzić bym wysłała zdjęcie jak Dino śpi. Czułam, że to obsesyjne jest i nie może się pogodzić że sama nie wzięła psa mimo, że zastanawiała się nad tym. Kilka razy nawet w prost mi mówiła, że może lepiej by go zabrała od nas bo u niej jemu będzie lepiej. Starałam się to rozumieć więc zawsze odpisywałam bo ostatnie kilka tygodni jeździła do schroniska konkretnie do niego i pokochała psa. Pewnego dnia pojechałam do owej byłej koleżanki zawieźć jej sery, zapytała mnie jak Dino powiedziałam, że choruje ale jest wszystko pod kontrolą bo leczy go mój wet. Zaproponowała, że może by przyjechała do psa i zabrała go do miasta na specjalistyczne badania, tłumaczyła to troską o niego i zrozumieniem że ja jestem zajęta i mam dużo na głowie. Szczerze ? Nie odebrałam to jako chęć odebrania mi podstępem psa, nawet przez myśl mi nie przyszło. Fakt mój wet nie ma USG ani specjalistycznego laboratorium ale zawsze leczył moje zwierzaki z analizy objawów i jeszcze nigdy nie trafiła mu się pomyłka w diagnozie. Podejrzewał problem niewydolności nerek co się później okazało badania potwierdziły. Wracając do sytuacji, rzeczywiście miałam wtedy mnóstwo zajęć i problemów jednocześnie w tym czasie też moja kozula złamała nogę. Zgodziłam się by go zabrała na badania, na drugi dzień rano już była po niego z matką. Dziwnie się zachowywały aż dziwnie się poczułam bo poprosiła o jego leżankę ( którą mu kupiła w prezencie na nowy dom) pod pretekstem że jakby miał zostać w lecznicy na noc by nie tęsknił za domem. Pojechała z nim, cały dzień pisałam do niej i dzwoniłam bo chciałam się dowiedzieć co z Dino. Nie odbierała ani nie odpisywała. Wieczorem napisała ile wydała i że pies ma chore nerki i przez popsute korzenie zębów infekcję w jamie ustnej. Mój wet oczywiście odradził mi czyszczenia zębów w tak podeszłym wieku pod narkozą. No cóż są różne taktyki leczenia i różne opinie. Napisała mi że musi zostać u niej kilka dni bo codziennie będzie z nim chodziła na kroplówki. Długo jednak miła nie była bo natarczywie dzwoniłam i pisałam kiedy przywiezie mi psa do domu. Sielanka się skończyła, zaczęła pisać do mnie że to ja doprowadziłam psa do takiego stanu ,że lepiej by został u niej bo ja nie poświęcam mu tyle czasu ile powinnam. Pretensje, że pies pewnie nabawił się choroby bo nie spał ze mną w łóżku tylko na leżance. Do dziś pies jest u niej, głupio zrobiłam bo dałam jej książeczkę zdrowia a w niej była umowa adopcyjna. Kilka razy do niej pojechałam, w szkole też miałyśmy ścięcie aż doszło do tego że pomachała mi przed nosem umową oddania dobrowolnie jej psa. Odpuściłam i podpisałam. Dla świętego już spokoju bo z wariatką nie wygram. Mogłabym się tak z nią szarpać, zadzwonić na policję psa odebrać ale już nie chciałam tego robić psinie. Z pełną odpowiedzialnością po kilku jej odpałach w szkole plus tego z psem mogę powiedzieć, że jest niezrównoważona psychicznie a ja nie mam zamiaru po sądach się szwendać bo i tym mnie straszyła ostatnio. Dlatego też Lila jest u nas bo nasza psinka Beti przestała jeść po odejściu Dina i dzieci to przeżyły. Beti bardzo przyzwyczaiła się do Dina tym bardziej, że zawsze była sama i akceptacja przyszła jej trudno, po jego odejściu poczuła się samotna. Gdy Lila trafiła do nas Beti znów odżyła. Żałuję, że Dina z nami nie ma ale mam taką zasadę by z wariatami nie walczyć. Był u nas szczęśliwy a ona swoją chorą miłością i chęcią posiadania zamknęła go w bloku....
Pozdrawiam
czwartek, 10 stycznia 2019
Cześć mam na imię Dino
Parę dni temu na grupie zamkniętej z jednej z portali społecznościowych opublikowała post koleżanka z którą chodzę na zajęcia. Jak tysiące innych - pies ze schroniska szuka domu. Szczerze czasem nawet nie się przyglądam takim postom nie dlatego, że brak mi empatii ale dlatego że cóż można zrobić wśród takiego ogromu smutnych oczu za krat? Jedyne co można zrobić to powiedzieć bidulek i udostępnić. Może znajdzie dom. Wtedy człowiek czuje, że nie przeszedł obojętnie. Jednak ten post przykuł moją uwagę, a dokładnie ten psiak.
Koleżanka jeszcze opowiedziała mi jaki to cudowny jest pies, jaki łagodny i przyjacielski. Jedyne o czym myślałam to to by znaleźć mu dom. Zaczęłam dzwonić i pisać do znajomych - po prostu pytać ludzi ale ich reakcja: Ale taki stary pies?- podcięła mi skrzydła. Odkąd się o nim dowiedziałam minęła doba, rozmowa z Kamilem i szybka decyzja - zabieramy go do siebie. Opowiem Wam trochę o nim.
Dino trafił do schroniska w 2010 roku w wieku około 3 lat. Te długie 9 lat życia spędził ze swoją przyjaciółką sunią w jednym kojcu. Niestety około 3 tygodni temu sunia zdechła. Pieskowi zawalił się świat. Na co dzień był smutny ale od momentu śmierci przyjaciółki stał się jeszcze bardziej nieszczęśliwy. Jedyną atrakcją jaka mu została to moja koleżanka która jako wolontariuszka jeździła tam co niedziele by zabrać go na spacer. To straszne, że spędził tam tyle lat i nikt go nie chciał.... Ja nie mogłam patrzeć na to bez emocji. Taka starość? Taki koniec ? Bez nadziei choć na chwilę na ciepły kochający dom ? Nie ! W jednym momencie podjęliśmy z mężem decyzję - Zabieramy go! Pojechaliśmy wieczorem, to był bardzo mroźny wieczór. Jechaliśmy drogą wśród lasów i pól do oddalonego od miasta schorniska. Jedyne co miałam w głowie jedynie że to jego ostatnie minuty na tym chłodzie. Gdy dojechaliśmy papiery były już gotowe dzięki mojej koleżance. Przyprowadziła nam go, niosła go na rekach. Bał się, czuł że coś się dzieje tylko nie zdawał sobie sprawy że dzieje się coś dobrego. Dlaczego miał mieć nadzieję na coś co było nierealne? Szybciutko wsadziłam go na tylne siedzenie i odjechaliśmy.Nie chciałam by dłużej męczyła go niepewność. Po dwóch dniach pies jest nie do poznania. Nie tylko fizycznie bo wykąpany, pachnący i najedzony ale psychicznie widać jak się cieszy, jak chłonie wszystkie dobre impulsy z otoczenia. Jak staje się coraz mniej niepewny i czujny. Dziś skończyło się czuwanie w półśnie. Dziś chłopak śpi twardo. Czuje się jak u siebie. Pokochaliśmy go od pierwszych minut. Dino jesteś NASZ ! :)
Adoptujcie staruszki ze schronisk. One nie mają szans na dom. Poczujmy tą radość z dobrego uczynku. Ten uczynek to dla nich jedyne szczęście jakie je spotka tuż przed śmiercią. Każdy kiedyś stanie się starcem oby nie ze złamanym sercem. Dino nie wpasował się do nas on do nas po prostu pasuje. Pozdrawiam
Ps. Ten post jest dla mojej kochanej córki Wiktorii która kocha zwierzęta ponad wszystko a od dziś niestety jest w szpitalu. Trzymajcie kciuki by wszystko było dobrze. Pozdrawiam
Koleżanka jeszcze opowiedziała mi jaki to cudowny jest pies, jaki łagodny i przyjacielski. Jedyne o czym myślałam to to by znaleźć mu dom. Zaczęłam dzwonić i pisać do znajomych - po prostu pytać ludzi ale ich reakcja: Ale taki stary pies?- podcięła mi skrzydła. Odkąd się o nim dowiedziałam minęła doba, rozmowa z Kamilem i szybka decyzja - zabieramy go do siebie. Opowiem Wam trochę o nim.
Dino trafił do schroniska w 2010 roku w wieku około 3 lat. Te długie 9 lat życia spędził ze swoją przyjaciółką sunią w jednym kojcu. Niestety około 3 tygodni temu sunia zdechła. Pieskowi zawalił się świat. Na co dzień był smutny ale od momentu śmierci przyjaciółki stał się jeszcze bardziej nieszczęśliwy. Jedyną atrakcją jaka mu została to moja koleżanka która jako wolontariuszka jeździła tam co niedziele by zabrać go na spacer. To straszne, że spędził tam tyle lat i nikt go nie chciał.... Ja nie mogłam patrzeć na to bez emocji. Taka starość? Taki koniec ? Bez nadziei choć na chwilę na ciepły kochający dom ? Nie ! W jednym momencie podjęliśmy z mężem decyzję - Zabieramy go! Pojechaliśmy wieczorem, to był bardzo mroźny wieczór. Jechaliśmy drogą wśród lasów i pól do oddalonego od miasta schorniska. Jedyne co miałam w głowie jedynie że to jego ostatnie minuty na tym chłodzie. Gdy dojechaliśmy papiery były już gotowe dzięki mojej koleżance. Przyprowadziła nam go, niosła go na rekach. Bał się, czuł że coś się dzieje tylko nie zdawał sobie sprawy że dzieje się coś dobrego. Dlaczego miał mieć nadzieję na coś co było nierealne? Szybciutko wsadziłam go na tylne siedzenie i odjechaliśmy.Nie chciałam by dłużej męczyła go niepewność. Po dwóch dniach pies jest nie do poznania. Nie tylko fizycznie bo wykąpany, pachnący i najedzony ale psychicznie widać jak się cieszy, jak chłonie wszystkie dobre impulsy z otoczenia. Jak staje się coraz mniej niepewny i czujny. Dziś skończyło się czuwanie w półśnie. Dziś chłopak śpi twardo. Czuje się jak u siebie. Pokochaliśmy go od pierwszych minut. Dino jesteś NASZ ! :)
Adoptujcie staruszki ze schronisk. One nie mają szans na dom. Poczujmy tą radość z dobrego uczynku. Ten uczynek to dla nich jedyne szczęście jakie je spotka tuż przed śmiercią. Każdy kiedyś stanie się starcem oby nie ze złamanym sercem. Dino nie wpasował się do nas on do nas po prostu pasuje. Pozdrawiam
Ps. Ten post jest dla mojej kochanej córki Wiktorii która kocha zwierzęta ponad wszystko a od dziś niestety jest w szpitalu. Trzymajcie kciuki by wszystko było dobrze. Pozdrawiam
niedziela, 6 stycznia 2019
Narodziny
Witajcie w tej pięknej zimowej aurze ! Nie cieszy Was zima ? Denerwuje ciągłe odśnieżanie ? Nie potrzebnie, cieszcie się białym puchem mimo że nie ułatwia życia. Nie chce pisać- A nie mówiłam wystarczy wrócić do posta sprzed kilku miesięcy tu . Ja się przygotowałam psychicznie i fizycznie na taką zimę. To właśnie urok życia bliżej natury, gdy z obserwacji możesz przewidzieć mniej więcej jak będzie latem czy też zimą.
Cóż u nas się dzieje ? Oj dużo, bardzo dużo ale muszę naprawdę po kolei wszystko opisać by przypadkiem czegoś nie pominąć.Zacznę może od wykotów. W tym roku koźlęta nazywane będą imionami kwiatów.
Zaczęło się od 28 grudnia - wykociła się nasza Wredna ( 87,5% An) urodziła kózkę Różę ( 94% An)
30 grudnia Karina (MK) urodziła parkę , kózka (50% An) Arnika i koziołek (50% An) Aster
31 grudnia Misia ( 50% An) urodziła kózkę Lilia ( 75%) i koziołka Goździk (75% An)
O tym wykocie muszę napisać więcej. Gdy przyszłam do stajni koziołek który ważył 4,5 kg chodził i pił siarę, nawet kózki nie zauważyłam. Leżała tuż za matką w wodach płodowych. Nie wylizana, nieprzytomna. Gdy ją dotknęłam była chłodna bez odruchów. Od razu zauważyłam, że jest wcześniakiem. Raciczki miała jeszcze nie rozwinięte, miękkie jak gąbka. Zawinęłam ją w ręcznik i mocno tarłam by pobudzić krążenie. Jednak nie wydawała żadnych dźwięków. Już czułam, że nie uda mi się jej uratować ale szybko zabrałam ją do domu. W ciepłym domu w kocach pocierałam nią, oczyszczałam jej nozdrza i pobudzałam by ocknęła się z letargu. Gdy zapłakała poczułam ulgę. Byłam pewna że będzie potrzebne założenie jej sondy, bo przecież u wcześniaków nie ma odruchów ssania a jak są to naprawdę rzadkość. Ona jednak po pierwszym wlewie siary od mamy strzykawką podjęła odruch ssania. Pierwsze dni nie wstawała, nie mogła racice były dalej miękkie jednak główką podnosiła się i pokazywała : Jestem i chcę żyć! Dziś ma już 7 dni i waży ponad 3 kg ( gdy się urodziła ważyła 1.8 kg). Chodzi mimo, że jeszcze na pęcinie w jednej tylnej nodze. Pierwsze godziny życia dostała sporo zastrzyków by nie było powikłań wcześniactwa. Sam fakt że żyje jest po prostu cudem. Wiele razy odbierałam na wyjazdach porody i gdy rodziły się wcześniaki po prostu zasypiały i już się nie budziły. Dlaczego ona była wcześniakiem a koziołek nie ? Już Wam opowiadam. U kóz bywa tak, że koza mając ruję kryta jest przez kozła jednak jej organizm jakby tego nie wychwytuje i po trzech tygodniach koza powtarza ruję i znów kryta przez kozła zachodzi w ciążę. I tak koźlątko pierwsze rodzi się w terminie a drugie za wcześnie 2-3 tygodnie. Lilia jest wyjątkową kózką. Bije od niej energia. Na pewno zostanie u nas bo pokochaliśmy ją bardzo mocno. Spała cały tydzień z nami w domu od dziś już jest w stajni z zastępczą mamą która się nią opiekuje. Karmiona mlekiem matki przez butelkę.
3 stycznia urodziła Klara ( 50% An) kózkę ( 75% An) Petunia i kózkę (75% An) Piwonia
Kaja (75% An) urodziła tego samego dnia wieczorem koziołka ( 87,5% An) Mieczyk
On także ma za sobą nie przyjemne przeżycia. Poród pierwiastki łatwy nie był, miała wyjątkowo dużo wód płodowych. Szczerze leciało z niej jak z wiadra i nigdy jeszcze nie widziałam takiej ilości u kozy. Młody zachłysnął się wodami płodowymi , ehhh płuca mu się dosłownie zalały. Aż w nim bulgotało. Nie mógł złapać oddechu, oczywiście kołysanie do góry nogami masaż krtani by jak najwięcej udało się mu wylać z płuc. Tarcie potrząsanie. Kamil stoi trzyma się za głowę patrzy co ja wyprawiam z tym maleństwem a ja potrząsałam i tylko mówiłam : Boże on się udusi, proszę złap oddech złap! Gdy krzyknął znów ta ulga. Na noc zabrałam go do domu. Odciągałam jeszcze mu z nozdrzy wody płodowe. Pokasływał, charczało mu w płucach dostał antybiotyk przeciw zachłystowemu zapaleniu płuc. Kaja miała problem nie wydalała łożyska. Jej także na drugi dzień podałam antybiotyk. Wydalała go przez trzy dni w strzępach. Koziołek na drugi dzień wrócił do matki a ona jakby nigdy nic przyjęła go i nakarmiła. Matczyna miłość.
I tak połowa wykotów za nami. Miesiąc odpoczynku.
Maluszki na razie przy matkach. Jutro będzie odstawianie i pojenie z butelki. Tak się mają sprawy w naszej zagrodzie koziej. Karmione pysznym zielonym siankiem wyczekują kiedy znów przyjdę na nie popatrzeć. Kochane kozule.
Po dwu letniej przygodzie niestety z bólem serca muszę sprzedać Anubisa. Jego córki zostają a ja nie mogę trzymać dwóch kozłów. Szukam mu dobrego domu, naprawdę kochającego kozy hodowcy. Anubis jest cudownym kozłem, nie ma w sobie krzty agresji. Nigdy mnie nie bodnął, nigdy nikomu nic nie zrobił. Tylko by chciał by go miziać. Gdybym miała na tyle miejsca zostawiłabym go do starości u mnie. Serce mi pęka ale wierze, że znajdę mu dobry dom. Kochani zapraszam do ogłoszenia tutaj link jeśli chodzi o cenę naprawdę można ze mną negocjować. Nigdy nie zależało mi tak bardzo na pieniądzach jak na dobrych domach dla moich pupili. Są jak członkowie rodziny. Kozioł ma bogate geny rodzą się w większości dziewczynki . Ma bogate geny mleczne. Zapraszam na rozmowę prywatną zainteresowanych monia8366@wp.pl .
A cóż u nas jeszcze ? Kamil wrócił i już nie wraca do Holandii. Czas zakończyć wyjazdy gdy tu praca w pełni. I oczywiście stęskniona rodzina. Wczoraj zakończył się u mnie pierwszy semestr, wszystkie kolokwia i egzaminy wewnętrzne zaliczone na 5 ! Już zacieram ręce na kolejny semestr i nowe przedmioty :) Trzymajcie się ciepło w ten zimowy czas. Czapy na głowy :) Pozdrawiam serdecznie ! Dziękuję że nadal jesteście tu ze mną .
Cóż u nas się dzieje ? Oj dużo, bardzo dużo ale muszę naprawdę po kolei wszystko opisać by przypadkiem czegoś nie pominąć.Zacznę może od wykotów. W tym roku koźlęta nazywane będą imionami kwiatów.
Zaczęło się od 28 grudnia - wykociła się nasza Wredna ( 87,5% An) urodziła kózkę Różę ( 94% An)
30 grudnia Karina (MK) urodziła parkę , kózka (50% An) Arnika i koziołek (50% An) Aster
31 grudnia Misia ( 50% An) urodziła kózkę Lilia ( 75%) i koziołka Goździk (75% An)
O tym wykocie muszę napisać więcej. Gdy przyszłam do stajni koziołek który ważył 4,5 kg chodził i pił siarę, nawet kózki nie zauważyłam. Leżała tuż za matką w wodach płodowych. Nie wylizana, nieprzytomna. Gdy ją dotknęłam była chłodna bez odruchów. Od razu zauważyłam, że jest wcześniakiem. Raciczki miała jeszcze nie rozwinięte, miękkie jak gąbka. Zawinęłam ją w ręcznik i mocno tarłam by pobudzić krążenie. Jednak nie wydawała żadnych dźwięków. Już czułam, że nie uda mi się jej uratować ale szybko zabrałam ją do domu. W ciepłym domu w kocach pocierałam nią, oczyszczałam jej nozdrza i pobudzałam by ocknęła się z letargu. Gdy zapłakała poczułam ulgę. Byłam pewna że będzie potrzebne założenie jej sondy, bo przecież u wcześniaków nie ma odruchów ssania a jak są to naprawdę rzadkość. Ona jednak po pierwszym wlewie siary od mamy strzykawką podjęła odruch ssania. Pierwsze dni nie wstawała, nie mogła racice były dalej miękkie jednak główką podnosiła się i pokazywała : Jestem i chcę żyć! Dziś ma już 7 dni i waży ponad 3 kg ( gdy się urodziła ważyła 1.8 kg). Chodzi mimo, że jeszcze na pęcinie w jednej tylnej nodze. Pierwsze godziny życia dostała sporo zastrzyków by nie było powikłań wcześniactwa. Sam fakt że żyje jest po prostu cudem. Wiele razy odbierałam na wyjazdach porody i gdy rodziły się wcześniaki po prostu zasypiały i już się nie budziły. Dlaczego ona była wcześniakiem a koziołek nie ? Już Wam opowiadam. U kóz bywa tak, że koza mając ruję kryta jest przez kozła jednak jej organizm jakby tego nie wychwytuje i po trzech tygodniach koza powtarza ruję i znów kryta przez kozła zachodzi w ciążę. I tak koźlątko pierwsze rodzi się w terminie a drugie za wcześnie 2-3 tygodnie. Lilia jest wyjątkową kózką. Bije od niej energia. Na pewno zostanie u nas bo pokochaliśmy ją bardzo mocno. Spała cały tydzień z nami w domu od dziś już jest w stajni z zastępczą mamą która się nią opiekuje. Karmiona mlekiem matki przez butelkę.
3 stycznia urodziła Klara ( 50% An) kózkę ( 75% An) Petunia i kózkę (75% An) Piwonia
Kaja (75% An) urodziła tego samego dnia wieczorem koziołka ( 87,5% An) Mieczyk
On także ma za sobą nie przyjemne przeżycia. Poród pierwiastki łatwy nie był, miała wyjątkowo dużo wód płodowych. Szczerze leciało z niej jak z wiadra i nigdy jeszcze nie widziałam takiej ilości u kozy. Młody zachłysnął się wodami płodowymi , ehhh płuca mu się dosłownie zalały. Aż w nim bulgotało. Nie mógł złapać oddechu, oczywiście kołysanie do góry nogami masaż krtani by jak najwięcej udało się mu wylać z płuc. Tarcie potrząsanie. Kamil stoi trzyma się za głowę patrzy co ja wyprawiam z tym maleństwem a ja potrząsałam i tylko mówiłam : Boże on się udusi, proszę złap oddech złap! Gdy krzyknął znów ta ulga. Na noc zabrałam go do domu. Odciągałam jeszcze mu z nozdrzy wody płodowe. Pokasływał, charczało mu w płucach dostał antybiotyk przeciw zachłystowemu zapaleniu płuc. Kaja miała problem nie wydalała łożyska. Jej także na drugi dzień podałam antybiotyk. Wydalała go przez trzy dni w strzępach. Koziołek na drugi dzień wrócił do matki a ona jakby nigdy nic przyjęła go i nakarmiła. Matczyna miłość.
I tak połowa wykotów za nami. Miesiąc odpoczynku.
Maluszki na razie przy matkach. Jutro będzie odstawianie i pojenie z butelki. Tak się mają sprawy w naszej zagrodzie koziej. Karmione pysznym zielonym siankiem wyczekują kiedy znów przyjdę na nie popatrzeć. Kochane kozule.
Po dwu letniej przygodzie niestety z bólem serca muszę sprzedać Anubisa. Jego córki zostają a ja nie mogę trzymać dwóch kozłów. Szukam mu dobrego domu, naprawdę kochającego kozy hodowcy. Anubis jest cudownym kozłem, nie ma w sobie krzty agresji. Nigdy mnie nie bodnął, nigdy nikomu nic nie zrobił. Tylko by chciał by go miziać. Gdybym miała na tyle miejsca zostawiłabym go do starości u mnie. Serce mi pęka ale wierze, że znajdę mu dobry dom. Kochani zapraszam do ogłoszenia tutaj link jeśli chodzi o cenę naprawdę można ze mną negocjować. Nigdy nie zależało mi tak bardzo na pieniądzach jak na dobrych domach dla moich pupili. Są jak członkowie rodziny. Kozioł ma bogate geny rodzą się w większości dziewczynki . Ma bogate geny mleczne. Zapraszam na rozmowę prywatną zainteresowanych monia8366@wp.pl .
A cóż u nas jeszcze ? Kamil wrócił i już nie wraca do Holandii. Czas zakończyć wyjazdy gdy tu praca w pełni. I oczywiście stęskniona rodzina. Wczoraj zakończył się u mnie pierwszy semestr, wszystkie kolokwia i egzaminy wewnętrzne zaliczone na 5 ! Już zacieram ręce na kolejny semestr i nowe przedmioty :) Trzymajcie się ciepło w ten zimowy czas. Czapy na głowy :) Pozdrawiam serdecznie ! Dziękuję że nadal jesteście tu ze mną .
sobota, 22 grudnia 2018
Świąteczne Życzenia
Świąteczny czas - tak cudowny, tak wspaniały dla mnie. Od dwóch lat powiem szczerze wreszcie dorosłam do tego by przeżyć ten czas spokojnie. Nie gonię , nie mam obsesji by było idealnie. Wszystko robię na spokojnie między czasie po prostu się wysypiając. Pamiętam ten czas jeszcze parę lat temu, w biegu - normalnie szaleństwo. Obsesyjnie wszystko musiało być idealnie, robiłam to dla wszystkich niby ale chyba prędzej robiłam to dla siebie by sobie udowodnić jaką idealną panią domu jestem. Jak niepowtarzalna jestem ohh bałwanki z bezy, idealne pierniczki, przynajmniej 4 ciasta , własne chleby wszystko na tip top. Wszystkie dania musiały być, żeby świat się walił żebym po nocach nie spała musiało być, oczywiście że musiałam sama to zrobić bo jakby inaczej. Czasem pozwoliłam by moja (była) teściowa coś zrobiła ale absolutnie nie za dużo. Paranoja dosłownie. A w tym biegu całym kończyło się tym, że jako jedyna siedziałam przy stole wykończona i nawet nie miałam apetytu by coś zjeść. Od czasu rozwodu zluzowałam, szkoda że nie zluzowałam tak wcześniej może bym tak się nie zdzierała. Na pewno jeszcze więcej bym zmieniła.
Dlatego też chciałabym Wam życzyć zluzowania, prawdziwej radości z przeżywania świąt. Zatrzymania się na chwilę by widzieć co nas otacza i przyjrzenia się bliskim. Dobre chwile szybko uciekają. Zdrowych Wesołych Świąt Bożego Narodzenia :)
Dlatego też chciałabym Wam życzyć zluzowania, prawdziwej radości z przeżywania świąt. Zatrzymania się na chwilę by widzieć co nas otacza i przyjrzenia się bliskim. Dobre chwile szybko uciekają. Zdrowych Wesołych Świąt Bożego Narodzenia :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)