Tak to mój mały raj.
Taki osobistym na własność bez przymusu dzielenia się ani
rezygnacji.
Momenty wytchnienia gdy jestem z nimi na pastwisku, leżę w trawce a one leżą
obok przeżuwając trawkę.
Pięknie brzmi ? No baaa ale rzeczywistość wygląda inaczej hehehhe skaczą na
mnie, obgryzają mi bluzkę, liżą skórę i nawet przez chwilę poleżeć spokojnie nie
mogę bo zaraz głaskaj mnie , baw się ze mną!!
Do naszego stada dołączył Luluś ( tak go nazwaliśmy bo słodziak niesamowity). Nowy reproduktor choć jeszcze dorasta do tej pozycji w stadzie :) 100 % Anglobnubijski jego tatą jest MalGrad Colorado
Dołączyły do nas marcowe maluszki urodzone przez Helenkę i Melę
Urodziły się małe kociurki :)
Później dorosną na kolejnych prześladowców hahhahah
Cały czas jestem obserwowana :P
I nasza nowa psinka Lili :) Skundlony amstaff. Łobuz że hej.... :)
Taka malunia do nas przybyła, zarobaczona, zapchlona i zbyt mała by odejść od mamy. Jednak sąsiad chciał się na szybko pozbyć więc dokarmiałam ją mlekiem kozim i wyrosła łodyga. Chociaż ma teraz tylko 10 tygodni.
I teraz smutniejsza część czyli zwierzaki które pożegnaliśmy.
Sylwunia nasza kózka inwalidka z uszkodzoną nóżką przy porodzie ma nowy dom :)
Teraz mieszka sobie w górach i ma na imię Kasia :)
I teraz bardziej przykre rozstanie bo spowodowane przez zaborczą i podstępną byłą koleżankę. Pamiętacie Dino ? Koleżanka ze szkoły wolontariuszka ze schroniska poinformowała nas o piesku który ma 13 lat i czeka na dom. Bez zastanowienia pojechaliśmy po niego. Pies był stary, chudy i w złym stanie. Wyjątkowo strachliwy i przytłoczony taką zmianą. Jednak po kilku dniach zaczął odżywać u nas. Biegał po podwórku nawet kilka razy uciekł podkopując się pod ogrodzeniem i biegał po lesie. Zawsze go szukałam i zabierałam z powrotem do domu. Po 9 latach w schronisku u tak starego psa ciężko było oduczyć pewnych dziwnych zachowań ale pokochaliśmy psiaka. Owa koleżanka tłumaczyła, że on ucieka od nas bo ją szuka hehehheh. Zaczął chorować, weterynarz podjął leczenie bo Dino mało jadł i mało pił. Jednak po lekach zaczęło mu się przez kilka dni poprawiać, dało to nadzieję ale na krótko. Między czasie od momentu gdy zabraliśmy psa ze schroniska koleżanka nie dawała mi spokoju. Pisała po kilka razy dziennie bym wysłała jej zdjęcie psa, bym napisała jak się ma. Nawet o 2 w nocy potrafiła mnie obudzić bym wysłała zdjęcie jak Dino śpi. Czułam, że to obsesyjne jest i nie może się pogodzić że sama nie wzięła psa mimo, że zastanawiała się nad tym. Kilka razy nawet w prost mi mówiła, że może lepiej by go zabrała od nas bo u niej jemu będzie lepiej. Starałam się to rozumieć więc zawsze odpisywałam bo ostatnie kilka tygodni jeździła do schroniska konkretnie do niego i pokochała psa. Pewnego dnia pojechałam do owej byłej koleżanki zawieźć jej sery, zapytała mnie jak Dino powiedziałam, że choruje ale jest wszystko pod kontrolą bo leczy go mój wet. Zaproponowała, że może by przyjechała do psa i zabrała go do miasta na specjalistyczne badania, tłumaczyła to troską o niego i zrozumieniem że ja jestem zajęta i mam dużo na głowie. Szczerze ? Nie odebrałam to jako chęć odebrania mi podstępem psa, nawet przez myśl mi nie przyszło. Fakt mój wet nie ma USG ani specjalistycznego laboratorium ale zawsze leczył moje zwierzaki z analizy objawów i jeszcze nigdy nie trafiła mu się pomyłka w diagnozie. Podejrzewał problem niewydolności nerek co się później okazało badania potwierdziły. Wracając do sytuacji, rzeczywiście miałam wtedy mnóstwo zajęć i problemów jednocześnie w tym czasie też moja kozula złamała nogę. Zgodziłam się by go zabrała na badania, na drugi dzień rano już była po niego z matką. Dziwnie się zachowywały aż dziwnie się poczułam bo poprosiła o jego leżankę ( którą mu kupiła w prezencie na nowy dom) pod pretekstem że jakby miał zostać w lecznicy na noc by nie tęsknił za domem. Pojechała z nim, cały dzień pisałam do niej i dzwoniłam bo chciałam się dowiedzieć co z Dino. Nie odbierała ani nie odpisywała. Wieczorem napisała ile wydała i że pies ma chore nerki i przez popsute korzenie zębów infekcję w jamie ustnej. Mój wet oczywiście odradził mi czyszczenia zębów w tak podeszłym wieku pod narkozą. No cóż są różne taktyki leczenia i różne opinie. Napisała mi że musi zostać u niej kilka dni bo codziennie będzie z nim chodziła na kroplówki. Długo jednak miła nie była bo natarczywie dzwoniłam i pisałam kiedy przywiezie mi psa do domu. Sielanka się skończyła, zaczęła pisać do mnie że to ja doprowadziłam psa do takiego stanu ,że lepiej by został u niej bo ja nie poświęcam mu tyle czasu ile powinnam. Pretensje, że pies pewnie nabawił się choroby bo nie spał ze mną w łóżku tylko na leżance. Do dziś pies jest u niej, głupio zrobiłam bo dałam jej książeczkę zdrowia a w niej była umowa adopcyjna. Kilka razy do niej pojechałam, w szkole też miałyśmy ścięcie aż doszło do tego że pomachała mi przed nosem umową oddania dobrowolnie jej psa. Odpuściłam i podpisałam. Dla świętego już spokoju bo z wariatką nie wygram. Mogłabym się tak z nią szarpać, zadzwonić na policję psa odebrać ale już nie chciałam tego robić psinie. Z pełną odpowiedzialnością po kilku jej odpałach w szkole plus tego z psem mogę powiedzieć, że jest niezrównoważona psychicznie a ja nie mam zamiaru po sądach się szwendać bo i tym mnie straszyła ostatnio. Dlatego też Lila jest u nas bo nasza psinka Beti przestała jeść po odejściu Dina i dzieci to przeżyły. Beti bardzo przyzwyczaiła się do Dina tym bardziej, że zawsze była sama i akceptacja przyszła jej trudno, po jego odejściu poczuła się samotna. Gdy Lila trafiła do nas Beti znów odżyła. Żałuję, że Dina z nami nie ma ale mam taką zasadę by z wariatami nie walczyć. Był u nas szczęśliwy a ona swoją chorą miłością i chęcią posiadania zamknęła go w bloku....
Pozdrawiam