Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rosa Centifolia Cleansing Gel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rosa Centifolia Cleansing Gel. Pokaż wszystkie posty

7.07.2014

REN Skincare






REN Frankincense Revitalising Night Cream  
(ok.180zł/50ml)  


.., czyli rewitalizująco-odżywczy krem na noc. 
Jego formuła ma nawilżyć, zrewitalizować, nadać blasku, wygładzić i zredukować zmarszczki.
Nawilża pięknie, dogłębnie i na długo, niestety dodatkowego blasku nie zauważyłam. Od dłuższego czasu używam go na dzień (na noc nie ma nic lepszego dla mojej skóry, niż kilka kropel olejku z dzikiej róży), jest świetną bazą pod makijaż, pozostawia skórę niesamowicie gładką.  Dzięki leciutkiej konsystencji nic się na nim nie roluje, a sam krem nie przyspiesza przetłuszczania. 
Pachnie prawdziwym, polnym rumiankiem, a konkretnie jego środkową, żółtą częścią. Zapach jest delikatny i nie utrzymuje się długo na skórze. 
Obecna nazwa kremu to V-Cense Revitalising Night Cream.







REN Evercalm Global Protection Day Cream 
(ok.150zł/50ml) 


Wcześniej istniał pod nazwą Hydra-Calm Global Protection Day Cream.
Ma przyjemniejszą i bardziej bogatą konsystencję od kremu na noc. Leciutki, nietłusty, dosłownie wtapia się w skórę. To już moje drugie opakowanie, moja skóra uwielbia taką porządną dawkę nawilżenia.
Sprawdza się świetnie pod makijaż, nawet podczas upałów po 31stopni.
Pełna recenzja TUTAJ.







REN Rosa Centifolia Cleansing Gel 
(ok.75zł/150ml) 



Żel na bazie wody różanej.
Bardzo delikatny, ale na tyle skuteczny, że twarz po umyciu aż skrzypi. Nie pozostawia dyskomfortu ściągniętej skóry.
Zapach typowy dla całej linii, przyjemny, delikatny, różany.
Konsystencja lekko glutowata i rzadka, przez co żel jest strasznie niewydajny.
Skład jest dość podstawowy (m.in. delikatny detergent, sok z aloesu, gliceryna, kwas mlekowy), dlatego nie sądzę, żeby tak mała pojemność była warta ponad 70zł.
Nie kupię ponownie.








REN Rosa Centifolia Gentle Exfoliating Cleanser 
(ok.85zł/100ml) 



..., czyli kremowy, myjący złuszczacz mojego chłopaka do codziennego stosowania. Peelingów mechanicznych nie używam w ogóle. Moja skóra nie reaguje na nie najlepiej, jest zbyt wrażliwa nawet na codzienne zmywanie balsamu myjącego mokrym ręcznikiem, a co dopiero na drobinki złuszczające.
Szkoda by jednak było nie pokazanie Wam tego produktu, dlatego nie mogłam odpuścić i go nie przetestować.
Do produktu zrobiłam dwa podejścia. Oba zakończyły się mocnym podrażnieniem. Po pierwsze, u mnie zupełnie nie sprawdza się do codziennego stosowania. Drobinki są zbyt ostre, nawet mój chłopak powiedział, że to całe oczyszczanie jest bolesne (z wiekiem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że faceci lubią dramatyzować).
Po pierwszym użyciu, moja skóra była gładziutka, nie ściągnięta i czysta, jednak drugie użycie spowodowało wysyp na brodzie.
Konsystencja przyjemna, lekka i kremowa. Zapach mentolu bardzo delikatny, sam produkt nie pozostawia na skórze efektu chłodzącego.
Peelingu używa mój chłopak i używa go zaledwie raz w tygodniu.








REN No.1 Purity Cleansing Balm 
(ok.130zł/100ml)  



Niestety wersja w tubce. Opakowanie dość niewdzięczne, szczególnie pod koniec.
Skończyłam już całe opakowanie i zdążyłam przetestować w tym czasie dwa inne produkty tego rodzaju (emma hardie - moja ulubiona i balance me).
O tym jak używam tego produktu, pisałam TUTAJ.
Balsam bazuje na oleju ze słodkich migdałów.
Bardzo efektywny, świetnie radzi sobie ze zmywaniem makijażu. Nie pozostawia żadnego, tłustego filmu na twarzy. Pozostawia skórę mięciutką, nawilżoną, czystą, rozjaśnioną, szczęśliwą, dosłownie! Żaden produkt do mycia twarzy nie dał mi tak widocznych efektów już po pierwszym użyciu.
No właśnie, a efekt po użyciu jest praktycznie taki sam, jak po użyciu balsamu Emmy Hardie, z tym że REN niestety okropnie podrażnia moje oczy, a Emma Hardie nie. Jeżeli choć odrobinka dostanie się do oka, szczypie jak cholera!
Używam 1-2 razy w tygodniu.
Nie kupię ponownie.