Kliknęłam w hasło "kwitnący step Ałtaju" i nieświadoma czyhającego niebezpieczeństwa, odkryłam blog rosyjskiego fotografa przyrody Igora Szpilenok. Wsiąkłam na długi czas i jeszcze nie otrząsnęłam się z wrażenia. Fotograf przemierza olbrzymi obszar Rosji, pokonując tysiące kilometrów, odwiedza rezerwaty przyrody i inne niesamowite miejsca, miesiącami mieszka na Kamczatce, w krainie wulkanów i gejzerów, topi się w błocie syberyjskim, sąsiaduje z niedźwiedziami i rosomakami, przyjaźni się z lisami, a wszystko dokumentuje doskonałymi zdjęciami i sympatycznymi opisami. Na stałe mieszka w małej wioseczce pod Briańskiem, to gdzieś na łuku kurskim ... miałam okazję być w tamtych okolicach pod koniec lat 80-tych. Ludzkie osady zagubione gdzieś daleko, małe wioseczki, z których przychodzili ludzie do sklepu w określone dni, bo przywozili chleb i zamarznięte ryby. Dieduszka pakował do worka najpierw te ryby, potem bochenki chleba, mocował na ramionach jak plecak i szedł gdzieś między bezkresne lasy do swojej wsi. Pamiętam cudowne zagajniki brzozowe, pojedyncze brzozy przy szerokich traktach i wychylające się z trawy czerwone kozaki. To tylko przy drodze, a co działo się dalej? nawet nie sprawdzałam:-) Jeśli kogoś interesuje ta tematyka, a ma sporo wolnego czasu, to polecam, fascynujący świat:-)
sobota, 6 lutego 2021
W innych światach ...
Na Pogórzu takich widoków z zeszłego tygodnia już nie uświadczy. Przyszła odwilż, z hukiem zsunęły się z dachu masy śniegu, strasząc psy, ale mróz jeszcze trzyma. To i dobrze, przytrzymuje w ryzach wszechobecne błotko, woda powoli wsiąka, bo i ziemia nie zamarznięta, o czym świadczą świeże, liczne kopce kretów.
Karmniki są oblegane przez ptactwo. Przyleciała para czeczotek, małe to-to, jak czyże, wyróżnia je czerwona kropka nad dzióbkiem i piórka w takiej tonacji na piersi. Czeczotki nie pchają się do karmnika, wykorzystują resztki, które spadają z dziobów dzwońców, rozgniatających ziarna słonecznika i coś jeszcze zostaje dla tych maluchów.
Trudno wypatrzeć ptaszka, wyróżnia się tylko czerwona kropka:-)
Upiekłam kruche ciasteczka z marmoladą dereniową, śladu już po nich nie ma, zostały zdjęcia. Z ciasta robi się kulki, rozgniata płasko, palcem dodatkowo wyciska się dołek, w który idzie marmolada. Dobrze dociska się kulki garnuszkiem lub szklanką:-)
Dwa tygodnie temu wysiałam nasiona papryki, diabelnie ostre papryczki w kształcie dzwonków, równie ostrą odmianę caynne, a także papryczki czereśniowe z własnych nasion. Wszystkie już wzeszły, bo mam dobre miejsce na ten pierwszy etap, na pokrywie akwarium. Jest tam ciepło, podgrzewające pojemnik od spodu, teraz przestawiłam pudełko na okno, żeby roślinki doświetlić.
Przeglądam dalej oferty z nasionami, bo nęci mnie bardzo próba zaszczepienia pomidorów i ogórków, potrzebne są do tego podkładki przeważnie dzikich odmian, specjalne spinki silikonowe. Czekam na oferty połączone, po kilka nasion podkładek i spinek, bo to będzie tylko próba:-) Wyczytałam, że niektórzy ogrodnicy szczepią nawet na pomidorku koktajlowym Koralik, bo ponoć tylko te odmiany potrafią przetrwać inwazję chorób grzybowych.
Tymczasem wawrzynek wilczełyko w blokach startowych, ledwie różowieją wychylające się z pąków płatki. Myślę, że kilka ciepłych dni i krzewinka zakwitnie.
W drodze do domu na bezchmurnym niebie obserwowałam klucze ptaków, ciągnące na północ. Myślę, że to były kormorany, bo jeszcze za wcześnie na inne.
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, pozostawione słowo, wszystkiego dobrego, pa!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
28 komentarzy:
Dziękuje za polecenie blogu tego rosyjskiego fotografa.Na pewno go sobie pooglądam, bo to co on fotografuje i jakie tereny przemierza bardzo mnie zainteresowało.
Opisy pogody u Ciebie i otoczenia są jakby żywcem wyjęte z moich obserwacji. Bo to i krety ryją w najlepsze (przeważnie na trawniku pod domem) i masy śniegu z dachu spadają i ptaszków masa przy karmniku. Tylko wawrzynka wilcze łyko w fazie tuz przed kwitnieniem nie zaobserwowałam jeszcze, ale ostatnio nie chodzimy w rejony, gdzie zdarza sie nam go widywać wiosną. W ogóle strach teraz chodzić z psami do lasu. Kłusownicy, gdzie się da zakładają sidła...
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu!:-)
Byłam w lesie z samego rana, piękne słońce, a ptaki śpiewają jak wiosną, choć przymrozek, to jest cudownie! I lecące białe czaple widziałam, w parach krążyły, pięknie, dostojnie. Wiosna idzie, mówisz? Oby!
Tak czytam, czytam i zastanawiam się, czy by nie zacząć wierzyć w reinkarnację..:) byłoby mi może lepiej z poczuciem, że może kiedyś pod inną postacią odwiedzę te wszystkie wspaniałe miejsca:)
Właśnie wsiąkam w temat, czytając polecony blog, miło, bo po polsku:)
Pozdrowienia ślę serdeczne:)
U nas też spadający z dachu śnieg narobił sporo hałasu, a że było to nocą to aż w łóżku podskoczyłem. Zaintrygowałaś mnie nowym blogiem, trochę zerknąłem ale na więcej potrzeba trochę czasu i spokoju. Na pewno do niego wrócę tym bardziej że pisany jest po polsku. Pozdrawiam serdecznie i trzymajcie się ciepło (zapowiadają mrozy):)
Obserwuję Szpilenoka od dawna, piękne zdjęcia robi.
A u nas zima jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa, dziś spędziliśmy dzień w górkach i poczułam, że żyję, choć nie wiem, jak będzie jutro... 😁
Ha, właśnie pisze pracę, m.in. o wawrzynku. Dawniej młodzieńcy chcąc uniknąć powołania do wojska, przykładali na skórę sok lub korę wawrzynka, co powodowało powstanie ran.
Tęsknię za wiosną ale widać zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Serdeczności
Ola, o tyle jest przystępny, że wolontariusze tłumaczą na różne języki, w tym polski, bo przecież nawet nam, znającym ten język, ciężko byłoby przebrnąć przez cyrylicę:-) a pokazuje rzeczy niesamowite, od żaru południa po wieczne śniegi; wstałam dziś i małe "zdziwko", sypie, zamiata z dachu, choć przychodziły alerty na telefon, myślałam, że później zacznie sypać; wczoraj obserwowałam ptactwo w sadzie, szukały nasionek w liściach, przylatywały całe stadka, już im było dobrze, a tu nawrót; mój wawrzynek pod chatką, więc mam pogląd na bieżąco:-) u nas krążą myśliwi; pozdrawiam.
Piranio, skądżesz u Ciebie słońce? u nas pochmurnie, a dziś sypie śnieg, suchy, zmrożony jak igiełki, ze wschodu, bo i mróz w nocy był w okolicy -10; nie idzie jeszcze wiosna, choć ptactwo zalotnie pogwizduje; nie ogarniemy cudów świata, choć wiara w reinkarnację by się przydała; orłem być i oblecieć to wszystko, jak nie ustrzelą po drodze:-) dobrze, że są tacy ludzie, co fotografują te miejsca, często z narażeniem życia, a my oglądamy w ciepłym domu, a nie np. przy -40:-) wolontariusze tłumaczą blog na różne języki, super; pozdrawiam.
Wkraju, bo lecą takie masy śniegu, do tego wilgotne, że ciężar jest niemały, do tego rumor, więc efekt jest; sama chodziłam ostrożnie pod wiszącym śniegiem na niskim dachu, bojąc się dotknąć nieopatrznie, bo co byłoby, gdyby zwalił się na mnie:-) tak, ten blog zabiera sporo czasu, ale tak wciąga, że dopiero wczoraj dobrnęłam do końca, a będę wracać do niego, bo ciekawostki niesamowite; będzie mróz i dyżur w chatce:-) pozdrawiam.
Ikroopka, jestem zafascynowana tamtym światem, choć warunki do życia ciężkie, ale mieszkają tam ludzie, dla nich to normalne; spotkanie ze starowiercami, którzy przez 40 lat nie mieli kontaktu z ludźmi, wulkany i gejzery na Kamczatce, rzeki pełne łososi na tarlisku, po grzbietach ryb można przejść, i wiele innych ciekawostek, że wierzyć się nie chce:-) no i zdjęcia cudności; a Twoje jutro w komentarzu, czyli moje dziś to śnieg sypiący od wschodu, tężejący mróz, żeby tylko jakiś wyż rosyjski nie usadowił się nad nami:-) pozdrawiam.
Mania, a to Ci dopiero ciekawostka, nie dość, że wawrzynek trujący, to jeszcze powoduje niegojące się rany, ładny paskudnik z niego:-) rośnie mi pod chatką o wystawie słonecznej, więc zawsze szybciej kwitnie niż te w lesie; ano nie powiedziała zima, sypie od wczesnego rana, no i mroźnie; pozdrawiam.
Wręcz egzotycznie zrobiło się na Twoim blogu. A to za sprawą wspomnienia o dalekiej Syberii. Nie omieszkam zajrzeć na bloga tego fotografa. A także za sprawą opisu Twoich przygotowań do wiosny. Dla mnie sprawy ogródkowe to istny kosmos. Tak to jest jak się jest człowiekiem betonowych okolic. Ogródki podziwiam jako obiekty fotograficzne. U mnie po tygodniu szarej jesieni znowu troszeczkę poprószyło i nawet lekki mrozik pojawił się. Pozdrawiam serdecznie.
Uwielbiam do Ciebie przychodzić, to taki dla mnie relaks. Zajrzę na wspomniany blog bo lubię taka tematykę i lubię blogowo podróżować. Często tak się zaczytam, że na koniec dziwię się, że nadal jestem w domu :)
Już wysiałaś? I już wzeszło... nie za szybko? U nas mroźno, -11 stopni C. W kwietniu potrafi mróz przyjść i wystawiamy dopiero w maju.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i częstuję się ciachem ;)
Stepy Ałtaju piękne. Prawie jak Góra Filipa ;-)
Topiąc się w błocie też myślałam, że powoli nastaje przedwiośnie. Nic bardziej błędnego. Temperatura spadła. Czekają nas obfite opady śniegu. Ale warto pomyśleć o wiośnie. W końcu jeszcze miesiąc i troszkę, a nadejdzie. Chyba też przymierzę się do kupna naczynia do kiełkowania i jakiejś ziemi. Mam już nasionka mini pomidorów. chcę posadzić cebulkę, a może kiełki rzodkiewki wsadzę do kiełkownicy? Będę miała wiosnę na oknie. Pozdrawiam serdecznie:)
Zajrzalam na blog rosyjskiego fotografa i tez w nim utknelam i dalej bede tam tkwic. Niesamowite krakobrazy, przyroda i wspaniale zdjecia. Swiat, ktory juz trudno znalezc , a taki jest fascynujacy
MArysiu te Twoje wypieku pobudzaja moja wyobraznie, ciasteczka z marmoladka dereniowa, brzmi zachecajaco bardzo, a ja chyba nigdy marmolady dereniowej nie probowalam.
Zima , wyglada że wraca i jeszcze z nami pobedzie a wawrzyenk różowieje.
Sciskam serdecznie
Po dzisiejszym mroźnym spacerze chyba sen o wiośnie przesunie się w ciemniejszy kąt, a ma być jeszcze śnieżnie :) Dobrze, ze przypominasz co roku o siewie papryki, wezmę się za to jutro :))
Dzięki za link do strony tego fotografa rosyjskiego. Zaraz tam zajrzę i zapewne wsiąknę w te klimaty na dłużej. Wawrzynek najwyraźniej pośpieszył się nadto. Na Warmii zima nie odpuszcza; wczorajszej nocy mieliśmy -20, teraz jest -16 i chyba to nie koniec. zapowiada się też śnieg, choć go tu nie brakuje - zima na całego. I gdzie tu ocieplenie klimatu. A swoimi wypiekami pobudzasz moje kubki smakowe, a takie miałam silne postanowienie. Obrosnę tej zimy jak niedźwiedź. Czy te cudne połyskujące ażurki na pierwszym zdjęciu to jemioła. Biegnę podziwiać najdalsze zakątki dzikiej Rosji. Pozdrawiam i trzymaj się cieplutko. Alik
Ola, pomijając to, że Syberia źle nam się kojarzy, przyroda jest tam przecudna; przygotowuję się do wiosny, a tu zima nie daje za wygraną; papryczki wysiewam wcześniej, bo one tak długo potem rosną, nie jak pomidory; u nas jak na dalekim wschodzie, śnieg ubity, próbowałam dziś troszkę odśnieżyć, a tu jak w kamieniu, dziwny śnieg, stukał w szyby przez całą noc; pozdrawiam.
Agatek, o, jakże miło czytać takie słowa:-) dobrze, że są zdjęcia, opisy, człowiek może z domowych pieleszy nie ruszając się, odwiedzić różne zakątki; paprykę zawsze wysiewam o wiele wcześniej niż pomidory, będzie na oknie, potem w tunelu, chroniona przed przymrozkami; pozdrawiam.
Staszek, no niech Ci będzie, że kwitnące tulipanami stepy Ałtaju są na drugim miejscu po Górze Filipa:-) przychylam się do tego; pozdrawiam.
Bożena, przyroda wprowadziła nas w błąd:-), nie tylko nas, bo i ptactwo zaczęło wiosennie wygwizdywać; jakoś przetrwamy ten kolejny atak zimy, bo jest iście syberyjsko, wicher huczy, zamiata śniegiem, który dziwnie twardy jak cegła; pewnie, własne rozsady cieszą, choćby dla obserwacji, a już własne plony to wielka frajda; są też ogórki krzaczaste do donic:-) pozdrawiam.
Grażyna, mnie długo zeszło w tych rosyjskich klimatach, napatrzeć się nie mogłam, a opisy zachowań zwierzęcych, przygód z nimi związanych, a także niebezpieczeństw, to jak dobra książka; marmolada dereniowa jest kwaskowata w smaku, do tego aromatyczna i ma piękny, purpurowy kolor; w zestawieniu ze słodkim ciastem smakuje wybornie; aha, całkiem syberyjskie klimaty się zrobiły, purga na stepie:-) pozdrawiam.
Lidka, za bardzo nosa nie chce mi się wychylać na zewnątrz, choć planowałam małe wyjście, a tu dziabnęło mnie w krzyżu; i tak trzeba mi pomachać trochę łopatą w zbitym śniegu, żeby auto wjechało na podwórze; moja papryczka już wystawiła z ziemi zielone uszka:-) pozdrawiam.
Alik, myślę, że utkniesz na długo w tych rosyjskich klimatach:-) wawrzynek dalej przysypany śniegiem śni sen o wiośnie; ojoj, to spory mróz, nas podobny czeka na koniec tygodnia, chyba, że wiatry zmienią kierunek; nie wierzę w ocieplenie, przecież jest cykliczność klimatyczna, bywało, że Bałtyk zamarzł, ale i winoroślą słynęliśmy:-) widzę tu czyjś biznes, trzeba ludziom sprzedać trochę strachu, by przy okazji sporo zarobić:-) ha! mróz jest, trzeba ochronić się warstewką tłuszczu, rzeczywiście jak niedźwiedź:-) tak, jemioła, mój problem w sadzie, będziemy ciąć drastycznie jabłonie; pozdrawiam.
Dzień Dobry Mario,
dzisiaj z racji zasypania śniegiem mam trochę mniej zajęć. Zajrzałam na Twój blog, wstyd przyznać, kiedy ostatnio tu byłam. Obejrzałam trochę wspaniałych zdjęć z Syberii, dzięki Twojemu poleceniu i podpisałam petycje w obronie jeziora Kronockiego. Dobrze, że jesteś, działasz i inspirujesz. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Chyba cieplej w Twojej krainie, bo mój wawrzynek absolutnie nie widzi wiosny:)
U siostry w Sandomierzu zakwitły jeszcze przed tym aktualnym śniegiem białe ciemierniki, a moje śpią. Z ptaków, jak za dawnych zim dużymi stadami pojawiły się gile i jemiołuszki.
Dzisiaj z powodu wielkich opadów jesteśmy całkowicie uwięzieni w chałupie i o wyjeździe do pracy nawet nie ma co marzyć.
Przeglądam właśnie blog Igora:). Dzięki :)
Zima. Prawdziwa zima. U nas zamarznięte, śniegu nasypało. Mrozi wieje i sople lodu wiszą. Bajka. Tak powinno być. Niech wymraża a my w domku pieczmy pieczmy takie pyszności, wiosną zgubimy. Hihi. Pozdrawiam.
Marysiu bardzo dziękuję za linka do zdjęć. Od pewnego czasu śledzę sybirskie blogi na YT. Moja rodzina przez 6 lat i 4 miesiące była zmuszona tam być. Teraz mojej mamy już nie ma, ale konfrontuję jej opowieści z realiami, w tym współczesnymi. Syberia to nie tylko pierwotna przyroda i orzeszki cedrowe. To ludzie, trudne, proste, piękne życie, króciutkie lata, w których wszystko zdąży urosnąć, meszka, która w lecie wyjada oczy, nawet język, który pamiętam z powiedzonek mamy. Nie myślałam, że kiedyś śledząc wątki syberyjskie będę odreagowywać odejście bliskiej osoby. To tyle
W sprawie nasionek: twoje papryczki już kiełkują. W ubiegłym roku trochę za późno wysiałam, zwłaszcza odmiana malutkie, bardzo ostre noski, nie zdążyła dojrzeć. Furorę zrobiły twoje czereśniowe w ziołach i oliwie. W tym roku będę walczyć o bakłażany, które nie chciały wiązać owoców, choć kwitły jak głupie. Sieję też czerwone i żółte poziomki. Jakbyś miała ochotę na jakieś nasionka, daj znać. Ozdobnego słonecznika mam chyba z kilogram :)
Z ogrodniczym pozdrowieniem hel.
Łucja, witaj, zaglądam czasami do moich blogowych znajomych; jedni zaprzestali pisania, inni tylko z rzadka, bo obowiązki, tak to się toczy, życie po prostu:-) zainteresował mnie wielce blog Igora, jak pokazuje naturę, pisze o niej, tyle ciekawostek, fantastycznych zdjęć, że szczęka opada; i ja pozdrawiam.
Don,tblink, mój wawrzynek przy chatce, od nasłonecznionej strony, to i próbuje kwitnąć wcześniej; teraz znowu przysypany śniegiem; mam tylko ciemiernika purpurowego, ten kwitnie później, ale jeździmy na Słowację, żeby oglądać go w naturze, ciemiernikowe łąki i zarośla, to dopiero widok:-) zleciały ptaki z północy, tam im pewnie zimniej; nas odsypali wczoraj późnym popołudniem:-) pozdrawiam.
Agata, może natura wreszcie odnajdzie swój zwykły cykl z porami roku, bo ostatnio zimy jakby zanikły:-) może kleszcze na łąkach wymrożą się trochę, bo wyobraź sobie, że po odwilży psy znowu zaczęły je przynosić w sierści; żywotne paskudniki; ha! to normalne, że na zimę trzeba obrosnąć w tłuszczyk, niech nas chroni przed zimnem:-) pozdrawiam.
Heleno, dla nas Syberia ma inny wydźwięk, zesłania, wywózki, katorgi, gułagi, tyle ofiar; i wśród moich starszych znajomych wielu zesłańców-sybiraków, większość nie żyje; czytam wspomnienia, oglądam filmy; Igor pisze o spotkaniu ze starowiercami, pozostała w osadzie jedna kobieta, rodzina przez 40 lat nie kontaktowała się ze światem zewnętrznym, dopiero w latach 70-tych z naukowcami, którzy tam zawędrowali; podróż na Kamcztkę kiedyś trwała rok, albo i dwa, kiedy jechali tam odkrywcy ze sprzętem, takie różne ciekawostki, że wierzyć się nie chce:-) zeszły rok był specyficzny, długo nocne przymrozki, potem lało, moje papryczki w części dojrzewały zerwane; bakłażany próbowałam raz, urosły maleńkie jak paluszki:-) dzięki, grządek zabraknie, aby wysiać to, co już posiadam, z własnych nasionek i kupionych:-) masz może doświadczenie z granulowanym obornikiem??? pozdrawiam.
Marysiu od ubiegłego roku używam granulowanego obornika bydlęcego. Opinie ekologów są odmienne w tej materii, z racji tego, że zwierzęta karmione są różnymi paszami. No ja takim purystą nie jestem. Ten nawóz bardzo mi odpowiada, bo nie pali roślin jak np. kurzak czy jeszcze mocniejszy nawóz gołębi. I jeszcze jedno, nigdy do tej pory nie miałam tak dużych i ładnych ziemniaków jak w ubiegłym roku. Ale to zasługa męża, który bardzo hojnie sypnął granulatem w rowki pod uprawę, aż się wystraszyłam, ale efekty były. W tym roku też będę korzystać, podsypywałam w ogórki, kwiatki byliny no i róże. Ja polecam hel.
Zbieg okoliczności, Mario: kończę czytać książkę polskiego przyrodnika, autentycznego pasjonata dzikiej fauny. Podziwiam ludzi tak żyjących, jak autorzy wspomnianego przez Ciebie bloga i czytanej książki.
Przewijałem powoli tekst do dołu, i nim pojawiły się słowa, rozpoznałem na zdjęciu wawrzynka. Byłem z siebie dumny!
Twoje ciasteczka nieodmiennie budzą apetyt.
Helena, tak też będzie i u mnie, granulat; nie, no, to jakieś wariacje, bo zwierzęta karmione nie taką paszą, a gdzie dzisiaj znajdzie cokolwiek bez dodatku chemii czy czegoś niewłaściwego; poczynając od nasion gmo na warzywach czy owocach, mięsie kończąc; pewnie trzeba by prowadzić samowystarczalne gospodarstwo, ale i tak zawsze coś trzeba dokupić; pozdrawiam.
Krzysztof, to prawdziwa pasja i poświęcenie, a przede wszystkim trzeba to lubić; czytałam wspomnienia Igora, jak to musiał czekać tygodniami na transport ze względu na pogodę, a jedzenie się skończyło; tam albo przetrwasz, albo umierasz, jeśli coś się wydarzy, bo jesteś zdany tylko na siebie; a przyroda przecudna, dżungla, lasy tropikalne tak mnie nie bawią; nigdy nie zobaczę tych cudów na własne oczy, dobrze, że ktoś pokazuje zdjęcia; pozdrawiam.
Bałam się, że blog będzie po rosyjsku i tylko fotografie oglądnę a tu przyjemna niespodziewajka, jest po polsku i bardzo dobrze, bo po szczepieniu trochę pobolewa mnie ręka i mam pretekst by tylko przewijać strony i się napawać. Tydzień temu skończyłam czytać po raz któryś" Przez Syberię na gapę" Koperskiego i jeszcze tkwię w tych klimatach. Ja ostatnio upiekłam w siostry kruche ciasteczka z ziarnami, właściwie to ziarna rozmaite sklejone odrobiną masła, mąki i jedno jajo. U ciebie i syberyjskie sople i fiolety wawrzynka, cóż to urok lutego.
Krystynko, wolontariusze tłumaczą blog Igora też chyba na angielski, a że jest po polsku, to tylu rzeczy dowiedziałam się zaskakujących i niesamowitych; hm, odczyn poszczepienny, jak zawsze, a pamiętasz te bolące miejsca po szczepieniu z dzieciństwa? każdy chyba nosi taki ślad na ręce; zapisuję tytuł, poszukam Koperskiego w bibliotece; ciasteczka zbożowe, pycha, i jakie zdrowe; sople urosły nowe, śnieg przykrył wszystko dookoła, świeże szuflowanie, jak wstanie dzień:-) pozdrawiam.
Ja w chwili obecnej czuję taką ekscytację zimą, że biało mogłoby być dla mnie nawet do maja. Teraz jak to piszę to też sypie z nieba białym puchem a ja latam między pokojami a balkonem i z każdej możliwej perspektywy cieszę się magią, która się dzieje. We wtorek wyszłam tylko na chwilę zanieść sarnom kasztany a wróciłam do domu siedemnaście kilometrów później bo spontanicznie podjęłam decyzję, że okrążę sobie "mój" las. Moja ekscytacja sięga zenitu a nawet trochę smuci mnie fakt, że zima kiedyś się skończy i nadejdzie wiosna :).
Niby uprzedzałaś, że niebezpieczny, ale zajrzałam. No fakt, jak ruchome piaski: trudno się wyrwać.:)))
Przyroda zaskakuje, jest teraz bardziej zmienna i nieprzewidywalna.
Ja widziałam mnóstwo kluczy jeszcze w ubiegłym roku, przed Wigilią. Wielkie, mniejsze, leciały bardzo szybko, w kierunku tak bardziej północnym. Ale nie wiem, co to były za ptaki.
Nasza kocica, z natury wychodząca, nie chce się ruszyć z domu, przeprosiła się z kuwetą i na propozycję wyjścia na dwór ucieka i gdzieś się chowa.:)
U nas trwa klasyczna zima ze śniegiem i mrozem.:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Bardzo interesujący wpis. Dziękuję za polecenie napewno zajrzę. Pozdrawiam
Mo, nie żartuj, do maja:-) poza miastem jest przecudnie, ale taka zima rodzi też obowiązki, trzeba regularnie odśnieżać podwórze, ścieżki, a to ciężka praca; pozdrawiam.
Grażyna-M, mnie blog wciągnął niesamowicie, przeczytałam, obejrzałam od deski do deski, oczywiście rozłożone w czasie; myślę, że ptactwo zatrzymało się gdzieś w cieplejszych rejonach, czego tu szukać teraz pod grubą warstwą śniegu:-) moje psy wychodziły, ale tylko po ścieżkach które odgarnęłam, nie chciało im się brnąć w głęboki śnieg; ale spacery też krótkie w mroźne dni; pozdrawiam.
A.Garden, tak, Igor pokazuje i pisze o wielu rzeczach, o których człowiek nie wiedział; trzeba mieć odwagę, żeby tak samotnie spędzać czas wśród tylu niedźwiedzi, znać ich zwyczaje, a nawet zmierzyć się z niebezpieczeństwem; pozdrawiam.
Prześlij komentarz