Ziemia każdym porem sączy wodę. Nie tylko sączy, to są wartkie potoki, strumienie, niosące błotnistą wodę aż do Wiaru. Spływają drogi, skarpy, a gdzie nie ma odpływu, tworzą się ogromne jeziora, gdzie na białym jeszcze śniegu widać, jak woda podchodzi spodem i zagarnia coraz większe połacie. Woda, woda, wszędzie woda, bez gumiaków ani rusz, ślad pozostawiony na wytopisku też podchodzi wodą. Przyjechaliśmy wczoraj na Pogórze, w zwałach śniegu leżących na poboczu drogi. Zajrzeliśmy jeszcze nad Wiar, mąż mówi, że musi być wysoka woda, bo nasz skromny potok szumi a szumi.
piątek, 26 lutego 2021
Wszystko płynie ...
poniedziałek, 15 lutego 2021
W pogórzańskiej samotni ...
Odzwyczailiśmy się od prawdziwych zim. A przecież tak tu bywało, drogi nieprzejezdne, śniegu po pas, wioseczka odcięta od świata, że tylko wojsko dowoziło chleb. Pamiętam taki czas, kiedy jechaliśmy do wsi odsypaną drogą. Tu nie pomógł żaden sprzęt do odśnieżania, tylko ciężki det, spychacz, który swoim ciężarem zepchał śnieg na boki i jechało się w tunelu jak w księżycowym krajobrazie. Najgorsze są wiatry, które pustkami ciągną, nabierają siły i znoszą śnieg na drogi, w lesie jest przytulnie.
Ponad tydzień spędziłam sama w chatce, walcząc ze śniegiem i mrozem. Nie myślcie sobie, że pozuję na jakąś bohaterkę, to jest zwyczajna codzienność. Trzeba wstać rano, odgarnąć śnieg ze ścieżek, z podjazdu, na bieżąco. Nie można zostawić na potem, bo gruba warstwa śniegu, zwłaszcza jak przyjdzie odwilż, wyssie z nas wszystkie siły:-) I tak darowałam sobie ścieżki do kompostownika na koniec sadu. Utrzymujemy chatkę zimą, bo przebywamy tam częściej niż w domu, więc trzeba dbać, żeby woda w rurkach nie zamarzła.
Sypało prawie codziennie, raz mniej, raz więcej. Miło siedzieć w ciepłej chatce i patrzeć na syberyjską purgę za oknem. Czasami świeciło słońce, a delikatne zmrożone płatki unoszące się w powietrzu błyszczały jak brokat. Mróz, słońce i padający śnieg ... tak powstaje zjawisko w zimie, migoczący "diamentowy pył". Pamiętam jak kiedyś jechaliśmy, a na niebie widać było tęczę, światło rozszczepiło się na tych delikatnych kryształkach, moje zdziwienie było przeogromne, tęcza w zimie.
sobota, 6 lutego 2021
W innych światach ...
Kliknęłam w hasło "kwitnący step Ałtaju" i nieświadoma czyhającego niebezpieczeństwa, odkryłam blog rosyjskiego fotografa przyrody Igora Szpilenok. Wsiąkłam na długi czas i jeszcze nie otrząsnęłam się z wrażenia. Fotograf przemierza olbrzymi obszar Rosji, pokonując tysiące kilometrów, odwiedza rezerwaty przyrody i inne niesamowite miejsca, miesiącami mieszka na Kamczatce, w krainie wulkanów i gejzerów, topi się w błocie syberyjskim, sąsiaduje z niedźwiedziami i rosomakami, przyjaźni się z lisami, a wszystko dokumentuje doskonałymi zdjęciami i sympatycznymi opisami. Na stałe mieszka w małej wioseczce pod Briańskiem, to gdzieś na łuku kurskim ... miałam okazję być w tamtych okolicach pod koniec lat 80-tych. Ludzkie osady zagubione gdzieś daleko, małe wioseczki, z których przychodzili ludzie do sklepu w określone dni, bo przywozili chleb i zamarznięte ryby. Dieduszka pakował do worka najpierw te ryby, potem bochenki chleba, mocował na ramionach jak plecak i szedł gdzieś między bezkresne lasy do swojej wsi. Pamiętam cudowne zagajniki brzozowe, pojedyncze brzozy przy szerokich traktach i wychylające się z trawy czerwone kozaki. To tylko przy drodze, a co działo się dalej? nawet nie sprawdzałam:-) Jeśli kogoś interesuje ta tematyka, a ma sporo wolnego czasu, to polecam, fascynujący świat:-)