poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Czy wiecie, że ...

... moją ulubiona krainą, oprócz Pogórza Przemyskiego, jest Roztocze.
Środkowe poznałam odrobinę w lutym na forumowym spotkaniu, ale Roztocze Południowe odwiedzam często, i zawsze z jednakową przyjemnością.
Tym razem pojawiła się w sobotę sposobność spotkania tam kilku znajomych, więc mimo paskudnej pogody pojechaliśmy do Horyńca
Z ciężkich chmur padał deszcz, zimno było, że nosa szkoda wystawiać na świat, ale co, przecież nie będziemy siedzieć w domu. Więc ruszyliśmy w objazd po ciekawych miejscach Roztocza Południowego, niezbyt oddalonych od Horyńca. Na pierwszy rzut pojechaliśmy do Radruża, do cerkwi św. Paraskewy.


Kiedy byliśmy tu ostatnim razem, były gołe ściany, a teraz wrócił na stare miejsce ikonostas z łańcuckiego muzeum, cerkiew wzbogaciła się o nowe eksponaty. Nawet nie starałam się robić zdjęć w ciemnym wnętrzu, ot! kilka ciekawych "artefaktów" ... zabytkowe siedzisko właściciela wsi ...


... wykonany w drewnie Boży Grób ...


Obok cerkwi, a także za nią cmentarze z kamieniarką bruśnieńską. Wszędzie kwitną zawilce, łany barwinków, szkoda tylko, że jest tak zimno i aż palce grabieją.



Płynący u stóp cerkwi strumień Radrużka jakby zogromniał, jakiś szeroki, rozlewisty ... a! to znowu bobry nabudowały tam, z których bardzo malowniczo spływają małe wodospadziki ...


W polach widać słupy graniczne, idziemy bardzo blisko, potem przy ogromnych starych lipach i czereśniach do drugiej cerkwi w tej miejscowości, pw. św. Mikołaja Cudotwórcy.


Potem pogoda sprawia nam miłą niespodziankę, chmury odchodzą precz, a my cieszymy się słońcem, a przede wszystkim ciepłem. Jeszcze spotkaliśmy ciocię naszego kolegi, która jest pozytywnie zakręconą osobą. Spisuje historię miejscowości, a przede wszystkim wspomnienia mieszkańców, ocalałych z rzezi i napadów banderowskich. Osobliwe to uczucie, kiedy słyszy się w ustach bądź co bądź obcej osoby, fakty, nazwiska, wydarzenia, które do tej pory były przekazywane przez mamę mego męża. Oprócz tego prowadzi gospodarstwo agroturystyczne, i prawdę mówiąc, wolałabym tutaj spędzić swój wolny czas, powędrować po okolicy, odetchnąć atmosferą tych miejsc, niż tłoczyć się w i tak zatłoczonych, modnych miejscowościach. No, ale to są tylko i wyłącznie moje odczucia:-)
Podaję namiary na to ciche miejsce, gdzie można wspaniale oderwać się od codziennego pośpiechu i wypocząć, albo nawet wpaść przejazdem i zanocować, kiedy losy i drogi zawiodą Was w te strony:-)
Oto kontakt: 608 674 785 lub 16 6313279.
Dwa kroki do cerkwi, trzy do drugiej cerkwi, dla botaników ciekawe rośliny kserotermiczne, rosnące na nasłonecznionych, wapiennych stokach, dla wędrujących cmentarze z kamieniarką bruśnieńską, cerkiewki, prawie górskie strumienie, całkiem spore wysokości npm i żywy kontakt z naturą, a także z ludźmi serdecznymi, nieskażonymi jeszcze wszechobecną komercją.
 Ech, sama bym tam zakotwiczyła na jakiś czas:-)
Wracając do naszych roztoczańskich "peregrynacji", przemieściliśmy się w okolice Nowego Brusna.
Przyjrzeliśmy się remontowanej cerkwi, która jeszcze przed paru laty przedstawiała sobą żałosny widok ...


Tuż za cerkwią zaniedbany cmentarz, i oczywiście nagrobki kamieniarki bruśnieńskiej, Oprócz tego oryginalne, ciekawe nagrobki niemieckich osadników jeszcze z czasów kolonizacji józefińskiej. Może i dobrze, że kolczaste krzaki bronią dojścia do niektórych części cmentarza, może złodziejskie hieny cmentarne, które nawet takich miejsc nie uszanują, nie przedrą się przez cierniste zapory ...




Teraz urokliwymi roztoczańskimi traktami wędrowaliśmy w słońcu ku następnej perełce niezwykłych miejsc. W lesie ukryty następny cmentarz po nieistniejącej wsi Brusno Stare ...





Moim pragnieniem było być tutaj wiosną ... no i udało się!
Łany kwitnącego barwinka, zawilców, fiołków, wiosenne nawoływanie ptactwa, i zatrzymany czas.
Szliśmy przez teren dawnej wsi, tylko dawne dukty wskazywały, że kiedyś toczyło się tu życie, bo cały teren wziął we władanie las. Bystre wody toczy Brusienka po jaśniutkim piasku, marszcząc go na dnie w drobniutkie fale ...


Pozostały ruiny kaplicy św. Mikołaja, z krzyżem o niezrozumiałym napisie ... most z kamienia, po którym jeszcze od biedy można przejechać ...



Kiedy wyszliśmy na otwartą przestrzeń, łąki przy lesie, nagrzane słońcem już pachniały ziołami. Macierzanki ledwo rozwinęły listki, a już unosił się ich zapach:-)
Przenosiliśmy się dalej, a droga prowadziła na całkiem sporą wysokość. To kamieniołom bruśnieński, Na tej stromiźnie poniósł kiedyś śmierć nieostrożny rowerzysta, kiedy z dużą prędkością zjeżdżał w dół, zwyczajnie zawiodły hamulce.


Znam te kamienie.
Bez nie obeszła się żadna budowa w regionie, mój ojciec też jeździł do Brusna po kamienie na fundamenty domu, stajni, stodoły. Świeżo wydobyty kamień dał się obrabiać siekierą, potem twardniał. Jako dziecko fascynowały mnie różne odciski muszli czy tez innych stworzeń w wapieniu.
Kolejny punkt do odwiedzenia to Nowinki Horynieckie z kaplicą z cudownym źródełkiem.


Źródła tryskają z każdego miejsca, szemrzą strumienie, w podmokłych miejscach kwitną kaczeńce.



Bukowym lasem poszliśmy jeszcze na poszukiwanie kamieni Kultu Świątyni Słońca. Widziałam je zimą, wiosną jest tu radośniej, choć prawie przekwitły kokorycze czy zawilce.




Na zboczach głębokich jarów rosły dziwne zimozielone paprocie, łany czosnku niedźwiedziego, a także sporo było czworolistów ... przy mojej botanicznej znajomości tyle odkryłam:-)




Roztocze Południowe kryje przed nami jeszcze wiele tajemnic, mamy nadzieję odkrywać je powoli, o czym nie omieszkam napisać. Już klaruje nam się plan następnej wyprawy po miejscach ciekawych, a jeszcze przez nas nieodwiedzanych. Tym bardziej, że mamy stosunkowo blisko:-)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, nie dajcie się tym nieoczekiwanym chłodom, pa!


poniedziałek, 17 kwietnia 2017

W świątecznej przerwie ...

Dzisiejszy poranek obudził się roziskrzony, że aż z ciekawością zerknęłam na zaokienny termometr.
No tak, -5 wcale nie napawa optymizmem, a kiedy wyszłam po drewno do kominka, zauważyłam smętnie obwisłe kwiaty czereśni. Niedobrze ... potem słońce ogrzało świat, czereśnie jakby odżyły, za to kwiaty magnolii zaczęły zmieniać kolor. Zrudziały, jak sparzone wrzątkiem ... wyglądają teraz jak strzępki brązowego, pakowego papieru na gałązkach ... bywało już tak w poprzednich latach.


Młodzież wróciła po południu z arboretum w Bolestraszycach, tam też wszystkie magnolie zwarzone mrozem. My też ruszyliśmy z domu, ale zupełnie bez celu ... bo ileż można siedzieć za stołem?
Bez presji czasowej włóczyliśmy się po bocznych drogach, zaglądając do różnych wioseczek, zagubionych w lasach sieniawskich ... czasami robiliśmy nawrotkę, bo droga kończyła się, a czasami różnymi łącznikami wyjeżdżaliśmy na główną.
Nawet w Sieniawie nie przejechaliśmy przez rynek, tylko wpuściliśmy się w starą, kasztanową aleję, bo z daleka zobaczyliśmy prześwitujące wśród drzew jakieś ruiny.
Ooo! to całkiem stare ruiny, po jednej stronie pałac Czartoryskich, o którym pisałam wcześniej, a tutaj jakaś budowla, na pewno gospodarczego przeznaczenia.


W domu sprawdziłam, to zabytkowy spichlerz, związany z pobliskim portem na rzece San,
Zbudował go w XVIII wieku Mikołaj Sieniawski, przechowywano tu m.in. saletrę, spławianą potem aż do Gdańska. Przez wieki budynek spełniał swoja rolę, aż nadszedł XX wiek i po II wojnie światowej spichlerz upaństwowiono. Kiedy Igloopol był właścicielem, wybuchł tu pożar, spłonął dach i w takim stanie spichlerz trwa do dziś.


Potem przypomniało mi się, że w drodze do tartaku mijałam tabliczkę informująca, że gdzieś w bocznej uliczce znajduje się cmentarz żydowski. Zazwyczaj jeździłam z przyczepką, więc nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zapuszczać się w wąskie uliczki, bo nie umiem wycofywać.
Dziś można było sobie na to pozwolić.
Wjechaliśmy w plątaninę wąskich uliczek, wypatrujemy, wypatrujemy ... gdzie tu może być kirkut? Wokół jednorodzinne domy, jakaś półkolista brama zamykająca jedna z uliczek ... zapytaliśmy gościa, który wyprowadzał psa ..., tak, to ta brama, ale zamknięta, trzeba dzwonić po kogoś, kto ma klucz ... jakoś odstraszają nas takie sytuacje. Lubimy sami wejść, powłóczyć się porobić zdjęcia, posiedzieć, popatrzeć, bez nadzorującego wzroku i czyjejś obecności.

zdjęcie p. Marcin Wygocki

Zostawiliśmy "czołg" przy drodze, a sami poszliśmy w pola, może uda nam się jakoś wejść od tej strony. Niestety, ogrodzenie było bardzo solidne, ostro zakończone, a na dodatek płynęła przy nim struga w dosyć głębokiej fosie ... więc pozostało nam tylko patrzenie "zza płota".


Macewy stłoczone, jedna przy drugiej, mnóstwo ich, wokół kwitnące tarniny, czeremchy ... trochę dalej bardziej zaniedbane miejsca, ale i wśród traw wyłaniają się kamienne tablice. I znowu w domu sięgnęłam do wiadomości w necie ... kirkut powstał w XVII wieku, na obszarze około niecałego hektara znajduje się ... no właśnie, jedne źródła podają , że 650 macew, inne, że 800, a jeszcze inne, że około 900.  Ile by ich nie było, jest to i tak jeden z najlepiej zachowanych kirkutów na Podkarpaciu.


Najstarszy nagrobek pochodzi z 1686 roku. W 1970 roku teren cmentarza został uporządkowany, wystawiono nowy ohel dla cadyka Ezechiela Szragi Halberstama, a to solidne ogrodzenie, które widać na każdym moim zdjęciu, powstało w latach 90-tych



Zastanawia mnie ten drewniany dom przy bramie wejściowej, zwykły wiejski dom ... mam nadzieję, że uda nam się kiedyś wejść tutaj przez bramę, ktoś dokładnie opowie historię tego miejsca, obejrzymy nagrobki, niektóre doskonale zachowane, jak zdołaliśmy wypatrzeć z daleka.


A potem ruszyliśmy dalej w drogę, we wsiach odbywały się wesela, młodzież stawiała "bramy", inni zawzięcie polewali się wodą, a cały świat w zieleni, młodziutkich listkach, słoneczny wiosenny.
Aż zajechaliśmy w lasy roztoczańskie  ... stop! czas wracać do domu, wrócimy tu już w sobotę. troszkę bardziej na wschód.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuje za świąteczne życzenia, pa!

czwartek, 13 kwietnia 2017

Mamy i my cd. ... czyli uroda w kratkę ...

Korzystając z tego, że jechałam na Pogórze wyjątkowo bez przyczepki, skręciłam z obwodnicy na krównickie łąki pod Przemyślem. Czas już rozejrzeć się po nich i poszukać szachownicy kostkowatej. Znajomi zaraportowali w zeszłym tygodniu, że są, ale jakieś małe, i niewiele.
I rzeczywiście, na łące tuż przy 3 wysokich drzewach kwitną z rzadka rozrzucone, kawałek dalej trochę więcej ...





Już wsiadłam do auta i miałam odjeżdżać, ale skusiła mnie droga skrajem pola, wyjeżdżona przez ciągniki. Przejechałam prawie za pas trzcin, a tam ... nie do wiary ... tysiące ich, gdzie się człowiek nie obejrzy, tam wszędzie szachownice ...





Dziś , wracając do domu, jeszcze raz wstąpiłam popatrzeć na te cudowności, w kroplach deszczu na pewno jeszcze ładniejsze ... ale już nie byłam sama. Na skraju łąki, pod krzakami również chodzili ludzie, fotografujący z zapałem tę wielce oryginalną, unikatową kwietną łąkę, nie zwracając uwagi na deszcz ...


Po drodze z rozbawieniem patrzyłam jeszcze na dwa zające w zalotach, były w takim miłosnym amoku, że dopiero kilka metrów przez samochodem opamiętały się:-)



Na Pogórzu już przeszła pierwsza wiosenna burza, z grzmotami, błyskawicami. Kopystańka w oddali zarysowała się wyraźnie na tle burzowych, ciemnych chmur ... brzozowy zagajnik poniżej, gdzie często obserwujemy łanie, cały w młodziutkiej zieleni ...


... kwitną też tarniny, dzikie czereśnie ...


Martwi mnie trochę to zimno i kwitnące drzewa, owady nie zdążą ich zapylić i nie będzie owoców, ale w końcu jaki wpływ ma człowiek na pogodę. Monitoruję rozwój czosnków na grządce, rosną w oczach, to prawdziwe potwory:-)


W przydrożnej dąbrowie łany już przekwitających kokoryczy ... rosną w rowie, po jednej i po drugiej stronie drogi, a już między drzewami jest ich mnóstwo ...



To może pokażę jeszcze ten niepokojący księżyc, który udało mi się sfotografować w bezchmurny wieczór, bo teraz to tylko chmury i chmury:-)


Mili moi Czytelnicy! Życzę wszystkim spokojnych Świąt, wiele życzliwości i dobrych myśli, a jeśli już poświętujecie, skosztujecie pysznych potraw i zapragniecie chwili odpoczynku od stołu, to może warto wyruszyć na wycieczkę do lasu, gdzieś poza miasto, ot! choćby na krównickie łąki, kto ma blisko:-) bywajcie w zdrowiu, pa!