"Na samym początku" ... kiedyś tak zaczynałam pisać listy:-)
Ponieważ każdy wpis jest jakby listem do Was, odwiedzających mego bloga, to też tak zacznę ...
Na samym początku dziękuję za wzruszające słowa w komentarzach pod ostatnim postem o Miśce. Niejedna łza spłynęła po policzku, kiedy je czytałam, a żal trzyma mocno za gardło do tej pory.
Osobno dziękuję za życzenia świąteczne, przysłane różnymi drogami, za pamięć i sympatię, mimo, że moja aktywność blogowa mocno osłabła.
Tuż przed świętami zakończyliśmy prace budowlane, a właściwie to już czysto stolarskie.
Przywiozłam dechy podłogowe z niedalekiego tartaku z niemałym trudem, bo zapakowano mi je takie strasznie długie na przyczepkę ... dobrze, że haka nie wydarło, bo jechałam po leśnej drodze z okropnymi dziurami ... powolutku, powolutku, jakoś dojechałam. Z takim ładunkiem nie odważyłabym się jechać po bardziej uczęszczanej, mandat murowany:-)
Ułożyliśmy podłogę w pokoiku, "pływającą" mąż ją nazywa ... dechy trzeba było mocno naciągać, dopasowywać ... marny ze mnie pomocnik, bo sił jakoś mało, ale daliśmy radę:-)
W kącie stoi już koza, ale nie taka, jak sobie wymyśliliśmy, z szybką i szamotem ... te jednak okazały się za duże do małego pokoiku. Stanęło na piecyku Karlik, z fajerką ... grzeje on sam, i rura odprowadzająca spaliny, ale tylko jak się w nim pali, na nasze potrzeby wystarczy w zupełności.
Największym przedsięwzięciem było wycięcie otworu drzwiowego w ścianie ... trochę piłą spalinową, trochę wyrzynarką i jakoś poszło ... jedna belka była strasznie zmasakrowana, nie dało jej się niczym wygładzić, więc mąż obił ją sznurem tzw. krowiakiem. To nieduże odcinki, zakończone pętelką, żeby można było zadzierzgnąć krowie na rogi i poprowadzić ją ... tutaj pętelki zrobiły robotę dekorującą:-)
Samo przejście pomiędzy nie jest zbyt wysokie, pewnie rosły człowiek nie raz nabije sobie u nas guza na czole, myślę tu o moich synkach, bo urośli mocno ... albo będą się skłaniać przy wejściu, jak Kmicic, kiedy wchodził do Oleńki:-)
Na ścianach deski, na podłodze też, praktycznie całość w drewnie ... gajówka, jak śmieją się moje chłopaki. Postanowiliśmy nie szukać nowych gratów do wyposażenia, a rozlokować te stare, których zebrało się ponad miarę. Mamina skrzynia wianna spod "widokowego" okna znalazła się też pod nowym oknem, to tak na razie ... przede mną dzierganie jakichś niewielkich firaneczek, albo chociaż koronki z ząbkami do przyszycia do płótna ...
Przywrócona życiu komódka z harcówki, odebrana kołatkom i innym drzewożercom, też już przeniesiona ...
Ponieważ kredens kuchenny znalazł się w innym miejscu, zupełnie został odsłonięty kącik kuchenny ... mąż zbudował ściankę z desek, a w nią wpasował taki klamociarniany, przestrzenny obrazek ... różyczki :-)
Jeszcze jakieś siedziska i na tym kończy się urządzanie "zachodniego skrzydła", bo małe ono i nieustawne, ale już właśnie w nim przebywamy najczęściej. To stąd obserwuję nasze nowe Małe Zło, ... bo psy muszą być dwa w obejściu ... to Jaśkowa sympatia, Mimi ...
Stworzenie strasznie ruchliwe, niezmordowane, uparte i gryzące ostrymi jak szpilki zębami wszystko w ich zasięgu, Że o licznych kałużach na podłodze nie wspomnę, czy innych niespodziankach:-)
Na początku Amik jej nie tolerował, warczał okropnie, a ona uparta, lazła do niego, zaczepiała, zupełnie bez strachu ... to i teraz psy już bawią się razem, biegają, śmiem nawet twierdzić, że Amik jest chyba zdominowany przez sunię, bo czasami szuka u nas oparcia. A ta bezczelnie ciągnie go za ogon, wiesza się na uszach, wąsach i do miski pcha się pierwsza ... tego za wiele dla starszego psa.
Mąż zabiera go teraz czasami samego do chatki, a ja zostaję z Mimi w domu, z kolei Jaśka trzeba bronić przed nią, bo go przewraca, podcina nogi, no i gryzie bez czucia ... zresztą wszyscy nosimy przeważnie na rękach ślady po jej ząbkach ... to rzeczywiście Małe Zło, ale jestem pełna nadziei, że wyrośnie z tych przywar ... lubię ją, bo ja lubię każdego psa.
Przez ponad miesiąc nie widziałam Paździocha, a zawsze przychodził do nas do misek psich ... jego tez dopadło, jak Miśkę, pewnie go wywieźli, albo zlikwidowali - tak sobie pomyślałam, ale ostatnio patrzę, siedzi sierota na środku swojego podwórza, uszy rozłożył jak helikopter ... uwiązali go, biedaka, ale dobrze, że żyje ... ucieszyłam się, naprawdę.
Byłam ostatnio nad Wiarem w Trójcy, wypatrzyłam na drzewie niebiesiutkiego zimorodka ... ale tylko takim zdjęciem mogę się pochwalić, widzicie ten modry punkcik pośrodku, na gałęzi? ...
... nie widzicie? ... naprawdę?
Na Pogórzu krajobrazy jesienne, albo wczesnowiosenne ... najładniej jest rankiem i o zachodzie słońca ...
Dorota, a białej zimy nie ma:-) z białego to tylko szron rankiem na drodze, na Kalwarię :-)
Mam jeszcze takie jedno zdjęcie ... spotkanie pokoleń na schodach, świąteczne ... Jaśko ma już swoje zdanie, więc dyskusje bywają ciekawe:-) ... i wesołe ...
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobre słowo, bywajcie w zdrowiu i trzymajcie się ciepło, mrozy zapowiadają, pa!