Wszyscy mają Naked 2, mam i ja! :D
Uległam... Tyle się naczytałam, tyle naoglądałam, że kolejny hype dopadł mnie w swoje macki i kupiłam, w ramach prezentu urodzinowego ode mnie dla siebie ;))). Trochę bolało, kiedy z konta spłynęło mi jakieś 170 zł (normalnie paletka kosztuje 189 zł, z kartą Sephora miałam jednak 10% zniżki), ale muszę powiedzieć, że po jakimś tygodniu bardzo intensywnego używania nie żałuję ani trochę - paletka jest REWELACYJNA!
W metalowym opakowaniu mieści się 12 naturalnych odcieni, zarówno perłowych jak i matowych, w ciepłej i chłodnej tonacji, przy pomocy których możemy wyczarować zarówno dzienny, niemalże niewidoczny makijaż, jak i wieczorowego "smoka". W kasetce zamknięty jest również dwustronny pędzelek, a do całego zestawu dołączono miniaturowy błyszczyk.
Wszystkie cienie są naprawdę fantastycznej jakości, mają dobrą pigmentację, nie osypują się przy aplikacji (no może poza jednym wyjątkiem) i, co mnie najbardziej cieszy, z każdego jestem w stanie zrobić użytek na oku.
Foxy to matowy beż o nieco słabszej pigmentacji, ale świetnie nadaje się do rozcierania, wewnętrznego kącika, czy pod łuk brwiowy.
Half Baked to ciepły, złoty brąz o wykończeniu frost.
Bootycall to chłodny, delikatny róż o satynowym wykończeniu, który pięknie rozświetla wewnętrzny kącik oka, ale sprawdzi się również jako cień na całą powiekę. Jeden z moich ulubieńców!
Chopper to ciepły brąz wpadający w miedź o wykończeniu frost.
Tease to matowy brąz z gatunku tych brudnych, mających w sobie kapkę różu.
Snakebite to ciemny brąz o raczej chłodnej bazie i złotych refleksach, ma świetną pigmentację i rewelacyjnie się nakłada.
Suspect to jasny, szampański brąz o metalicznym połysku. Piękny!
Pistol to szarość z domieszką brązu o raczej satynowym niż frostowym wykończeniu. Także miodzio!
Verve to mieszanka beżu, szarości i różu o wykończeniu frost. Bardzo ciekawy odcień!
YDK to brąz podbity różem, przypomina mi czerwone złoto, wykończenie frost. Jedyny odcień, który dość mocno osypuje się podczas aplikacji.
Busted głęboki, chłodny brąz o satynowym wykończeniu. Również jeden z moich ulubieńców.
Blackout to matowa, dość intensywna czerń.
Praca z tymi cieniami to prawdziwa przyjemność. Do tej pory unikałam matowych cieni większości znanych marek, bo stworzenie nimi estetycznie wyglądającego makijażu na moich powiekach graniczyło z cudem. Tutaj maty są idealnie zmielone, nie tworzą plam podczas aplikacji i nie znikają podczas rozcierania. Satynowe i perłowe cienie to prawdziwa bajka! Na pędzel nakładają się jak masełko i tak samo suną po powiece. Chwilowo wszystkie moje MACzki i inne malowidła do powiek poszły w odstawkę. Paletka jest w zasadzie samowystarczalna.
Dołączony do zestawu pędzelek też sprawdza się całkiem nieźle. Mamy końcówkę typową do nakładania cieni oraz drugą do blendowania, całość wykonana jest ze syntetycznego włosia. Wiele osób narzekało, że jest ono twarde i drażni powieki, ja jednak nie odczuwam żadnego dyskomfortu, choć muszę przyznać, że nie przepadam za takimi dwustronnymi rozwiązaniami.
Najsłabszym ogniwem paletki jest w moim odczuciu błyszczyk w odcieniu Naked. Jest to delikatny, neutralny róż z drobinkami. Błyszczyk zamknięty jest w miękkie opakowanie z gumowym aplikatorem, co uważam za pomysł całkiem zmyślny, nie odpowiada mi jednak jego miętowy smak, który dość wyczuwalnie mrowi usta. W jego miejscu widziałabym chętniej słynną już bazę pod cienie UD Primer Potion lub minikredkę do powiek.
Uwielbiam tę paletkę! Po długiej przerwie znowu mam ochotę czarować coś więcej na powiekach, a nie tylko machać jednym cieniem po całości ;). Bardzo, ale to baaaardzo bym chciała, żeby UD wreszcie na stałe zawitało do Polski. Pani z Sephory nie potrafiła mi jednak odpowiedzieć na pytanie, czy pojawienie się paletek zapowiada wkroczenie marki na nasz rynek. Śmiem w to wątpić, a szkoda... Myślę, że niejedno kosmetyczne serce zabiłoby szybciej. Mam rację? ;D
P.S. Jeśli jesteście spragnione większej ilości zdjęć, zwłaszcza swatchy, zajrzyjcie
tutaj. Temptalia wszystko pięknie obfociła :).