Z maja 2014:
Na
stronach Społecznego Instytutu Ekologicznego (www.sie.org.pl) znalazłam
dosyć ciekawy dokument dotyczący substancji chemicznych znajdujących
się w produktach żywnościowych. Myślę, że warto go przeczytać. Pomimo 32
stron, dosyć szybko się z nim zaznajomiłam ponieważ napisany jest w
bardzo przystępny sposób.
Oto kilka punktów z notatek (dosyć nieskładne :D ) które sobie porobiłam czytając ten dokument:
-
unikać PC i PVC jako najgorsze z plastików
-
produkty przeznaczone dla dzieci powinny mieć oznaczenie BPA free
-
nie kupować konserw
-
nie brać wydruków kasowych ponieważ mają one wysokie stężenie BPA (BPA to bisfenol – duże świństwo jeśli ktoś jeszcze nie wie ;)
-
najlepiej jeść produkty ekologiczne
-
wybierać owoce i warzywa które kumulują mniej pestycydów
-
obierać owoce i warzywa (te które się da oczywiście)
-
cytuję: „Dzieciom podawaj żywność wyprodukowaną specjalnie dla nich”
-
najbardziej skażone pestycydami są: sałata, pomidory, ogórki, jabłka, por, nektarynki, truskawki, gruszki, winogrona, papryka
-
najmniej skażone to: marchewka, szpinak, ziemniaki, banany, groszek.
Muszę zaznaczyć, że przy skromnej wiedzy którą
posiadam już na ten temat, przy czytaniu takich publikacji zapala mi się
ostrzegawcza lampka, aby krytycznie oceniać to co napisane.
I również tutaj mam pewne wątpliwości:
-
tekst: „Dzieciom podawaj żywność wyprodukowaną
specjalnie dla nich” - nie podoba mi się to do końca, bo takie produkty
specjalnie przygotowane dla dzieci, nie wzbudzają mojego zaufania
szczególnie gdy spojrzy się na ich skład a tam na pierwszym miejscu
cukier, albo np. mąka nie wiadomo po co.
-
W tekście dokumentu można przeczytać, że: „Wybieraj
owoce i warzywa, które zawierają mniej pestycydów - sięgnij po banana
zamiast jabłka”. Duże wątpliwości budzi we mnie ten tekst. Przy mojej
obecnej wiedzy (być może niekompletnej) wręcz się z tym nie zgadzam.
Naczytałam się w ostatnim czasie tyle o bananach, że pomimo iż je
uwielbiam staram się je ograniczać. Banany przechodzą dłuuugą i trudną
podróż zanim dotrą na półki sklepowe w Polsce ( zrywane niedojrzałe są
pryskane aby nie dojrzewał, a czasie podróży pryskane aby żaden „grzyb”
ich nie obrósł, i na koniec są pryskane już na miejscu kolejnym
specyfikiem aby zaczęły się robić żółte – bo ciężko napisać aby dojrzały
skoro na drzewie już nie rosną...). Spotkałam się już z wieloma
opiniami, że o wiele lepiej jest jeść nasze lokalne i sezonowe owoce
których nie trzeba tak brzydko traktować.
Tak sobie myślę, że napiszę chyba emaila do tego instytutu z moimi wątpliwościami. Ciekawe czy będzie chciało im się odpisać.
Podsumowując.
Nie dajmy się zwariować, tylko róbmy to co możemy aby tej chemii w
naszym życiu było jak najmniej. Z głową, bez nerwów :)
-------------------------------------------------------------------------------
kilka dni później :)
Oto treść emaila którego wysłałam do SIE:
Szanowni Państwo,
z
dużą ciekawością przeczytałam poradnik konsumenta umieszczony na
Państwa stronie internetowej, dotyczący substancji chemicznych
znajdujących się w produktach spożywczych. Ponieważ są to tematy które
bardzo mnie interesują, staram się z różnych stron zdobywać informacje.
Po przeczytaniu wspomnianej publikacji mam pewne wątpliwości:
tekst:
„Dzieciom podawaj żywność wyprodukowaną specjalnie dla nich” - nie
podoba mi się to do końca, bo takie produkty specjalnie przygotowane dla
dzieci, nie wzbudzają mojego zaufania szczególnie gdy spojrzy się na
ich skład a tam na pierwszym miejscu cukier, albo np. mąka nie wiadomo
po co. Jakie produkty ma autor na myśli? Może coś źle zrozumiałam?
W
tekście dokumentu można przeczytać, że: „Wybieraj owoce i warzywa,
które zawierają mniej pestycydów - sięgnij po banana zamiast jabłka”.
Duże wątpliwości budzi we mnie ten tekst. Przy mojej obecnej wiedzy (być
może niekompletnej) wręcz się z tym nie zgadzam. Naczytałam się w
ostatnim czasie tyle o bananach, że pomimo iż je uwielbiam staram się je
ograniczać. Banany przechodzą dłuuugą i trudną podróż zanim dotrą na
półki sklepowe w Polsce ( zrywane niedojrzałe są pryskane aby nie
dojrzewał, a czasie podróży pryskane aby żaden „grzyb” ich nie obrósł, i
na koniec są pryskane już na miejscu kolejnym specyfikiem aby zaczęły
się robić żółte – bo ciężko napisać aby dojrzały skoro na drzewie już
nie rosną...). Spotkałam się już z wieloma opiniami, że o wiele lepiej
jest jeść nasze lokalne i sezonowe owoce których nie trzeba tak brzydko
traktować.
Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź.
Pozdrawiam.
Oto odpowiedź na mojego emaila:
Szanowna Pani,
rzeczywiście
Poradnik, o który Pani pyta nie jest autorstwa FKO, tylko sieci PAN
Europe, z którą współpracujemy od czasu do czasu. Otrzymaliśmy
przetłumaczoną wersję polską, gotową do zamieszczenia, było to dosyć
dawno temu. Jeśli chciałaby Pani poznać więcej szczegółów, to pozostaje
napisać bezpośrednio do nich.
Jeśli
chodzi o warunki polskie, to raczej znacząco nie różnią się od tych w
Europie Zachodniej; skład pokarmu dla dzieci powinien być podobny.
Trudno mi się wypowiadać na temat konkretnych produktów dla dzieci, bo
ich nie znam. Na pewno jednak żywność przeznaczone specjalnie dla dzieci
jest zdecydowanie lepsza od pozostałej.
Natomiast
jeśli chodzi o banany, to na szczęście obiera je się ze skóry. Skóra
banana jest gruba i zatrzymuje sporo pestycydów w porównaniu do jabłek,
które mają dużo cieńszą skórkę, i które są również opryskiwane
wielokrotnie (nawet 30X!) w ciągu sezonu wegetacyjnego.
Pozdrawiam,
Pozdrawiam/Kind Regards
Tomasz Włoszczowski
Prezes Zarządu/President
Społeczny Instytut Ekologiczny/Social Ecological Institute
ul. Raszyńska 32/44, 02-026 Warszawa/Warsaw/Poland
www.sie.org.pl
I
bądź tu mądry.. Jak będę miała czas i odpowiednią wenę to jeszcze
poszperam w tym temacie. A jak narazie to będę jadła i banany i jabłka,
bo oba te owoce uwielbiam, ale może się postaram aby nie połykać kilka
sztuk dziennie :D