Ostatni weekend przebiegał pod znakiem deszczu i zimnego wiatru. Sobotni poranek jeszcze był znośny, zatem tradycyjnie wybraliśmy się z Izerciem na kije, czyli uprawiać Nordic Walking. Psina jest już w takim wieku, że pokonanie 15-16 kilometrów nie zrobi mu krzywdy.
Wyruszamy o różnej porze, wcześnie rano, ostatnio o 6.30. W dni powszednie o tej godzinie jesteśmy już po spacerku porannym. W piątek Adam wychodzi z psiną przezornie około 22.00, aby nie jęczał i do samego spacerku nadmorskiego wytrzymał. Ale Izercio to cwaniaczek i mądrala, jak się okazuje doskonale odróżnia słowa "idziemy" i "jedziemy". Siedziałam sobie spokojnie z kawką poranną, aby rozgrzać się przed długim marszem, a mały popiskuje, przynosi zabawki, patrzy błagalnie w oczy. Mówię mu "Piesku, zaraz pojedziemy, będziesz pływał". Świadoma tego, że jedziemy oznacza dla pieska "wstaję i wychodzę, teraz, w tym momencie" jestem gotowa do wyjścia. Mamy jeszcze chwilę czasu, zatem postanowiłam wyjść z nim na pobliski trawnik. A co na to piesek? Otóż nawet nie siknął, nawet kilku kroków nie zrobił, wziął smycz w pysk i prowadzi mnie do domu, do garażu. Patrzył na mnie z takim wyrzutem, jakby chciał powiedzieć "Mówiłaś jedziemy i wychodzisz ze mną na trawnik? Żart! Nie ze mną takie numery!". Cóż było robić, pojechaliśmy, pan to sługa, dla pieska wszystko zrobi.
W czasie spaceru Izerek jest zazwyczaj posłuszny. Gdy już się zamoczy, dalej drepcze za nami w swoim tempie. Nawet jak spotka pieski to bawi się chwilę, a potem pędzi do mnie jak szalony. W minioną sobotę był wręcz idealny, ale w poprzednią się nie popisał. W okolicach Sopotu często na plaży pojawiają się konie, a rano spotykamy woniejące ślady ich bytności. Otóż Izerek wyczuł końskie odchody i pomknął tam jak strzała. Doskonale wiedział, że robi źle, ale patrzył na mnie bezczelnie, bo dzieliła nas rzeczka do kolan, której nie byłam w stanie szybko przekroczyć. Za karę ubrałam mu kantar, ale nie przeszkodził mu w tym, by za jakiś czas wykraść ptakom pół bochenka chleba. Szedł potem na smyczy, skruszony, ale pewnie szczęśliwy, bo polowanie było owocne. Martwiłam się, bo z jego brzuszkiem różnie bywa, ale jak widać konina służy pieskowi znakomicie.
Jako, że ostatnim razem spisał się na medal miał sesję zdjęciową na molo w Orłowie.
W czasie krótkiej drogi w lesie buszował wśród liści i błotka. Efekt - górnik. Wyglądał zabawnie, bo jedno ucho miał białe, drugie czarne. Dobrze, że chłopak lubi nurkować, zatem wyczyścił się błyskawicznie.
Gdy wrócił do domku zbudził się tylko na jedzenie i to po wyraźnym naszym wołaniu. Spał nieprzerwanie do godziny 18.00. Wtedy Adam postanowił zabrać go na boisko, gdyż w soboty kumpli jest mniej, nie jest tak intensywnie. Zatem spacer wykończył chłopaka. Obawiam się trochę o jego łapkę, ale nie kulał. Wydaje mi się, że kuleje wtedy, gdy skacze z innymi psami, a tu był bieg po płaskim terenie.
Niedziela wstała szara i ponura. Zanosiło się na deszcz, ale postanowiliśmy chociaż na chwile wybrać się do pobliskiego lasu. Przy okazji testowaliśmy nowy kantar. Poprzedni denerwuje pieska, ale Straż Miejska jest nieubłagana. Kupiłam mu zatem taka atrapę - kantarek z tasiemki. Okazało się, że nie przeszkadza małemu, chyba nawet nie czuł, że coś ma na pysku.
Tu Izerek próbuje się schować wśród traw.
Wreszcie uwolniony od uzdy....
Dobry badyl nie jest zły.
A kałuża jeszcze lepsza.
Używaliśmy takiego samego kantarka, jak przyszła potrzeba.
OdpowiedzUsuńKońskie odchody są wprawdzie obrzydliwe i nie jest fajnie, kiedy po ich konsumpcji psiak przychodzi na mizianki i ma "ciężki chuch", ale w tym, hm... produkcie jest dużo bardzo zdrowych bakterii, które korzystnie wpływają na florę bakteryjną psa. Psy to instynktownie wiedzą. Nie to, żebym namawiała do konsumpcji, ale jak przypadkiem się zdarzy, że nie zdążycie psiaka odciągnąć, zawsze można sobie wytłumaczyć, że to dla zdrowia. Kąpiel w grudniu, brrr... :-) Pozdrawiamy Was gorąco :-)
Taki kantarek oczywiście nic nie daje, nie zabezpiecza przed zjadaniem śmieci, ani przed ugryzieniem. Ale jest, wykazują dobrą wolę.
UsuńTak, psiarze mówią, że końskie odchody są rarytasem (fe!!!), zatem cos musi w nich być. To samo było z bobkami królika - wszystkie pieski w naszym domu gustowały w tych groszkach. Wszak to sianko przetrawione, prawda?
Izerek jest twardzielem, nawet mrozy go nie powstrzymają. pocieszam się tym że spacer jest tak intensywny, że psina nie zmarznie.
Buziaki:)