środa, 15 sierpnia 2012

"Łobuziak"


              Czy ja coś wspominałam o tym, że Izerek jest bardzo grzecznym pieskiem? Tak...Czasami mu się zdarza, ale bywają też wybryki łobuzerskie.
             W poniedziałek wzięłam się za sprzątanie. Oczywiście piesek był chętny do pomocy, a jakże! Szkoda tylko, że jego pomoc przynosiła więcej szkody niż pożytku. Umycie łazienek środkami chemicznymi jest możliwe tylko wtedy, gdy drzwi są zamknięte, ponieważ wszelkie czyszczone powierzchnie Izerek nabłyszcza swoim jęzorkiem. Mycie podłóg odpada, bo Izerek kładzie się tam gdzie umyte, próbując robić za froterkę. Nie wspominam już o lustrach, czy oknach balkonowych, które pod wpływem domowej nabłyszczarki stają się lekko....mleczne, jakby miejscami naturalnie zmatowione.  Układanie ubrań na półkach to bezwzględne towarzystwo światowej sławy selekcjonera, który daje zdecydowane znaki, co już w tym sezonie wyszło z mody, wynosząc te sztuki odzieży do swojego kojca. Szczególnie mocno interesują go szafki z butami, gdzie większość obuwia uznaje za całkowicie bezużyteczne.
            Pomagał też Adamowi w praniu dywanu, który postanowiliśmy znów rozłożyć w salonie, uznając, że naukę czystości Izerka mamy opanowaną. Piesek ślizga się na panelach w związku z czym pojawienie się dużego dywanu w salonie przyjął z wielką radością. Jednak tak jak wcześniej prawie do tego pokoju nie wchodził, tak teraz jest tam częstym gościem. Rozkłada się jak lord, lub wyciera w dywan. Ot, jak niewiele potrzeba mu do szczęścia.
             Izerek jest łobuzem - złodziejem. Piekłam ciasto i niestety pierwszy biszkopt nie wyszedł. Przesadziłam z kakao i opadł. Postawiłam go na stole, z daleka od brzegu, bo przecież mam świadomość, że w domu znajduje się pies. Ten cały czas towarzyszył mi w kuchni, oblizywał się, wzdychał, piszczał, patrzył błagalnym wzrokiem, a tu nic. Ale nie doceniłam bestii! Gdy zajęta byłam nakładaniem czekolady na tort, co jest sztuką niemałą i wprawia mnie w spore zdenerwowanie (a przy zepsutym pierwszym biszkopcie szczególnie nerwik mnie chwycił), mały cichaczem podszedł do stołu i zanim się zdążyłam obejrzeć i zareagować, oparł się o blat przednimi łapami i już wsuwał kawałek niedopieczonego biszkoptu czekoladowego.  Łobuz jakich mało! Został skarcony i odesłany na miejsce, ale co skorzystał, to jego. Udawał potem niewiniątko, wręcz obrażony był, bo przecież tyle pomagał w kuchni, nawet testował jakość ciasta, aby goście się nie potruli. Takie poświęcenie i zero zrozumienia.


              Nie zapomniał jednak smaku i aromatu ciasta i następnego dnia przy gościach narobił mi wstydu. Oczywiście najpierw pokazał sztuczki, dał się wygłaskać, machaniem ogona i słodką miną reagował na zachwyty nad swoim pięknem, ale patrzył też na znikające kawałki tortu.


                Jak się okazało łobuz potrafi być cierpliwy. Siedział grzecznie obok stolika (i to był błąd, że wybrałam stolik kawowy na wysokości jego pyska, a nie duży stół), i wyczaił moment, gdy odwróciłam się na chwilę, a na brzegu stał mój talerzyk z kawałkiem ciasta (dobrze, że wybrał mój talerz, a nie gości, chociaż tyle przyzwoitości wykazał). W ułamku sekundy chwycił przysmak i połknął prawie się dusząc. Skarciłam łobuza, został odesłany na miejsce. Po powrocie ignorowany już nie próbował sztuczek. Ale co zjadł, to jego. Jako, że układ pokarmowy Izerka jest odporny na różne niespodzianki, nie zaszkodziły mu wiśnie, kremy, czekolada, spirytus. Przynajmniej poczuł się też gościem we własnym domu.
              
                 Na boisku ostatnio nie pojawia się jego rówieśnik labrador Brus, ponieważ miał szytą rankę i pewnie właściciele czekają na całkowite zagojenie. Od niedawna przychodzi natomiast wielbicielka Izerka - boskserka Faza.


              Faza jest dwa tygodnie młodsza od Izerka. Bardzo cieszą się, gdy się spotykają i od razu przystępują do sobie znanej zabawy w przewroty i podgryzanie.


            
                Fazie wypadły prawie wszystkie zęby jednocześnie i teraz ma małe kikutki, co sprawia, że Izerek nie odczuwa bólu. Sunia nie jest spolegliwa, szuka zaczepki. Uwielbia gryźć Izerka w podgardle i w wargi. Mały jednak nie pozostaje dłużny. Co więcej, próbuje już psich zalotów, co jeszcze średnio mu wychodzi. Ale na boisku uczy się od kumpli.



                   Zmarszczony nochal wcale nie oznacza, że to groźny i zły pies. Oba zwierzaki nie piszczą i nie uciekają od siebie, co oznacza, że nie robią sobie krzywdy.


                        Izerek lubi też brykanie z innymi, dorosłymi pieskami. Czasami uczy się psich zwyczajów od kuzyna Brego. Fajnie wygadają razem, biały i złoty goldenek. Jak się okazało, Brego też pochodzi z gór, z Zakopanego, a więc oba górskie psiaki zamieszkujące nad morzem.


                    Czasami Izerek ciągnie też do innych, tu na zdjęciu z Kają i Karlą. Karla jest sznaucerem i chyba najczęściej szczeka i ustawia towarzystwo. Jest indywidualistką. Nie z każdym się bawi, nie z każdym się spoufala.


              Kaja natomiast jest chyba najbardziej skoczna i równie szybka, co Brego. Odbywają więc nieustające wyścigi po piłkę. Izerek nie lubi takiej formy aktywności, woli obserwować niezrozumiałe dla niego zamiłowanie do piłki nożnej z bezpiecznej odległości.



                 Jednak gdy nasz chłopaczek zbyt długo bawi się z innymi, Faza okazuje swoje niezadowolenie, zazdrość wręcz i przywołuje małego do porządku. Robi to bardzo zdecydowanie, ponieważ rzadko bawi się z innymi pieskami tak swobodnie i czasem widać, jaka jest smutna, gdy uwielbiany przez nią kumpel oddala się.


                  Nie ma więc chłopak wyjścia i porzuca towarzystwo starszych babek na rzecz smarkatej. Nie ma co narażać się blondynie. Izerek ma grube futro więc jakichkolwiek śladów zębów czy pazurków innych piesków nie widać, bo zwyczajnie do skóry nie docierają. Natomiast łysa Faza na całym ciele  ma czerwone zadrapania, będące śladami radosnej zabawy w psiej piaskownicy.
                  Zadziwiające jest to, że gdy wychodzimy wieczorem Izer dokładnie wie, że idzie na boisko. Nie ma wtedy mowy o naukach, o zmierzaniu w inną stronę. Jak szalony ciągnie na boisko i nic nie jest w stanie mu przeszkodzić. W czasie innych wyjść w ciągu dnia spaceruje w różne strony, w różne miejsca, ale wieczorem obiera jeden kierunek. Tak więc psina ma też swoje zwyczaje, do których my się dostosujemy. Mały po godzinnym brykaniu jest wypompowany, idzie posłusznie jak baranek, zjada kolację i kładzie się spać. I o to chodzi!
                
                 Pan Pies po smakowaniu tortu wtraźnie przybrał na wadze i waży 23kg. Zatem dla dobra psa i grubszych sadełek panstwa na razie szlaban na słodkości:)

2 komentarze:

  1. Ale to mały cwaniaczek, no no... :-) Z drugiej strony stolik z ciachem na wysokości psiego pysia, to zaproszenie na kawkę i ciacho :-) Oduczyłam się niskich biesiad, jak mi Buła pożarła cały półmisek ptysiów. Nie przejmuj się, każdy właściciel psa miał taki epizod w swoim życiu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, piesek odczytał to jako zaproszenie, nawet siedział grzecznie i prosto:) A torcik był pyszny więc w sumie się chłopakowi nie dziwię. Mam też stół, damy radę:)

      Usuń