środa, 31 października 2012

Halloween






Dziś Halloween, święto nie do końca lubiane przeze mnie, ale dające wiele radości naszym dzieciom. Te straszne stroje, bale halloween'owe w szkole i przedszkolu , masa cukierków, które dzieci zbierają odwiedzając straszne domy sąsiadów i dynie powycinane w różne twarze.
Uszyłam kilka czarownic z tej okazji i chciałam Wam je dziś pokazać. Niektóre z nich trafiły w ręce miłośniczek czarnej magii. 


czwartek, 25 października 2012

Niespodziewana zmiana planów

Witam serdecznie!
Ten post miał być zupełnie inny, o zupełnie innej tematyce. Miał być pełen cudownych zdjęć(takich jak poniżej).

Planowaliśmy podbijać szczyty Lake District. Było tyle przygotowań, planów, kupowanie map, butów itp.
Przede wszystkim było tyle radości , czas spędzimy razem i to w takim ślicznym miejscu. A tu  6 rano płacz Inki. Biegnę do Jej pokoju, okropny kaszel, biedna nie może odksztusić. Dotykam Jej, rozpalona okropnie, ponad 39 stopni gorączki. A przecież wieczorem była taka radosna, uśmiechnięta i szczęśliwa.
I w taki oto sposób nasze plany poszły w niwecz. No cóż- dzieci najważniejsze.

W związku z tym, że zostaliśmy w domu postanowiłam wypróbować nowy przepis na rogaliki drożdżowe z jabłkami.  Koniecznie chcieliśmy dobrze spożytkować jabłka z naszej jabłonki. W końcu w dzisiejszym świecie jedzenie czegoś" niepryskanego" tzn. bez pestycydów, to jak wygrana na loterii. 
Wyszły pyszne, a ile zabawy przy nich było. Inka jakby ozdrowiała widząc surowe ciasto, z którego można lepić różne zwierzątka. Ulepiła sobie drożdżowe myszki z długaśnymi ogonami. 
Poniżej podaję przepis na nasze rogaliki, może ktoś będzie miał ochotę w wolnej chwili upiec coś szybkiego i smacznego.

Ciasto:
0,5 kg. mąki pszennej,
kostka masła lub margaryny- wedle uznania,
42 g drożdży,
3 łyżki cukru,
szczypta soli,
cukier waniliowy,
3 łyżki kwaśnej śmietany,
3 jajka + 1 do smarowania

Nadzienie:
2 jabłka,
garść rodzynek,
3 łyżki płatków migdałowych,
2 łyżki cukru,
cynamon.

Roztopić masło, wlać do miski z mąką i pozostałymi składnikami. Drożdże pokruszyć. Wyrobić ciasto i odstawić w ciepłe miejsce aż podwoi objętość.
W międzyczasie pokroić obrane jabłko w kostkę, dodać resztę składników.

Wyrośnięte ciasto wyłożyć na oprószony mąką blat( lub stolnicę, jeśli ktoś posiada), rozwałkować na 0,5 cm placek. Wykrawać podłużne trójkąty, ułożyć nadzienie i zwinąć. Posmarować roztrzepanym jajkiem.
Piec 18-20 minut w temperaturze 180 stopni. Z żurawinową herbatką smakują świetnie w jesienne popołudnie.

Smacznego.


 Ps. Post specjalnie dla Krzysi.



środa, 10 października 2012

Angielska złota jesień

Wczoraj wracając do domu z przedszkola mojej córki zdałam sobie sprawę, że uwielbiam jesień za jej kolory przede wszystkim. Dawno tej świadomości nie miałam, gdyż dotychczas angielska jesień była mokra, zimna i jakaś taka inna niż moje wyobrażenie o niej.
Teraz, od kilku dni jest tak jak być powinno. Bezdeszczowo, słonecznie i kolorowo. Mnóstwo kolorów przenika się nawzajem, tworząc pomarańczowo-żółto-rdzawe obrazy, dokładnie takie jak lubię. Spadające liście tworzą cudowne dywany w wąskich alejkach prowadzących do domu.
Zawsze byłam amatorką kolorów jesieni, moja garderoba przesiąknięta jest khaki, żeby nie napisać zgniłą zielenią, pomarańczem i wszystkimi odcieniami brązu, od beżowego po czekoladowy.
A dom wrzosami udekorowany wbrew przesądom, że wrzosy pecha przynoszą.


Skrupulatne przygotowania do zimy powoli dobiegają końca. Marmolada dyniowo-imbirowa zrobiona, sok z czarnego bzu również, ogrzewanie wymienione, teraz jesteśmy przygotowani na polską zimę w Anglii.



W ogrodzie błogi spokój, ostatnie mieczyki  i rozchodnik cieszą oczy. Piękne jabłka na naszej już dwuletniej jabłonce czekają, aby je schrupać(a mnie tak jakoś szkoda ich zrywać). 
Mam nadzieję,że jakiś czas jeszcze tak pozostanie, kolorowo i słonecznie, że natura porozpieszcza moje oczy swoim pięknem. 
W tym też nastroju do zobaczenia.
Pola



wtorek, 2 października 2012

Dawno mnie nie było.....
 Już o wakacjach zapomnieliśmy wszyscy. Dawno już poszło w niepamięć piękne słoneczko, rozkoszne poranki w zaroszonym ogrodzie, cudowne kwiaty już przekwitły. Teraz mamy jesień, lecz nie tę polską złotą. Mamy jesień mokrą, burą i ponurą. Mało kiedy przestaje padać. W zeszłym tygodniu obawialiśmy się, że woda zacznie nam się do domu wlewać. Prawdopodobnie najbardziej mokry rok od 50 lat w Wielkiej Brytanii. Na liście zakupów przymusowych znajdują się kalosze i kurtki przeciwdeszczowe.

W życiu naszym mnóstwo zmian.
Inka poszła do przedszkola, pełnia szczęścia. Codziennie rano wstaje z uśmiechem na ustach i w podskokach biegnie do swojej Pani. W domu nieustannie bawi się w szkołę.
Jestem taka szczęśliwa, bo bardzo się bałam, szczególnie bariery językowej. A tu nasze dziecko mnie zaskakuje, już w drugim tygodniu przedszkola śpiewała piosenki po angielsku. Tylko pozazdrościć dzieciom ich chłonności umysłu.
Tosia jest już w ostatniej klasie Primary School. W tym roku dostała się do reprezentacji szkoły w piłce nożnej. Rozpoczęły się częste treningi w deszczu, co strasznie wzbudza moje obawy o Jej zdrowie.
No i wreszcie zmiana u mnie, zmiana która powoduję, że piszę rzadziej na blogu, że poczyniam mniej rzeczy w naszym domku, a mianowicie wróciłam do pracy na pełen etat. Jeszcze nie potrafię się przestawić na taki tryb życia.
A w domku......
W domku Sodoma i Gomora. Rozpoczęliśmy remont łazienki. Wszędzie kurz, pył itp., zresztą sami(e) wiecie z czym to się wiąże. Na początku byłam bardzo zadowolona i motywował mnie efekt końcowy, jednak od rozpoczęcia remontu upłynęło już sporo czasu, a i zakres się poszerzył. Pozaplanowo zburzyliśmy ścianę w łazience, hydraulik namówił nas na wymianę ogrzewania, a to wiąże się z naruszeniem podłogi w pokoju Tosi. I tak o to w ten sposób remont jest w cały domu, a nawet w ogrodzie swoje miejsce znalazł, a to za sprawą gruzu, który tam składujemy.Jestem przerażona, co to dalej będzie.
Mam nadzieję,że wygląd łazienki zrekompensuje nam nerwy.

Kilka zdjęć z odmiany salonowej związanej z wizytą w Polsce i minionymi urodzinami. Mianowicie pochwalić się czas prezentami, chociaż to dawno temu już było. serdeczne dzięki za wszystko.
 
Zmiana lustra nad kominkiem, stare znudziło mi się szybciej niż myślałam. Już tak to ze mną bywa.


Prezent od Agi i jej rodzinki. Cudowny słój.




Fotel mój ukochany- dzieło mojego wujka. Przyjechał z nami z Polski. 



A w związku z chwaleniem się prezentami koniecznie muszę pokazać, czym obdarowały mnie moje córki
i Damian.
 Śliczne kremowe postarzane lustereczko od Tosi. Skrupulatnie odkładała w tym roku pieniądze,aby obdarować nas prezentami. Dzięki córeczko.

                                                    No i wreszcie mój rowerek od męża.

Koniec tego chwalipięstwa. Rozpisałam się dzisiaj za cały ten mój niebyt, a tu praca czeka. Obiady na przyszłe cztery dni muszę ugotować i mnóstwo jeszcze innych rzeczy.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich tu zaglądających.
Miłego popołudnia.
Pola