15 maja 2013 roku, decyzją NSA, po blisko 25-letnich staraniach i walkach w sądach, bezprawnie zrabowany w 1945 roku Dwór na Woli Zręczyckiej pod Krakowem, został przekazany z powrotem rodzinie-spadkobiercom jego budowniczych i dawnych właścicieli.
Tego dnia postanowiliśmy porzucić całe swoje dotychczasowe życie i poświęcić się przywróceniu i zachowaniu pamięci o tym niezwykłym miejscu. Dwór i należace do niego obiekty przez dziesiątki lat rządów PRL zostały doszczętnie rozrabowane oraz zniszczone przebudową i rozbiórką. Mozolnie dokonujemy rewitalizacji tego miejsca, by uczynić go lokalnym centrum kulturotwórczym i turystycznym. Na terenie obiektu działa już Muzeum Dwór Feillów oraz agroturystyka. Klikając w zakładki, zapoznacie się z naszą ofertą.
Jest to opowieść o czasach dawnych i tych współczesnych, o naszych zmaganiach z materią, zarówno zabytkową, jak i tą żywą, o stosunkach z urzędami i sąsiadami. Jest to blog o życiu, do którego serdecznie Was zapraszamy.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wieś. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wieś. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 8 października 2015

Nieprzyzwoita propozycja.

Pomimo, że od kwietnia, czyli od momentu przeprowadzki, mamy sporo roboty, wrzesień i początek października wydają się najbardziej przepełnione pracami. Ostatnio wspominałam o remontach wewnątrz oraz na dachu. My sami natomiast ogarniamy kilka spraw równolegle. Przygotowujemy oficynę na potrzeby naszej muzealnej ekspozycji. Prace wydają się być już na finiszu. Wystarczy jeszcze zamontować kraty w oknach (wymóg rozporządzenia ministra), uszczelnić przerwy między belkami, ustawić i opisać muzealia. 
Czynności przy organizowaniu muzeum przerwała nam nagła potrzeba udania się Krzysia do Zapusty. Po wprawieniu antywłamaniowych drzwi, Chłop wyjechał, a po powrocie oczekiwały na niego ważniejsze sprawy do ogarnięcia. To bardzo denerwujące, kiedy jest kilka rozgrzebanych rzeczy na raz.



Tymczasem ja zajęłam się malowaniem oraz pracami porządkowymi w ogrodzie. Ptaki zakończyły lęgi, prawdopodobnie te, które miały odlecieć, już się wymeldowały na zimę, owoce na leśnych jeżynach przejrzały lub zostały przerobione przez nas na winko (wina jeżynowego nigdy wcześniej nie robiliśmy!) zabrałam się więc za czyszczenie granicy posesji z drogą, wzdłuż konstrukcji zwanej na wyrost płotem. Płot wciąż czeka na wymianę, a my nie mamy kiedy tego zrobić. Zanim jednak go wymienimy, trzeba tę wiekową konstrukcję odsłonić. Z trudem w mozolnym tempie odkrywam metr po metrze zarośnięte połacie ogrodu przy okazji zbierając pod rosnące nogami grzyby-kanie i maślaki.








W tym roku obrodziły orzechy włoskie. Nazbierałam spory ich karton zaledwie z kilku metrów kwadratowych i końca nie widać.


Jabłka tradycyjnie w większej części się zmarnują, bo z 3 ha sadu są ich tony. Dostaliśmy wprawdzie namiar na skup, którego właściciel mógłby ponoć podstawić przyczepę dla większej ilości jabłek, ale okazało się, że w żadnym wypadku nie ogarniemy tego tematu z braku czasu i ogromu ważniejszych prac.

Urodzaj na owoce uruchomił we mnie instynkt gromadzenia zapasów na zimę. Trwa więc w najlepsze domowe przetwórstwo. Zrobiłam słoiczki z dżemem jabłkowo-śliwkowym z dodatkiem cynamonu i imbiru. 


Słodko ostry smak niezwykle przypadł mi do gustu. Obecnie przerabiamy winogrona sąsiadów na wino. Nasze krzaczki, pozyskane z zapuściańskich winorośli, są zbyt młode i jeszcze nie owocują. Jabłka dokładnie na ten sam cel zostaną przerobione w dalszej kolejności.


Nie zapominam też o ogrodzie ozdobnym. Zamawiam sadzonki, sadzę cebulki, a klomb zasilamy ściółką zrobioną z gałęzi z czyszczenia ogrodu. Kupiliśmy sobie do tego celu niszczarkę do gałęzi. Wydaje mi się, że to mądry pomysł. Zamiast bez sensu palić odpady, przerabiamy je na ściółkę, która z czasem rozłoży się na próchnicę. Róże to uwielbiają, a my mamy poczucie, że jesteśmy tacy eko, że hej :-)

Równolegle do tych wszystkich czynności, urządzamy wnętrza. Zamawiam przez Internet meble, jeździmy po całej okolicy za akcesoriami i innymi historiami. Trzeba jeszcze coś jeść, a więc swoje w kuchni przy garach odstać i trzeba też spać, a szkoda, bo w nocy można byłoby nadgonić trochę prac. Niestety, po każdym dniu, który zaczyna się teraz o 6.30, o 22.00 padam na ryj i śpię snem kamiennym. Nie ma już mowy o dręczącej mnie niegdyś bezsenności. Praca fizyczna, szczególnie ta na świeżym powietrzu, leczy skutecznie kłopoty ze snem.

Żeby mi się nie nudziło, zapisałam się na studia podyplomowe, kierunek Muzeologia, organizowane przez Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej na Uniwersytecie Jagiellońskim.  Studiowanie na UJ było zawsze moim marzeniem, a do kierunku Muzeologia przymierzałam się już dawno, jednak mieszkając na Dolnym Śląsku, pomysł ten wydał mi się zbyt karkołomny i kosztowny ze względu na odległość. Studia zaczynam jutro, zjazdy będą co miesiąc w weekendy aż do lipca. Póki jeszcze nie mam absorbującego zajęcia przy gościach, powinnam dać sobie radę. Wiele sobie obiecuję po tych studiach. Poprzednie studia podyplomowe- Zarządzanie dziedzictwem kultury, które odbyłam na Uniwersytecie Wrocławskim, bardzo dużo mi dały. Oczywiście, na nowo pojawił się problem wyprawki dla studentki, opisany kilka lat temu przy okazji poprzednich studiów, jednak wciąż jak najbardziej aktualny :-)

W tym całym przedstawionym wyżej kontekście, wybraliśmy się jak niemal codziennie, do Gdowa po zakupy. Po wyjściu ze sklepu, za szybą auta ujrzeliśmy ulotkę. Chłop zabrał ją spod wycieraczki, zerknął i rzekł:

-Zobacz, organizują tutaj kursy językowe i kurs tańca. Zapisz się, zajęłabyś się czymś.
-$#%##$$$@@@!!!!!!!


Ja pierdzielę! W takich chwilach mam ochotę powrócić do mojego dawnego planu na życie i zostać skrajną feministką.