Trzeba wykorzystać ten czas maksymalnie. Wybraliśmy się więc na wycieczkę. Celem miało być zebranie dzikiej róży na wino. Patrząc na smętne miny kóz zamkniętych w zagrodzie udało mi się "przekabacić" świętego żeby je zabrać do góry. Nie było łatwo, ponieważ uważał że rozejdą się nam po okolicy i szukaj wiatru w polu. Wypuściłam jednak towarzystwo z zagrody i w drogę. Na początku nie były chętne iść za nami, jednak w miarę oddalania się od domu zaczęły się bardzo pilnować.
Początek wspinaczki. W oddali uważniejszy obserwator dostrzeże dach naszego domu.
Kozy dzielnie maszerują. Co prawda trwa to dość długo ponieważ muszą chwytać co smaczniejsze kąski. Jak zwykle Dzidziol trzyma się blisko mnie, a Hania zawsze pozostaje na końcu.
Pokonaliśmy już najbardziej strome zbocze. Przed nami roztaczały się takie widoki.
Tam daleko majaczą Tatry po słowackiej stronie. Niestety zdjęcie robione telefonem pod słońce, więc nie bardzo widać. Ale uwierzcie na słowo, są tam :)
Idziemy dalej. Niestety róży bardzo mało, święty rozczarowany. Za to jakie widoki :)
Zwalniamy trochę, dajemy towarzystwu najeść się napotkanych roślin i krzewów.
Po dłuższej chwili zbieramy się znowu do drogi. Róży jak nie było tak nie ma. Mijamy zagajnik. Kozy niezbyt chętnie, ale nadal idą za nami.
Wreszcie naszym oczom ukazuje się polana a na niej taki widok.
Mamy ogromną ochotę kontynuować wycieczkę, cały czas z nadzieją że znajdziemy więcej krzaków owoców dzikiej róży na wino. Zresztą widoki są piękne. Niebawem mam też nadzieję spotkać stado kóz i owiec które właściciel wypasa na tych terenach.
Niestety w pewnym momencie nasza Jadzia, przywódczyni robi w tył zwrot i uznaje że dalej nie idzie. Wszystkie kozy podążają za nią. Cóż było robić, z pewnym ociąganiem i my zawróciliśmy. Spotkaliśmy je na słonecznej polance gdzie pasły się w najlepsze. Święty z barku róży zajął się zbieraniem głogu a ja rozkoszowałam się widokami i ciepłem promieni słonecznych.
W międzyczasie odnalazł nas Filip który dołączył do wycieczki.
A nawet zebrało mu się na zabawę.
A potem w przeciągu bardzo krótkiej chwili zaszło słońce, powiał chłodny wiaterek i trzeba było wracać do domu.
A przed domem na tarasie czekała na nas koteczka która na razie jest za mała na takie wycieczki.
Nadal mi szkoda lata i bardzo żałuję że to chyba ostatnia taka piękna, ciepła i słoneczna niedziela w tym roku. Może zima okaże się łaskawa ?
Dziękuję Wszystkim miłym czytelniczką za porady w sprawie koteczki. Ma się dobrze, poznała już podwórko i śmiga po całym obejściu. Jest ciekawska, bardzo przyjacielska, odważna i miła. Biegunka ustąpiła po podaniu leków. Niestety nadal ma problemy z kuwetą. Ma swoją osobistą ponieważ Filip i załatwia swoje potrzeby na zewnątrz. Cóż, może wkrótce się nauczy.
Piękna wycieczka:)
OdpowiedzUsuńAle pięknie!!!
OdpowiedzUsuńwycieczka cudna !! i kozuchy grzeczne:)
OdpowiedzUsuńbuziole kochana :**
kurcze jak ty masz tam pięknie !!!!!!!
OdpowiedzUsuńCudowna wycieczka i piękne wycieczki! A to kozie towarzystwo to hoho :)
OdpowiedzUsuńFajna przechadzka z kózkami, piękne u Ciebie widoki.Zdjęcie Filipa z kózką niesamowite. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuń