Tym razem króciutko.. bo idę dalej szyć i machać.. tym razem ciut ... szydełkiem... A w kolejnych postach pokaże coś jeszcze...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Frywolitka.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Frywolitka.. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 11 stycznia 2015
Ślubne frywolne rękawiczki mitenki.
Naszło mnie na próbę wykonania rękawiczek. W typie mitenek. Jak już frywolę frywolnie frywolitki.... To czemu Nie? No to są... I tak wyglądają.
Komplet Carmen
Zafrywolitkowałam się w międzyczasie wszystkiego... Powstał dzięi temu taki skromny karnawałowy komplecik... Nazwałam go "Carmen".... bo.... no... oglądałam film "Zorro" i jakoś tak mi się skojarzyło. W tle zdjęć jest oryginalny ręcznie malowany wachlarz do tańca Flamenco, który dostałam niedawno od znajomej.
wtorek, 1 października 2013
Kolejne "odkopane" frywolitki.
Przeglądam w wolniejszej chwili wszelakie nośniki, gdzie zapisywałam swoją pracę. Dzisiaj znalazłam nie tylko bombki z frywolitką, ale nawet swoje archiwalne wzorki. W sumie niezbyt dużo, ale zawsze może się komuś przydać. Przepraszam, za pomaziane rysunki - ale to jest scan, z kartki, na której rysowałam. Nie mam czasu za bardzo bawić się corelem i rysować kółeczka, ale jest to dosyć czytelne. Przykłady bombek też znalazłam. Od pewnego czasu obiecuję sobie zrobić kolejne, kupiłam już nawet kiedyś bombki szklane..., ale ciągle coś....albo mnie wciąga, albo odrywa. Oto banieczki - przed świętami, jak znalazł. Heheh - właściwie właśnie znalazła, odkopała, czy jak tam to nazwać.
wtorek, 17 września 2013
Sukienka dla małej księżniczki i poduchy...
Pędząc koronkowo uszyłam kilka lat temu sukienkę dla mojej córci - na chrzciny. Wzór kwiatów - z pisma - jakiegoś chyba Coricamo... Teraz nie pamiętam.Gazetka leży na strychu w domu, bo tu nie mam gdzie przechowywać wszystkich swoich skarbów. Wzór frywolitki na czapeczce - oczywiście wg. mistrza Stawasza. A wykończenie sukienki z tej oto baaardzo starej książki....
I poduchy się mi wtedy z rozmachu szyły. Jedna, ta z haftem irlandzkim - to była moja na obrączki-ta jest starannie przechowywana z kieckowym kompletem. Na pozostałych dwóch serduchach po dziś dzień śpi księżniczka...hehe...Było więcej, ale poduchy "wyszły" i zdjęcia też....
I moja gwiazda:
I co by nie przynudzać. To by było na tyle w tym odcinku.
Moje tym razem (nie)skromne twory z lat wielu.
Obiecałam? Obiecałam- przeglądnęłam moje zasoby zdjęciowe z dorobku. Z góry przepraszam, jeśli niektóre zdjęcia będą niezbyt wyraźne. Na pierwszy rzut - pierwszy mój twór. Z pleksi. Takie sobie serducho - kasetka. Mam go po dziś dzień. Taka relikwia twórczości własnej. A poza tym - obiecałam pokazać - przynajmniej co niektórym swoje miejsce w świecie rękodzielników. A, że nie rzucam słów na wiatr...No to zaczynamy.
Na początek kasetka. Miałam 10 lat.... eh wspomnienia. Od dziś będzie trochę sentymentów własnych. Jak trzeba, to trzeba - proszę bardzo.
A teraz bardziej komercyjnie będzie - oto katalog rękodzielników, w którym jestem. Zostałam do niego zaproszona już jakiś czas temu-jak widać data wydania jest z czasów, gdzie bardziej liczyło się to, co pokazuje się na żywo, niż w necie, ale po dziś dzień dzwonią do mnie przedstawiciele różnorakich wystaw i przedsięwzięć związanych z prezentacją rękodzieła. Ponieważ był to okres u mnie intensywnie koronkowy i haftowany, a tylko kilka zdjęć można było umieścić - nie ma tego zbyt dużo, jednak zapewniam, że do prezentacji trzeba było trochę tego "urobku" mieć....
A teraz mniej skromnie - jedne z pierwszych moich frywolitek....
I ukochane klocki.... i pierwsze jajca z quilingiem...
Na początek kasetka. Miałam 10 lat.... eh wspomnienia. Od dziś będzie trochę sentymentów własnych. Jak trzeba, to trzeba - proszę bardzo.
A teraz bardziej komercyjnie będzie - oto katalog rękodzielników, w którym jestem. Zostałam do niego zaproszona już jakiś czas temu-jak widać data wydania jest z czasów, gdzie bardziej liczyło się to, co pokazuje się na żywo, niż w necie, ale po dziś dzień dzwonią do mnie przedstawiciele różnorakich wystaw i przedsięwzięć związanych z prezentacją rękodzieła. Ponieważ był to okres u mnie intensywnie koronkowy i haftowany, a tylko kilka zdjęć można było umieścić - nie ma tego zbyt dużo, jednak zapewniam, że do prezentacji trzeba było trochę tego "urobku" mieć....
A oto - ja i kilka moich ówczesnych prac...
I ukochane klocki.... i pierwsze jajca z quilingiem...
sobota, 7 września 2013
dzwoneczek - tym razem frywolitkowy.
Bardzo, bardzo mnie cieszy, że Wam się podobały kursiki z pergamano. Jak ostatnio obiecałam - oto kolejny dzwoneczek - tym razem jest to schemat na frywolitkę. Kiedyś kupiłam dzwonki styropianowe i tak mnie jakoś naszło - żeby wykorzystać taki dzwonek jako formę dla frywolitki. I tak oto powstał wzór, a potem schemat. Dzwonek jest dosyć duży - forma styropianowa ma wysokość 9 cm. Składa się z 3-ch części. Mam nadzieję, że dla frywolitkujących - schemat jest zrozumiały.
Oto dzwoneczek.
A tu schemacik:
No to miłego frywolitkowania. Niedługo kolejne coś...
Oto dzwoneczek.
A tu schemacik:
piątek, 26 lipca 2013
Wracam do świata....
Uf... ciężko było... nawet bardzo. Ja sobie myślałam, wręcz zaplanowałam, że po zjeździe ze stołu operacyjnego będzie duuużo czasu na koraliki... A tu życie mnie wyprostowało. Nic, absolutnie nic przez miesiąc nie dałam rady zrobić. Ból i ciężko było siedzieć z nogą wyprostowaną i prawie, że momentami w szpagacie (ale to jak porządkowałam sobie moje misz-masz koralikowe). Ćwiczenia - nawet musiałam się uczyć chodzić - dosłownie - jak dziecko- jak coś miałam w rękach - to szłam - jak mi to zabrali (a moja rodzinka okazywała się dowcipem iście z rodu cyrku Monty Pythona...aczkolwiek nie złośliwie do końca - zabierali mi np. talerzyk i filiżankę, żebym nieść nie musiała....) - to stałam i się darłam wniebogłosy, bo kroku nie mogłam zrobić na puste ręce - brzmi śmiesznie - ale to była moja rzeczywistość przez prawie 5 tygodni. No i mój mąż spełnił moje fantazje hihihi - zawsze mówiłam że marzy mi się coś nie coś z dwoma facetami - jeden sprząta, a drugi gotuje. Więc on sprzątał i nawet coś tam gotował (mam zdjęcia z odkurzaczem i jak obiera ziemniaki na pamiątkę!-ale Wam nie pokażę, bo jak by to zobaczył, to by się na mnie obraził wręcz śmiertelnie, heheh). I błogosławię wynalazek pt. zakupy spożywcze w necie - nieoceniona Alma 24, która mi wsio dowoziła, ku wielkiemu zdziwieniu moje małżonka, gdy musiał pojechać w trasę i był zmartwiony pt. "kto C teraz zakupy zrobi?". Ale teraz więcej optymizmu -chodzę już bez kul, ortezka już dorywczo sportowa, nawet lekkie przysiady zrobię (lekkie - na tyle na ile dam radę zgiąć kolano i trzymając się jeszcze czegoś - więc hurrraaa!!! Jeszcze troszkę i wracam do pracy!!!! No i najważniejsze - bo ten blog ma być artystyczny: moja psiapsiółka miała urodziny - niestety przez ograniczenia fizyczne nie zdążyłam w terminie zrobić wszystkiego - bo jeszcze kilku godzin nie usiedzę, ale po woli zrobiłam jej szkatułę na biżutki i oczywiście biżutkę. Ona kocha frywolitki, więc typowy ankars. Za niedługo jej zawiozę. Chociaż znając jej ciekawość i tak tu zaglądnie wcześniej, ale to nic - ja też wiedziałam co dostanę na urodzinki dużo wcześniej, niż dotarło. Za zdjęcia - z góry przepraszam -robim, co możem... Akumulatorki w aparacie mi padły... i foty są moją xperią... Ale widać nawet, co wyszło. Miłego oglądania i potrzymajcie za mnie kciuki, żeby szybciej ta moja zakręcona koralikiem, pędzlem i czółenkiem normalność wróciła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)