Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Znak emotikon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Znak emotikon. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 10 marca 2020

Benji Davies "Powrót wieloryba"


Wydawnictwo Znak emotikon
data wydania 11 marzec 2020
stron 32
ISBN 978-83-2405-188-5

Warto mieć przyjaciela!


Dziś jest ten dzień, kiedy znów staję się małą dziewczynką i wracam do świata bajek. Albo inaczej - skoro w każdym z nas dorosłych drzemie trochę dziecka, to warto sobie od czasu do czasu poczytać bajkę. A ja tym razem trafiłam na wyjątkową. Identycznie taką, jaką czytano mi we wczesnym dzieciństwie. Pięknie wydaną i pełną kolorowych, naprawdę przecudnych ilustracji, która opowiada krótką, aczkolwiek bardzo mądrą historię. Ta opowieść łatwo rozbudza dziecięcą wyobraźnię i ma w sobie cenne przesłanie.

Jej głównym bohaterem jest mały dzielny chłopiec o imieniu Noi, który mieszka wraz z tatą i sześcioma kotami na wyspie. Jest sroga zima. Latem Noi uratował małego wieloryba. Teraz jest mróz i mnóstwo śniegu. Tata chłopca wyrusza na połów i długo z niego nie wraca. Synek niepokoi się o niego i postanawia wyruszyć na ratunek...


Wydana w twardej oprawie kolorowa propozycja dla najmłodszych dzieci przykuwa wzrok. Ilustracje są tak piękne, tak barwne, że już dawno nie zachwyciłam się tak mocno jak dziś. Treść książki opowiada o odpowiedzialności, sile przyjaźni, o tym, że warto pomagać. Lektura przekazuje cenne wartości edukacyjne i poznawcze, jest nie tylko do czytania, ale bogate ilustracje stają się powodem do dialogu czytającego z dzieckiem, do wprowadzania nowych słów i pojęć. Można zatem tę książeczkę czytać, można ją śledzić ilustracjami.


Czy to odpowiednia literatura dla małego dziecka? Tak. Jak najbardziej. Nie ma w niej przemocy, nie ma złych emocji. Jest sporo pozytywnych elementów, a tytuł uczy, bawi i edukuje.


Z całego serca rekomenduje tę pozycję. Idealna propozycja na prezent, która z pewnością rozbudzi w młodej osobie miłość do literatury dziecięcej i czytania. 

środa, 30 stycznia 2019

Ursula Dubosarsky "Kuba i Kanga"


Był sobie raz pewien mały kangurek...

Znów wróciłam do świata dzieciństwa za sprawą wspaniałej książki, którą wydało Wydawnictwo Znak emoticon. 
To historia stworzona przez australijską pisarkę Ursulę Dubosarsky, która mieszka w Sydey i napisała ponad sześćdziesiąt książek skierowanych do najmłodszych czytelników.
Otrzymała za to wiele nagród. Po przeczytaniu lektury o kangurze i Kubie wiem, że w pełni na nie zasłużyła. Jej pióro jest lekkie i wyraziste, styl doskonały w odbiorze. Treść książki jest przemyślna i ma w sobie wiele pożytecznych elementów. 
Na podstawie wzruszającej i bardzo czytelnej fabuły rodzice mogą wiele dziecku uzmysłowić i sporo je nauczyć. 

Na skraju australijskiego buszu, w starym domu mieszka pewien mężczyzna ze swoim synkiem. Chłopiec ma na imię Kuba. Jego nieodłącznym towarzyszem jest piesek Bobi oraz stadko kur. Ojciec, który ma problemy zdrowotne wychowuje swojego syna w poszanowaniu i miłości do zwierząt. Pewnego dnia Kuba będąc na wycieczce w lesie jest świadkiem smutnego zdarzenia. Kłusownicy zabijają kangurzycę, która osieroca swoje dziecko. Kuba postanawia ocalić małego kangurka i się nim zaopiekować. Bierze go do domu i zastępuje mu prawdziwą mamę. To zdarzenie jest początkiem niezwykłej relacji i przygody...

Ta opowieść pochłonęła mnie od pierwszej strony. Szybciutko poczułam tropikalny klimat i odgłosy buszu. Historia niezwykłego, przypadkowego spotkania ujęła mnie mocno. To musiał być szok i dla dziecka i dla małego zwierzęcia. Tragiczne wydarzenie stało się jednak początkiem wspaniałej relacji i możliwości bliskiej więzi pomiędzy małym chłopcem a kangurzym dzieckiem. Kuba pielęgnując Kangę nauczył się odpowiedzialności i zrozumiał świat natury, który kieruje się odmiennymi prawami niż ten stworzony przez ludzi. 
W treści nie brak trudnych kwestii jak choroba, śmierć, kłusownictwo. Być może na pierwszy rzut oka ktoś może pomyśleć, że są to tematy i zagadnienia zbyt szokujące i zbyt brutalne dla dziecka. Życie jednak często nie pytając nas o zdanie wzywa do tablicy i daje bolesną lekcję. Książka pozwala pewne sprawy przybliżyć i uzmysłowić, że mimo wszystko trzeba małego człowieka z nimi oswajać. 
W fabule zwierzęta są ożywione, mają głos, wypowiadają swoje zdanie. Ten zabieg oczywiście dorosłym może wydać się sztuczny i bajkowy, ale właśnie takie rozwiązanie pozwala uzmysłowić, że zwierzaki czują, że nie są pozbawionym życia pluszakami, że mają swój świat, swoje emocje i odczucia. 
Książka ma walory edukacyjne, jest niezwykle wymowna i pozwala urozmaicić proces wychowawczy na konkretnym przykładzie. Tekst uzupełniają bardzo piękne ilustracje Andrew Joynera. Tytuł jest starannie wydany, a okładka utrzymana w pastelowych kolorach wręcz kusi by poznać treść.
Wspaniała propozycja dla najmłodszych, ciekawie opisana historia. Warto wydać na tę publikację pieniądze. Polecam.   

czwartek, 29 listopada 2018

Paul Bright, Brian Sibley, Jeanne Willis, Kate Saunders "Nowe przygody Kubusia Puchatka"



Wydawnictwo Znak Emoticon
data wydania 2018
stron 136
ISBN 978-83-240-4933-2

Witaj znów kochany Misiu! 


Zna Go prawie każde dziecko na świecie. Znają Go całe pokolenia, a on powraca po wielu latach. Jest już sędziwym staruszkiem, bo świętował 90-te urodziny, Ale... spokojnie jest nadal w świetnej, ba wręcz doskonałej formie i nie starzeje się. O kim mowa? O bohaterze z klasyki literatury dziecięcej Kubusiu Puchatku, który powraca w nowej książce opowiadającej o Jego nowych przygodach. Pięknie wydana przez Znak emotikon lektura dla najmłodszych czytelników dzieli się na cztery części, które odpowiadają kolejnym porom roku. W każdej z nich spotykamy przyjaciół Kubusia i przeżywamy z sympatycznym niedźwiadkiem nowe przygody.


Tytuł jest kontynuacją opowieści napisanych przez A.A. Milne'a ilustrowaną w dawnym stylu. Książkę o której mowa napisało aż czterech autorów. I tak jesienią Kubuś szuka smoka, zimą do Stumilowego Lasu przybywa Pingwinek, wiosną ktoś ma chrapkę na oset Kłapouchego, a latem poszukiwany jest Nil i przeprawa na nim. Jednym słowem jest mega wesoło, kolorowo i przyjemnie. A sama książeczka jest prześlicznie wydana i z pewnością uraduje młodsze dzieci. Dla mnie była wspomnieniem dziecięcych lat i początków mojego czytelnictwa.


To idealna propozycja dla maluchów, to świetny pomysł na prezent nawet taki bez okazji. Drodzy dorośli wypada, po prostu wypada by dzieci znały tego sędziwego Misia, by wiedziały, kto należy do grona jego przyjaciół, by miały wiedzę kim jest kultowa postać. Bo owszem gadżety są ok, ale pierwsza powinna być książka niż koszulki, kubki czy piłki. Miś choć ma swój wiek nadal ma wiele do powiedzenia kolejnym pokoleniom dzieci, a lektura kontynuuje to, co zamyślił pomysłodawca tej postaci. Książka zawiera idealną dla dziecka treść pozbawioną zła tego świata jakim jest przemoc, egoizm, pędzenie po trupach. Na jej kartach nie brak wartości wychowawczych, edukacyjnych i godnych wszczepienia młodym miłośnikom literatury.


Fakt iż opowiastki napisał kto inny nie umniejsza klimatowi książki, bowiem autorzy świetnie weszli w Kubusiową Rzeczywistość i Jego świat. Nie odczułam zbytniej różnicy między tą publikacją, a tą sprzed lat. Czyta się ją przyjemnie i lekko, nie brakuje specyficznego humoru, a Miś nadal budzi ogromną sympatię. 
Naprawdę warto przeczytać dzieciom tę lekturkę lub im ją podsunąć do samodzielnego poznania.


poniedziałek, 29 października 2018

Anna Kaszuba-Dębska "Poczet królowych polskich"



Wydawnictwo Znak emotikon
data wydania 2018
stron 128
ISBN 978-83-2405-092-5

Królowe mają głos

Gdy byłam małą dziewczynką myślałam, że królowe są tylko w bajkach i baśniach. Gdy podrosłam dowiedziałam się, że królowie istniały i istnieją w realnym świecie. W Polsce już nie ma monarchii, ale kiedyś, przed wiekami żyły polskie władczynie, które nosiły koronę i dzierżyły berło oraz jabłko królewskie. Kim one były? Wiedzę zaczerpnęłam z lekcji historii i książek. Nie trafiłam jednak jako uczennica na tak przystępną i wiele obrazującą książkę jaką dla młodych czytelników przygotowała Anna Kaszuba-Dębska. 


Publikacja przedstawia sylwetki 25 kobiet, które musiały w życiu unieść ciężar korony. A ta niekiedy wiele ważyła i nie mam na myśli tu jej ciężaru fizycznego. Korona to obowiązki, wyrzeczenia, wymagania i wyzwania. Pamiętając, że bohaterki żyły przed wiekami, kiedy kobiety nie doceniano tak jak dziś, niekiedy było im trudno i musiały rozbijać twarde mury skostniałych norm. Wśród opisanych postaci były białogłowy mniej lub bardziej odważne, takie, które miały ochotę mieszać się do polityki i takie, które wolały zabawę, tańce i turnieje. Każda z nich miała inny charakter. Każda z nich nie miała łatwego życia i nad każdą ciążył obowiązek wydania następcy tronu. Życie nie każdej było szczęśliwe i usłane różami. Autorka pozwala swoim bohaterkom zabrać głos i udziela im pierwszoosobowej narracji. Przez to tekst brzmi bardziej przekonywująco i zwyczajnie po ludzku. Młody czytelnik dzięki temu jest w stanie szybko i czytelnie odebrać zawarty w książce przekaz. 


Tekst uzupełniają przepiękne ilustracje. Ich Autorką jest także Anna Kaszuba-Dębska. Książka jest staranie wydana. Twarda oprawa, cudownie dobrana gama kolorów, idealna czcionka dodają uroku wspaniałej treści. To idealny pomysł na prezent i świetna pozycja by zainteresować młodego czytelnika przeszłością Polski. Tytuł wart jest swojej ceny pod każdym względem. A zatem czy jesteście gotowi poczytać co opowiadają o sobie polskie królowe? 

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Anna Nowacka, Dorota Majkowska-Szajer "Bolek i Lolek na szlaku polskich kultur"



Wydawnictwo Znak emoticon
data wydania 2018
stron 64
ISBN 978-83-2405-052-9

Odkrywcza podróż po polskiej krainie 

Bolek i Lolek to duet, który poznałam jako mała dziewczynka. Uwielbiałam oglądać na ekranie telewizora ich przygody. Minęło wiele lat, a ja wciąż przepadam za bajkami i często tęsknię za dzieciństwem. Dlatego bez namysłu zabrałam się za lekturę książki dla dzieci opowiadającej o podróży Bolka i Lolka szlakiem kultur. Ta wycieczka trwała rok, a para sympatycznych bohaterów podróżowała po Polsce. Ich przewodnikiem była znaleziona w szufladzie mapa. Zaczęło się od tajemniczego numeru telefonu i podróżnicza machina ruszyła. Chłopcy nie wiedzieli jakie będą kolejne miejsca, które odwiedzą. Dowiadywali się o nich stopniowo.

A podróż to nowe miejsca. Kolejne etapy to nowi ludzie i nowe skarby kultury. Z Bolkiem i Lolkiem zwiedzamy całą Polskę - od morza po góry, a każdy przystanek to odkrycie jakiegoś skarbu kultury. Miłą dla mnie niespodzianką była wizyta w moim rodzinnym mieście i pokazanie procesji z okazji święta Jordan jakie odchodzą grekokatolicy.

Trzydzieści miejsc to trzydzieści lekcji geografii i historii powiązanych informacjami z kręgu kultury i etnografii. To okazja by pokazać najmłodszym czytelnikom polskie tradycje, zwyczaje, obrzędy i święta. To też pomysł by zainteresować dzieci odkrywaniem własnych korzeni i ludowych obyczajów. Ta lektura to doskonała droga, która zaprowadzi do muzeów i skansenów. Dzięki niej będziemy uczestniczyć w balu tatarskim, zobaczymy zalipskie malowane chaty, skosztujemy śląskich specjałów i poznamy gwarę kaszubską. Dowiemy się jak robić pisanki i jak powstają koniakowskie koronki. Każda z opowieści zawiera wiele ciekawostek i ubogaca wiedzę dziecka, a więc ma wartości edukacyjne.
Publikacja jest pięknie wydana. Twarda oprawa, piękne ilustracje, ciekawy wybór tematów to jej atuty. Idealna na prezent, pożyteczna i pełna wiedzy. Z pewnością zainteresuje wiele młodych osób. 

wtorek, 27 marca 2018

Szymon Radzimierski "Dziennik łowcy przygód. Etiopia. U stóp góry ognia"



Wydawnictwo Znak emoticon
data wydania 2018
stron 384
ISBN 978-83-240-5045-1

Z afrykańskiego dziennika młodego Podróżnika

Czytelnicy mojego bloga doskonale wiedzą, że przepadam za literaturą podróżniczą. Do tej pory przeczytałam wiele książek tego gatunku. Zawsze ich Autorami były osoby dorosłe. Kilka dni temu przeczytałam wspaniały tytuł, który napisał 11-letni podróżnik Szymon Radzimierski. Simon, jak nazywają go rodzice, uwielbia podróżować i w czasie swoich wojaży spisywać swoje wrażenia. Książka o której chcę Wam napisać jest owocem czterotygodniowej podróży do serca Afryki, a konkretnie do Etiopii. 

Na okładce książki zamieszczono drogowskaz, który mówi, że "Wstęp tylko do lat 18". Mnie jako osobie dorosłej czytało się tę pozycję znakomicie. Ujęła mnie relacja młodego człowieka, który patrzy na świat nieco inaczej niż osoba dojrzała. W tej opowieści jest mnóstwo radości, ekspresji, zapału, pasji. Nie brakuje wnikliwości, ciekawości świata i uciechy z poznawania nowych miejsc, ludzi, kultur, zwyczajów, potraw itd.

Relacja zaczyna się od nieco pechowej podróży lotniczej w trakcie której gubią się bagaże. Naszego bohatera czekał przymusowy przystanek, ale na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie. Państwo Radzimierscy ruszyli by poznać jak się okazało naprawdę ciekawy kraj, który zapewnia turystom moc niezapomnianych atrakcji. 

Simon w afrykańskich opowieściach spisał się na medal. Ciekawie opisał przeróżne przygody, spotkanych ludzi i miejsca, które odwiedził. Zrobił to z humorem, ale i wielką gracją. Doskonale dostrzegł oczami dziecka to, co pominęliby dorośli. Jego relacja to nie tylko zachwyt nad cudami natury, ale i dygresje na temat życia w kraju ubogim i pełnym biedy jakim jest Etiopia. Za serce chwyciły mnie słowa mówiące o cenności plastikowych butelek czy niepohamowanej radości z otrzymania piłki nożnej. Szymon okazał się wrażliwy i pokazał, że ma dobre serce. 
W swoich zapiskach młody bloger zawarł istotę tego rejonu, jego piękno i kontrasty, jego problemy i wyjątkowość. Udowodnił, że najlepiej poznaje się miejsca podróżując do ich wnętrza, a nie widząc je z perspektywy hotelowego tarasu. I tak lektura wiedzie nas do wiosek plemion, które żyją tak jak ich przodkowie i stronią od cywilizacji. Mamy okazję wspiąć się do krateru czynnego wulkanu i przeżyć karmienie z ręki hien, poznać zwyczaje jakie kultywują rdzenni mieszkańcy od lat (skakanie przez krowy czy picie krwi), które nam mogą wydać się nieco szalone i dziwne. Czytając poznamy etiopską faunę i florę oraz dżunglę i jej tajemnice. Odwiedzimy pustynię i skalne kościoły, a także poobserwujemy afrykańskie małpy. 

Treść książki jest niezwykle barwna i pobudzająca wyobraźnię, a uzupełniają ją przepiękne zdjęcia i rysunki. Tę książkę chce się czytać, ale i wzbudza ona chęć podróży oraz poznania Czarnego Lądu osobiście.
Ten tytuł okazał się naprawdę miłą niespodzianką. Bardzo przypadł mi do serca i porwał mnie na całego. Czytając nie raz się uśmiechnęłam, ale i zakręciła się w oku łza. Było ciekawie, tajemniczo, odkrywczo i nie zabrakło okrzyków zachwytu. Spodobała mi się relacja Simona, który przygotował ją z pasją i włożył w nią całe serce. Młody Podróżnik "odwalił" kawał świetnej roboty i należą mu się za nią wielkie brawa. Ta publikacja sprawiła, że stałam się Jego fanką i z radością sięgnę po kolejne książki, które dla nas przygotuje. Wierzę, że stanie się to szybko. Bo taki talent nie może się chować w cieniu. Wróżę tej książce sporą popularność.  

poniedziałek, 5 czerwca 2017

"Nowe przygody Kubusia Puchatka" - praca zbiorowa






Wydawnictwo Znak emoticon
data wydania 2017
stron 136
ISBN 978-83-240-4017-9

Witaj znów kochany Misiu!

Zna Go prawie każde dziecko na świecie. Znają Go całe pokolenia, a on powraca po wielu latach. Jest już sędziwym staruszkiem, bo świętował 90-te urodziny, Ale... spokojnie jest nadal w świetnej, ba wręcz doskonałej formie i nie starzeje się. O kim mowa? O bohaterze z klasyki literatury dziecięcej Kubusiu Puchatku, który powraca w nowej książce opowiadającej o Jego nowych przygodach. Pięknie wydana przez Znak emotikon lektura dla najmłodszych czytelników dzieli się na cztery części, które odpowiadają kolejnym porom roku. W każdej z nich spotykamy przyjaciół Kubusia i przeżywamy z sympatycznym niedźwiadkiem nowe przygody.

Tytuł jest kontynuacją opowieści napisanych przez A.A. Milne'a ilustrowaną w dawnym stylu. Książkę o której mowa napisało aż czterech autorów. I tak jesienią Kubuś szuka smoka, zimą do Stumilowego Lasu przybywa Pingwinek, wiosną ktoś ma chrapkę na oset Kłapouchego, a latem poszukiwany jest Nil i przeprawa na nim. Jednym słowem jest mega wesoło, kolorowo i przyjemnie. A sama książeczka jest prześlicznie wydana i z pewnością uraduje młodsze dzieci. Dla mnie była wspomnieniem dziecięcych lat i początków mojego czytelnictwa.
To idealna propozycja dla maluchów, to świetny pomysł na prezent nawet taki bez okazji. Drodzy dorośli wypada, po prostu wypada by dzieci znały tego sędziwego Misia, by wiedziały, kto należy do grona jego przyjaciół, by miały wiedzę kim jest kultowa postać. Bo owszem gadżety są ok, ale pierwsza powinna być książka niż koszulki, kubki czy piłki. Miś choć ma swój wiek nadal ma wiele do powiedzenia kolejnym pokoleniom dzieci, a lektura kontynuuje to, co zamyślił pomysłodawca tej postaci. Książka zawiera idealną dla dziecka treść pozbawioną zła tego świata jakim jest przemoc, egoizm, pędzenie po trupach. Na jej kartach nie brak wartości wychowawczych, edukacyjnych i godnych wszczepienia młodym miłośnikom literatury.
Fakt iż opowiastki napisał kto inny nie umniejsza klimatowi książki, bowiem autorzy świetnie weszli w Kubusiową Rzeczywistość i Jego świat. Nie odczułam zbytniej różnicy między tą publikacją, a tą sprzed lat. Czyta się ją przyjemnie i lekko, nie brakuje specyficznego humoru, a Miś nadal budzi ogromną sympatię. 
Naprawdę warto przeczytać dzieciom tę lekturkę lub im ją podsunąć do samodzielnego poznania.

sobota, 25 czerwca 2016

Holly Webb "Powrót do tajemniczego ogródu"


Wydawnictwo Znak emotikon
data wydania 2016
stron 206
ISBN 978-83-240-3930-2
Ogród niczym lek na całe zło

Pewnie każdy z Was czytał w dzieciństwie kultową książkę o Marry Lennox, która jest uwielbiana przez rzesze czytelników na całym świecie i doczekała się ekranizacji. Dziś przybliżę książkę, która jest sequelem powyższej powieści i ponownie zaprasza nas do wspaniałej posiadłości Misselthwaite Manor.
Jest rok 1939. W Europie wrze, czuć, że lada dzień wybuchnie poważna wojna na całym kontynencie. W Londynie w jednym z sierocińców mieszka Emmie, która ma 10 lat. Jest sierotą a jedyną bliską jej duszą jest kotka przybłęda, którą dziewczynka poznała na starych schodach pożarowych. Pewnego dnia zapada decyzja o ewakuacji dzieci na prowincję do posiadłości fundatora. Emmie musi rozstać się z ukochanym zwierzakiem i znieść długą podróż pociągiem. Nie przypuszcza, że trafi do wyjątkowego miejsca, które na początku wyda się jej ponure i tajemnicze. Ale właśnie tam znajdzie swój magiczny zakątek i pozna bliskie jej sercu osoby. I zacznie odkrywać sekrety posiadłości oraz jej mieszkańców...

Ta licząca niewiele ponad 200 stron lektura skierowana do młodego czytelnika otuliła mnie całkowicie swoim klimatem. Zakochałam się w niej bez pamięci. Sprawiła, że znów poczułam się małą dziewczynką, która bardzo chciałaby zaprzyjaźnić się z Emmie i razem z nią zajrzeć do wspaniałego ogrodu. Dzięki lekturze ponownie udało mi się spojrzeć na świat oczami dziecka, które jest ufne, kieruje się w życiu prostotą a nie wyrachowaniem, dostrzega w innych bardziej dobro niż zło. Los nie był łaskawy dla Emmie, nie obdarzył jej kochającą rodziną, ale i nie zamknął serca tego dziecka na miłość. I właśnie dlatego jej postać jest wyjątkowa, a wielu z nas odnajdzie w niej cząstkę siebie. To bardzo wrażliwa bohaterka, która w nieprzyjaznym świecie szuka małego raju, odskoczni, ziemskiego edenu, gdzie jej dusza i zmysły znajdą ukojenie i odpoczynek. Emmie znajduje to miejsce w ogrodzie, które staje się jej serduszku bardzo bliski. Książka utrzymana jest w dość smutnym tonie. Świat dręczy wojna, giną ludzie, trzeba pogodzić się z niedostatkiem dóbr materialnych, a jednak nie są zabrane z życia piękne chwile. Zdarzają się one Emmie, którą zachwyca ogród, rosnące w nim rośliny, śpiewający ptak. Mała dziewczynka zachwyca się pięknem przyrody, która jest dla niej osłodą, antidotum na zło. Dziecko wielu rzeczy nieświadome, ale i wiele dostrzegające wskazuje jak cieszyć się drobiazgami, jak znaleźć swój mały raj. Ta lektura mocno wzrusza, wymusza łzy, które płynęły z moich oczu nie raz. Jest piękna w swoim smutku i refleksyjnym klimacie.Polecam nie tylko rówieśnikom głównej bohaterki. Mnie ta powieść skradła serce, czy Was też to spotka? Koniecznie ją przeczytajcie.

A już jutro na moim blogu rozpocznie się konkurs w którym możecie wygrać właśnie tę książkę zapraszam!


środa, 13 kwietnia 2016

Karolina Macios "Bolek i Lolek z telewizora"


Wydawnictwo Znak emotikon
data wydania 2016
stron 240
ISBN 978-83-240-3933-3

Cel - być zuchem!

Moje dzieciństwo miało miejsce pod koniec XX wieku. W całkiem innym świecie i rzeczywistości. W czasie kiedy nie istniał internet, nie było gier komputerowych, konsoli, rozrywek interaktywnych, mobilnych telefonów wielką i jedyną atrakcją była telewizja. Programy nadawano na dwóch kanałach bez wersji kolor i HD. Nie było również kanałów tematycznych, a audycje dla dzieci trwały jedynie około godziny dziennie. Obowiązkową pozycją do obejrzenia dla najmłodszych widzów była dobranocka, która trwała niespełna kwadrans. Na godzinę 19 jednak bardzo się czekało by obejrzeć kolejny odcinek przygód ulubionych, wręcz kultowych postaci. Do ich grona należeli bracia Bolek i Lolek, o których program emitowano o ile nie myli mnie pamięć w soboty. 

Wyrosłam, osiągnęłam pełnoletniość, ba jestem w połowie życia a nadal kocham tę dwójkę urwisów. Lubię obejrzeć ich przygody na ekranie telewizora, ale i lubię o nich poczytać. 
Dziś właśnie skończyłam pewną uroczą książeczkę pióra Karoliny Macios, która pozwoliła mi na tak bardzo sentymentalne spotkanie z Bolkiem i jego młodszym bratem.

Rozpoczynają się wakacje. Lolek i Bolek nie mają zaplanowanego jakiegoś specjalnego, dłuższego wyjazdu w okresie letniej kanikuły. Nudzą się i przeraża ich perspektywa takiego klimatu w okresie najgorętszej pory roku. Na szczęście chłopcy mają cudownego i bardzo kreatywnego stryja Mariana, która wymyśla wraz z ich rodzicami lekarstwo na brak urozmaicenia. Były harcerz zachęca swoich bratanków do podjęcie ciekawego wyzwania. Zdobycia 10 odznak, 10 sprawności, które pozwolą im uzyskać patent zucha. ( tych, którzy nie wiedzą o co chodzi odsyłam do stron o harcerstwie). Bracia z entuzjazmem podejmują się wykonania owych zadań, a czytelnik w kolejnych rozdziałach śledzi ich perypetie.

Tę książkę czyta się z wielką przyjemnością. Mnie lekturze towarzyszył jeszcze sentyment i wspomnienia z lat przedszkolnych i szkolnych. Lekturka idealnie nadaje się dla maluchów, które nie potrafią jeszcze czytać, ale i dla równolatków Bolka i Lolka. To bajka z przesłaniem, która zachęca naszych milusińskich do usamodzielniania się, nauki wykonywania samemu nowych czynności, poznawania obowiązków dorosłych i radzenia sobie w zwyczajnych codziennych sprawach bez pomocy innych. To publikacja, która niesie w sobie treści edukacyjne i przyjazne dziecku. Nie ma w niej przemocy, obcowania ze złem, a nakreślone i promowane są pozytywne zachowania, których należy dzieci uczyć. Ta książeczka świetnie nadaje się do czytania przed snem lub w gronie przedszkolnym. Tekst uzupełniają prześliczne i kolorowe ilustracje. Wydawca postarał się o ciekawy, niewielki format, staranne wydanie i twardą oprawę. Jeśli ta lektura znajdzie się w Waszych rękach spodziewajcie się frajdy przy czytaniu i przyjemnie oraz pożytecznie spędzonego czasu z pociechą. Pozycja idealna dla każdego dziecka. Pozwólcie młodym pokoleniom na poznanie kultowych postaci i bawcie się dobrze w towarzystwie Bolka i Lolka.

sobota, 28 marca 2015

Timothee De Fombelle "Tobi. Życie w zawieszeniu"


Wydawnictwo Znak emotikon
data wydania 2015 - wydanie II
stron 368
ISBN 978-83-240-3311-9

W drzewnym świcie Tobiego

Media grzmią, że Polacy czytają zbyt mało. Zewsząd słychać głosy, że nasza młodzież stroni od książek. Cóż, niestety tak jest. Myśląc, co jest tego przyczyną szybko nasunął mi się wniosek, że nastolatki często patrzą na świat książek przez pryzmat szkolnych lektur. Pewnie nie wypada dyskutować nad ich listą mnie, skromnej blogerce, ale jest ona jaka jest i niestety! - wieje z niej nudą. Co zatem można zrobić, by osoby w wieku szkolnym miały więcej książek w ręce? Trzeba im je podsuwać! Podawać te, które okażą się dla nich ciekawe i porywające. Mniej klasyki, a więcej literatury, która im się spodoba. Tak jak Harry Potter, który okazał się światowym hitem. Pisząc ten blog chcę również rekomendować warte uwagi książki dla tej grupy wiekowej. Zatem dziś coś extra dla młodzieży. Książka warta poznania i przeczytania nie tylko dla nastolatków, ale głównie dla nich. 
Powieść francuskiego pisarza i autora sztuk teatralnych dotąd mi nie znanego. Książka, która mnie oczarowała i porwała w wir przygód głównego bohatera.
A kto nim jest? Ma na imię Tobi. Jest nastolatkiem, który liczy tylko półtora milimetra wzrostu i mieszka sobie na drzewie. Drzewo jest jego całym światem. Tobi i jego rodzina, przyjaciele i znajomi oraz inni mieszkańcy tego świata mieszkają w dziuplach i szczelinach. Ich świat jest bardzo oryginalny. Bo wyobraźcie sobie rzeczywistość, w której zamiast samochodów jeździ się na mrówkach, zamiast krów czy koni hoduje się chrząszcze, a śmiertelnymi wrogami są pająki, biedronki i ważki! W owym świecie jest oczywiście i dobro i zło. To drugie reprezentuje niejaki Jo Mitch który stoi na czele własnej bandy. To z nią i nim przychodzi zmagać się Tobiemu, który musi wykonać ważne zadanie. Oswobodzić porwanych rodziców. Sam przeciw wielu musi działać szybko, skutecznie i pomysłowo by jego misja mogła zakończyć się sukcesem. Czekają go trudne i niebezpieczne chwile, masa przygód i ciekawe spotkania. A wszystko to na kartach wspaniałej powieści przygodowej, której w tym roku ukazało się drugie wydanie.

Lektura charakteryzuje się wartką, dynamiczną akcją. Pokazuje świat który tylko pozornie wygląda jak z bajki. W nim już nie jest bajkowo. Toczy się twarda gra, ma miejsce walka dobra ze złem. Są białe i czarne charaktery. To książka bardzo dojrzała, mądra i gloryfikująca takie wartości jak przyjaźń, pomoc, solidarność, lojalność. To lektura podkreślająca rodzinne więzi.
Od samego początku polubiłam jej sympatycznego bohatera, który dzielnie radzi sobie z przeciwnościami losu, walczy o swoje słuszne racje. Wiele razy bywa w sporych opałach. Jest postacią, której z łatwością się kibicuje. A sama lektura to książka tylko z pozoru dla starszych dzieci i młodzieży. Warto się w nią zagłębić i prześledzić jej treść. Nie jest ona dziecinna, a o powieści można stwierdzić, że ma w sobie drugie dno, że uświadamia co w życiu ważne i istotne. O co warto walczyć, troszczyć się i co warto pielęgnować. Czytałam z zachwytem, z rumieńcami emocji na twarzy. Przyjemnie było zagłębić się w książkę piękną, ale i wspaniale wydaną. Trudno odmówić Wydawcy staranności, zachwycają też oryginalne ilustracje.
Reasumując doskonała powieść przygodowa. Warta poznania. A ja już czytam kontynuację tej powieści czyli książkę "Tobi. Oczy Eliszy". Jej recenzja już niebawem.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Michael Bond "Paddington"


Wydawnictwo Znak emotikon
data wydania 2014
stron 448
ISBN 978-83-240-2970-9

Proszę Państwa oto miś! Miś Paddington !

Każdy z nas ma chyba choćby kilka książek przeczytanych w dzieciństwie do których chciałby wrócić w życiu dorosłym. Do grona takich lektur ja od wielu lat zaliczałam książkę o misiu o którym napiszę sporo pozytywów i superlatyw. Gdy byłam małą dziewczynką systematycznie chodziłam do biblioteki - wtedy księgarnie też dopadł kryzys i ich półki świeciły pustkami. W bibliotece bywały książki, które marzyłam, by mieć we własnej biblioteczce, ale nie można ich było dostać. I tak pewnego dnia dopadłam książkę o Paddingtonie. Pokochałam tego misia, ja ogólnie mam do nich słabość, od pierwszego spotkania. Niestety termin gonił, a książkę musiałam oddać. I stało się. Jako dorosła kobieta znów spotkałam Paddingtona. Towarzyszyło temu wielkie wow, garść wspomnień i radość. Nakładem Znaku emotikon ukazały się w jednym tomie trzy części przygód tego niedźwiadka, które miały premierę w latach 1958,1959 i 1960. Minęło kilkadziesiąt lat, a nasz miś wcale, ale to wcale się nie postarzał. I z pewnością znajdzie ogrom fanów w gronie współczesnych dzieciaków. 
Tom zawiera : "Miś zwany Paddingtonem", "Jeszcze o Paddingtonie" oraz "Paddington daje sobie radę".
Nim napisałam ten tekst tę lekturę przeczytałam aż dwa razy. Nie czytałam jej jednym ciągiem, a co wieczór dawkowałam sobie jeden rozdział. Śmiałam się co niemiara, wzruszałam i szczerze się przyznam, że bardzo bym chciała ( wiem to całkowicie nierealne) by taki misiek zamieszkał i w moim domu. 
Kim jest ów niedźwiadek? Jest zagubionym małym misiem, który pojawił się na jednej z londyńskich kolejowych stacji. Tu spotkał państwo Brown, którzy przyszli po córkę Judytę. Miała ona przyjechać do domu na wakacje. Dzień był ciepły i przyjemny, na dworcu jak zwykle tętniło życie, panował ruch i pośpiech, dominował hałas. Jak to na dworcu. W kącie na walizce siedział mały, zagubiony niedźwiadek. Jak się okazało pochodził z Peru. Do Anglii trafił jako pasażer na gapę. Wcześniej mieszkał u swojej cioci Lucy, która trafiła do domu dla emerytowanych niedźwiedzi. Wcześniej nauczyła ona swego podopiecznego języka angielskiego i poradziła mu by udał się na emigrację. Miś tak zrobił. Państwo Brown gdy zobaczyli kartkę wiszącą na szyi misia z prośbą o opiekę nad nim nie pozostali obojętni i przygarnęli go. Tym samym ich życie stało się inne, a miś zawojował ich serca. 
Miś otrzymał imię od nazwy stacji na której go znaleziono i zamieszkał u Brownów. I w tym miejscu rozpoczynają się przygody naszego bohatera, który jest niezwykle sympatyczną postacią. Jest zabawny, troszkę naiwny, nieco nieporadny, ale nie sposób go nie pokochać. Miś uwielbia marmoladę, psoci, oswaja się z nową rzeczywistością, komplikuje życie swoim opiekunom, ale wszyscy mocno go kochają i wybaczają wpadki. Z nim nie można się nudzić, z nim słowa święty spokój są raczej niemożliwe. Miś Paddington jest niezwykle pomysłowy, kreatywny, nieco szalony i ciągle wymyśla coś nowego. Przy tym bywa grzeczny i uprzejmy oraz ma w sobie to coś, że wszystko idzie mu wybaczyć. 
Tę książkę czyta się rewelacyjnie bez względu na wiek. To doskonała propozycja z dziecięcej klasyki, która bawi kolejne pokolenia. Gwarantuje uśmiech na twarzy i dobrą zabawę, a przy tym promuje pozytywne wartości, spełnia funkcję edukacyjną. Uczy wrażliwości na potrzeby innych, uczy tolerancji, uczy wyrozumiałości. To książka, którą gdy raz się pokocha, to stale się do niej wraca. Inaczej po prostu nie można. Idealna propozycja na każdy dzień, świetna lektura dla dzieciaków na dobranoc. 
Dodam jeszcze, że książka jest bardzo starannie wydana. W twardej oprawie ( wydawca słusznie przewidział jej wielokrotne użytkowanie), z piękną okładką i kapitalnymi ilustracjami autorstwa Peggy Fortnum. Gorąco tę książkę polecam, zwłaszcza rodzicom i dzieciom w wieku przedszkolnym i szkolnym. Niech znajdzie się w każdej dziecięcej biblioteczce, bo na to zasługuje. 
Fanom Paddingtona polecam na FB jego profil
https://www.facebook.com/paddingtonmis?fref=ts
oraz jego stronę w sieci 
http://www.paddington.com.pl/

niedziela, 23 listopada 2014

Marcin Prokop "Jego Wysokość Longin"


Wydawnictwo Znak emoticon
data wydania listopad 2014
stron 160
ISBN 978-83-240-2961-7

Dzieciństwo w PRL-u było kolorowe!

Czasy PRL-u zapisały się historii jako okres bury i ponury, kiedy królował marazm i ciągle czegoś brakowało. Z pewnością dorosłym nie żyło się wtedy łatwo, ale dzieci, jak to dzieci umiały dostrzegać świat na wesoło, w kolorowych barwach. Sama jestem przedstawicielką pokolenia urodzonych w latach 70-tych XX wieku. Moje pierwsze dziesięciolecie było inne niż współczesnych dzieciaków, ale miło wspominam ten okres i często wracam do niego pamięcią. Wracam i wspominam, gdy spotykam równolatków, ale i wracam przy lekturze książek, których akcja rozgrywa się w czasach mojej młodości. Taką właśnie lekturą jest książka pióra Marcina Prokopa, autora znanego czytelnikom z książek w poważnym tonie. Publikacja o której piszę to pozycja skierowana do młodego czytelnika, ale i do osób dorosłych, która wręcz tryska humorem. Ta książka zabiera w podróż do wprawdzie niedalekiej przeszłości, ale jakże innej od tego co wokół nas dziś. Dla mnie lektura była bardzo przyjemną sentymentalną wycieczką przy której śmiałam się często, ale i łezka tęsknoty pojawiła się w oku i poczułam nostalgię za tamtym okresem.
 
Longin to nie imię, Longin to nie nazwisko. Longin to pseudonim nadany pewnemu chłopcu (autorowi), który przylgnął w dzieciństwie do niego z uwagi na wzrost. Longin to ksywka pochodząca od angielskiego słowa long - długi. Marcin Prokop bowiem był dzieckiem dużo wyższym niż rówieśnicy. Pseudonim swój bardzo polubił i nie odczuwał z powodu niego kompleksów. Longin zatem mieszka sobie w pewnej kamienicy wraz z rodzicami i młodszym bratem, którego tytułuje Bracholem. Jest uczniem pewnej podstawówki, ma swoją paczkę podwórkowych kumpli. Ma bardzo żywiołowy temperament, wszędzie go pełno. Jest psotnikiem, a swoimi postępkami często podnosi rodzicom ciśnienie. Longin to dziecko nad wyraz kreatywne i ciekawe świata, podchodzące do życia z humorem i dystansem. Ten chłopiec ma inne marzenia niż współcześni chłopcy. Dla niego cudem techniki jest komputer Atari i zwykły składak - poprzednik popularnych dziś górskich rowerów. Longin nie żyje w wirtualnym świecie, nie korzysta z internetu, bo go jeszcze nie ma. Longin tylko pod wodzą taty gra w prymitywne względem dzisiejszych gry komputerowe. Longin dużo czasu spędza na podwórku, jeździ na łyżwach, wakacje spędza u dziadków na wsi i wszędzie bardzo psoci. Mimo to, a może właśnie dlatego nie sposób go nie polubić. Chcecie go poznać? Zapraszam do czytania.

Książka ukazuje realia życia dziecka w PRL-u, ukazuje klimat tamtych lat. Młodych odbiorców pewnie nie raz zadziwi obraz tamtych czasów. Starsi przeczytają tę książkę z nostalgią i poczuciem tęsknoty za młodością i czasem beztroski. Dla mnie atutem tej relacji jest świetny styl i prosty język, szybkie tempo opowieści i użycie słownictwa charakterystycznego dla tych lat, które już dziś wyszło z obiegu. Ta książka okazała się dla mnie świetnym lekarstwem na bolączki rzeczywistości. Sięgnęłam po nią wzburzona do granic wytrzymałości kiedy bezczelny kierowca dostawczego busa zastawił mój garaż i musiałam zmienić plany na popołudnie. Udało się tego czasu nie zmarnować, po kwadransie lektury moje myśli zajęło tylko czytanie i to co wokół przestało mnie interesować. Zatem mogę zarekomendować tę książkę jako relaksacyjną i odprężającą. Gorąco polecam ją i tym, którzy czasy Longina przeżyli i tym, którzy są od niego dużo młodsi. 

czwartek, 15 maja 2014

Wanda Chotomska "Bobry mówią dzień bobry"


Wydawnictwo Znak emotikon
data wydania maj 2014
stron 224
ISBN 978-83-240-2912-9

Mistrzowskie rymy!

Z twórczością Wandy Chotomskiej zetknęłam się po raz pierwszy w bardzo wczesnym stadium mojego życia, w okresie, gdy jeszcze nie potrafiłam samodzielnie czytać. Zawsze przed snem literaturę dziecięcą czytał mi dziadek. Pierwsze były wiersze, potem bajki, baśnie, opowiadania. Wśród dziecięcej poezji utwory Pani Wandy należały do moich ulubionych, których słuchałam wielokrotnie aż nauczyłam się ich na pamięć. 
Jako dorosła kobieta za sprawą tomiku wydanego nakładem Znaku emotikon znów wróciłam do wierszy tej autorki. Tomik "Bobry mówią dzień bobry" przeczytałam jednym tchem. Zawarte w nim utwory spodobały mi się tak samo te, które poznałam w czasach gdy nosiłam dwa warkocze z kokardami. Czytałam je sobie na głos, a w tle bębnił o rynnę i parapet deszcz. Efekt był niezwykły. Czytałam i prawie non stop na mojej twarzy gościł uśmiech. A oczy podziwiały ilustracje Bohdana Butenki, które perfekcyjnie skomponowały się z tekstem. Szkoda tylko, że są one czarno-białe, a nie w kolorze. 

Książeczka podzielona jest na pięć części. Pierwsza z nich nosi tytuł Bajki gdybajki. Jak się można domyśleć w wierszach Chotomska snuje tezy co by było gdyby? Na przykład gdyby Czerwony Kapturek udzielił w lesie wilkowi innej odpowiedzi na pytanie dokąd idzie, czy gdyby tygrysy nie były mięsożerne a jadły irysy. Cześć druga To Rymy i rymki - wiersze w których królują kapitalnie wymyślone przez autorkę rymy. Czytając na głos jeszcze lepiej mogłam je wyłapać i docenić kunszt kompozycji. Kolejne dwie części to Rymy i rymki, których bohaterami są kwiaty i ptaki. Ostatnią częścią stanowią Limeryki i żarciki, których czytaniu towarzyszyły wybuchy śmiechu. Ten tomik to wspaniała propozycja skierowana do najmłodszych i młodych czytelników, ale gwarantuję, że osoby dorosłe czytając go również będą miały ogromną przyjemność i frajdę. Dodam jeszcze, że książka wydana jest w przyjemnym formacie, niezwykle starannie i w twardej oprawie. Przydatna jest przyszyta do niej zakładka. 
Zachęcam do sięgnięcia po tę lekturę wszystkich bez względu na wiek. Tym, którzy czytali lub którym czytano w dzieciństwie poezję Wandy Chotomskiej grożą miłe wspomnienia.

poniedziałek, 10 marca 2014

Michael Ende "Nie kończąca się historia"


Wydawnictwo Znak emotikon
data wydania 2014
stron 640
ISBN 978-83+240-2883-2

Na pomoc Fantazjanie 

"Nie kończąca się historia" to książka określana baśnią wszech czasów. Czy słusznie? Jak najbardziej. Jej premiera miała miejsce w 1979 roku. Powieść fantasy przeznaczoną dla młodych czytelników przetłumaczono na wiele języków. W latach 80-tch książkę zekranizowano. Ta produkcja okazała się kinowym hitem i przyciągnęła tysiące widzów. Na czym polega fenomen tejże opowieści? Myślę, że na wspaniale wykreowanej fabule, która jest idealnie dopracowana w najmniejszych szczegółach i  niezwykle barwna. Z łatwością rozbudza wyobraźnię i przenosi do świata baśni. A tenże świat idealny jest jak się okazuje nie tylko dla dzieci. Jako dorosły człowiek wspaniale się w nim odnalazłam. 
 
Pewnego dnia Bastian Baltazar Buks otwiera drzwi antykwariatu. Młody człowiek, któremu dokuczają z powodu tuszy szkolni koledzy uwielbia czytać książki. W tymże antykwariacie znajduje księgę, która zmienia jego życie. Bez pozwolenia wynosi ją ze sklepu i udaje się na szkolny strych. Zamyka za sobą drzwi i wkracza do baśniowego świata. Fantazjana to kraina która nie ma końca. składa się z wielu krain i przeróżnych poddanych. Jej władczynią jest Dziecięca Cesarzowa. Nad Fantazjaną gromadzą się jednak czarne chmury. Krainę dławi nicość. Powoli pochłania ją i jej mieszkańców. Fantazjanie grozi zagłada i trzeba ją jak najszybciej uratować. Podobnie jak trzeba znaleźć antidotum na chorobę jej władczyni. Żaden z 500-set medyków nie jest w stanie powstrzymać zła. Los baśniowej krainy ma spocząć w rękach młodego chłopca o imieniu Atreju. Na jego piersi ma zwisnąć Auryn - magiczny medalion. Czy uda się sympatycznemu młodemu człowiekowi jego jakże trudna misja?
 
"Nie kończąca się opowieść' to książka która Bastian czyta i do której potem się przenosi. Tekst książki jest pisany dwoma kolorami czcionki - pomarańczową i niebieską w zależności od tego, który ze światów jest opisywany - baśniowy czy ten rzeczywisty. Książka jest wspaniała. Pełna przygód, przeróżnych zawirowań i niespodzianek. Autor wspaniale opisuje miejsca w których toczy się akcja oraz postacie pojawiające się na kartach książki. Jest ich bez liku i są bardzo różnorodne. Lektura gloryfikuje miłość i przyjaźń. Oczywiście jak w każdej baśni toczy się walka dobra ze złem. Książka choć jest dość obszerna nie znudziła mnie w żadnym momencie. Czytałam ją zachłannie i z przyjemnością. Ta powieść przypomniała mi moje młodzieńcze gusta czytelnicze. Jako dorosły człowiek odebrałam ją chyba tak samo jakbym miała niewiele ponad dziesięć lat. Wysnułam stąd wniosek, że książki adresowane do młodzieży mogą być idealne i dla pokolenia ich rodziców. 
"Nie kończąca się historia" to książka niepowtarzalna i oryginalna. Rozbudzająca wyobraźnię i niosąca przesłanie. Pełna ponadczasowych prawd, które nigdy nie stracą na wartości. To lektura do której jeszcze wrócę, by znów przeżyć wspaniałe emocje. 
Na koniec pochwalę jeszcze Wydawcę za naprawdę ciekawe wydanie. Idealny format, książkę starannie zszytą i z gotową już zakładką. Doceniam idealną korektę, brak jakikolwiek błędów i literówek co szczególnie ważne w książkach dla młodych czytelników. Troszkę szkoda, że w tekście zabrakło ilustracji. 
Moja ocena 8/10.