Poranek.
To nie pora dla leniwych. To nie
pora dla śpiochów. To nie pora dla wyciszonych ani otępiałych czy nieświadomych
swojego ciała i jego potrzeb.
Są miejsca, w których nie powinno
się ustalać ani aplikować zasad, bo zabijają całą pasję w nas. Tak, jest to
łóżko. Seks dla wielu jest jednym z najbardziej intymnych zjawisk, które
dzielimy z nielicznymi. Skarb, który chowamy w skrzyni. Nie raz podkreślam rolę
seksu w komunikacji międzyludzkiej. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. W
pełni się zgadzam, ale nie tylko. Mamy całe ciało, które jest zwierciadłem
duszy, przewodnikiem emocji, instrumentem przekazującym wiadomości,
wykrzyknikiem, znakiem zapytania, trzykropkiem i kropką w wielu dyskusjach. Dlaczego
zatem tak bardzo lubimy zamykać się i „rozmawiać” ciałem w większości wyłącznie
w ciemnościach? Zamykamy się za drzwiami sypialni, zakopujemy pod kołdrą,
gasimy światło, ledwo widząc siebie, unikając spojrzeń, pocałunków. Dążymy do
celu, skupiając się tylko na nim, zapominając o szeregu środków do celu
prowadzących. Ile egoizmu mieszka w sypialni! Wynocha!
Dlaczego pożądanie musi też mieć negatywne
konotacje ze słowem „zboczony”, czemu wyuzdanie może kojarzyć się wulgarnie? Kwestia
charakteru? Braku pewności siebie? Nieśmiałości? Doświadczeń? Braku świadomości
i możliwości własnego ciała? Obwiniam to ostatnie, bo gdy poznamy to „ostatnie”,
to zniknie cała reszta.
Dlaczego nie weźmiesz mnie sobie
w kuchni? Nie w samochodzie? Nie w kinie? Nie na stole? Na dywanie? Przed
pracą? Po pracy? Po konstruktywnej dyskusji? Po miłym komplemencie? Po
pocieszeniu? Po kłótni? Po pogodzeniu? Bo wyglądasz dziś piekielnie seksownie i chcę Ci to nie tylko powiedziec, ale i pokazac. Najlepiej weź mnie o poranku. A jeszcze
lepiej, oddaj mi siebie o poranku. Nie w nocy, po całym dniu, po kumulacji
zmęczenia, kiedy seks wydaje się obowiązkową kropką zdaniu dnia, której
wyglądamy w czyimś spojrzeniu niekiedy z niechęcią i pod cieniem przymusu. Nie
kiedy nasze zmysły i myśli zaprzątają wydarzenia dnia, zmartwienia, wyczerpanie
fizycznie i emocjonalne. Zaskocz mnie. Jeśli chcesz kompletnej ciemności, to
zasłoń mi oczy przepaską, z ustami zrób to samo. Pomnóż moje doznania. Nie czyń
z seksu nocnej rutyny. Osobiście uważam, że największym komplementem, okazaniem
zaufania i pożądania wymieszanej ze spontanicznością okażemy, gdy odejdziemy od
kochania się wyłącznie w nocy i wiecznie w sypialnianym łóżku, na leżąco.
Usiądź na mnie, za mną, stań za mną, przede mną, pod ścianą, pod prysznicem,
przy blacie w kuchni. Nie myśl czy tak wypada, nie zastanawiaj się ile zostało
nam czasu do wyjścia, albo, że czeka prasowanie, pranie, gotowanie. Nic nie
ucieka, to my jesteśmy twórcami własnego czasu. Tylko my możemy zaspokajać
swoje pragnienia. Nie powinny tego robić za nas czynności i obowiązki dnia
codziennego. Naszym jedynym obowiązkiem jest dbanie o siebie nawzajem wraz z
naszymi potrzebami.
Poranek. Dokładniej - pierwsze
przebudzenie po spokojnie przespanej nocy. Może nastąpić o 8 rano, a może o 5 rano.
Pierwsze otwarcie oczu. Skupiamy się na tym, co widzimy. Ja wtedy słucham co
zmysłami widzi moje ciało. Co chce mi powiedzieć. Moje ciało zawsze krzyczy „pragnę”,
a nie „dzień dobry”. Buntuje się przeciw rzeczywistej rutynie poranków i
obowiązku śniadania, umycia zębów, przetarcia oczu. Brzask to najbardziej czuła
pora dla moich zakończeń nerwowych. Budzę się nie tylko ja, jako istota, budzę
się ja, jako kobieta. Bywam tygrysem, gepardem, pumą, panterą, koteczkiem,
misiem.
Rano, obudź mnie rano, będę wężem. Owijam się
wokół Ciebie, owijam siebie Tobą. A spróbuj tylko leżeć do mnie plecami.
Przysuwam się do Ciebie. Moją poranną kawą stawiającą na nogi jest zapach
Twojej skóry. Pachniesz bezpiecznym snem. Znasz ten zapach? Najbardziej
bezbronny, niewinny zapach świata, która sprawia, że z rana chcę tylko się z
Tobą kochać. Moje ciało przeszywa dreszcz podniecenia, a kołdra nagle staje się
zbędna, bo moje ciało płonie. Wsuwam twarz w Twoje włosy, muskam ustami kark,
budzę i Twoje zmysły. Nie śpij już…obudź je, obudź siebie. Leniwie poddajesz się
dłoni wsuwającej się pod Twoją bieliznę, czuję Twoje prężące się pośladki,
słyszę nasze mruczenie, przyspieszające oddechy. Odwracasz twarz w moją stronę,
już jestem na Tobie. Wiję się po Tobie. Już rozumiesz. Czujesz ten zapach,
Twoje zmysły Cię wyprzedzają. Są wyostrzone. Zmysły nigdy nie są tak wyostrzone
jak o poranku, kiedy są wypoczęte, bezbronne, zaskoczone. Wtedy odpowiadają
najszczerzej i najintensywniej. Nigdzie się nam nie spieszy. Jednak dochodzimy
zanim dojdzie 5:30 rano. Możemy znów błogo zasnąć, bo budzik zadzwoni dopiero
za dwie godziny. A nie! Poczekaj! Dziś niedziela. Możemy spać do woli. Co
lepsze. Kochać się ile razy chcemy, gdzie chcemy, o której chcemy, ciemno czy
jasno. Głośno czy cicho. W różnych wcieleniach.
Nie pamiętam kiedy ostatnio taki
poranek w moim życiu nastąpił…
Pielęgnuję zatem wyobraźnię.
Nigdy nie rzucam słów na wiatr. Przeniosę je w końcu w rzeczywistość.
Pieszczę zmysły doznaniami w
różnej postaci.
Gdybym ja była muzyką,
brzmiałabym właśnie tak…
She gave it all, you gave her shit
She coulda done, just anything
Or anyone, cause she's a goddess
You never got this
You put her down, you liked her hopeless
To walk around, feeling unnoticed
You shoulda crowned her, cause she's a goddess
You never got this
Now you gotta deal with this glitch on your shoulder
Fucking with the goddess and you get a little colder
She coulda done, just anything
Or anyone, cause she's a goddess
You never got this
You put her down, you liked her hopeless
To walk around, feeling unnoticed
You shoulda crowned her, cause she's a goddess
You never got this
Now you gotta deal with this glitch on your shoulder
Fucking with the goddess and you get a little colder
Słyszycie?
Czujecie?
Zmysłowego poranku zatem…