poniedziałek, 17 lutego 2014

You're gonna miss me when I'm gone... Cracow!

Sobota. Godzina 4 rano. Budzik nieznośnie zawodzi, że trzeba wstawać, a przecież dopiero co się kładłam... Za oknem ciemnica, a pod kołderką tak przyjemnie i cieplutko. Ale nic to kiedy czeka mnie podróż do Krakowa! Ah ten Kraków! ^^
Przespałam całą drogę, a kiedy otworzyłam oczy na krakowskim niebie już pokazało się słoneczko!
Na dworcu spotkaliśmy się z Borze i Dollbbym - uśmiechy od ucha do ucha, uściski - taka ekipa powitalna to marzenie! :)
Dollbuś umilił nam swoim towarzystwem drogę do Borze, po czym rydwanem numer 10 udał się dalej... Po wejściu do mieszkanka zastał mnie standardowy widok - czerwona łuszcząca kanapa, wszechogarniający artystyczny nieład i TO.


Potem było coraz lepiej. Nagle uznałyśmy z Just, że warto zabawić się w krawcowe i zaczęłyśmy szyć i szyć, i szyć... Potem znowu szyłyśmy. I skończyło się na szyciu. Powstała cała kolekcja nazwana '稣'. A w jej skład wchodziły piżamowe indiańskie kreacje, piżamko-spodnie w kratę, piżamko-koszulki misiowe i piżamko-płaszcze.



Potem były pierogi. A jakże! Ruskie z Carrefoura (bardzo smaczne swoją drogą). Na szybko ogarniałyśmy burdel po szyciu.
W końcu dołączyli do nas panowie, pogaduchy, śmiechy itd, maminy sernik z gruuuubą warstwą czekolady, herbatka - czyli nasz tradycja ;]
Piter z Marcinem jak zawsze uciekli przedostatnim tramwajem, a my jakby to powiedzieć, otworzyłyśmy wino i szyłyśmy dalej :D

W Justowym showroomie zapanował chaos, rozstawił się wybieg, a naczelny projektant pławił się w blasku fleszy!






Ależ bardzo proszę, zwróćcie uwagę na te dodatki, ta klasa, ten szyk, to futerko, panterka i... Piórko...?


Ostatni plan na nocne szycie - niespodzianka na rano...! Chyba już każdy wie, że Dollbby nie ma serca pozostawić na targu biednych małych sierotek wołających o pomoc, czy to są tzw. plastelinką, czy Grzesiem w różowym dresie, czy Superstarrem bez nogi. A że zbiera na szczytny cel musiałyśmy go powstrzymać.

I tak o to w nocy powstał "kaftan anty lalkowy" z satynowej piżamy i flanelowej koszuli!
Tu o to w prezentacji Mobe (która w końcu do nas dołączyła!) 'przytulonej' do latarni :)




Następnie udaliśmy się do kawiarnie której lepiej z nazwy nie wymieniać po tym co tam zostawiliśmy....


W międzyczasie Mobe w końcu nauczyła mnie do czego są te wszystkie przyciski na mojej lustrzance... I pokazała jak zdjęć nie robić....


... i jak je robić dobrze.





(Proszę nie pytać xD - inwencja 'tfórcza' Mobe i Just xD)


Potem, co było potem... Potem nalegałam na plener, więc poszliśmy na obiad. Robiliśmy sobie rodzinne fotki w PRL-owskiej jadłodajni, zmieniając płeć, siedząc w kaftanie anty lalkowym i wsuwając naleśniki ze szpinakiem.
W końcu dołączyła do nas Mad, której choć na chwilkę udało się wyrwać od obowiązków. Kierowaliśmy się do Borze, a na placu przed jej mieszkankiem postanowiliśmy zrobić kilka ujęć. Skończyło się na bieganiu za gołębiami, bo baterie umarły.




Z czerwonej kanapy impreza przeniosła się na antresolę, tam było odrobinę lalkowo. A my pijąc wino złapaliśmy taką fazę, że tarzaliśmy się po materacu z pluszakami.



O to sarenka Saturnin udaje precla.


To Gerard...

 I była jeszcze Józefina - surykatka płci żeńskiej w męskim rosyjskim mundurze czasem udająca kamerdynera.

I kubeczkowe szaleństwo! Mobe sprawiłą, że chciało nam się stukać i klaskać w rytm piosenki Anny Kendrick. Kto jest odważny może spróbować swoich sił :)



Potem działy się rzeczy jeszcze dziwniejsze, nie można było się powstrzymać od śmiechu kiedy na dwa głosy śpiewano "kiełbasę nietłustą" na przemian z arią o Pocahontas. Biegałam jak głupia z aparatem, nota bene Pitera a nie swoim, żeby uchwycić te niezapomniane chwile ^^

I trzeba było wracać do domu, ale po takich meetach człowiek nabiera energii na cały tydzień. Tak poza tym nasze spotkania z typowo lalkowych robią się spotkaniami grupy przyjaciół... A lalki no cóż - to miły dodatek :)

Na koniec i na pocieszenie, nasz ucieszone paszcze - ocenzurowane oczywiście ;p Kocham Was (Marcin Ciebie też!)! ;)


sobota, 8 lutego 2014

Barbie Glamour Luxury Fashion

Dzień dziecka! Jak nic! Tylko czemu w lutym, a nie jak zwykle w czerwcu...? Otóż moja szanowna Mama 
oszalała! Dzięki niej stałam się właścicielką dwóch "potworów" z nowej serii.... 
I was like a Children's Day. But why in February, not in June like always...? So, my lovely Mom went crazy! Becasue of her I became an owner of two 'monsters' from the new series...

Plan był niecny - urwać głowy, pozbawić ciał, wykorzystać ciuszki (wręcz demoniczny)!
The plan was ignoble - tear of heads, get rid of bodies and use new clothes (even demonic)! 

Ale zacznijmy od początku (ktoś tu chciał od środka, ale nie ma!). I weź tu coś wymyśl...!
But from the beginning...

- Pssssst, patrz Kira! Już są!
- Midge patrz na te ciuchy!

- Shhh, look Kira! Here they are!
- Midge look at these clothes!




I z zielonej, carrefourowskiej siatki wyłoniły się dwie bestyje...
And two beasts emerged out from the green, Carrefour shopping basket...


- To co teraz...?
- Zabieramy się do działania!

- So, what now?
- Let's get to work!



- Mmmmmm, fajne te ciuszki Kira...!
- Spójrz na buty!

- Heloł! Ja tu jestem! Może w końcu byście mnie wyciągnęły?! Już cała zesztywniałam i ten plastik mi się wbija...!


- Mmmmm, nice clothes Kira...!
- Just look at these shoes!

- Helo! I'm here! Maybe you could pull me out?! I'm completely numb and plastic makes me crazy...!


Chwilę później...
- Ok, ok. Już tak nie marudź... 'Borze', boska torebka!
- Zostaw moją torebkę Ty wredna ruda lalko! Wyciągnij mnie!!!!!!!!

Moment later...
- Ok, ok. Don't whine.... 'Godd', love this purse!

- Leave my purse, you red, nasty doll! Pull me out!!!!!!!!!


 Jeszcze chwilę później...
- Ekchm, ekchm..! Dziewczyny? Hej...? Może byście mi pomogły...? Helooooł....?

One more moment later..
- Ekchm, ekchm...! Girls...? Hey...? Maybe you could help me...? Heloooo...?



- Świetnie okulary!
- O taaak! Przymierz je!
- A wdziałaś tą nową reklamę z Beckhamem? Ma boskie ciałko... Mrrr ^^

- Great sunglasses!
- Yeah! Try it on!

- Did you saw these new commercial with Beckham? He has a hot body... Awww... ^^




- No wielkie dzięki... - mamrocze pod nosem.
- Oh, nie dąsaj się... Lepiej mnie uwolnij!
- Rany, ile tu tego badziewia...!

- Yeah, thank girls.. - she mummbles.
- Oh, don't sulk. Better help me get out of the box..!
- God, much of this crap here...!



- Moja głowa....!!!!!
- Daj mi jeszcze chwilę...

- My head....!
- Just a moment, please... 



- No w końcu...
- Widzę gwiaaaaazdki... Grunt nie jest stabilny...! Lepiej mnie trzymaj...

- Finally...
- I see staaaars... Ground is not stable...! Better hold me.. 



Umm, trochę bałagan...
Umm, a little mess here...


- Kira, chyba już czas...
- Midge...?


- Kira, I think this is the time...
- Midge...?




- Ohhhhhhhhhhhhh nieeeeeeeeeeeeeeee! Barbie! Co wyście jej zrobiły...?! Puszczaj! Zostaw mnie!
- Spokojnie... Wyluzuj. Potrzebujemy tylko jednego ciała.

- Ohhhhhhhhhh nooooooooooooooo! Barbie! What have you done to her?! Let me go! LET ME GO!
- Take it easy girl... Easy..! We need only one body.



- Wy! POTWORY!

- You! MONSTERS!


- Mackie, ciałko przygotowane! Jesteś gotowa?

- Mackie, body is ready, are you...?


Po chwili
- To jest... To!

After while
- This is... It!


A miało być tak pięknie! - chciałoby się zaśpiewać :) Ale ja tak jednak nie potrafię. Patrzą się na mnie te wielkie, niebieskie i urzęsione ślepia. No nie miałam serca. Urzekły mnie te kiczowate buźki panien Glamour i w całości, obie,  wróciły na półkę :)

It could be so beautiful! But I can't do like this. They look at me with their big, blue eyes... I couldn't. They enchanted me with their kitchy, sweet faces and they came back on the shelf, as a whole :)




______________________________________________________________________________



No i tak ogółem. Lalki są baaaaardzo fajne. Jestem mile nimi zaskoczona. Przede wszystkim ciuszki - są rewelacyjne, choć do szycia można by mieć trochę zarzutów, są fajne dodatki.. Tylko szorty i legginsy tworzą całość. Rzęsy są brzydkie, ale z mięciutkiego tworzywa :) I coś co mnie zaskoczyło - podobno można im wyjąć dłonie i ręce od łokci (u swoich nie sprawdzałam, widziałam zdjęcie na Flickr). Parę fotek na koniec dla spragnionych :)

Dolls are really cute. I'm happy with them. Firs of all - clothes are great, but sewing could be better, accessories are realy nice and well made. Only shorts and leggins are as a whole. Cilia are ugly, but made of really nice material - they're soft. And something suprising - tehir hands are removable (I saw photo on flickr and didn't check my girls). A few photos for the thirsty ones.








Borze, borze... Tak słowem wyjaśnienia... Co by tu napisać? Miałyśmy z wyżej wymienioną niecny plan co by zamienić się rolami, tzn ja piszę jak borze, a borze jak ja (to to wszystko nad tą krechą i zdjęcia ;p). Nie lada wyzwanie dorównać komuś, kto posiada cudowną zdolność ubierania wszelkich ekstrawagancji w jedyne i niepowtarzalne słowa. Miała być rozpierdziucha.. Więc była. Resztę pozostawiam Waszej opinii.
Choroba. Ciężko było!



sobota, 1 lutego 2014

Winter session

Już jakiś czas planowałam takie plenerowe zdjęcia. Zima w tym roku wyjątkowo płatała nam figle i na początku wcale jej nie było, a przez ostatnich kilka dni było tak pochmurnie, mroźno i wietrznie, że robiło się już zimno na samą myśl o wyjściu z domu. Dzisiaj za oknem pojawiło się słońce i tak jakby wiatr zmalał... Więc szybko spakowałam lalki i aparat i wyruszyłam na sesję zdjęciową! Tym razem poza mamą, która jest genialnym pomocnikiem, towarzyszyła mi jeszcze siostra cioteczna, kótra miała niezły ubaw jak ja tarzałam się w śniegu z aparatem ;) Jak zywkle nowa osoba miała świeże spojrzenie, a kilka z tych ujęć to jej dobre pomysły :)

A o to Antoinette i Anais w zimowych plenerach, ubrane we wspaniałe suknie od Meg!


Some time ago I was planning outside photoshoots like this. This year's winter wasn't winter at all, at the beginning it was just cloudy, frostily and windy, so I felt cold even if I hadn't left home yet. But today, weather was pretty nice, it was less windy, and sun has showed, so I've decided to pack my dolls and camera, and left home as soon as possible, to take some shoots outdoor. This time, except my mom (who is genius helper), I was accompanied by my cousin, who has a lot of fun while I was crowling in the snow with my camera. As usual, new person had a fresh look to my work, and few shots are her good ideas.


I present to you Antoinette & Anais in winter scenes, dressed in gowns by Meg!
(T
hanks to my dear Mobe for translation, she is a little bit drunk (drinking rum with coke and writing story about Cuban.. whatever..), but as always she's very professional! ^^)