I nagle zapragnęłam coś wyhaftować. Najpierw kupiłam za grosze w sklepie charytatywnym ze starociami kawałek wełnianej kanwy. Kiedy to było - sama nie pamiętam. Uwielbiam potencjał, który drzemie w tego rodzaju rzeczach - kłębek włóczki, pusta ramka, kawałek materiału...
Potem pożyczyłam w bibliotece książkę, a właściwie różne książki z wzorami haftów krzyżykowych. Zawartość jednej z nich mnie zafascynowała i uznałam, że właśnie to się nadaje na moją wełnianą kanwę. Ale teraz pytanie - czym wyhaftować na wełnie, jakoś nie wydawało mi się, by mulina była odpowiednia, najlepsza byłaby wełna. Tego oczywiście nie miałam. Ale nabyłam kiedyś zestaw włóczki akrylowej w różnych kolorach. No cóż kolory nie były niestety takie, jak na wzorze.
Zatem - tak wygląda pierwowzór
jako że wymysliłam sobie, iż będzie to poduszka, trzeba było wymyślić jak całość powiększyć, więc obrobiłam cieniowaną wełną.
Wciągnęło mnie to krzyżykowanie, zatem zabrałam się za drugą, bo był jeszcze jeden kawałek takiej wełnianej kanwy.
A przedtem zrobiłam taką właśnie poduszkę szydełkiem. Jakoś tak poduszkowo się u mnie zrobiło.



