Jakoś tak się złożyło, że mnóstwo mam rzeczy pozaczynanych, a nic nie skończone.
Zacznę od szydełkowych - stwierdziłam, że szewc bez butów chodzi i nie mam żadnej serwety na niski stolik, a wymyśliłam sobie taką, by zakrywala cały stół, a nawet się trochę zwieszała. I dziergam - ma być 12 elementów, właśnie kończę powoli 9-ty.
Po uformowaniu, naciągnięciu, lekkim usztywnieniu i wyprasowaniu powinno być ok, na razie wygląda tak:
Trochę się naszukałam wzoru, aż wybrałam duże ananasowe kwadraty.
Z kupionej już prawie rok temu włóczki - akryl, ale bardzo milutki i mięciutki - dziergam z doskoku - no właśnie jeszcze nie zdecydowałam się, co to będzie. Może pledzik?
A tu przy tymże pledziku koszyczek - kupuję je za grosze na różnego rodzaju targach staroci, maluję - najczęściej na taką złamaną biel - potem lakier i koszyczki wyglądają świeżo.
Malowanie koszyczków jest czynnością pracochłonną, bo by ładnie były pokryte, trzeba wziąć mały pędzelek i domalowywać w miejscach, gdzie wiklina się krzyżuje. Nigdy nie da się pomalować tak, by nigdzie nic nie zostało, ale by osiągnąć dobry efekt, trzeba się nieźle napracować. Ja to zwykle biorę na kilka seansów.
Udało mi się upolować za małe pieniądze spory kosz, upleciony chyba z bambusu, mnie się bardziej podoba taki jasny
Poza tym kilka dekupażowych rzeczy czeka na lakierowanie:
puszeczka po orzeszkach
kupione za grosze dwie skrzynki z klepek boazeryjnych - były nieoheblowane nawet chyba, wyszlifowane, pomalowane i z naklejonymi wzorami posłużą do przechowywania niewiarygodnych ilości posiadanych przeze mnie serwetek.
Tak więc będzie co wykańczać w najbliższym czasie.
Prawie gotowe są już obrazki na drewnianych plasterkach, pasują do rustykalnych wnętrz działkowych i podobnych: