Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Słodka sobota. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Słodka sobota. Pokaż wszystkie posty

sobota, 8 marca 2014

Słodka sobota #131: Murzynek z bakaliami i wiśniami






































Trochę trudno w to uwierzyć, ale spędziłyśmy już 131 weekendów na przygotowanie przepisów w ramach cyklu Słodka Sobota. Myślę, że z zestawienia tylu słodkich receptur mogłybyśmy wybrać te najlepsze i wydać z nich przynajmniej jedną książkę kucharską. Może kiedyś :)

Wspominam dzisiaj liczbę uzbieranych przez nas deserowych wpisów, ponieważ postanowiłyśmy, że ten będzie ostatni. Oczywiście to nie znaczy, że na blogu nadal nie będą się pojawiały słodkości, bo na pewno będą, ale już niekoniecznie w soboty. W końcu poniedziałek czy środa to również dobre dni, aby coś upiec. 
Zamiast słodkiej soboty pojawi się inny cykl, ale więcej na ten temat dowiecie się we wtorek.

A teraz żegnam Słodkie soboty i zachęcam Was do upieczenia jednego z moich ulubionych ciast.
Oto wilgotny murzynek z bakaliami i konfiturą wiśniową!

Niedawno wyprawiałam urodziny, wymyśliłam sobie całe menu, ale brakowało mi na stole jeszcze czegoś czekoladowego. Upiekłam murzynka, myśląc, że nikt na niego nie zwróci uwagi. 
Myliłam się, kilka osób do mnie podeszło pytając ze zdziwieniem co to za ciasto. A jedna z koleżanka opisała je w ten sposób: "Gdy ugryzłam kawałek, poczułam radość". 


Murzynek z bakaliami i wiśniami/ *keksówka 10x22 cm
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 150 g masła
  • 250 g konfitury wiśniowej (lub innego dżemu np. z czarnej porzeczki)
  • 2 jajka
  • 130 g cukru
  • 200 g mąki pszennej
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • 30 g wiórków kokosowych
  • 70 g bakalii - u mnie orzechy prażone arachidowe (niesolone) i suszone morele
  • szczypta soli
  • Polewa:
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 3 łyżki masła
  • wiórki kokosowe/bakalie do posypania ciasta
  1. Nad rondlem z gotującą się wodą umieszczamy miseczkę z połamaną czekoladą i kawałkami masła. Pilnujemy, aby miseczka nie dotykała wody i czekamy, aż czekolada się rozpuści, jednocześnie ją mieszając. Następnie czekoladę studzimy.
  2. Płynną i ostudzoną czekoladę przelewamy do większej miski, dodajemy konfiturę wiśniową, cukier, szczyptę soli i jajka. Całość mieszamy trzepaczką lub widelcem, jedynie do połączenia składników.
  3. W drugiej misce łączymy mąkę z proszkiem do pieczenia i bakaliami. Stopniowo dodajemy suche składniki do mokrych i krótko mieszamy.
  4. Keksówkę smarujemy masłem i przekładamy do niej ciasto. Wierzch wyrównujemy łyżką.
  5. Formę z ciastem wkładamy do rozgrzanego piekarnika do 180 stopni i pieczemy przez 40 minut lub do suchego patyczka.
  6. Upieczone ciasto wyjmujemy z formy i studzimy na kuchennej kratce. W tym czasie w kąpieli wodnej topimy resztę czekolady z masłem.
  7. Polewamy czekoladą ciasto i posypujemy bakaliami.
*Zmodyfikowałam po swojemu przepis Dorotus.
Tosia

sobota, 15 lutego 2014

Słodka sobota #130: Serniczki Baklava




Wyobraźcie sobie aksamitne serniczki w towarzystwie słodkiej masy orzechowej, otulone chrupiącym ciastem filo i polane syropem różanym. Brzmi smakowicie? I tak też smakowało, więc spróbujcie ich koniecznie!
Poniżej przepis i opis w zdjęciach.



Serniczki Baklava/ 6 sztuk
Syrop różany:
  • 70 g cukru
  • 90 ml płynnego miodu
  • 120 ml wody
  • łyżeczka wody różanej
Masa orzechowa:
  • 80 g orzechów laskowych
  • 1/2 szklanki gotowego syropu różanego
Masa serowa:
  • 250 g twarogu dwukrotnie mielonego
  • jajko
  • żółtko
  • 60 g cukru
  • 50 ml śmietanki kremówki 
  • 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
  • ziarenka z 1/2 wanilii lub 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
Chrupiące ciasto:
  • 3 płaty ciasta filo
  • 100 g masła
  • łyżeczka suszonych płatków róży
  1. W rondelku umieszczamy cukier, miód oraz wodę. Gotujemy na małym ogniu przez 20 minut, aż powstanie gęsty syrop. Zdejmujemy z ognia, dodajemy wodę różaną i mieszamy.
  2. W tym czasie wrzucamy obrane orzechy na suchą patelnię i prażymy przez kilka minut. Następnie przerzucamy je na czystą ściereczkę i przy jej pomocy ocieramy je o siebie, aby pozbyć się brązowej skórki. Wrzucamy je do wysokiego naczynia, dodajemy mniej więcej pół szklanki syropu różanego i miksujemy na pastę, kontrolując jej konsystencję.
  3. W rondlu topimy masło i studzimy.
  4. Trzy płaty ciasta filo kładziemy na sobie, dzielimy na 6 kwadratów o boku 10 cm.
  5. Twaróg ucieramy w makutrze lub mikserze razem z jajkami i mąką ziemniaczaną. Ucierając dalej masę, stopniowo dodajemy cukier, na zmianę z kremówką. Gdy składniki się połączą, dodajemy jeszcze ziarenka z wanilii lub ekstrakt i jeszcze krótko mieszamy.
  6. Papier do pieczenia dzielimy na 6 kwadracików o boku 12 cm.
  7. Foremki na muffiny smarujemy odrobiną topionego masła, wykładamy pergaminem, który również smarujemy masłem. Kładziemy w każdym dołku jeden płat ciasta filo, smarujemy masłem, kładziemy drugi płat, smarujemy masłem, następnie trzeci.
  8. Do środka przekładamy po równo masę serową, a na nią po łyżeczce masy orzechowej, zostawiając 3 łyżki na potem. Zbieramy rogi ciasta i łączymy je ze sobą ku środkowi.
  9. Tak przygotowaną foremkę z 6 przyszłymi serniczkami wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy 15 minut w 180 stopniach. Następnie zmniejszamy temperaturę do 110 stopni i pieczemy 30 minut.
  10. Po tym czasie bierzemy pokruszone resztki ciasta filo i ozdabiamy nimi oraz pozostałą masą orzechową upieczone serniczki. Polewamy syropem i posypujemy suszonymi płatkami róży.
  11. Zwiększamy temperaturę do 160 stopni i dopiekamy serniczki jeszcze 10 minut.
  12. Wyciągamy z piekarnika i studzimy. Najlepiej smakują schłodzone i polane odrobiną syropu.
Tosia

sobota, 25 stycznia 2014

Słodka sobota #129: Szarlotka z jabłkami w calvadosie


Wreszcie odzyskałam moje życie. Od dawna wiem czym grozi w moim przypadku rozpoczęcie nowego serialu. Nie jestem jedną z cierpliwych osób, które potrafią ze spokojem dawkować sobie jeden odcinek dziennie. Jak zaczynam oglądać serial wiem, że przez najbliższe dni lub tygodnie będę funkcjonować jak zombie, nocami oglądając odcinek za odcinkiem, w dzień umierając ze zmęczenia w pracy. 

Gdy ktoś poleca mi nowy serial najpierw muszę wybadać ile jest serii, ile odcinków, ile muszę poświęcić na niego czasu. Nigdy nie wybaczę sobie błędu, który popełniłam kilka lat temu- obejrzenia 15 serii "Ostrego dyżuru". Jestem już chyba za stara na takie poświęcenia. 

"Homeland"- 3 serie (czwarta w drodze), 36 odcinków, ok. 30 godzin- wchodzę w to! Wciągnęło mnie całkowicie, ale wczoraj szczęśliwie udało mi się zakończyć tę przygodę i wrócić do gotowania. Zaczęło się całkiem przyjemnie, nieziemską (wybaczcie nieskromność, ale chyba mogę tak powiedzieć o nie do końca swoim przepisie) szarlotką.



Ta szarlotka od zawsze, obok ciasta śliwkowego, była popisowym numerem mojej Mamy. Podobnie jak w śliwkowcu, trzeba postawić na bardzo kwaśne owoce, które przełamią smak słodkiego ciasta. Gdy wczoraj obejrzałam filmik, w którym Mimi Thorisson robi szarlotkę z calvadosem zrozumiałam, że z pozoru idealny przepis mojej Mamy można by uzupełnić dodatkiem calvadosu. 

To był strzał w dziesiątkę, a ja usłyszałam tylko:
- Wiesz co? Mogłabym spokojnie zjeść całą blachę tego ciasta tu i teraz. Schowaj je przede mną. 
Od kogo? Od autorki przepisu. 

Szarlotka z jabłkami w calvadosie (forma o średnicy 30 cm)

Kruchy spód:
- 200 g mąki pszennej
- 100 g mąki pszennej pełnoziarnistej*
- 200 g zimnego masła
- 100 g cukru
- 1 jajko
- szczypta soli

Jabłka:
-5 kwaśnych jabłek**
- 4 łyżki calvadosu***
- sok z połowy cytryny

Masa:
- 3 jajka
- 125 ml śmietanki kremówki
- 100 g cukru
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
- szczypta soli

- 2 łyżki cukru
-pół łyżeczki cynamonu

  1. Rozgrzej piekarnik do 200 stopni. 
  2. Przygotuj spód. Masło pokrój na małe kawałki i pomieszaj z resztą składnikow. Zagniataj aż ciasto osiągnie jednolitą konsystencję. 
  3. Rozwałkuj ciasto na papierze do pieczenia, włóż do formy, tak aby papier pozostał u góry, odklej papier i uklep ciasto w formie. Możesz też na przykład odrywać po kawałku ciasta i wykładać formę ugniatając ciasto palcami. Wyłóż całą formę łącznie ze ściankami. 
  4. Jabłka obierz ze skórki, przekrój na pół i wytnij gniazda nasienne. Każde jabłko namocz sokiem z cytryny (aby nie ściemniało) i wrzuć do miski z calvadosem. Jabłka dokładnie wymieszaj z calvadosem, upewnij się, że każde z nich zostało zamoczone. 
  5. Wymoczone w calvadosie jabłka wyjmij i ułóż równomiernie na kruchym cieście, lekko wciskając je w ciasto. Calvadosu nie wylewaj, przyda się do masy. 
  6. Wciśnięte w ciasto jabłka natnij wzdłuż (jak na zdjęciu)
  7.  Włóż formę do piekarnika i piecz ok. 35-40 minut aż jabłka i ciasto zbrązowieją. 
  8. W tym czasie przygotuj masę do ciasta. Rozbij jajka do dwóch misek, do jednej wlej białka, do drugiej żółtka. 
  9. Do miski z żółtkami dodaj cukier, calvados, w którym moczyły się jabłka i ekstrakt jabłkowy. Miksuj przez kilka minut aż masa zmieni kolor na prawie biały. Dodaj kremówkę i miksuj kolejne kilka minut. 
  10. W drugiej misce zmiksuj białka ze szczyptą soli na sztywno. 
  11. Powoli dodaj jajka do masy żótłkowo-śmietanowej. Nie miksuj, a delikatnie wmieszaj białka łyżką, żeby masa pozostała puszysta.
  12. Gdy ciasto się upiecze, wlej masę między jabłka, tak aby ich w całości nie pokryła i piecz jeszcze ok. 25-30 minut aż masa zbrązowieje. 
  13. 5 minut przed końcem pieczenia wymieszaj 2 łyżki cukru z cynamonem. Posyp ciasto i dopiecz do końca.


* można zastąpić kolejnymi 100 gramami mąki pszennej
** ja wybrałam szare renety, sprawdzą się najlepiej
*** można zastąpić na przykład koniakiem, lub pominąć

Śliwka

sobota, 18 stycznia 2014

Słodka sobota #128: Churros z kremem cytrynowym



Sobota nie jest spokojna. Od rana pędzę, garnki parują, tłuszcz skwierczy, a gdzieś w tle bulgocze pho. Walka o ostatnie promienie słońca jest ciężka, a ja nie odpuszczam, marząc o jutrzejszym, niedzielnym lenistwie. Dlaczego weekendy są ostatnio jakby co raz krótsze? 

A jutro? Jutro wreszcie się wyśpię i spędzę czas z książką. A propos książek, zachęcam do przeczytania wywiadu ze mną na ich temat, który dzisiaj ukazał się na blogu Czytelniczy

Ale wracając do churros. Intensywnie myślę o nich od jakiegoś czasu. Kiedyś zrobiłam je z czekoladą chilli, a dzisiaj postanowiłam zmienić sos. Na początku miał być kokosowy, ale uznałam, że przyda się coś bardziej orzeźwiającego. Postawiłam więc na krem cytrynowy, typowy lemon curd. Choć muszę przyznać, że ja lubię je najbardziej bez dodatków, jedynie oprószone cukrem pudrem. 

Należy jednak uważać, są nieprawdopodobnie uzależniające. Chrupałam jeden za drugim, aż nagle nie zostało już nic, jedynie smutna, pusta miska. 

Churros z kremem cytrynowym (ok. 30 sztuk)

Churros:

  • 50 g masła
  • 2 łyżki cukru
  • 150ml wody
  • 135 g mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 3 jajka
  • szczypta soli
  • cukier puder
  • olej rzepakowy- do smażenia 


  1. W średniej wielkości rondelku rozpuść masło z wodą, cukrem i szczyptą soli. 
  2. Mąkę wymieszaj z proszkiem do pieczenia.
  3. Gdy masło się rozpuści dodaj mąkę, zmniejsz ogień i energicznie zagniataj do uzyskania jednolitej, gęstej masy. 
  4. Odczekaj aż ciasto trochę ostygnie, dodaj jedno jajko i zacznij miksować masę. Dodawaj z czasem kolejne jajka. Uzyskasz gęstą, żółtą masę.
  5. Do innego średniego rondelka wlej do połowy tłuszcz i zacznij go rozgrzewać. To może trochę potrwać, proponuję poczekać ok 10 minut, a następnie zrobić próbne churro. 
  6. Napełnij ciastem szprycę z "gwiezdną" końcówką i wyciskaj ok 5 centymetrowe kawałki ciasta bezpośrednio do gorącego tłuszczu. Poczekaj aż zbrązowieją, może to potrwać minutę do paru minut w zależności od temperatury tłuszczu. 
  7. Wyjmij łyżką cedzakową na talerz wyłożony papierowymi ręcznikami (aby wchłonęły tłuszcz). 
  8. Posyp cukrem pudrem.


Krem:

  • 2 cytryny (skórka i sok)
  • 2 żółtka
  • 1 całe jajko
  • 50 g cukru
  • 45 g masła
  • 1 łyżka mąki

  1. Cytryny umyj i zalej wrzątkiem. Wysusz i do miseczki zetrzyj skórkę z każdej z nich.
  2. Do skórki wyciśnij sok z każdej cytryny, uważając, żeby pestki nie wpadły do środka. 
  3. W oddzielnej misce pomieszaj jajka i żółtka oraz 2 łyżki mąki. Pomieszaj trzepaczką, aby nie powstały grudki. Odstaw na bok.
  4. Przygotuj kąpiel wodną. Do garnka nalej ok. 1/4 wody i na nim umieść miseczkę (najlepiej takiej wielkości, aby nie pływała w garnku, a się w nim zablokowała). Podgrzej palnik pod garnkiem, a do miski wsyp cukier, masło i sok ze skórkami cytryny. Poczekaj aż wszystko się rozpuści.
  5. Do masy z jajek i mąki, wlej ok. 1 łyżkę rozpuszczonego płynu (żeby trochę ogrzać jajka, nie chcemy, żeby doznały szoku termicznego) i zacznij powoli wlewać masę z jajek i mąki do kąpieli wodnej, cały czas mieszając całość trzepaczką.
  6.  Mieszaj nieustannie przez ok. 3-4 minuty aż zacznie powstawać gęsty krem. Gdy mocno zgęstnieje, podnieś miskę z garnka i krem odłóż na bok. 
  7. Podawaj w małym naczyniu, żeby maczać churros w kremie. 
Śliwka

sobota, 11 stycznia 2014

Słodka sobota #127: Czekoladowe ciasteczka z pomarańczą


Czekoladowe ciasteczka nie potrzebują chyba reklamy, więc rozbudowany wstęp byłby tu zbędny. Kochają je dzieci, młodzież, kobiety, mężczyźni, nawet drwale i krasnale!


Czekoladowe ciasteczka z pomarańczą/20-25 sztuk
  • 125 g miękkiego masła
  • 150 g trzcinowego cukru (lub mniej białego np. 120 g)
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 50 ml soku z pomarańczy
  • skórka z pomarańczy
  • jajko
  • 250 g mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 80 g czekolady (u mnie trochę mlecznej, białej i gorzkiej)
  1. Nad rondelkiem z gotującą się wodą umieszczamy miseczkę, a w niej połamaną tabliczkę gorzkiej czekolady. Rozpuszczamy w kąpieli wodnej, następnie studzimy.
  2. W misie ucieramy masło z cukrem, aż masa będzie puszysta. Do oddzielnej miseczki wbijamy jajko, rozbełtujemy je, dodajemy skórkę ze sparzonej pomarańczy oraz sok, mieszamy.
  3. Do masy maślanej dodajemy jajko razem z sokiem i dalej ucieramy masę. Następnie wlewamy topioną i ostudzoną czekoladę. 
  4. Dalej ucierając masę, wsypujemy w dwóch partiach mąkę z proszkiem do pieczenia. Dodajemy posiekaną w drobne kawałeczki pozostałą czekoladę. Mieszamy do połączenia.
  5. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Blachę wykładamy pergaminem lub matą silikonową.
  6. Z masy formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego (lub trochę większe), spłaszczamy je delikatnie i układamy w kilku centymetrowych odstępach na blasze. Pieczemy przez 9-11 minut.
  7. Upieczone ciasta przekładamy na kuchenną kratkę.
Tosia

sobota, 4 stycznia 2014

Słodka sobota #126: Cytrynowe magdalenki z białą czekoladą


W 2013 roku (szczególnie w grudniu) spędziłam tyle czasu w kuchni, że po świętach postanowiłam odpocząć i zrobić sobie "urlop kulinarny". Nie było to łatwe zadanie, ale przez kilka dni trochę odpoczęłam. Nie ukrywam, że do kuchni czasem zaglądałam i nie zapomniałam o gotowaniu nawet na chwilę. 

Wręcz przeciwnie, w leniwych chwilach towarzyszyły mi książki, które znalazłam pod choinką. Jedną z nich była "Mała paryska kuchnia" Rachel Khoo, którą już od dawna chciałam mieć w domowej kolekcji.
Przeglądając książkę natrafiłam na przepis na magdalenki. Pomyślałam, że chciałabym je kiedyś upiec, ale potrzebuję do tego odpowiedniej formy w postaci charakterystycznych muszelkowych wgłębień, dlatego sprawę odłożyłam "na potem".

Nowy Rok jest dla mnie dosyć szczęśliwy, dlatego nie zdziwiłam się, gdy wczoraj przez przypadek trafiła w moje ręce właśnie taka forma! Uznałam, że to przeznaczenie i już kilka godzin później w mojej lodówce chłodziło się ciasto na magdalenki.
Puszyste, biszkoptowe ciasteczka najlepiej smakują świeżo po upieczeniu. Z ich szybkich zjedzeniem nie powinien nikt mieć problemu, bo rozpływają się w ustach.

W przepisie Rachel, magdalenki są pieczone z malinami i podawane z kremem cytrynowym, podobnym do lemon curd. W mojej zmodyfikowanej wersji, biszkoptowe ciasteczka również smakują cytrynowo, ale kryją w sobie inną niespodziankę - wtopione kawałki białej czekolady.

Cytrynowe magdalenki z białą czekoladą/ 19 sztuk
  • 3 jajka
  • 110 g cukru
  • 200 g mąki
  • 10 g proszku do pieczenia
  • skórka starta z 1 cytryny
  • sok z 1 cytryny
  • 20 g miodu
  • 50 ml mleka
  • 200 g masła
  • 50 g białej czekolady
  • cukier puder do posypania
  1. Cytrynę sparzamy, wysuszamy. Mąkę przesiewamy do misy razem z proszkiem do pieczenia. Dodajemy świeżo startą skórkę z cytryny.
  2. W rondelku topimy masło, następnie studzimy.
  3. Łączymy miód z mlekiem, sokiem z cytryny, miodem i ostudzonym masłem.
  4. Jajka ubijamy z cukrem na puszystą masę. Dodajemy do niej mleko z miodem, masłem i sokiem z cytryny, mieszamy.
  5. Do misy z mąką wlewamy mokre składniki w dwóch partiach, delikatnie mieszamy.
  6. Ciasto przykrywamy i wstawiamy do lodówki na kilka godzin lub na noc do lodówki.
  7. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Formę na magdalenki smarujemy masłem i oprószamy mąką (jest to etap konieczny, nawet przy silikonowej formie).
  8. Białą czekoladę siekamy w drobną kosteczkę/wiórki.
  9. Do każdego wgłębienia w formie przekładamy po łyżce ciasta, posypujemy wiórkami białej czekolady. Wierzch delikatnie wyrównujemy. 
  10. Formę wkładamy do piekarnika, pieczemy przez 5 minut w 190 stopniach. Następnie wyłączamy piekarnik na minutę (magdalenki uzyskają w ten sposób charakterystyczne wgłębienia). Po minucie ustawiamy temperaturę 160 stopni i dopiekamy ciasteczka jeszcze 5 minut.
  11. Upieczone magdalenki wyciągamy z formy, przekładamy na kuchenną kratkę i oprószamy cukrem pudrem.
* Zmodyfikowałam przepis pochodzący z książki "Mała paryska kuchnia" Rachel Khoo. W oryginale jest to przepis na magdalenki z kremem cytrynowym i malinami.

Tosia

sobota, 9 listopada 2013

Słodka sobota #125: Rogale marcińskie


Rogale świętomarcińskie, zwane też rogalami marcińskimi wypiekane są w rejonie Wielkopolski od ponad 100 lat. Przygotowywane są co roku z okazji dnia św. Marcina - 11 listopada. Tajemnicą ich niepowtarzalnego smaku jest połączenie ciasta półfrancuskiego z masą z białego maku.

Rok temu, 11 listopada za sprawą smakowitych wspomnień z wizyty w Poznaniu, zapragnęłam rogala. Kupiłam sztukę w jednej z gdyńskich cukierni i niestety był tak niesmaczny, że nie dałam rady nawet zjeść go w całości. Wtedy też obiecałam sobie, że upiekę je sama (jeśli za rok nie znajdę się akurat w odpowiednim momencie w Poznaniu).

Na początku listopada pamiętałam o obietnicy, którą złożyłam sama przed sobą. Jestem osobą słowną, dlatego nie mogłam jej przecież nie dotrzymać! Ruszyłam po biały mak. Wtedy też poczułam gorzki smak rozczarowania, bowiem poszukiwania trwały kilka dni. Na pytanie o biały mak, ekspedientki w delikatesach i na straganach kręciły głową twierdząc, że "wyszedł" lub "nigdy nie był prowadzony". Nie pozostało mi nic innego jak zamówić mak przez Internet.

Na tym trud się nie skończył. Własnoręczne mielenie maku w maszynce do mięsa i formowanie rogali wymaga siły, precyzji i przede wszystkim cierpliwości. Tej ostatniej cechy zazwyczaj mi nie brakuje w kuchni, ale tym razem nie obyło się bez rzucania pod nosem mięsem.
W końcu się udało i rogale powstały.

Może wizualnie nie zdobędą tytułu "miss rogali", za to nieskromnie mogę napisać, że w smaku są cudowne i nie żałuję, że tak długo o nie walczyłam. Było warto i za rok też je upiekę! 



Rogale marcińskie / 10-15 szt.
Ciasto półfrancuskie:
  • 500 g mąki pszennej typ 450
  • 200 ml mleka
  • 60 g topionego masła
  • 10 g suszonych drożdży instant
  • jajko + żółtko
  • 60 g cukru
  • 150 g masła
Masa z białego maku:
  • 300 g białego maku
  • 100 g marcepanu
  • 100 g cukru pudru
  • 100 g blanszowanych migdałów
  • 100 g orzechów włoskich
  • 100 g suszonych fig
  • 100 g suszonych daktyli
  • 3 łyżki kandyzowanej skórki pomarańczowej
  • kilka biszkoptów
  • 2 jajka
  • 60 g masła
Wierzch:
  • żółtko + łyżka mleka
  • 200 g cukru pudru + kilka łyżek gorącej wody
  • garść posiekanych migdałów
  • łyżka kandyzowanej skórki pomarańczowej
Masa z białego maku:
  1. Masę najlepiej przygotować dzień wcześniej i zostawić do schłodzenia na noc w lodówce.
  2. Mak wsypujemy do rondla, zalewamy taką ilością wrzącej wody, aby przykryła mak. Stawiamy na ogniu i gotujemy przez 30 minut. 
  3. W tym czasie blanszujemy migdały. Zalewamy je wrzącą wodą, zostawiamy na 5 minut. Potem odcedzamy, przepłukujemy zimną wodą i ściągamy skórkę. Tak przygotowane migdały mielimy razem z orzechami włoskimi w maszynce do mielenia.
  4. Ugotowany mak studzimy, a następnie przepuszczamy dwukrotnie przez maszynkę do mielenia i mieszamy z mielonymi migdałami i orzechami.
  5. W rondlu topimy masło. Wrzucamy cukier puder, skórkę pomarańczową oraz posiekane drobno figi i daktyle. Chwile smażymy i dorzucamy zmielony mak. Całość podgrzewamy kilka minut, studzimy ( w tym czasie masa nabierze ciemniejszego koloru).
  6. Do ostudzonej masy makowej dodajemy zmielony marcepan oraz po jednym jajku. Kontrolując konsystencję dodajemy pokruszone biszkopty. Masa powinna być gęsta.
  7. Masę chłodzimy minimum godzinę w lodówce.
Ciasto:
  1. 150 g masła mrozimy w zamrażalniku.
  2. W jednym rondlu podgrzewamy mleko, aby było letnie. W drugim topimy masło.
  3. W misce ucieramy jajko z żółtkiem i cukrem na "kogel mogel".
  4. Do drugiej misy przesiewamy mąkę, dodajemy suszone drożdże. Robimy wgłębienie i dodajemy utartą masę jajeczną.
  5. Stopniowo wlewamy na przemian letnie mleko oraz topione masło i wyrabiamy ciasto. Po kilku minutach powinno osiągnąć formę elastycznej kuli odstającej od ręki. Przekładamy je do posmarowanej masłem misy. Przykrywamy ściereczką lub folią spożywczą i odstawiamy w ciepłe miejsce na 30 minut.
  6. W tym czasie zamrożone masło ścieramy na tarce o grubych oczkach i przekładamy do lodówki.
  7. Podrośnięte ciasto przekładamy na blat i pięścią je odgazowujemy. Wałkujemy je na duży prostokąt o grubości ok. 0,5 cm.
  8. Zimne masło wykładamy na 2/3 prostokąta, 1/3 pozostawiając pustą. Ciasto składamy do środka na trzy, zaczynając od części bez masła, a kończąc na tej z masłem. Ciasto dociskamy i wałkujemy jeszcze raz na podobnej wielkości prostokąt. Składamy je w ten sam sposób na 3 części i wkładamy do lodówki na 30 minut.
  9. Wałkowanie i składanie ciasta w ten sam sposób powtarzamy jeszcze dwa razy. Przy każdym razie z przerwą dla ciasta 30 minut w lodówce.
  10. Po tym czasie wałkujemy ciasto na duży prostokąt o grubości 0,5 cm. Wycinamy z niego naprzemiennie trójkąty równoramienne o krótkiej podstawie i długich bokach. U mnie podstawa każdego trójkąta mierzyła ok 10 cm, a wysokość 20 cm.
Rogale:
  1.  Na każdy wycięty trójkąt z ciasta wykładamy masę makową (można sobie pomóc rękawem cukierniczym). Masy powinno być dużo, szczególnie przy "podstawie trójkąta", a "wierzchołek" zostawiamy pusty. Po zawinięciu trójkąta na wysokości 2 cm, środek przyszłego trójkąta można naciąć ostrym nożem. Następnie ciasto zawijamy jak klasyczne rogale, formujemy i przekładamy na blachę wyłożoną pergaminem.
  2. Uformowane rogaliki przykrywamy ściereczką i zostawiamy na 30 minut.
  3. Podrośnięte rogale smarujemy rozbełtanym żółtkiem z mlekiem. Wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy przez 17-20 minut w temperaturze 180 stopni.
  4. Upieczone rogaliki przekładamy na kuchenną kratkę.
  5. Cukier puder łączymy z gorącą wodą, mieszamy energicznie trzepaczką.
  6. Gotowym lukrem polewamy rogale i posypujemy posiekanymi migdałami lub skórką pomarańczową.

*Przygotowując przepis zmodyfikowałam recepturę z bloga ArtKulinaria.

Tosia

sobota, 2 listopada 2013

Słodka sobota #124: Brownie potrójnie czekoladowe


Nie wiem, czy to dewiza życiowa ludzi leniwych, czy tych, którzy wiecznie dążą do perfekcji. Nie czuję się w pełni członkiem żadnej z tych grup. 
Coś w tym jednak jest i często tę zasadę przemycam do własnego życia, bo uważam, że jak coś robić to porządnie, albo wcale. Dlatego, gdy tylko zdecydowałam się na jakiś czekoladowy wypiek, od razu stwierdziłam, że:

Jak kochać - to księcia. Jak kraść- to miliony. A jak piec brownie - to tylko potrójnie czekoladowe!

Tym sposobem upiekłam brownie na bazie gorzkiej czekolady z zawartością kakao 70%, w środku znalazły się kostki mlecznej czekolady z orzechami oraz białej. Gdy zjadłam kawałek, przeniosłam się do czekoladowego raju! 

Przepis możecie dostosować do własnych upodobań. Jeśli wolicie bardziej wilgotne brownie - wystarczy 15 minut w piekarniku, przy bardziej zwartym, ale nadal wilgotnym cieście będzie to ok. 18 minut.

Ps. Podzielcie się chociaż kawałkiem z kimś kogo lubicie, na pewno to doceni! 

Brownie potrójnie czekoladowe/ forma 18x22cm
  • 150 g gorzkiej czekolady (u mnie zawartość kakao 70%)
  • 150 g masła
  • 120 g cukru
  • 150 g mąki pszennej
  • 2 jajka
  • szczypta soli
  • 50 g  mlecznej czekolady (u mnie z orzechami)
  • 100 g białej czekolady
  • 1-2 łyżki kakao
  1. Do rondla wlewamy wodę sięgającą 1/4 wysokości. Nad rondlem umieszczamy miseczkę z masłem oraz czekoladą, które rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Po kilku minutach mieszamy dokładnie rozpuszczoną masę, która powinna być lejąca i studzimy.
  2. Jajka ubijamy z cukrem na puszystą masę. Dalej ubijając mikserem, wlewamy rozpuszczoną i ostudzoną czekoladę.
  3. Następnie dodajemy przesianą mąkę oraz szczyptę soli i jeszcze chwilę miksujemy całość do połączenia składników. na koniec dorzucamy kostki białej i mlecznej czekolady.
  4. Formę wykładamy papierem do pieczenia lub smarujemy masłem. Wlewamy masę, wyrównujemy łyżką wierzch i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika do temperatury 180 stopni.
  5. Brownie pieczemy przez 16-18 minut, w zależności od planowanego efektu. Im krócej pieczemy, tym będzie bardziej wilgotne.
  6. Upieczone można posypać dodatkowo kakao.
Tosia

sobota, 26 października 2013

Słodka sobota #123: Pistacjowe tiramisu


Są rarytasy, o których w kuchni mogę zwykle tylko pomarzyć. Trójmiasto jest jednak wciąż produktowo zacofane, a znalezienie niektórych składników graniczy z cudem. Może to wyjaśni, dlaczego, gdy już mam jakiś rarytas, zachowuję się dziwnie. Naprawdę dziwnie.

Gdy kilka miesięcy temu na sopockim rynku udało mi się znaleźć długo poszukiwane kwiaty cukinii, przetrzymałam je  w lodówce tak długo, aż zgniły. A to wszystko dlatego, że nie mogłam się zdecydować, czy usmażyć je w tempurze, czy nadziać kremem, czy może wrzucić do makaronu. Ich obecność stała się stresująca, a koniec niezwykle smutny. 

Tak samo zachowuję się od jakiegoś czasu z kremem pistacjowym, który przywiozłam z Berlina. Czułam się jak zwycięzca, gdy dopadłam go w jednych z delikatesów i od razy zaczęłam snuć plany do czego by go użyć.  Taki kremowy, taki pyszny, o słodko-słonym pistacjowym smaku, niczym pistacjowa Nutella. Tylko lepsza.

Ukryłam go gdzieś za tuńczykiem w puszce i śledziami, aby zmylić domowników, którzy zawsze czyhają, aby wyjeść mi wszystkie rarytasy zanim zdążę się zastanowić jak je przerobić. Tak schowany wytrzymał kilka miesięcy, a ja w tym czasie natknęłam się w Warszawie (we włoskich delikatesach) na podobny. Kupiłam kolejny słoiczek i to mnie odblokowało. Stwierdziłam, że skoro mam dwa to czas przestać żałować jednego. I tak powstało pyszne, pistacjowe tiramisu. 

Pistacjowe tiramisu (4 porcje)

- 5 żółtek
- 40 g cukru
- szczypta soli
- 150 g mascarpone
- 3 łyżki kremu pistacjowego

- 200 ml espresso
- 50 ml likieru amaretto

- 140 g (opakowanie) podłużnych biszkoptów lady fingers
- ciemne kakao*
- posiekane pistacje*


  1. Przygotuj krem. Do miski wrzuć żółtka, cukier i szczyptę soli. Miksuj na wysokich obrotach przez ok. 6-8 minut aż masa stanie się prawie biała.
  2. Dodaj mascarpone w kilku partiach i mieszaj mikserem na małych obrotach aż połączy się z masę. Dodaj krem pistacjowy i również wmieszaj go na małych obrotach. Odstaw masę.
  3. Do miseczki wlej espresso i amaretto. Odstaw do wystudzenia, jeśli kawa jest wciąż ciepła. 
  4. W wystudzonej kawie zamocz delikatnie z dwóch stron biszkopt. Możesz połamać je na pół, aby lepiej ułożyć je w szklance. Ułóż pierwszą warstwę na dnie i podsyp lekko kakao. 
  5. Jako kolejną warstwę wlej krem, a następnie posyp go posiekanymi pistacjami. Powtórz warstwy znowu zaczynając od biszkoptów do wysokości 3/4 szklanki (u mnie udało się ułożyć 3 warstwy). 

*Ilość będzie zależeć od ilości ułożonych warstw. Posypywać raczej delikatnie.

Śliwka

sobota, 19 października 2013

Słodka sobota #122: Torcik czekoladowo-kokosowy


Wczoraj świętowałyśmy na Kaszubach urodziny dwójki naszych wspólnych znajomych. Nie od dziś wiadomo, że imprezy zakrapiane toastami sprawiają, że chętniej sięga się po słone przekąski, zapominając przy tym o deserach. Urodziny to jednak nie byle jaka okazja i uznałam, że tort ze świeczkami się należy.
Nasza przyjaciółka Choco znana jest z kokosowych upodobań. Ostatni raz szykowałam dla niej coś słodkiego w Tłusty Czwartek, przygotowując partię kokosowych pączków z białą czekoladą. Z okazji urodzin również tort musiał być przecież kokosowy! 
Żeby nie wystraszyć innych gości przesadną słodyczą, postanowiłam dodać akcent czekoladowy. Tym sposobem powstała beza kokosowa, przekładana kremem kokosowym i kakaowym biszkoptem. Całość dla kontrastu zdobiło ganache z gorzkiej czekolady.
Na początku obawiałam się, że nie zachęcę gości do słodkiej konsumpcji między drinkami, ale jednak udało się i torcik został zjedzony. Zadowolona mina solenizantki była dla mnie oczywiście najważniejsza.
  
A po hucznej imprezie, na śniadanie przygotowałam dziś dla przyjaciół jajecznicę z 20 jajek. Jakoś postawiła nas na nogi.

Torcik czekoladowo-kokosowy/średnica 23 cm
Warstwa bezy kokosowej:
  • 2 białka
  • 100 g cukru
  • 30 g wiórków kokosowych
  • 2 łyżki kakao
  • łyżeczka octu winnego
  • szczypta soli
 Krem kokosowy:
  • 125 ml śmietanki kremówki 30%
  • 50 g śmietanki kokosowej 
  • 150 g mascarpone
  • 50 g cukru pudru
Biszkopt kakaowy:
  • 3 jajka
  • 50 g cukru
  • 40 g mąki pszennej
  • 40 g skrobi ziemniaczanej
  • 2 łyżki kakao
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
Czekoladowy ganache:
  • 60 g gorzkiej czekolady
  • 60 g śmietanki kremówki 30%
  • 2 łyżki masła
  • wiórki kokosowe do posypania tortu
Do nasączenia:
  • 50 ml wódki
  • 50 ml wody kokosowej lub 100 ml likieru kokosowego
Beza:
  1. Białka ubijamy ze szczyptą soli na sztywną masę. Następnie dodajemy stopniowo po łyżce cukru i dalej ubijamy mikserem pianę do połączenia składników. Wlewamy ocet winny i miksujemy. Na koniec dodajemy wiórki kokosowe, przesiane kakao i delikatnie mieszamy.
  2. Tortownicę wykładamy papierem do pieczenia. Przekładamy do formy bezę, wyrównujemy wierzch i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika. Spód bezowy pieczemy przez 40-45 minut w 140 stopniach.
  3. Upieczoną bezę wyciągamy z formy i studzimy na kuchennej kratce.
Kakaowy biszkopt:
  1. Białka ubijamy mikserem na sztywną pianę tak jak na bezę. Dalej dodajemy stopniowo cukier ubijając białka. Gdy składniki się połączą dodajemy żółtka i dalej miksujemy.
  2. Do drugiej misy przesiewamy mąkę, skrobię ziemniaczaną, proszek do pieczenia i kakao.
  3. Suche składniki dodajemy do masy i delikatnie mieszamy.
  4. Tortownicę wykładamy ponownie pergaminem. Przelewamy ciasto do formy, wyrównujemy wierzch i wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy przez 10 minut w 180 stopniach.
  5. Upieczony biszkopt studzimy na kuchennej kratce.
Krem:
  1. Kremówkę ubijamy na bitą śmietanę. Gdy masa będzie sztywna dodajemy mascarpone, śmietankę kokosową (gęstą część schłodzonego mleka kokosowego), wiórki kokosowe i cukier puder. Całość ucieramy chwilę mikserem do połączenia składników. Gotową masę wkładamy do lodówki na minimum 30 minut.
Czekoladowy ganache:
  1. W rondelku umieszczamy kremówkę, czekoladę oraz masło. Podgrzewamy na małym ogniu cały czas mieszając do rozpuszczenia czekolady. Masa jest gotowa, gdy zgęstnieje.
Torcik:
  1. Na bezę wykładamy połowę kremu. Wyrównujemy wierzch.
  2. Biszkopt nasączamy likierem kokosowym (lub wódką wymieszaną z wodą kokosową) i kładziemy na krem.
  3. Boki przyszłego tortu dekorujemy pozostałym kremem i posypujemy wiórkami kokosowymi.
  4. Wierzch tortu smarujemy czekoladowym ganache i posypujemy wiórkami.
  5. Tak przygotowany tort wkładamy do lodówki na minimum 2 godziny.
Tosia

sobota, 12 października 2013

Tydzień z LunchBoxem #6: Owsiane ciasteczka z bananami i czekoladą


To już szósty przepis w ramach Tygodnia z LunchBoxem. Czas najwyższy, by w naszym pudełku znalazło się coś słodkiego!
Idealnie nadają się do tego kruche ciasteczka, które możemy przechowywać w blaszanej puszce ponad tydzień. Dzięki temu każdego dnia do pudełka można przemycić kilka ciasteczek, które przyjemnie chrupie się między posiłkami i w biegu.

Jakiś czas temu dostałam od koleżanki prezent z podróży w postaci ekstraktu bananowego. Zapach unoszący się z odkręconej buteleczki zainspirował mnie do przygotowania ciasteczek z suszonymi bananami. Każde porządne ciasteczka muszą mieć też w sobie czekoladę, a żeby było zdrowiej dorzuciłam do niech jeszcze płatki owsiane i starałam się, aby nie miały za dużo cukru.

Przygotowanie owsianych ciasteczek naprawdę nie zajmuje dużo czasu. A ich smakiem w porze lunchu można się cieszyć nawet tydzień!

Owsiane ciasteczka z bananami i czekoladą/ ok. 25 sztuk
  • 150 g płatków owsianych
  • 250 g mąki pszennej
  • jajko
  • 200 g miękkiego masła
  • 80 g cukru trzcinowego
  • 50 g cukru kryształ
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • łyżeczka ekstraktu bananowego lub z wanilii (można pominąć)
  • 50 g suszonych bananów
  • 50 g czekolady (u mnie gorzka i biała)
  1. Masło z cukrem i ekstraktem bananowym ucieramy mikserem na puszystą masę. W tym czasie do drugiej miski przesiewamy mąkę, wsypujemy płatki owsiane, sodę i proszek do pieczenia.
  2. Do masła wbijamy jajko i dokładnie mieszamy. Dodajemy suche składniki i jeszcze chwilę ucieramy.
  3. Na koniec dorzucamy do masy pokruszone suszone banany i posiekaną w drobną kostkę czekoladę.
  4. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni.
  5. Z przygotowanej masy formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego. Spłaszczamy je w ręce i kładziemy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Między przyszłymi ciastkami zachowujemy odstępy.
  6. Ciasteczka owsiane pieczemy przez 10-12 minut, aż się lekko zarumienią. Upieczone przekładamy na kuchenną kratkę i studzimy.
Tosia

sobota, 5 października 2013

Słodka sobota #120: Beziki z figami i orzechami


Tydzień temu, razem ze Śliwką, Trójmiejską solniczką i kilkoma innymi blogerkami organizowałyśmy jesienne śniadanie w ramach Kulinarnego Szlaku Gdyni. Z resztą pisałyśmy o tym kilka razy na naszej stronie na Facebooku.

Poczęstunek odbywał się w samo południe, dlatego do tematu śniadaniowego chyba wszystkie podeszłyśmy z przymrużeniem oka. Przekąsek było naprawdę sporo, niestety nie było za bardzo czasu spróbować innych dań, bo wszystko zniknęło w kilka minut. W moim menu pojawiły się zróżnicowane dania, a wśród słodkiego repertuaru  znalazły się bezy. Przygotowałam je inspirując się moim ulubionym torcikiem Dacquoise.
Przepis jest dosyć podobny, więc nie planowałam zamieszczać ulepszonej receptury. Beziki zebrały pozytywne recenzje i kilka osób prosiło mnie o dokładny przepis, dlatego z chęcią się podzielę!

Do masy bezowej dodałam posiekane orzechy włoskie, rezygnując z dodatku daktyli (jak w przypadku tortu). Krem przygotowałam na bazie śmietanki kremówki, mascarpone, mleka słodzonego karmelowego (smak dzieciństwa prosto z tubki), konfitury figowej i posiekanych orzechów. Wierzch zdobią plastry świeżych fig i to chyba one sprawiają, że na widok bezików cieszą się oczy. Teraz mam nadzieję, że znajdą się osoby, które zechcą je przygotować w swojej kuchni.

Ps. Nie ukrywam, że to nie pierwszy bezowy przepis na blogu i jednocześnie jestem pewna, że nie ostatni. Do tej pory wszystkie receptury nawiązywały do szybkiej bezy francuskiej, więc następnym razem jak zabiorę się za temat, przygotuję wpis o bezach włoskich.

Beziki z figami i orzechami/ok. 20 szt.
  • Bezy:
  • 5 białek
  • 250 g cukru
  • łyżka octu winnego
  • szczypta soli
  • 60 g orzechów włoskich
  • Krem:
  • 300 ml śmietanki kremówki 30%
  • 300 g mascarpone
  • 90 g mleka słodzonego, zagęszczonego o smaku karmelowym
  • 70 g konfitury z fig (można zastąpić np. agrestową lub pomarańczową)
  • 100 g orzechów włoskich ( w tym część do ozdobienia bezików)
  • 3 figi
Beziki:
  1. Białka (najlepiej w temperaturze pokojowej) ubijamy ze szczyptą soli na sztywną masę. Do ubitych białek dodajemy stopniowo po łyżce cukru i cały czas miksujemy masę. Na koniec dodajemy ocet winny i drobno posiekane orzechy i jeszcze chwilę całość ubijamy.
  2. Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Na pergaminie odrysowujemy ołówkiem koła w dużych odstępach o średnicy ok. 7-9 cm. 
  3. Na każde koło wykładamy ok. 2 łyżki ubitych białek. Przy pomocy łyżki rozprowadzamy białka po średnicy koła w taki sposób, aby w środku powstała dziurka, a na brzegach było więcej masy. Czynność powtarzamy.
  4. Beziki pieczemy w 140 stopniach przez godzinę. Upieczone studzimy na kuchennej kratce, a następnie dekorujemy kremem, plastrami figi i orzechami.
Krem:
  1. Śmietanę kremówkę ubijamy mikserem na bitą śmietanę. Następnie dodajemy mascarpone i ucierając masę dodajemy mleko słodzone i konfiturę. 
  2. Gdy składniki się połączą dorzucamy posiekane drobno orzechy i mieszamy masę.
  3. Krem chłodzimy w lodówce przez minimum 30 minut.
Tosia

sobota, 21 września 2013

Słodka sobota #119: Cronuty


Podobno za wielką wodą trwa szał na cronuty. Mam wrażenie, że tam wszystko odbywa się ze znaczną przesadą, ale w tym przypadku specjalnie  mnie to nie dziwi. Wyobraźcie sobie delikatne, maślane ciasto francuskie wykrojone i usmażone niczym donuty (donaty jak kto woli). 

To niesamowite połączenie można nazwać nowoczesną, kulinarną hybrydą i trzeba przyznać, że autor pomysłu miał wyobraźnię.
W kolejce po cronuty w cukierni Dominique'a Ansela można stać nawet kilka godzin. Popyt na ten deser jest tak duży, że ustalono zasadę. Każdy klient może kupić tylko dwie sztuki, bowiem ilość cronutów każdego dnia jest ograniczona. Z resztą zobaczcie sami filmik.

Smaki francuskich oponek zmieniają się co miesiąc. Ja postawiłam na klasyczne połączenie, inspirując się eklerkami. 
Moje cronuty są z waniliowym crème pâtissière, a całość dla przełamania słodyczy oblałam gorzką czekoladą.
Jeśli chodzi o ciasto, możecie wybrać najłatwiejszą drogę i kupić gotowe płaty ciasta francuskiego. Próbowałam zrobić z niego cronuty, ale nie do końca zadowoliły moje podniebienie. 
Niedawno robiłam domowe ciasto francuskie, więc zabrakło mi cierpliwości, by ponownie je odtworzyć, takie fanaberie można powtarzać raz na kilka miesięcy, wtedy lepiej smakuje. 
Przygotowałam trochę szybszą wersję ciasta, a i tak cronuty wyszły z niego przepyszne. 
Aż trudno sobie wyobrazić jak dobrze muszą smakować w idealnie dopracowanym oryginale!


Cronuty/4-8szt.
  • Ciasto : płat gotowego ciasta francuskiego, domowe ciasto francuskie z tego przepisu lub:
  • 125 g mąki pszennej tortowej
  • 125 g mąki pszennej chlebowej (typ 650 "bułkowa" lub 750)
  • 30 g cukru
  • 150 g zimnego masła
  • 60 ml wody
  • 60 ml mleka
  • 7 g suszonych drożdży instant
  • 1/2 łyżeczki soli
  • olej rzepakowy do smażenia
  • Crème pâtissière:
  • 375 ml mleka
  • 100 g cukru
  • 50 g mąki pszennej 
  • 100 g masła
  • 3 żółtka
  • łyżeczka ekstraktu z wanilii lub laska wanilii
  • Polewa czekoladowa:
  • 200 g gorzkiej czekolady
  • 2 łyżki masła
Ciasto:
  1. Do miski przesiewamy mąkę, dodajemy szczyptę soli, suszone drożdże instant. 
  2. Zimne masło siekamy w kostkę, wrzucamy do misy i mieszamy z suchymi składnikami.
  3. Mleko mieszamy z wodą, wlewamy do rondelka i podgrzewamy krótko na małym ogniu, aby było letnie (nie gorące!). Do ciepłego mleka wsypujemy cukier, mieszamy.
  4. Powoli wlewamy mleko do misy z mąką i wyrabiamy ręką, mikserem lub łyżką ciasto. Po kilku minutach, gdy składniki się połączą, ale zostaną grudki z masła (ważne!), owijamy ciasto w folię spożywczą i wkładamy do lodówki na 2 godziny.
  5. Po tym czasie wyciągamy ciasto i, składamy, wałkujemy, jeszcze raz składamy i wałkujemy na prostokąt o grubości ok. 1,5 cm. Zginamy ciasto od dołu i od góry ku środkowi, tworząc w ten sposób "kopertę". Zawijamy w folię spożywczą i wkładamy do lodówki na 8 godzin (najlepiej zrobić to wieczorem i zostawić na noc).
  6. Po 8 godzinach ciasto wałkujemy na grubość ok. 1-1,5 i jest gotowe do wycinania cronutów.

Cronuty:

  1. Ciasto francuskie (gotowe lub własnoręcznie przygotowane) wałkujemy na grubość 1-1,5 cm. Szklanką lub wykrawaczką wycinamy kółka o średnicy 8-10 cm. W każdym kółku robimy dodatkowo dziurkę za pomocą kielonka/nakrętki.
  2. Tak przygotowane przyszłe cronuty kładziemy na pergaminie, przykrywamy ściereczką i zostawiamy na godzinę do wyrośnięcia.
  3. Na głęboką patelnię wlewamy olej i go podgrzewamy. Cronuty wrzucamy na rozgrzany tłuszcz i smażymy przez 2-3 minuty z jednej strony, następnie przerzucamy na drugą i smażymy jeszcze 1-2 minuty, aż ciasta będą rumiane.
  4. Usmażone cronuty odsączamy z tłuszczu za pomocą ręczników papierowych. Posypujemy je cukrem pudrem i podajemy od razu lub przekładamy budyniem i polewamy z wierzchu roztopioną czekoladą.
Crème pâtissière:
  1. Do rondelka wlewamy mleko, dodajemy cukier i ekstrakt lub ziarenka wanilii, podgrzewamy na małym ogniu.
  2. W miseczce roztrzepujemy żółtka, wsypujemy przesianą mąkę i energicznie mieszamy.
  3. Gdy mleko zacznie się gotować, a cukier się rozpuści, przelewamy odrobinę ciepłego płynu do pasty jajeczno-mącznej. Całość mieszamy i przelewamy do gotującego się mleka.
  4. Całość podgrzewamy przez kilka minut, w tym czasie masa zgęstnieje. Gotowy krem studzimy, a następnie przekładamy nim krążki cronutów.

Polewa czekoladowa:

  1. Do rondelka wlewamy wode, umieszczamy nad nim miseczkę z masłem i połamaną czekoladą.
  2. Gdy woda zacznie się gotować, zmniejszamy ogień i mieszamy czekoladę, aż do rozpuszczenia.
  3. Roztopioną czekoladą polewamy wierzch cronutów.
*W przepisie na ciasto inspirowałam się tym filmikiem.
Tosia

sobota, 7 września 2013

Słodka sobota #118: Ciasto dyniowo-marchewkowe z ananasem



Dzisiejsza sobota przebiega u mnie bardzo leniwie. Co prawda w kuchni rośnie ciasto na chleb dyniowy na zakwasie, które zagniotłam rano, ale oprócz tego nie martwię się niczym i delektuję słodkim lenistwem. Za to wczoraj, specjalnie z myślą o weekendzie upiekłam ciasto, które będzie mi zapewne towarzyszyć do jutra, póki nie zniknie. 

Ze wszystkich słodkich wypieków chyba najbardziej uwielbiam serniki i bezy. Z całorocznych wypieków moim ulubionym jest marchewkowe. Koniecznie podane z kremem na bazie lekko słonego serka śmietankowego. 

Kupiłam wczoraj dynię z myślą o wspomnianym już chlebie. Odcięłam jej kawałek, aby w ramach eksperymentu dodać ją do ciasta marchewkowego. Kiedyś podzieliłam się z Wami przepisem na to ciasto z dodatkiem mango. 

Tym razem oprócz dyni, dodałam jeszcze ananasa. I wyszło z tego pyszne marchewkowo-dyniowe ciasto, które najlepiej smakuje z lodami (o smaku likieru pomarańczowego lub orzechów włoskich).

Ciasto dyniowo-marchewkowe z ananasem/ średnica 23 cm
  • Ciasto:
  • 200 g dyni
  • 100 g świeżego ananasa lub z puszki
  • 2 marchewki (ok. 150 g)
  • 3 jajka
  • 180 ml oleju rzepakowego lub słonecznikowego
  • 200 g trzcinowego cukru
  • 500 g mąki pszennej
  • łyżeczka sody oczyszczonej
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  • 1/2 łyżeczki mielonego imbiru
  • szczypta soli
  • Krem:
  • 250 g serka śmietankowego
  • 2 łyżki masła
  • 100 g cukru pudru
  • łyżka skórki z cytryny
  • łyżka soku z cytryny

Ciasto:
  1. Dynię obieramy, kroimy na kawałki i wkładamy do piekarnika rozgrzanego do temperatury 200 stopni. Pieczemy przez 30 minut.
  2. Następnie upieczoną dynię wrzucamy do wysokiego naczynia, dodajemy pokrojonego na kawałki ananasa. Miksujemy blenderem na gładką masę. Dodajemy 3 rozbełtane jajka i miksujemy jeszcze minutę.
  3. Całość przelewamy do dużej misy, dodajemy cukier trzcinowy i ucieramy mikserem przez kilka minut na puszystą masę.
  4. Cienką strużką wlewamy olej i cały czas miksujemy masę. Dodajemy startą na tarce o cienkich oczkach marchewkę i delikatnie mieszamy łyżką lub szpatułką.
  5. Na koniec do drugiej miski przesiewamy mąkę z sodą, proszkiem do pieczenia, solą, cynamonem i imbirem. Suche składniki dodajemy do mokrych w dwóch partiach i ostrożnie mieszamy łyżką.
  6. Tortownicę wykładamy papierem do pieczenia. Ścianki formy smarujemy olejem. Wylewamy połowę masy do formy i wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Ciasto pieczmey w 180 stopniach przez 20-25 minut do suchego patyczka.
  7. Czynność powtarzamy i pieczemy tak samo drugi blat ciasta lub całość za jednym razem, a następnie ostudzone przekrawamy wzdłuż na pół.
  8. Upieczone ciasto studzimy na kuchennej kratce, a w tym czasie przygotowujemy krem.
Krem:
  1. W misce umieszczamy serek, masło, cukier puder, skórkę i sok z cytryny. Wszystko ucieramy mikserem na puszystą masę.
 Ciasto:
  1. Ostudzone ciasto i podzielone na dwa blaty przekładamy przygotowanym kremem. Wierzch smarujemy kremem i ozdabiamy kwiatkami ananasa lub orzechami.
Tosia

sobota, 31 sierpnia 2013

Słodka sobota #117: Zapiekane gruszki w czekoladzie


Dostałam zakaz robienia słodyczy w domu. Gdy ostatnio z resztek po wiśniówce zrobiłam ciasto z kremem wiśniowym i bezą, które zniknęło z prędkością światła, moja rodzina powiedziała dość. Bo jak stoi, to aż szkoda się nie skusić. 

Starałam się dostosować, ale w końcu nadeszła moja kolej przygotowania słodkiej soboty i zaczęłam po kryjomu szykować kolejne desery. Wybrałam moment, w którym nikogo nie było w domu i jak najszybciej potrafiłam, stworzyłam deser, który przypadnie do gustu zapalonym czekoholikom- zapiekane w czekoladzie gruszki. 

To raczej nie moje smaki, wolę raczej orzeźwiające desery, w szczególności latem, ale mojemu zapalonemu maniakowi czekolady aż trzęsły się uszy. 

To fajnie wyglądający deser, do którego wykonania nie trzeba żadnych kulinarnych umiejętności. Właściwie robi się sam. 

Zapiekane gruszki w czekoladzie (6 porcji) 

- 6 małych gruszek
- 200 g gorzkiej czekolady
- 100 g masła
- 75 g cukru
- 3 jajka
- 1 łyżeczka esencji waniliowej
- 1 łyżka kawy rozpuszczalnej
- szczypta soli
  1. Umyj gruszki i obetnij kawałek podstawy, tak aby gruszki stały na płaskim podłożu. 
  2. Do garnka nalej ok. 1/4 wody i zagotuj. Ustaw na nim miskę tworząc kąpiel wodną.  Do miski wrzuć połamaną czekoladę, masło, cukier, esencję waniliową i szczyptę soli. 
  3. Mieszaj co jakiś czas, aż wszystkie składniki się rozpuszczą i powstanie jednolita masa. Zdejmij miskę z garnka i ostudź. 
  4. Do miski wrzucaj po jednym jajku i mieszaj trzepaczką. 
  5. Przygotuj 6 żaroodpornych sufletówek. Do każdej wlej 3 łyżki masy czekoladowej.
  6. W masę włóż gruszkę i przyciśnij aż dotnie podstawy. 
  7. Wstaw sufletówki do piekarnika i piecz 10 minut.
  8. Podawaj ciepłe. 
Śliwka

sobota, 24 sierpnia 2013

Tydzień filmowy #6: Czekoladowa tarta (Służące)



Jakiś czas temu, oczarowana serialem Mad Men i światem reklamy lat 60. XX wieku, postanowiłam obejrzeć film Służące. Mimo, iż akcja toczy się w podobnym okresie, pokazuje zupełnie inną historię lat sześćdziesiątych, chociaż cały czas z pewną nostalgią.
Film potrafi bawić i wzruszać jednocześnie. Jest adaptacją powieści, która podobno jest jeszcze lepsza!

Akcja Służących toczy się w stanie Mississippi, gdzie segregacja rasowa jest na porządku dziennym. Jego mieszkańcy odbiegają znacznie stylem życia od tego prosto z Madison Avenue, przedstawionego w serialu Mad Men. 
Doszukałam się jednak wielu wspólnych cech, a elementem łączącym obie ekranizacje jest główna bohaterka Służących - Skeeter, którą zagrała Emma Stone.
Główna bohaterka, młoda reporterka, wykształcona w Nowym Jorku, swoim buntowniczym podejściem do świata bardzo przypomina mi serialową Peggy. Swoimi feministycznymi poglądami, znacznie odbiegają od reszty kobiet przestawionych, zarówno w filmie, jak i w serialu.


Filmowa Skeeter postanawia napisać książkę, która rozpocznie przemianę obyczajową w ich rodzinnej miejscowości. Zaczyna potajemnie spotykać się z czarnoskórymi służącymi, spisując ich świadectwa i osobiste historie. Dzięki temu uzyskuje nowe spojrzenie na jej białe koleżanki w idealnych sukienkach, ich relacje ze służącymi oraz na segregację rasową.

Szczególnie interesujące są zwierzenia czarnoskórych kobiet. Jedna z nich - Minny, opowiada historię, w której postanawia się odegrać na swojej byłej pracodawczyni.
Minny jest genialną kucharką, specjalizuje się nie tylko w chrupiącym kurczaku i chlebie kukurydzianym, ale także słodkich wypiekach. Z tej okazji piecze dla niej ulubioną tartę czekoladową z przykrą niespodzianką. Nie będę zdradzała co było w środku, możecie scenę obejrzeć sami, ale na własną odpowiedzialność, bo może Wam obrzydzić czekoladowe wypieki na zawsze!
Osobiście uważam, że scena jest pokazana w sposób delikatny, na tyle z przymrużeniem oka, że dopóki nie pomyśli się o tym co było w środku, każdy ma ochotę na kawałek tarty.
Czekoladowa tarta w filmie pojawia się kilka razy, oprócz sceny, w której kryje sekret, jest po prostu apetycznym ciastem.


Tarta z filmu przypomina mi ciasto, które już kiedyś pojawiło się na blogu - Mississippi Mud Pie
Różni się jednak jasnym spodem oraz formą podania bitej śmietany.
Dzisiaj w ramach filmowego tygodnia postanowiłam odtworzyć przepis na słynną tartę Minny. 
Oczywiście u mnie bez przykrych niespodzianek :)

Czekoladowa tarta Minny/23 cm
  • Kruche ciasto:
  • 150 g masła
  • 250 g mąki pszennej
  • 50 g cukru pudru
  • jajko
  • szczypta soli
  • Czekoladowy mus:
  • 200 ml śmietanki kremówki
  • 3 jajka
  • 160 g masła
  • 140 g cukru
  • 150 g gorzkiej czekolady
  • 3 łyżki kakao
  • *tajemniczy składnik Minny
  • Wierzch:
  • 150 ml śmietanki kremówki
  • 3 łyżki cukru pudru
  1. Zaczynamy od kruchego ciasta. Na stolnicę przesiewamy mąkę z cukrem pudrem, dodajemy szczyptę soli, mieszamy i robimy górkę z dołkiem. Dodajemy jajko i posiekane, zimne masło i zaczynamy zagniatać ciasto nożem lub ręcznie. Po kilku minutach składniki się połączą, tworząc kulę. Owijamy ją w folię spożywczą, wkładamy do lodówki na godzinę.
  2. W miseczce nad gotującą się w rondelku wodą umieszczamy czekoladę. Rozpuszczamy ją w kąpieli wodnej, a następnie zdejmujemy z garnuszka i studzimy.
  3. W misce ubijamy schłodzoną śmietankę kremówkę na bitą śmietanę. Do śmietany dodajemy roztopioną, przestudzoną czekoladę i delikatnie mieszamy.
  4. W drugiej misce, masło ucieramy z mikserem na puszystą masę. Powoli wbijamy jajko, wsypujemy kakao i dalej miksujemy. Gdy składniki się połączą, dodajemy na koniec ubitą, czekoladową śmietanę i całość delikatnie mieszamy.
  5. Po godzinie, wyciągamy z lodówki schłodzone kruche ciasto. Wałkujemy je cienko i przekładamy na tortownice z karbowanymi brzegami. W cieście robimy dziurki widelcem i kładziemy z wierzchu papier do pieczenia. Na papierze umieszczamy suchą fasolę, ryż lub inne obciążenie.
  6. Tak przygotowane przyszłe kruche ciasto wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy w 190 stopniach przez 15 minut. Następnie zdejmujemy obciążenie i papier do pieczenia, a tartę dopiekamy jeszcze 10 minut.
  7. Po tym czasie, zmniejszamy temperaturę do 160 stopni, a  na podpieczony spód wylewamy czekoladową masę, wyrównujemy wierzch i wkładamy do piekarnika. Pieczemy przez 40 minut.
  8. Upieczoną tartę studzimy, a następnie chłodzimy w lodówce.
  9. Kremówkę ubijamy z cukrem pudrem i wykładamy na środek tarty. Ciasto podajemy schłodzone.
Tosia

sobota, 17 sierpnia 2013

Słodka sobota #114: Brownie z bananami i słonym karmelem



Tak by mógł wyglądać już każdy następny tydzień- wolne, jeden dzień pracy i znowu wolne. Zmęczenie powoli zaczyna mnie zabijać. Przez regularny tryb funkcjonowania, zasypiam w miejscach publicznych już około 21:30 i nic nie mogę na to poradzić. W pewnym momencie po prostu czuję, że moje powieki robią się zbyt ciężkie, żeby unieść je własnymi siłami. 

Zawsze byłam raczej nocną duszą, więc to dla mnie pewna nowość. Wracam więc z pracy i biegam, żeby ze wszystkim zdążyć zanim niespodziewanie zasnę. A gdzie tu czas na przyjemności? Odpowiedź: w sobotę. 

Słodka sobota pozwala mi się chwilę zrelaksować i choć zwykle wolę owocowe, odświeżające desery, tym razem stawiam na zabójczą słodycz- brownie z bananami i słonym karmelem. Raj dla czekoholików. 

Brownie z bananami i słonym karmelem (prostokątna forma 22 cm x 30 cm)
- 250 g gorzkiej czekolady
- 200 g masła
-150 g cukru
- pół łyżeczki soli
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
- 4 jajka
- 100 g mąki
- 2 banany

Karmel:
- 3/4 szklanki cukru
- 3/4 szklanki wody
- 1 łyżeczka soli
- 1/4 szklanki śmietanki kremówki

  1. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.
  2. Do metalowej miski włóż połamaną na małe kawałki czekoladę, masło, cukier i szczyptę soli.
  3. W garnku zagotuj 1/4 wysokości wody. 
  4. Umieść miskę na garnku i gotuj zawartość w kąpieli wodnej aż czekolada i masło się rozpuszczą.
  5. Odstaw do ostygnięcia.
  6. Do wystudzonej masy dodaj ekstrakt waniliowy i wymieszaj.
  7. Wbijaj po jednym jajku i mieszaj masę trzepaczką. 
  8. Dodaj mąkę i wymieszaj tak, aby masa była jednolita. 
  9. Formę do pieczenia wysmaruj masłem, aby ciasto się nie przykleiło.
  10. Wlej czekoladową masę do formy i rozprowadź, aby ułożyła się równomiernie.
  11. Banany pokrój w plastry. Wyłóż je na czekoladową masę, umieszczając je obok siebie i lekko przyciskając. 
  12. Wstaw formę do piekarnika na ok. 25 minut (zależy od piekarnika, gdy masa wyschnie z góry, wyjmij ciasto). 
  13. Przygotuj karmel. Do garnka o grubym dniem wsyp cukier i wlej wodę.
  14. Podgrzewaj i mieszaj, aby cukier się rozpuścił.
  15. W tym czasie w innym rondelku podgrzej kremówkę i utrzymuj ją ciepłą przez czas gotowania karmelu.
  16. Gdy się zagotuje przestań mieszać i zmniejsz ogień.
  17. Gotuj bez mieszania aż nabierze złotej barwy (u mnie to trwało ok 10 minut). Zanurz w nim czubek łyżeczki. Gdy od łyżeczki pójdzie "nitka" karmelu oznacza to, że jest gotowy.
  18. Zdejmij z ognia i wlej ciepłą kremówkę. Pomieszaj drewnianą łyżką. 
  19. Nie dotykaj aż lekko nie ostygnie (jest bardzo gorący!). 
  20. Polej karmelem każdy kawałek ciasta. 
Śliwka

sobota, 10 sierpnia 2013

Słodka sobota #113: Kokosowe lody z mango


Wszystko się dziś pomieszało. Zamówiłyśmy wczoraj piękną pogodę, aby celebrować w plenerze słoneczny dzień z blogerkami kulinarnymi z trójmiasta. Miał być cudowny piknik Trójmiejskiej solniczki na trawie, a od rana padał deszcz. 
Już myślałam, że wszystko odwołane, dlatego zrezygnowałam z porannego pieczenia bagietek do wietnamskich kanapek banh mi. Nagle okazało się, że spotkanie dojdzie do skutku, ale było już za późno, abym przygotowała wszystko co zaplanowałam wcześniej. Po drodze miałyśmy kilka przygód, więc na miejsce dojechałyśmy spóźnione godzinę. Najważniejsze, że dotarłyśmy, a relację z całego spotkania napiszemy wkrótce. Na razie tylko powiem, że było uroczo, apetycznie i kolorowo :)

Wczoraj przewidując upały (w końcu zamówiłam piękną pogodę) zrobiłam domowe lody, które miały dziś służyć dla ochłody. Na szczęście zawsze jest dobra pora lody, szczególnie kokosowe z dodatkiem mango. Ich przygotowanie jest dziecinnie proste i nie powinno nikomu sprawić problemu.

Kokosowe lody z mango
  • 200 ml mleka koksowego
  • 50 g cukru
  • 250 g obranego, dojrzałego mango
  • łyżka soku z limonki lub cytryny
  • 200 ml śmietanki kremówki
  1. Mango obieramy i drobno kroimy, wrzucamy do rondelka, dodajemy mleko kokosowe oraz cukier. Składniki podgrzewamy na małym ogniu przez 2-3 minuty.
  2. Następnie przelewamy je do wysokiego naczynia, dodajemy śmietankę kremówkę i krótko miksujemy blenderem do uzyskania gładkiej masy.
  3. Kokosowo-owocową masę przelewamy do formy (u mnie keksówka) i studzimy. Gdy masa ostygnie przekładamy formę do zamrażalnika.
  4. Lody chłodzimy 3 godziny. Po godzinie warto masę wymieszać widelcem i zrobić to za kolejną godzinę. Dzięki temu unikniemy grudek w lodach.
  5. Lody podajemy najwcześniej po 3 godzinach w wafelkach lub pucharkach. Dłużej zamrożone lody należy wyjąć z zamrażalnika ok. 20 minut przed podaniem.
Tosia

sobota, 27 lipca 2013

Słodka sobota #111: Czekoladowy torcik Pavlova z owocami leśnymi


Codzienne gotowanie, czy pieczenie domowego chleba często wychodzi u mnie spontanicznie, zależnie od tego co mam w lodówce, ile mam czasu, na co mam ochotę lub o co poprosili mnie zapowiedziani goście. Z resztą, chyba większość osób tak gotuje w domu :)
Trochę inaczej przebiega za to przygotowywanie deserów. Zazwyczaj pieczenie ciasta jest bardziej przemyślanym i zaplanowanym rytuałem. 
Może dlatego, że oczekiwanie na słodką sobotę sprawia, że smakuje jeszcze bardziej.
Ze wszystkich deserów świata najbardziej lubię wymyślać serniki oraz bezy. Oczywiście w kuchni ważny jest naturalizm i szacunek dla sezonowych składników, dlatego zależnie od pory roku zmieniają się ich smaki. Trudno powiedzieć, które lubię piec bardziej, chyba będę musiała zrobić wkrótce sernik z bezą :) 

Najtrudniej zdecydować się na konkretny deser latem. Różnorodność owoców we wszystkich kolorach tęczy sprawia, że trudno wybrać ten jeden, który zostanie bohaterem wypieku. 
Niektóre owoce są tak kuszące i apetyczne, że szkoda by było, gdyby straciły swoją formę i smak w skomplikowanym deserze. W takiej sytuacji idealnym wypiekiem okazuje się krucha i delikatna beza, która w towarzystwie puszystego kremu potrzebuje już do szczęścia tylko soczystych owoców do ozdoby.

Torcik Pavlova na pewno nie jest dla nikogo zaskoczeniem, w końcu zdecydowanie najlepiej prezentuje się latem. Ten jest o smaku czekoladowym z lekkim, owocowym kremem. Jego wierzch zdobią jagody, maliny i wiórki z czekolady. Żałuję tylko, że na zdjęciu trudno było pokazać jaki był pyszny :)

Czekoladowy torcik Pavlova z jagodami, malinami i czekoladą
  • 3 białka
  • 150 g cukru
  • 3 łyżki kakao
  • łyżeczka octu winnego
  • szczypta soli
  • Krem:
  • 150 ml śmietanki kremówki
  • 150 g mascarpone
  • 50 g cukru pudru
  • łyżeczka wódki cytrynowej
  • garść malin
  • garść jagód
  • 50 g gorzkiej czekolady
  1. Do białek dodajemy szczyptę soli i ubijamy na sztywną pianę. Dalej miksując masę dodajemy po łyżce cukru. Następnie dodajemy kakao oraz łyżeczkę octu i ubijamy całość jeszcze chwilę.
  2. Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia, odrysowujemy na niej ołówkiem okrąg o średnicy ok. 25 cm. Okrąg wypełniamy ubitą sztywną masą, wyrównujemy wierzch łyżką i wkładamy blaszkę do rozgrzanego piekarnika.
  3. Bezę pieczemy przez 1 h i 20 minut w temperaturze 150 stopni. Po tym czasie uchylamy drzwiczki piekarnika i zostawiamy jeszcze bezę w środku.
  4. W tym czasie przygotowujemy krem. Śmietankę kremówkę ubijamy miskerem na sztywną masę, następnie dodajemy cukier puder oraz wódkę cytrynową i ubijamy dalej.
  5. Gdy składniki się połączą dodajemy mascarpone i garść owoców, miksujemy raz jeszcze. Jagody i maliny zabarwią krem. Gotowy przekładamy do miseczki i wkładamy do lodówki.
  6. Schłodzony krem wykładamy na ostudzoną bezę i dekorujemy wierzch świeżo startymi wiórkami czekoladowymi i owocami.
Tosia

sobota, 20 lipca 2013

Słodka sobota #110: Cytrynowo-miętowy "bałagan"



Wypoczywam przez wielkie W. Dawno nie czułam się tak wspaniale, gdyż moich myśli nie zaprząta absolutnie NIC. Budzę się, nie myślę o tym co "muszę", a o tym co "mogę" zrobić. I jest to najlepsze uczucie na świecie!

Co najlepsze, za brakiem obowiązków idzie totalny brak samokontroli. W związku z tym w mojej kuchni królują słodycze- różnorodne wypieki, lody, sorbety i całkowity bałagan. Zainspirowana nim stworzyłam deser a la popularny angielski "Eton mess". 

Podoba mi się idea "bałaganu" w szklance. Krem przełożony owocami i pokruszonymi bezami tworzy różnorodność smaków i struktur. Ja jednak tradycyjnie używane truskawki postanowiłam zamienić na cytrynowo-miętowy smak kremu- idealny jako letnie orzeźwienie. Czy miało to sens? Sprawdźcie sami. 


Cytrynowo-miętowy "bałagan" (5 porcji)

Bezy:
- 3 białka
- 2 łyżki soku z cytryny
- 1 szklanka cukru

Krem:
- 4 cytryny (skórka i sok)
- 3 żółtka
- 2 całe jajka
- 100 g cukru
- 90 g masła
- 2 łyżki mąki
- szczypta soli
- 250 mascarpone

- liście świeżej mięty ogrodowej

  1. Przygotuj bezy. Rozgrzej piekarnik do 100 stopni z funkcją termoobiegu.
  2. W misce pomieszaj białka z sokiem z cytryny. Na boku przygotuj cukier w szklance, aby móc go dosypywać.
  3. Ubij białka przez kilka minut tak, aby po przewróceniu miski do góry nogami trzymały się w misce. Od tego momentu zacznij dosypywać cukier małymi porcjami. Miksuj i dosypuj aż masa osiągnie lepką, świecącą konsystencję. 
  4. Białka wyłóż na wyłożoną papierem do pieczenia blachę. Wykładaj małe porcje w kształcie kółek. 
  5. Wsadź do piekarnika i piecz ok. 1,5 godziny w 100 stopniach, następnie zmniejsz temperaturę do 60 stopni i piecz jeszcze 1 godzinę. 
  6. Wyjmij bezy i ostudź. 
  7. Przygotuj krem.Umyj dokładnie cytryny i zalej wrzątkiem. Do metalowej lub szklanej miski zetrzyj skórkę z cytryny a następnie połącz z wyciśniętym z nich sokiem. Dodaj masło, cukier i szczyptę soli. Umieść miskę na garnku z odrobiną gotującej się wody, aby stworzyć kąpiel wodną. Podgrzewaj aż masło i cukier się rozpuszczą mieszając co jakiś czas.
  8. W innej miseczce pomieszaj żółtka, jajka i mąkę. Roztrzep trzepaczką, aby połączyły się w jednolitą masę.
  9. Powoli zacznij dolewać masę jajeczną do gotującej się w kąpieli wodnej masy cytrynowej. Cały czas mieszaj trzepaczką masę cytrynową aby krem się nie ściął. Po wlaniu masy jajecznej gotuj połączoną masę, cały czas mieszając trzepaczką aż krem zgęstnieje (powinno to potrwać kilka minut). Zdejmij miskę z garnka i odstaw do ostygnięcia. Mieszaj co jakiś czas. Gdy krem wystygnie dodaj mascarpone i zmieszaj trzepaczką na jednolitą masę. 
  10. Bezy pokrusz na małe kawałki. Odstaw 1/4 w oddzielnej miseczce a resztę pomieszaj z kremem. 
  11. Do szklanek włóż liście mięty, zalej warstwą kremu, następnie znowu ułóż na nim liście mięty i powtarzaj czynność do wypełnienia szklanki. Wsadź do lodówki.
  12. Przed podaniem na wierzchu ułóż liście mięty i posyp pozostałymi, odłożonymi, pokruszonymi bezami. 

Śliwka

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...