Przypadkiem dowiedzieliśmy się, że do naszej łąki z lasem przylega bliźniaczo podobna ziemia należąca do Nadleśnictwa Celestynów i Nadleśnictwo jest skłonne do zamiany tego pasa na nasz las, leżący w Mazowieckim Parku. W pakiecie z ziemią Nadleśnictwa doszłaby działka o szerokości 9 metrów, stanowiąca dojazd do naszej pierwotnej. I tak się zaczęła jedenastoletnia przygoda z zamianą. Ile kilometrów zrobiliśmy do Celestynowa- nie wiem, ale , jak to mówią pod Przemyślem, "wartało". Choć np. przez 2, słownie DWA lata czekaliśmy na pieczątkę geodety Nadleśnictwa, w istnienie którego w końcu zaczęliśmy wątpić. Okazało się oczywiście, że był. Po dwóch latach kursowania co tydzień 30 km. w jedną stronę dopadliśmy i jego, i jego pieczątkę. Po ponad dekadzie podpisaliśmy ostateczny akt notarialny i staliśmy się właścicielami działki z dojazdem, szerokiej na wygodne 36 metrów półhektarowej łąki i półhektarowego lasu należącego do tej łąki.
W międzyczasie dostaliśmy od moich Rodziców wiano dla mnie, bardzo sporą kwotę 170 tys. złotych, uzyskaną ze sprzedaży rodzinnych nieruchomości. Intensywnie szukałam czegoś, co można by kupić i gdzie można by zamieszkać za te pieniądze. Siedem lat temu bez problemu w tej kwocie mieścił się koszt dwupokojowego, ok. 40-stometrowego mieszkania w dobrej dzielnicy. Kursowałam po mieście przez rok, w końcu idąc na spacer z Maszką , pod wynajmowanym przez nas wtedy lokalem, suterena-stróżówką dozorcy w przedwojennej kamienicy na Saskiej Kempie znalazłam ogłoszenie Agencji Nieruchomości "Sprzedam dom, Warszawa". I cena, gdzie dokładnie liczyłam ilość zer, bo wynosząca 180 tys. złotych. Obok tego ogłoszenia były ogłoszenia o domach za milion osiemset, więc niech nikt się nie dziwi memu liczeniu zer. Natychmiast weszłam do tej agencji, wzięłam adres i pojechałam. Tak znalazłam Magnolię.
I pomimo stanu domu, jego brzydoty, zaniedbania- zakochałam się, bo nagle dotarł do mnie fakt, że będę miała kominek, ogród, pracownię . Zamiast dwóch ciasnych pokoików w bloku.
Magnolia jest domem z 1959 roku, ceglanym, typowym mazowieckim klockiem budowanym przez niebogatych ludzi w okresie najbardziej nasilonego PRLu. Uwierzcie, nie była to łatwa miłość. Dom stał pusty przez cztery lata i nikt nie chciał go kupić. Nieogrzewany, zarosły pajęczynami, śmierdzący pleśnią. Ze ścianami spękanymi tak, że w spękania przy późniejszym remoncie wkładałam dłoń, żeby wcisnąć zaprawę. Przed kupnem zaprosiliśmy przyjaciela, architekta, który obejrzał dom. Budynek okazał się zdrowy, szczególnie w strategicznych miejscach, takich jak fundamenty i dach. Kupiliśmy. Podpisując umowę przedwstępną i wpłacając zaliczkę w wysokości 6 tys. przesympatyczny właściciel, widząc, jak nas ciągnie do tego domu dal nam klucze-stare, duże, ciężkie, jak symboliczne klucze do miasta.
I zaczęło się. Najpierw zrobiliśmy wstępny, szybki remont, żeby móc zamieszkać. W domu nie było wody, łazienki, więc to był priorytet. Wykopaliśmy z pomocą przyjaciela szambo, firma zrobiła studnię, pan Mieczysław, hydraulik, zrobił wodę i CO. Zaczęło być ciepło, można się było wysikać...
To niezapomniany czas, ten pierwszy remont.
Mycie w wodzie nagrzanej na kuchence gazowej, w misce zrobionej z wieka od plastikowego pojemnika z Ikei.
Pierwsza kąpiel, gdy za małym, skrzynkowym okienkiem w byłej kuchni padał śnieg.
Jednak kiedy spadła mi na podłogę kartka i tam, gdzie były szpary w deskach pomarszczyła się od wilgoci, wiedzieliśmy, że to dopiero wstęp. Potem zaszłam w ciążę i musiałam leżeć miesiącami, więc remont odłożyliśmy. Potem urodził się Roch , jeździłam do niego do szpitala przez wiele dni , wracałam w nocy wykończona, bo czasem było z nim bardzo źle, i nikt nie myślał o domu. Potem nagle w poniedziałek powiedziano nam, że Roch wychodzi w środę. Pomieszkaliśmy jeszcze w nieremontowanej Magnolii miesiąc, żeby dziecko mogło w ciszy odpocząć i wynieśliśmy się do chwilowo pustego mieszkania Mariusza Rodziców. Wtedy zrobiliśmy docelowy remont. Trwało to 3 miesiące i z tego czasu jest większość poniższych zdjęć.
Kiedy w końcu doszło do zamiany ziemi z Nadleśnictwem i dostaliśmy Warunki Zabudowy nagle, pewnego dnia stwierdziliśmy, że czas nam iść dalej. Że Magnolia, choć ukochana, robi się za mała, że jeśli można zmienić coś na większe, wygodniejsze,w ogromnym ogrodzie, to już czas. Po trzech dniach ogłoszenie o sprzedaży Magnolii zawisło w necie, po miesiącu dom był sprzedany. Zarówno wzrost cen w ogóle, jak i nasz wkład w remont zaowocował, bo kupno domu i remont wyniósł nas ok. 220 tys. a dom sprzedał się "na pniu" za dwa razy tyle. Magnolia kosztowała nowych właścicieli równowartość mieszkania o podobnym metrażu (60 m.kw.) , a do tego jeszcze działka 400 m. i budyneczek pracowni. Wg. mnie nie ma porównania do mieszkania w bloku.
I tak zaczął stawać się Nowy Dom. Po 11 latach czekania i obrotu nieruchomościami, zaciskania pasa, żeby nas nie kusiło życie za pieniądze z tych nieruchomości, z domowym hasłem odwiecznym, kiedy coś któreś sobie extra kupiło "Defraudujesz cegłę!". Jasne, że przy tym żyjemy sobie fajnie,choć skromnie, kupiliśmy nawet Łokcia, ale to , oprócz statutu "Spełnienie marzeń", jest też finansową inwestycją.
No właśnie, powinnam wrzucić ogłoszenie do różnych portali "Sprzedam Łokcia". Czy muszę pisać, że robię to już pół roku i jakoś mi kiepsko idzie? ;)
Remont starego domu to niestety najczęściej fakt taki, że przeważnie po wywaleniu bebechów niezdolnych do dalszego trwania zostajemy ze ścianami na słabo zaizolowanych i nieocieplonych fundamentach. Bo jak ruszymy jedną rzecz, okazuje się, że druga i trzecia też są w agonii. Mamy w apogeum remontu budynek bez podłóg, okien, drzwi, szczęście, jeśli nic nie musimy robić z dachem. Kiedy budujemy nowy dom, trzeba "tylko" zbudować, tu trzeba najpierw rozebrać stare, dopasować pod wymiar nowe, 100 razy wszystko przemyśleć. Koszty są porównywalne, a nawet z wielu źródeł słyszy się, że remont bywa droższy. Wniosek-taki remont to albo kwestia miłości do starych domów, albo finansowa okazja, jak było w naszym przypadku. Dzięki brakowi wyobraźni tych, co przez 4 lata kupić Magnolii nie chcieli:) Że się tak nieskromnie wyrażę.
Poniżej dom z zewnątrz przed remontem i po. Przód.
I detal wykończenia okienek strychu.
Tył.
Wiosną rok temu.
Na poniższym zdjęciu widać stan ścian zewnętrznych przed remontem. I zagrodę ze sklejki dla malutkiego Włóczykija-Gruzoluba. Sklejka dlatego, że przez kilka lat mieszkaliśmy bez ogrodzenia.
Ściana boczna, widać początek nowego otworu dla drzwi wejściowych.
Tu już z nowymi oknami i drzwiami, podczas docieplania styropianem i budowy nowego ganku. Obok drzwi okno łazienki.
Wnętrza. Rzut domu przed remontem.
Po remoncie.
Powiększanie okna w salonie, nowa podłoga na legarach, z izolacja i dociepleniem styropianem gr. 10 cm.Taka sama jest w całym domu, oprócz terakoty w łazience.
Nowa kuchnia w dawnym pokoju.
Widok na kuchnię i salon z nowego przedpokoju.
Przedpokój.
Łazienka w dawnej miniaturowej kuchni.
Pokój Rocha z dawnej werandy wejściowej.
ciesze się. Wartało.
PS. Chciałam tu podziękować Pawłowi L. za nocną akcję "kopanie szamba w świetle halogenów, ku uciesze gawiedzi", Michałowi K. za wykorzystanie swoich góralskich zdolności w budowie werandy i pomoc w składaniu tych drewienek, Jakubowi W. za tarcie (ścian) i takiej jednej za spanie w wannie i wspólne popijanie wody ognistej herbatą z topionego śniegu .
Chcę też podziękować naszym nieocenionym Tatom za Waszą pracę dla tego domu i za wszystko.
Znów muszę to napisać -wartało.
:)