Uwielbiam kino noir. Wszystkie te mroczne kryminały z popapranymi detektywami w kapeluszach, papierosowy dym snujący się w poprzek ekranu, kobiety w dopasowanych sukienkach i z perfekcyjnymi fryzurami (mówcie co chcecie, ale jeśli chodzi o modę to w latach 40-50tych projektantom ciuchów wyraźnie zależało na tym żeby faktycznie wydobyć z kobiety to co najpiękniejsze).
Powieść Ellroya przeniosła mnie dokładnie w ten klimat. Lata czterdzieste, duszne L.A. wypełnione pięknymi ludźmi i szemranymi typami spod ciemnej gwiazdy.
Na opuszczonej parceli ktoś znajduje okaleczone, przecięte wpół zwłoki młodej kobiety. Wśród detektywów pracujących nad tą sprawą jest dwóch przyjaciół o skomplikowanej przeszłości i równie skomplikowanej teraźniejszości.
Właściwie powiedziałabym, że "Czarna Dalia" mniej jest historią samego śledztwa, a bardziej relacji międzyludzkich. Prawie każda z postaci ma tu jakieś drugie, mroczne tło, skrywane tajemnice, troskliwie pielęgnowane obsesje. To bardzo męska powieść, pełna potu, bijatyk i buzującego testosteronu.
Całość opiera się na prawdziwej historii zabójstwa Elizabeth Short - w książce zabójca się znajduje, faktycznie sprawa do dziś nie jest rozwiązana.
Bardzo klimatyczna, dobrze napisana rzecz, wciągająca. Idealna na wieczór.