poniedziałek, 27 października 2014

the wild things

Mamy jesień i to już tak od dawna, jednak ja broniłam się przed jesiennymi akcentami w mieszkaniu, jakby to miało pomóc utrzymać się tej rewelacyjnej słonecznej aurze. Jednak uległam i ja, a Babiszonki zakochały się w naszym różowym kwiatuchu.
Od dawna wnętrzarski świat okupują poduchy ze zwierzęcymi printami. Ja także na taką chorowałam, jednak cena skutecznie mnie blokowała. Znalazłam jednak tańszy odpowiednik w uwaga, uwaga PEPCO, no i przepadłam... mamy wilka.
a że tak długo na taką poduchę chorowałam, no i żeby wilk nie czuł się wyobcowany mamy też sarenkę.
Takie drobnostki, a cieszę się jak dziecko.
U Was już jesień zagościła w domu? 

poniedziałek, 20 października 2014

do boju, czyli kolejna bitwa, a co z wojną??

Tak spakowana ruszyłam dziś do boju. Cały kosz szydełkowych skarbów.
Chciałabym Wam bardzo napisać jak mi poszło, ale sama tego nie wiem, bo ku mojemu rozczarowaniu informacje o tym co dalej otrzymam dopiero w przyszłym tygodniu.
Jak tylko będę wiedzieć czy moje szalone skarpetki przyniosły mi szczęście dam znać.
Dziękuję Wam za wsparcie :*
nawet na zakupy zdążyłam polecieć, ale o łupach będzie następnym razem :)

niedziela, 19 października 2014

już??? ale jak? kiedy?

Kolejny tydzień minął. Nie wiem kiedy i gdzie. Tyle chciałam zrobić przecież to aż tydzień, jednak dziwnym trafem czasu wiecznie mi brakowało, też tak macie?
Zaliczyliśmy (nareszcie!) nowy plac zabaw w naszej mieścinie.
Niestety jak zwykle władze nie zabłysły, bo zrobiły go blisko ulicy i na obrzeżu miasta. Tymczasem w centrum przepiękny park jest nie zagospodarowany. Jest w nim tylko piaskownica, którą okupują żule, stoi jakaś ślizgawka i tyle, nawet huśtawki nie ma... ech szkoda słów. Co tam ważne, że w ogóle mamy gdzie iść nieco pohulać :P


Lena mnie zaskakuje swoją coraz większą samodzielnością. Dziś np. sam się uczesała i nie mam tu na myśli tylko rozczesania włosów.  
Kinia nie pozostaje dłużna i sama sprzątnęła wszystkie zabawki z ich stoliczka, tak po prostu sama od siebie. Stałam tak, patrzyłam na nią jak dzieli książeczki i odkłada na odpowiednie półki i pękałam z dumy.

Tradycja w tym tygodniu zachowana. Mr.G zmajstrował przepyszny orzechowiec z masa budyniową z tego przepisu. Jest słodki ale połączenie z goryczka orzechów robi rewelacyjny efekt.
Jutro czeka mnie mega ważny dzień, także jakby ktoś z Was potrzymałby za mnie kciuki, tak ok. 11:00, to byłoby świetnie.

poniedziałek, 13 października 2014

dziki pęd

Nie jestem perfekcyjna. Dużo mi do perfekcyjności brakuje, nie cierpię z tego powodu. Dotarło do mnie, że nie można być świetnym we wszystkim.
Może nie jestem na czasie, ale dziwi mnie ten wszędobylski wyścig. Nie rozumiem po co ścigać się kto ma coś pierwszy, albo chęć posiadania lepszej rzeczy niż koleżanka, mimo że wcale ta rzecz nie jest nam potrzebna, wtf??? po co?
Już wspominałam, że po moim choróbsku zostały mi ogromne zaległości i to nie te blogowe, a organizacyjno-porządkowe. Działam, cóż że jest to metoda małych, a może nawet micro kroczków, ważne że działam. Cieszy mnie każdy skreślony podpunkt z listy zadań, nawet ten najmniejszy.
Ogromnie ważne jest dla mnie poczucie, że to ja decyduje o moim życiu, a nie ktoś inny. Dlatego taki dziki pęd jest dla mnie poniekąd ubezwłasnowolnieniem na życzenie. Nie potrafiłabym sobie serwować takich atrakcji.
Lubię za to serwować w domu wypieki. Kręci mnie zapach ciasta opanowujący cały dom, kojarzy mi się z bezpieczeństwem i przytulnością. Dlatego wymyśliłam sobie, żeby zawsze w weekend piec jakieś ciasto. Tak właśnie wczoraj po raz kolejny piekłam murzynka. Piekę kiepsko, w tej dziedzinie to mr, G wiedzie prym. Jednak czasem tak mam, że po prostu muszę i koniec. Tak mnie naszło jakiś czas temu i w jeden dzień debiutowałam z murzynkiem (przepis)

i jakby tego murzynkowego szaleństwa było mało zmajstrowałam jeszcze pasztet z cukinii(przepis). Na punkcie którego oszalałam.

Mr.G nie wierzył w to co się dzieje. Nadal nie ustaliłam czy murzynek był tak nie dobry czy wpędziłam go w kompleksy,ale dwa dni później zrobił ulubione ciacho Leonity i moje: Królewca


aaaaa i nie myślcie sobie, żeśmy perfekcyjni. Babiszonki nakarmione w przedszkolu, a my dziś na obiad mieliśmy kuksu z odgrzewanym kotletem z wczoraj. Szkoda było marnować takiej pogody, plac zabaw wzywał.

Swoją drogą jestem pewna, że Wy tez macie takie kulinarne grzeszki ;P

poniedziałek, 29 września 2014

ale ze mnie gapa...

no wstyd!!!!!
Jak ja mogłam o tym nie napisać???
Czym prędzej naprawiam swój błąd.
Otóż moi mili od miesiąca mam w domu dwóch przedszkolaków...
Tak tak, Kinia chodzi do przedszkola i nawet leżakuje, moja zuch Dziewczyna.
Jeszcze w sierpniu zatroskana Lena spytała czy Kinga dostanie tytę ( pamiętała swoją, którą dostała pierwszego dnia swojej przedszkolnej przygody). Moja odpowiedź była natychmiastowa: Oczywiście, że tak. Lena odrazu stwierdziła, że będzie ja robić ze mną, niestety nie udało się. Przetrzymali mnie dłużej w szpitalu i nie zdążyłabym jej zrobić. 
Lena zadziałała z mr. G i tym sposobem stworzyli najcudowniejsza tytę świata. Nie wiem kto miał więcej radochy Lena z jej robienia czy Kinia ogromu dobra, które dostała w pierwszy dzień przedszkolnej przygody :D
Kinia dziś wróciła z przedszkola i krzyczała juz w drzwiach:  Mamuś w kekolu nie płakałam. 
Oby tak dalej !!!!

wtorek, 16 września 2014

u nas już jesiennie

Mamy jesień, nie da się tego ukryć. Po przedszkolu poszłyśmy z Babiszonkami na spacer, każda dostała papierową torbę i mogły zbierać co chciały, następnego dnia nastąpiła produkcja.

Wystarczą jesienne skarby, kartka papieru i klej. My używamy kleju magic skleja wszystko :)

Mazianie paluchem w kleju okazało się fantastyczna zabawą


Dzieło Leny


Dzieło Kini

Deszczowe jesienne popołudnia nie muszą być nudne. Mam jeszcze kilka pomysłów, które planuje wykorzystać. Póki co wróciła do nas piękna słoneczna jesień, yeah!!! Będziemy korzystać i spędzać czas na świeży powietrzu zbierając skarby, które potem wykorzystamy :)

niedziela, 14 września 2014

prezent od losu - drugie życie

To była moja codzienność
Porcja tramalu, żeby móc zrobić cokolwiek, tak było, jednak dwa tygodnie temu wszystko się zmieniło
Dostałam od losu prezent, urodziłam się na nowo. Z końcem sierpnia miałam operacje kręgosłupa...
jestem, żyje i czuje się coraz lepiej. Wycięto mi dysk (ta kulka uciskająca nerwy). Właśnie ona była powodem moich dolegliwości.

Przed operacją obiecałam sobie, że jak wszystko się uda i wydobrzeje to zacznę spełniać swoje marzenia. Koniec z obawami i strachem. Będę brać życie w swoje ręce, a nie tylko przyglądać mu się z boku.
Po prawie 4 latach walki i 9 miesiącach ciągłego bólu bardzo się zmieniłam. Doceniam to czego wcześniej nie zauważałam. Potrafię czerpać radość ze zwykłej codzienności. Każda choroba jest po coś, teraz chyba zaczynam rozumieć ile mi dała, choć sporo również zabrała...
co tam, nie będę przeżywać na nowo tego co było, chcę iść na przód i normalnie żyć!!!

sobota, 16 sierpnia 2014

...

miałam być twarda 
miałam nie płakać
miałam, ale nie wyszło
chyba oszaleje, przez te dwa tygodnie.
Przepraszam musiałam, bo nie ogarniam...

wtorek, 5 sierpnia 2014

MALEŃSTWO czyli pijana ze szczęścia

Dzisiejszy dzień zaczął się cudnie. Mr. G zmajstrował śniadanie i wszamaliśmy je całą 4 w wyrku. Co z tego że muszę pościel zmienić 

Jestem prze szczęśliwa, bo w końcu bo dwóch latach marzeń i starań pojawiło się to oto maleństwo
Cieszę się jak dziecko. Musze się tego obiektywu nauczyć, póki co pstrykam i testuje jego możliwości. dziś wrzucę mały miszmasz moich prób








i absolutny hicior. to zdjęcie zrobiła Lena. Nie ma tu ani grama balansu bieli, no nic. tylko zmiejszyłam rozmiar. ja jestem tym zdjęciem oczarowana

Ps. zapomniałabym, mamy nowe drzwi (widać je na pierwszym zdjęciu). Nasza gwiazda Kinulka wybiła w jednych szybę, co zmobilizowało nas do wymiany wszystkich i pytanko, a w zasadzie prośba o radę jakie klamki do tych drzwi wybrać? ja nie ma kompletnie pomysłu na nie, a mr.G się wścieka, że drzwi bez klamek mamy jak w wariatkowie ;P

niedziela, 3 sierpnia 2014

yyyyy chyba klamerkownik, jak myślicie?


Powstał jakiś czas temu. Powód był prosty nie miałam gdzie trzymać klamerek. Ciągłe odwracanie się do parapetu, przy wieszaniu prania, żeby wziąć klamerkę doprowadzało mnie do szału. Tak więc jest i służy wyśmienicie :))))

Nazywam go klamerkownikiem, a może macie inną nazwę na tego typu urządzenie?

sobota, 2 sierpnia 2014

powroty

puk puk, jest jeszcze ktoś????
Powroty są ciężkie.
Z wakacji wróciliśmy dwa tygodnie temu. Niby dawno, a ja nadal nie ogarnęłam życia. Może dlatego, że zaraz po powrocie dopadła mnie angina ropna (nikomu nie życzę. ból gardła przy grypie czy mocnym przeziębieniu to przy anginie łaskotanie piórkiem). Nadal się antybiotykuje. Najzabawniejsze jest to, że gdy nie umiałam wytrzymać z bólu udałam się do szpitala, do przychodni z opieką świąteczną i został mi tam przepisany antybiotyk przez lekarza, który okazał się chirurgiem. Antybiotyk trafiony w punkt, bo następnego dnia ból całkowicie zniknął.
To nic ostatni miesiąc była mega zakręcony. Przed samymi wakacjami dopadło mnie przeziębienie, które mnie totalnie wyłączyło z życia na 3 dni. Leżałam jak flak, a gdzie pakowanie? Na szczęście na dzień przed wyjazdem zrobiło mi się troszkę lepiej i mogłam nas spakować. Potem wyjazd nie spałam 30 godzin, bo najpierw końcówka pakowania, potem trasa, a potem no jak tu iść spać jak się nad morze pierwszy raz zajechało. Tydzień wakacji, szalonych i cudownych (relacja na blogu będzie), powrót i... angina kolejne dni wyszarpane ze świadomości. potem mega ekstremalnie szalone i niezapowiedziane odwiedziny mojej kuzynki... no mówię Wam ten ostatni miesiąc był mega szalony. Pełny w mega skrajne emocje. taka totalna karuzela. Mam nadzieję, że teraz będzie nieco spokojniej chociaż przez najbliższe 2-2,5 tygodnia potem czekają nas kolejne ciężkie chwile.
Jeszcze przed urlopem uświadomiłam, że dawno nie bawiłyśmy się z Babiszonkami w sesje i zaczęłam pstrykać. Wszystko zaczęło się od naszej głównej stylistki i jej pomysły na drewniane odpustowe zegarki


 Potem przyszła Lena też oczywiście z bransoletkami na nodze.
Była krótka walka
 Te Kinulkow miny, wnerw jest rewelacyjny. Ona się denerwuje całą sobą
 Lena jednak ma sposoby na siostyczkę
 i buziakiiiiii
 Kłocą się, ale żyć bez siebie nie mogą
 Mama Kika ze soją ukochana Meme
 Lena ze swoja lalaloopsową syreną
 i kieszonki...
totoalny Kinusiowy MUST HAVE. musi byc przecież miejscówa na gumy, cukierki, kasę i tryliard innych potrzebnych rzeczy. Coraz cześciej udaje sie złagodzić brak kieszonki torebeczką
 szalone moje koczkodany


 o tu mam ała. to bardzo ważne. jest załamana jak juz nie ma strupka, bo nie ma co pokazywać
 a to zdjęcie mnie rozwala, cała Kika bezpośrednia, szczera i szalona
 Leonita też uwielbia aparat. nauczona doświadczeniem woli poczekac aż Kika coś odłoży, zostawi, znudzi się  czymś bo inaczej może oberwać (tak Kika to taki mały zawadiaka, jeśli się jej nie zapyta czy można coś pozyczyć i to weźmie to ona odrazu leje)
 żeby nie było że tylko jak fotki strzelałam, tu dzieło Kiki
 a Tu Lenuśki ta kompozycja z jej paluchami w kadrze, rozłożyła mnie na łopatki.
noooo dużo tego ale dawno nie było i musiałam. a wam które zdjęcie najbardziej się podoba???
u nas po dwóch dniach deszczu dziś wróciło słonko, tak wiec sobota zapowiada się interesująco.
dobrego dnia Kochani.