Powered By Blogger
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojny gwiezdne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojny gwiezdne. Pokaż wszystkie posty

środa, 4 marca 2020

Dziesięć najbardziej tajemniczych misji kosmicznych




Samuel Popejoy


Przez dziesięciolecia świat kwestionował narrację dotyczącą eksploracji Kosmosu przedstawioną przez NASA. Chociaż nie jest to powszechnie znane, NASA jest zasadniczo organizacją wojskową, co oznacza, że ta agencja mogłaby chronić poufne informacje pod pozorem obrony bezpieczeństwa narodowego. Chociaż dowody wydają się sugerować, że NASA rzeczywiście wysłało ludzi na Księżyc, mówi się, że wiele zdjęć wykonanych na Księżycu zostało sfałszowanych lub zmienionych, a NASA zmieniła również zdjęcia i filmy zrobione z ISS.

W 2002 roku Gary McKinnon włamał się do systemów komputerowych NASA, a znalezione przez niego dane wydają się potwierdzać przypuszczenie, że ta agencja rządowa ukrywa informacje przed opinią publiczną. McKinnon odkrył zdjęcia UFO, które zostały zredagowane ze zdjęć satelitarnych, manifesty lotu dla statku kosmicznego, który oficjalnie nie istniał, oraz listy oficerów wojskowych zaangażowanych w operacje pozaziemskie. Erwin Buzz Aldrin, jeden z pierwszych ludzi na Księżycu, donosił o napotkaniu UFO w kształcie litery L, a ten weteran kosmiczny zwrócił również uwagę na sztucznie skonstruowany monolit na Phobosie – księżycu Marsa - podczas zaskakującego wywiadu dla C-SPAN.

Latem 1952 roku podczas wielu nocy nad Kapitolem w Waszyngtonie krążyły dziesiątki UFO. Kto pilotował te jednostki, kto ukrył informacje, które znalazł Gary McKinnon, i kto umieścił ten monolit na Phobosie? Tajemnica czeka tutaj na odkrycie, a na poniższej liście zbadamy niektóre z rzekomych tajnych programów kosmicznych, których personel może znaleźć odpowiedzi.


10. Strażnik Słońca


Kiedy Gary McKinnon włamał się na dyski twarde NASA, niektóre informacje, które znalazł, były związane z programem czarnego budżetu znanym jako Solar Warden. Program ten rzekomo powstał w tandemie z inicjatywą obrony kosmicznej „Gwiezdnych Wojen”, a McKinnon natrafił na informacje, które zdawały się wskazywać, że operacja składała się z ośmiu ogromnych statków-matek i około 40 mniejszych statków.

Domniemany tajny program kosmiczny William Tompkins twierdzi, że pomógł w rozwoju statków używanych we flocie Solar Warden. Tompkins został najwyraźniej wprowadzony do tajnych think tanków lotniczych, zanim jeszcze ukończył szkołę średnią, ze względu na jego zadziwiającą biegłość w budowaniu modeli okrętów wojennych. W trakcie swojej kariery Tompkins otrzymywał informacje telepatyczne, w tym plany, od życzliwych Istot Pozaziemskich, które chciały, abyśmy mogli się obronić.



Według niezależnych zeznań wielu osób, w latach 50. XX wieku zawarto traktat między wrogimi istotami pozaziemskimi, reprezentowanymi przez uciekinierów nazistów, a administracją Eisenhowera. W zamian za wykorzystanie żywych ludzi jako materiałów biologicznych, ci kosmici zapewniliby militarną dominację Stanów Zjednoczonych. Ustanowiono ścisłe kwoty, aby porwać tylko niewielką liczbę ludzi. Szybko stało się jednak oczywiste, że ET nie trzymali się końca umowy.

Solar Warden został opracowany jako forma międzyplanetarnej kontroli granicznej, aby powstrzymać wrogich kosmitów przed kradzieżą większej liczby ludzi, niż im przydzielono. Opracowany w latach 60. i 70. i wdrożony w 1980 r. Solar Warden jest jednym z pierwszych tajnych programów kosmicznych. Gdy międzynarodowe interesy korporacyjne stały się świadome potencjalnych zysków z interakcji z ET, wkrótce opracowano inny program.


9. Międzyplanetarny konglomerat korporacyjny (ICC)


Oddział „Skunk Works” Lockheeda ma skłonność do zachowania tajemnicy. Istnienie myśliwca F-117A było utrzymywane w tajemnicy przez prawie dziesięć lat, aż do przedednia wojny w Zatoce Perskiej. Chociaż istnienie SR-71 Blackbird jest dobrze znane, wtajemniczony Edgar Rothschild Fouche twierdzi, że Lockheed opracował tajne samoloty aż do SR-75. Niektóre z tych samolotów są najwyraźniej zdolne do osiągania prędkości przekraczających Mach 10. Różni wtajemniczeni twierdzą, że Skunk Works sprawił, że statek kosmiczny jest w stanie dotrzeć do innych światów. Świadkowie tajnych programów kosmicznych twierdzą, że Lockheed, Northrop Grumman i różne korporacje spoza branży lotniczej połączyły się, tworząc organizację zwaną Międzyplanetarnym Korporatorem Korporacyjnym (ICC). 


Podczas gdy celem Słonecznego Strażnika jest obrona Układu Słonecznego, celem ICC jest handel. Według tajnego programu kosmicznego Corey Goode, ICC prowadzi handel ze swoich baz na Marsie z ponad 900 gatunkami pozaziemskimi. Najwyraźniej ludzie mają talent do inżynierii, który jest cenny dla innych gatunków, które osiągnęły poziom rozwoju zbliżony do naszego. Te bazy na Marsie są obsadzone przez niewolników zabranych z Ziemi w latach 70. i 80. XX wieku, a wielu z tych niewolników ma teraz dzieci skazane na życie w skrajnej służbie. W 2015 r. Brytyjskie Towarzystwo Międzyplanetarne (BIS) miało wyraźnie dziwne spotkanie. Charles Cockell, organizator wydarzenia, poprowadził innych członków społeczeństwa w eksperymencie myślowym, aby ustalić, jak najlepiej zlikwidować bezwzględnego dyktatora marsjańskiej kolonii. Przypadkowo wydarzenie to odbyło się w ciągu kilku dni od ujawnienia przez Goode istnienia niewolniczej kolonii na Marsie. Ponieważ do tej pory rzekomo nie ma na Marsie ludzkich kolonii, wydaje się, że BIS powinien być bardziej zainteresowany metodami doprowadzania ludzi do Czerwonej Planety, niż powinny, z potencjalnymi społeczno-ekonomicznymi konsekwencjami założenia kolonii, która oficjalnie nie istnieje. Czy te brytyjskie elity wiedzą coś, czego my nie wiemy, czy są po prostu niezwykle dokładnymi planistami awaryjnymi?


8. Niemiecka ucieczka od cywilizacji


Na początku lat 30. niemiecka okultystka Maria Orsic rzekomo skontaktowała się z istotami pozaziemskimi w stanie transu. Orsic była członkiem Towarzystwa Vril, które samo w sobie było odgałęzieniem Towarzystwa Thule. Obie grupy były zaangażowane w badanie pochodzenia rasy aryjskiej, a Orsic rzekomo otrzymała informacje o tym, jak zbudować międzygwiezdny statek kosmiczny od istot pozaziemskich z Aldebarana, którzy twierdzili, że byli przodkami Aryjczyków. Hitler uważał, że Towarzystwo Czarnego Słońca grupa kontrolowana przez SS dokładnie infiltrowała towarzystwa Vril i Thule, wygląda na to, że Orsic miała inne plany niż oddanie kontroli nad swoimi zdolnościami kosmicznymi wojowniczej Trzeciej Rzeszy. Orsic i jej cała grupa zniknęła bez śladu w ostatnich dniach II wojny światowej, co doprowadziło okultystów, których pozostawiła, do uwierzenia, że ​​udała się do Aldebarana w statku zbudowanym przez Vril Society. Naziści jednak, mieli inne plany, aby osiągnąć swą stałą obecność wśród gwiazd.


7. Mroczna flota


Podczas gdy Towarzystwo Vril było bardziej zainteresowane pokojową eksploracją kosmosu, Trzecia Rzesza miała chęci tylko do podboju. Według kilkunastu rzekomych tajnych programów kosmicznych, te militarne ambicje były bardzo pomocne, gdy naziści nawiązali kontakt z pozaziemską grupą zwaną Draco gdzieś w 1930 roku. Kiedy rozróżniali wspólne wątki wśród różnych świadectw przekazywanych przez media, kontaktowców i wtajemniczonych można ustalić, że Draco to imperium międzyplanetarne, które powstało w pobliżu konstelacji Oriona. To imperium składa się z wielu różnych gadów humanoidalnych gatunków, a Draco są centralnie kontrolowane przez wysoce zaawansowaną sztuczną inteligencję. Zgodnie z tradycją tajnego programu kosmicznego, ta sztuczna inteligencja pochodzi z innego wszechświata, a jej jedynym celem jest niszczenie i podbijanie wszelkich form życia biologicznego. Różne kanały mediumistyczne, takie jak twórcy serii książek „Prawo jednego”, wskazują, że podstawowy plan ludzkiego życia jest zakodowany w ramie kwantowej samej galaktyki. Ten prototyp jest przesyłany do każdej gwiazdy w galaktyce i każda gwiazda przesyła ten program na swoje planety. Dlatego życie humanoidalne jest normą, przynajmniej w naszej galaktyce, a ten podstawowy „pięciogwiazdkowy” archetyp obejmuje każdą formę życia, która dominuje na danej planecie. Cel sztucznej inteligencji, która zaatakowała Draco w tej formie nanitów ma na celu zboczenie lub odwrócenie tego świętego obrazu zaawansowanego życia, który Biblia chrześcijańska określa jako obraz Boga. Znawcy tajnego programu kosmicznego spekulują, że przedstawienia kulturowe Diabła i demonów pochodzą z nieświadomej lub opartej na wiedzy wiedzy o Draco, a społeczność osób z zewnątrz uważa, że ​​Draco żyje z czegoś, co nazywa się loosh” (lusz). Loosh” jest duchową energią uwalnianą przez humanoidalne formy życia, które doświadczają negatywnych emocji lub bólu fizycznego. Dlatego elitarna kasta w społeczeństwach, które zostały infiltrowane przez Draco, zdradza swoje własne gatunki, aby skonstruować panoptyczne więzienia, które utrzymują ich zniewolonych, przerażonych, chorych i nieświadomych. Te mizantropijne priorytety uczyniły z Draco i nazistów idealne dopasowanie. Naziści poszukiwali możliwości lotów kosmicznych, a Draco poszukiwał nowego gatunku, aby dodać do swojej armii międzygwiezdnej. Imperium Draco, choć nieustannie oblegane przez życzliwe istoty pozaziemskie, rozciąga się na znacznej części terytorium w całej galaktyce. Ciemna Flota, która składa się głównie z etnicznych Niemców, jest używana przez Draco do obrony istniejącego terytorium i podbijania nowych planet w innych systemach gwiezdnych. Podczas gdy Ciemna Flota widocznie ma znaczną obecność tutaj w Układzie Słonecznym, ich główne siły są rozmieszczone w odległych regionach galaktyki, gdzie łączą się z innymi zniewolonymi rasami w odwiecznym zadaniu rozszerzenia imperium niewolników istot, które wielu na naszym świecie uważa za demony.


6. Projekt Moon Shadow


Według rzekomego tajnego programu kosmicznego Randy Cramera, Project Moon Shadow był programem MILAB zaprojektowanym do szkolenia super żołnierzy z genetycznie powiększonymi możliwościami. MILAB to ograniczenie „uprowadzenia wojskowego”, a termin ten odnosi się do szeregu projektów, które rzekomo zostały przeprowadzone w celu pozyskania i przeszkolenia kadr, zwykle dzieci, na potrzeby tajnych programów kosmicznych. Wiele z tych projektów oceniało kwalifikowalność wrażliwych osób do pracy jako intuicyjni empatowie, czyli pozycja polegająca na kontaktowaniu się z istotami pozaziemskimi, które ewoluowały poza potrzeby wypowiedzi głosowych. Zazwyczaj tych urodzonych w sposób naturalny empatów identyfikowano z daleka za pomocą odwróconej inżynierii pozaziemskiej. Twórcy projektu Moon Shadow opracowali jednak genetycznie zarodki od podstaw, które następnie wszczepiono nieświadomym gospodarzom. Te dzieci urodziłyby się i żyły kilka normalnych lat, zanim zostaną zabrane na pokład tajnego statku kosmicznego w środku nocy. Zostaliby następnie przewiezieni na Księżyc, gdzie brali udział w ćwiczeniach treningowych mających na celu wydobycie ich ukrytych zdolności. W przeciwieństwie do innych programów MILAB, trening przewidziany w Projekcie Moon Shadow nie wiązał się z traumatycznymi doświadczeniami. Według Cramera, Projekt Moon Shadow składał się z 300 chłopców i dziewcząt, którzy zostali przeszkoleni w zakresie strategii, zwinności i siły. Później ci genetycznie zmodyfikowani dziecięcy żołnierze otrzymywali ostrą broń i szkolili się razem ze zdezorientowanymi dorosłymi. Według zeznań takich osób, jak Corey Goode i Tony Rodriguez, inne programy MILAB narażały dzieci na absolutną głębię horroru. Dzieci zostały zgwałcone i zamordowane przed innymi dziećmi, uczestnicy MILAB zostali umieszczeni w scenariuszach rzeczywistości wirtualnej, w których stawiano ich przeciwko potworom i zmuszano do walki o życie, a powszechny kult praktyk okultystycznych był powszechny. Cramerowi oszczędzono tego piekła, ale wkrótce znalazł się w sytuacji równie okropnej i bezlitosnej.


5. Marsjańskie Siły Obronne


Po szkoleniu Cramer został najwyraźniej wprowadzony do organizacji wojskowej znanej jako Mars Defence Force (MDF) – Marsjańskie Siły Obronne. MDF była wspólną operacją utworzoną przez wiele różnych rządów Ziemi w celu ochrony pięciu rozwijających się kolonii na Marsie. Cramer przypomina sobie odwiedziny Aries Prime, która była pierwszą kolonią zbudowaną na Czerwonej Planecie. Opisuje tę kolonię jako zawierającą pełny ekosystem podobny do Ziemi, wraz z rolnikami, inżynierami i biurokratami. Cramer podobno bronił tych baz przed rdzennymi Marsjanami i innymi gatunkami pozaziemskimi. Ukończył 17-letnią podróż służbową na Marsie, zanim został przeniesiony na Księżyc na pozostałe trzy lata służby. Podobnie jak inni członkowie tajnego programu kosmicznego, Cramer twierdzi, że był zaangażowany w tak zwany program „20-i-wstecz”, czyli 20-letni okres świadczenia usługi, na który każdy uczestnik zgadza się z klauzulami formularzy zgody. Pod koniec tego obowiązku dwudziestoletnie wspomnienia są usuwane z pamięci i cofane z powrotem do wieku, w którym były w momencie wejścia do programu. Ludzie są one następnie wysyłani z powrotem do punktu w ciągu kilku minut od pierwotnej daty wyjazdu. Według różnych osób, tylko dwa do pięciu procent uczestników w wieku 20 lat i więcej odzyskuje swoje wspomnienia.


4. Globalna Galaktyczna Liga Narodów


Powszechnie uważa się, że incydent z UFO w Roswell był rzeczywiście wypadkiem pozaziemskiego statku kosmicznego. Amerykańskim kontrahentom lotniczym i nazistowskim naukowcom zaangażowanym w Operację Paperclip powierzono zadanie inżynierii wstecznej tego statku w celu wytworzenia użytecznej technologii. Statki, które zostały odtworzone po katastrofie Roswell i innych podobnych incydentach, znane są jako pojazdy do reprodukcji kosmitów (ARV). TR-3B jest przykładem powszechnie widzianej ARV. Jednak Stany Zjednoczone nie były jedynym supermocarstwem, które znalazło wrak statku kosmicznego. Zgodnie z tradycją, wiele informacji otrzymanych przez amerykański kompleks militarno-przemysłowy na temat UFO zostało przekazanych przez schwytanych nazistowskich uczonych, którzy pomogli we wstecznej inżynierii starożytnego statku Vimana, który towarzystwa Vril i Thule znalazły w Himalajach. Te reprodukcje Vimany działały od lat 30. XX wieku, dając niemieckim naukowcom przewagę w grze UFO, która sprawiła, że ​​pod koniec II wojny światowej uzyskali powodzenie (foo-fighters). Jednak Sowieci nie potrzebowali niemieckich naukowców, aby osiągnąć sekrety pozaziemskich statków. Według różnych osób Stalin znalazł rozbity statek na Syberii, a następnie zlecił sowieckim naukowcom odwrócenie inżynierii. Rezultatem tej inicjatywy było ustrojstwo zwane Kosmosferą, które zwróciło uwagę amerykańskich wojskowych na początku lat 50. Obecność tych srebrnych kul jedno- lub trzyosobowych na niebie, gdy Amerykanie rozpoczęli swój własny nowo powstały tajny program kosmiczny, ostatecznie doprowadziło to do powstania Globalnej Galaktycznej Ligi Narodów. Rosja, Chiny, Stany Zjednoczone i Niemcy były głównymi członkami tej grupy, ale inne narody otrzymały symboliczne członkostwo w zamian za milczenie na temat zjawiska UFO. Narody członkowskie zgodziły się również przekazać wszelkie rozbite UFO rządom amerykańskim lub radzieckiemu. Zgodnie z tajnymi programami kosmicznymi amerykańskie i rosyjskie grupy badawcze działały razem przez cały okres Zimnej Wojny, pomimo bajeczki sprzedanej masom i supermocarstwom świata, nadal współpracuje się w ramach tajnych programów kosmicznych, nie zwracając uwagi na teatr regularnie wykorzystywany w celu zapewnienia rozrywki i rozproszenia ludzi na całym świecie.


3. Sojusz Ziemi


Różni znawcy ujawnili, że bardzo wrażliwe informacje dotyczące istot pozaziemskich i tajnych programów kosmicznych są zwykle ujawniane w formie fikcji. W ten sposób inżynierowie społeczni, którzy wznieśli to monumentalne kłamstwo, mogą oskarżyć każdego, kto zgłosi prawdę, o błędne rozumienie fikcji z rzeczywistością lub kradzież pomysłów z programów telewizyjnych. Co więcej, to prawda, że ​​rzeczywistość jest dziwniejsza niż fikcja, a dziwność dobrze się sprzedaje. Wygląda na to, że ta taktyka zaciemniająca została podjęta, aby objąć ślady Sojuszu Ziemi. W programie telewizyjnym „Babylon 5” Sojusz Ziemi jest otwartą konfederacją ludzkich rządów, która została utworzona w celu ochrony planety. Zgodnie z tradycją poufnych informacji prawdziwy Sojusz Ziemi pełni podobną funkcję, ale jego działania są realizowane sub rosa.[1] Sojusz Ziemi powstał w opozycji do tego, co większość osób niejawnych nazywa Cabal. Ta nazwa została wybrana, ponieważ członkowie Kabały wolą nazywać siebie Iluminatami, co oznacza „oświeconych”. Jednak według Sojuszu Ziemi grupa ta w ogóle nie jest oświecona i faktycznie była odpowiedzialna za pogrążenie mieszkańców naszej planety w mrocznej otchłani chorób, wojny, pozbawienia praw politycznych, nieświadomości obywatelskiej i niewoli płacowej. Kabała była kontrolowana przez Draco od stuleci, i to właśnie ten sojusz jest odpowiedzialny za powszechnie stosowany związek między praktykami okultystycznymi a „kultem diabła”. Sojusz Ziemi pracował w cieniu, aby cofnąć wysiłki Kabały, by pogrążyć ludzkość w wieczną ciemność masowego wyludnienia i otwartych rządów technokratycznych. Członkowie Sojuszu Ziemi infiltrowali siły zbrojne Stanów Zjednoczonych, Chin, Rosji i innych krajów, a informator Corey Goode jednoznacznie stwierdził, że Sojusz Ziemi wspiera prezydenta Donalda Trumpa od początku jego kandydatury. Autor bestsellera Jerome Corsi rozwinął i nadal rozwija ten punkt, przekazując, że frakcje w armii amerykańskiej zwerbowały Donalda Trumpa do kandydowania na prezydenta Stanów Zjednoczonych z zapewnieniem, że wszelkie próby sfałszowania wyborów zostaną unieważnione. Stanowisko to zostało potwierdzone przez anonimowe źródło wywiadowcze „QAnon”, że wielu uważa, że ​​składa się z tych samych członków wywiadu wojskowego, którzy wybrali Trumpa. Gdy tylko Donald Trump został wybrany prezydentem, Sojusz Ziemski rozpoczął działania na całym świecie, mające na celu wykorzenić i zniszczyć wpływ Kabały raz na zawsze. Oddziały USMC zalały podziemne obiekty ukryte pod obozami FEMA i wyeliminowały agentów Draco. Utworzono tajny trybunał wojskowy, a od 25 października 2017 r. na PACER.gov wniesiono ponad 25.000 zapieczętowanych aktów oskarżenia. Sojusz Ziemi wykazał swoją prawdziwą siłę, gdy mała flota statków Ciemnej Floty próbowała opuścić planetę ze swojej kryjówki na Antarktydzie. Przed tym wydarzeniem nikt nie wiedział, że Sojusz Ziemi opracował swój własny tajny program kosmiczny, ale najwyraźniej znikąd pojawiła się flota statków kosmicznego o rozmiarach myśliwców i zadała krytyczne ciosy uciekającym statkom Ciemnej Floty. Ponieważ Sojusz Ziemi kontynuuje operacje na powierzchni Ziemi i pod nią, aby uwolnić ludzkość od rządów Kabały i Draco, wydaje się, że zostali oni również wprowadzeni do bractwa tajnych programów kosmicznych.


2. Tajny program kosmiczny kompleksu przemysłowego


Podczas gdy członkowie Sojuszu Ziemi, Globalnej Galaktycznej Ligi Narodów, a nawet Kabały, wszyscy zgadzają się, że tajemnice tajnych programów kosmicznych, kontaktów pozaziemskich i tajnych technologii należy ujawnić ludziom na całym świecie, istnieje pewien spór o tym, jak należy dokonać tego czynu. Kabała chce ujawnić te informacje z biegiem pokoleń. Próbują stopniowo przekształcić globalne społeczeństwo w stan, w którym tego rodzaju objawienie umocniłoby rolę Kabały jako absolutnego i wiecznego władcy nad ludzkością. Sojusz Ziemi chce, aby teraz nastąpiło pełne ujawnienie, aby ludzkość mogła czerpać korzyści z darmowej lub zerowej energii, superluminalnego lotu kosmicznego i zaawansowanych technologii medycznych, ale są w pełni świadomi, że taka ujawnienie całkowicie zniszczy obecny globalny system gospodarczy i wywołać całkowity chaos na świecie, dopóki nie zostanie ustanowiony nowy porządek. Sojusz Ziemi i Kabała zamierzają wykorzystać trzecią frakcję, znaną jako Tajny Program Kosmiczny Wojskowego Kompleksu Przemysłowego (MIC SSP), jako kamień milowy w kierunku pełnego ujawnienia.  Na stronie 334 „Dzienników Reagana” ujawniono, że prezydent Reagan został poinformowany 11 czerwca 1985 r. o zdolności amerykańskiego programu kosmicznego do umieszczenia 300 osób na orbicie. Jest rzeczą oczywistą, że taka liczba byłaby absurdalna do rozważenia nawet dzisiaj na podstawie publicznie ujawnionych informacji, jednak wydaje się, że programy czarnego budżetu w Siłach Powietrznych rozwijają tajne pojazdy lotnicze od co najmniej ostatnich 30 lat. Według różnych osób, filmy takie jak seria „Avengers” posłużyły jako wyreżyserowane oblicze, starając się stopniowo zaaklimatyzować społeczeństwo do istnienia tajnej technologii. Ta praktyka rozsiewania ukrytych prawd w produkcjach w środkach masowego przekazu nazywa się programowaniem predykcyjnym i jest również widocznie wykorzystywana przez Kabałę do przejmowania naszej współtwórczej świadomości w celu wywołania szkodliwych sytuacji. Nawet najbardziej wywyższeni członkowie MIC SSP nie mają pojęcia, co naprawdę dzieje się w Kosmosie. Mają ograniczone podstawy na Księżycu, Marsie i na orbicie Ziemi, ale nie mają kontaktu z istotami pozaziemskimi i wierzą, że ich poziom wiedzy jest absolutną prawdą. Uważa się, że ujawnienie informacji o tajnych samolotach, takich jak TR-3B i latające lotniskowce, może przygotować społeczeństwo do dalszych ujawnień o bardziej ekspansywnym charakterze. Kabała zamierza również rozpalić ten proces ujawniania, jeśli kiedykolwiek poczuje, że ich reguła jest poważna zagrożone, co doprowadziło wielu do przekonania, że ​​niedawne ujawnienia dokonane przez Toma DeLonge'a oraz różnych przedstawicieli wysokiego szczebla lotnictwa i wojskowego były frontem dla operacji wojny psychologicznej coraz bardziej opanowywanej Kabały.


1. Secret Space Alliance


Według licznych tajnych programów kosmicznych, Sojusz Ziemi ma odpowiednik poza sferą ziemską. Organizacja ta znana jest jako Secret Space Program Alliance (SSP Alliance) i składa się z różnych członków, takich jak Solar Warden, ICC i Global Galactic League of Nations. Chociaż Sojusz SSP składa się prawie w całości z członków, którzy spędzają większość czasu poza planetą, organizacja ta jest nadal bardzo zaangażowana w sprawy ziemskie. Sojusz SSP reprezentuje sam szczyt w hierarchii tajnego programu kosmicznego. Grupie tej przyznano miejsce w tak zwanej Super Federacji, która składa się z ponad 60 gatunków pozaziemskich, które przeprowadzają eksperymenty na ludzkim, zwierzęcym i roślinnym życiu Ziemi. Sojusz SSP nawiązał również kontakt z Federacją Galaktyczną, która składa się z setek różnych życzliwych ras pozaziemskich. Organizacja ta kontaktowała się również ze społeczeństwem bardzo zaawansowanych ludzi żyjących pod powierzchnią Ziemi w rozległym klimacie - kontrolowane komory zdolne do podtrzymania życia ludzkiego. Społeczeństwo to składa się z wielu grup, które oderwały się od naturalnego rozwoju ludzkiego życia na Ziemi, a wiodąca grupa, znana jako Anshar, twierdzi, że cofnęła się w czasie od naszej przyszłości, aby zachować idealny harmonogram. SSP Alliance zasadniczo trzyma wodze różnych życzliwych tajnych programów kosmicznych działających w Systemie Słonecznym i wokół niego. Ta grupa desperacko chce, aby ludzkość uzyskała dostęp do informacji i technologii, które zostały ukryte przez Kabałę, a wielu członków Sojuszu SSP aktywnie przygotowuje ludzkość do podbicia fali zwiększonej świadomości, którą przyniosą te zmiany społeczne. Chociaż systemy przekonań dotyczące tego wydarzenia różnią się w ramach SSP Alliance. Większość członków uważa, że ​​nadchodzące przesunięcie elektromagnetyczne w dynamice Słońca spowoduje skok kwantowy w ludzkiej świadomości. Powszechnie uważa się, że ukryte talenty związane z ludzką świadomością zostały umyślnie stłumione przez złośliwych twórców, a członkowie Sojuszu SSP zjednoczyli się, by zmieść tę szczątkową skorupę zepsucia i zapoczątkować nowy Złoty Wiek dla całej Ludzkości.


---oooOooo---


Autor jest niezależnym pisarzem i badaczem nieznanego. Odrzucając autorytet konwencjonalnych systemów przekonań, opierając swoje perspektywy na rdzeniu ludzkiego doświadczenia, manifestuje treści, które znoszą bariery między postrzeganiem a rozumieniem.


---oooOooo---


Moje 3 grosze


Tłumacząc ten artykuł co chwilę kołatała mi się w głowie myśl – Rany Boskie, co to za brednie! Czy ten człowiek czyta w ogóle to, co pisze? Czy ten facet zdaje sobie sprawę, jakie to są idiotyzmy?

To fakt, niektóre informacje zawarte w tym artykule brzmią jak idiotyzmy, szczególnie te zahaczające o religie i demonologię, bo trudno jest sobie wyobrazić jakiegoś boga w rodzaju Jahve czy Allaha podróżującego w UFO, o demonach już nie wspomniawszy – za to do przyjęcia są Obcy których ludzka ciemnota brała za bogów. Tu akurat z tym się zgodzę, bez względu na to, kim owi „bogowie” byli. Tak było w Babilonii, Chaldei, Sumerze, Egipcie…

Przyznaję, że wizja hitlerowców strzegących Galaktyki jest dość przerażająca, ale nie sądzę, by tak było. Niemcy pracowali nad lotami kosmicznymi – czego owocem były rakiety nazistowskiego zbrodniarza SS-Sturmbannführera dr. Wernhera von Brauna, który potem kupił sobie wolność u Amerykanów. Utytułowani szarlatani i hochsztaplerzy z SS-Ahnenerbe poza spełnianiem chorych urojeń swego szefa niemieckiego ober-hiper-zbrodniarza SS-Reichsführera Heinricha Himmlera poszukiwali także BMR opisanych w hinduskich eposach. Na szczęście im się nie udało. A plany mieli ambitne. Wprawdzie ponoć udało się im stworzyć UFO znane jako foo-fighters, ale docelowo chodziło im o stworzenie pojazdów przemieszczających się w czasie. I śladów tego właśnie poszukiwano na całym świecie – śladów podróży w Przeszłość odbytych przez esesmanów, których zadaniem byłoby opanowanie świata przez Ariów poprzez zmianę rzeczywistości kilka tysięcy lat temu. W tym szaleństwie jednak była metoda. Strach pomyśleć, co by było, gdyby się im to udało! Poza tym szukano śladów biologicznych takich wypraw – stąd te obłędne badania antropologiczne ludów Tybetu, Indii i innych krajów regionu.

Kolejna sprawa – te wszystkie super- i ultratajne stowarzyszenia rządzące Ziemią, kolonizujące Marsa, Księżyc i nawet pół Galaktyki… Jakoś w to nie wierzę, choć niektóre przesłanki – np. obserwacje UFO w Kosmosie – zdają się potwierdzać ich istnienie. Gdyby to była prawda, to kosmiczne jatki bez przerwy miałyby miejsce nam nad głowami i byśmy na pewno je zaobserwowali. Chociaż… - ostatnimi czasy obserwuje się na świecie wiele jasnych meteorów i bolidów, które rozjaśniają nasze noce swymi błyskami. A może to nie sa wcale meteoroidy, a sztuczne obiekty kosmiczne niszczone w trakcie działań wojennych na wokółziemskich orbitach? Te wszystkie dziwne obserwacje różnych Czarnych Książąt czy Czarnych Baronów. I zadziwia mnie zagadkowa bierność potęg kosmicznych, wręcz niechęć do rozwiązania tej i podobnych zagadek.

Sprawa rasy zamieszkującej podziemia naszej planety. Chodzi tutaj o podziemną krainę Agharty, o której mówią wschodnie religie, legendy i podania, a której także poszukiwali hitlerowcy i Rosjanie w czasie swych wypraw do Mongolii, Indii, Tybetu, Afganistanu i Chin. Opisali ją m.in. Helena Bławatska, Ferdynand Antoni Ossendowski, Nikołaj Notowicz, a przede wszystkim tandem ojca i syna Roerichów. Niemcy liczyli na to, że Agartyjczycy przyjdą im z pomocą i pokonają nacierające ze wschodu hordy radzieckich Untermenschów i żydłackich Brytyjczyków i Amerykanów z zachodu. Jakoś im nie pomogli i III Rzesza została pokonana, choć jej ideologia nadal zatruwa szczególnie młode umysły… 

I na koniec, co do luszu, to całość przypomina mi Anabis z powieści A.E. van Vogta – „Misja międzyplanetarna” – galaktyczna upiorna gazowo-pyłowa istota, która żywiła się energią wyzwoloną przez cierpienia istot żywych, zamieszkująca Mgławicę Andromedy. Jak widać nihil novi sub sole – więc nie na się czym za bardzo przejmować…
     

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz



[1] Niejawnie.

piątek, 21 lutego 2020

Flota USN-NASA już istnieje!




W ostatnich latach pojawiło się wiele stwierdzeń, które wspierają wynik jednego z największych naruszeń bezpieczeństwa w historii amerykańskiego wojska. Według raportów amerykańska marynarka wojenna - USN i NASA mają w pełni sprawną flotę kosmiczną. Co ciekawe, te „oskarżenia” są poparte przez wysoko postawione osoby, takie jak senator Daniel K. Inouye, który powiedział:
- Istnieje mroczny rząd z własnymi siłami powietrznymi, własną marynarką wojenną, własnym mechanizmem pozyskiwania funduszy i zdolnością do kontynuowania działań własne idee interesu narodowego, wolne od wszelkich kontroli i równowagi oraz wolne od samego prawa.


Mówią, że prawda jest gdzieś tam. Ale gdzie to jest? Jak odróżnić to, co ważne, a co nie, jeśli chodzi o życie Kosmitów, UFO i technologię pozaziemską - jeśli oczywiście istnieje?

Prawda jest taka, że w dzisiejszym społeczeństwie cienka linia dzieli to, co jest rzeczywiste, a co nie.

W ciągu ostatnich kilku lat pojawiło się wielu „informatorów”, którzy mówili - a niektórzy ośmieliliby się udowodnić - że rządy na całym świecie mają dostęp do niezwykle zaawansowanych technologii. Innymi słowy, technologii Obcych.

Jeden z najlepszych cytatów na temat życia Kosmitów i Ich obecności pochodzi od Paula Hellyera, byłego kanadyjskiego ministra obrony oraz człowieka odpowiedzialnego za połączenie kanadyjskich sił powietrznych, armii i marynarki wojennej w jedną zjednoczoną siłę, znaną jako Kanadyjskie Siły Zbrojne. Pan Hellyer powiedział:
- Dziesiątki lat temu goście z innych planet ostrzegali nas przed tym, dokąd zmierzamy, i oferowali pomoc. Ale zamiast tego my lub przynajmniej niektórzy z nas zinterpretowaliśmy Ich wizyty jako zagrożenie i postanowiliśmy strzelać jako pierwsi i zadawać pytania po… bilionach, a mam na myśli, że tysiące miliardów dolarów wydano na projekty, o których zarówno Kongres, jak i Naczelnego Dowódcę trzymano celowo w ciemności.

Ale Hellyer nie jest jedynym, który odważył się mówić o życiu Kosmitów i pozaziemskiej obecności. W rzeczywistości wielu astronautów/byłych astronautów zrobiło to samo.

Dr Brian O’Leary, były astronauta NASA i profesor fizyki w Princeton powiedział:
- Istnieje wiele dowodów na to, że kontaktujemy się z nimi, że cywilizacje obserwują nas od bardzo dawna, że ich wygląd jest dziwny z jakiegokolwiek rodzaju tradycyjnego materialistycznego zachodniego punktu widzenia. Że ci goście używają technologii świadomości, używają toroidów, używają współobrotowych dysków magnetycznych do swoich układów napędowych, które wydają się być wspólnym mianownikiem zjawiska UFO.

Czy ci ludzie kłamią? Czy ich słowa nie zostały dobrze zrozumiane?

A jest ich więcej. Gordon Cooper – były astronauta NASA, inżynier aeronautyki, pilot doświadczalny, jeden z siedmiu pierwszych astronautów z Project Mercury – pierwszego amerykańskiego załogowego programu lotów kosmicznych powiedział, że:
- Moim zdaniem oni obawiali się, że wywołałoby to panikę w społeczeństwie, gdyby wiedzieli, że ktoś ma pojazdy o takiej wydajności… więc zaczęli kłamać na ten temat. A potem myślę, że musieli zakryć kolejne kłamstwo, powiedzmy poprzez inne kłamstwo, aby zakryć swoje pierwsze kłamstwo, teraz nie wiedzą, jak się z tego wydostać. Przyznanie, że wszystkie te administracje powiedziały wiele nieprawd będzie bardzo kłopotliwe… [i, że] istnieje wiele pojazdów pozaziemskich krążących wokół.

Lista tychże jest długa i będzie o niej inny artykuł.

Co ciekawe, oprócz wszystkich powyższych, jednym z najbardziej kontrowersyjnych demaskatorów jest zdecydowanie Gary McKinnon, człowiek, który jakoś miał włamać się do najbardziej tajnych plików Pentagonu.

Po naruszeniu bezpieczeństwa McKinnon złożył kilka nadzwyczajnych oswiadczeń, mówiąc o tym, co spotkał na komputerach w ściśle tajnej wojskowej bazie danych.

Najwyraźniej amerykańska marynarka wojenna i NASA mają w pełni operacyjną flotę kosmiczną.

McKinnon powiedział, że jednym z najbardziej nietypowych plików, na jakie natrafił, był arkusz kalkulacyjny Excel, w którym wymieniono informacje o „oficerach pozaziemskich”.[1]

Jednak, jak wspomniano wiele razy, to, co powiedział McKinnon, można interpretować na wiele różnych sposobów. Jednak wielu demaskatorów i badaczy UFO zgadza się, że jedno jest pewne, owi „oficerowie” nie byli bazowani na planecie Ziemia.

Oprócz ciekawej listy, McKinnon znalazł oferty dla „tajnej floty kosmicznej”, która składała się z dziesięciu okrętów wojennych, nazwy wszystkich były poprzedzone prefiksem USS. McKinnon uważa, że ta tajna flota kosmiczna jest obsługiwana przez rząd Stanów Zjednoczonych.

- Znalazłem ten arkusz Excel, który mówił o pozaziemskich oficerach i pomyślałem: „O mój Boże, to jest niewiarygodne!” – powiedział Gary McKinnon.

Chociaż wiele osób kwestionuje autentyczność twierdzeń McKinnona, prawda jest taka, że musimy tylko spojrzeć na to, co powiedzieli inni ludzie w przeszłości, aby uzyskać szerszy obraz tego, co naprawdę się dzieje.

Co ciekawe, senator Daniel K. Inouye, najwyżej oceniany azjatycko-amerykański polityk w historii Stanów Zjednoczonych powiedział:
- Istnieje mroczny rząd z własnymi siłami lotniczymi, własną marynarką wojenną, własnym mechanizmem pozyskiwania funduszy oraz zdolnością realizowania własnych pomysłów dotyczących interesu narodowego, wolnych od wszelkich kontroli i równowagi oraz wolnych od samego prawa.

Oprócz senatora Inouye, cytowany jest Lord Admirał Hill-Norton, były szef sztabu obrony, pięciogwiazdkowy admirał brytyjskiej Royal Navy, przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO, mówiący że:
- W naszej atmosferze znajdują się obiekty, które są technicznie daleko przed wszystkim, co możemy rozmieścić, i że nie mamy możliwości powstrzymania Ich przed przybyciem tutaj… [i] że istnieje poważna możliwość, że jesteśmy odwiedzani od lat przez Ludzi z Kosmosu, z innych cywilizacji. Naszym obowiązkiem jest na wypadek, gdyby niektórzy z tych ludzi w przyszłości lub teraz stali się wrogo nastawieni, aby dowiedzieć się, kim są, skąd pochodzą i czego chcą. Powinno to być przedmiotem rygorystycznych badań naukowych, a nie rozpisywania się przez gazety tabloidowe.

Fakt czy fikcja? 

Może to być bardzo trudne do powiedzenia, ale warto wspomnieć, że istnieje wiele dowodów, które wskazują - przynajmniej częściowo - że społeczeństwu nie powiedziano wszystkiego na temat UFO, życia Kosmitów i Ich niezwykle zaawansowanej technologii.

Chodzi o to, że gdyby taka Tajna Flota Kosmiczna istniała naprawdę, nie zauważylibyśmy tego? Czy astronomowie amatorzy nie zauważyliby już dowodów na istnienie floty? Jakie są szanse, że jeśli coś takiego istnieje, nikt na planecie nie zauważył tego na niebie, w pobliżu Księżyca itp.?

Czy podoba się Wam to?


Moje 3 grosze


Nie, to mi się nie podoba. Nie sądzę, by poziom współczesnej techniki rakietowej pozwalał na skonstruowanie wielkich okrętów kosmicznych uzbrojonych w broń rakietową i laserową broń radiacyjną, których załoga liczyłaby 300 i więcej osób. Gdyby coś takiego było budowane na orbicie wokółziemskiej, to zostałoby natychmiast dostrzeżone i zlokalizowane. To pewnik.

Osobiście jestem przekonany, że istnieją okręty – takie normalne, nawodne i podwodne – które są uzbrojone w broń ASAT. Istnieje więc taka flotylla,   a chodzi tu o flotyllę okrętów wyposażonych w broń rakietową klasy woda-przestrzeń kosmiczna lub głębina wodna – przestrzeń kosmiczna - czyli pociski, które byłyby w stanie zestrzelić z orbity dowolnego satelitę nieprzyjaciela, jak zrobiono to w przypadku satelity szpiegowskiego NRO[2] USA-193/NROL-21 w dniu 21.II.2008 roku o godzinie 03:26 GMT/04:26 CET, który to satelita został zniszczony na orbicie antybalistycznym pociskiem rakietowym typu SM-3 Block I A wystrzelonego z pokładu krążownika USS Lake Erie i trafił satelitę na wysokości 247 km. Tak już nawiasem, to do akcji przeciwko USA-193/NROL-21 skierowano poza krążownikiem rakietowym USS Lake Erie także dwa niszczyciele rakietowe: USS Decatur i USS Russel, także wyposażone w pociski SM-3. Tak więc może chodzić właśnie o takie jednostki wyposażone w broń ASAT. I wtedy faktycznie – dokument widziany przez McKinnona ma sens.

A zatem taka flotylla istnieje na pewno, ale nie lata (na szczęście) w Kosmos, ale jest fragmentem amerykańskiego systemu SDI/NMD znanego jako „wojny gwiezdne”. I to prawdopodobnie do przebicia tego właśnie systemu Rosjanie opracowali swe ultra- i hipersoniczne systemy pocisków manewrujących. I znów rozwinięto śmiertelnie niebezpieczną spiralę zbrojeń, obłędu pochłaniającego siły i środki, które można by było przeznaczyć na rozwój Ludzkości.

Do czasu… 

  
Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz



[1] W oryginale użyto słowa non-terrestrial – co można przetłumaczyć także jako nieziemskich.
[2] National Reconnaisance Office – Narodowe Biuro Rozpoznania. 

niedziela, 14 października 2018

Starożytne wojny gwiezdne na Ziemi


Czy był to tylko meteoryt?

Od pewnego czasu na FB trwa dyskusja na temat działań wojennych w starożytności, które jako żywo przypominają działania zbrojne przy użyciu naszych współczesnych broni, w tym broni masowej zagłady. Poświęcono temu wiele opracowań książkowych i artykułów. Zainteresowanych odsyłam do książki dr. Miloša Jesenský’ego – „Bogowie atomowych wojen” dostępnej w Internecie na stronie - http://hyboriana.blogspot.com/2012/07/bogowie-atomowych-wojen-1.html i dalszych, w której zawarte są podstawowe dane o hipotezie Wielkiej Wojny Bogów-Astronautów.

Poszukując analogii i literackich paranteli przypomniałem sobie jedną z pierwszych powieści Stanisława Lema – „Niezwyciężony”, która powstała w latach 1962-63, a więc ponad pół wieku temu. Niektóre rzeczy się zdeaktualizowały, inne nabrały nowych znaczeń. Ale nie to jest ważne. W tej powieści przedstawiona jest rewelacyjna hipoteza nekroewolucji, myśl, którą zrazu nieśmiało wyraził w „Obłoku Magellana” (1955), potem w „Niezwyciężonym”, a której apogeum osiągnął w „Bajkach robotów” (1964) i „Cyberiadzie” (1965), a którą Lem przedstawił najprzystępniej w formie wykładu jednego z naukowców znajdujących się na pokładzie „Niezwyciężonego”.

A brzmi to tak: 
 
- W oceanie jest życie powiedział biolog. W oceanie jest, a na lądzie nie ma. Dlaczego?
- Na lądzie też było życie, Ballmin znalazł przecież ślady.
- Tak. Ale liczą one ponad pięć milionów lat. Potem wszystko, co żyło na lądzie, zostało wygubione. To, co powiem, brzmi fantastycznie, astrogatorze, i nie mam właściwie prawie żadnych dowodów, ale... to jest tak. Proszę przyjąć, że kiedyś, właśnie przed milionami lat, wylądowała tu rakieta z innego systemu. Być może z regionu Nowej. Mówił teraz szybciej, ale spokojnie. Wiemy, że przed wybuchem Dzety Liry szóstą planetę układu zamieszkiwały istoty rozumne. Miały wysoko rozwiniętą cywilizację typu technologicznego. Dajmy na to, że wylądował tu statek zwiadowczy Lyran i że doszło do katastrofy. Albo do innego nieszczęśliwego wypadku, w którym zginęła cała załoga. Powiedzmy: jakiś wybuch reaktora, reakcja łańcuchowa... dość że wrak, który osiadł na Regis, nie miał na pokładzie ani jednej żywej istoty. Ocalały tylko... automaty. Nie takie jak nasze. Nie człekokształtne. Lyranie prawdopodobnie także nie byli człekokształtni. Więc te automaty ocalały i opuściły statek. Były to wysoko wyspecjalizowane mechanizmy homeostatyczne, zdolne do przetrwania w najcięższych warunkach. Nie miały już nad sobą nikogo, kto wydawałby im rozkazy. Ta ich część, która była pod względem ustroju umysłowego najbardziej podobna do Lyran, usiłowała być może naprawić statek, chociaż w powstałej sytuacji nie miało to sensu. Ale pan wie, jak to jest. Robot naprawczy będzie naprawiał to, co do niego należy, bez względu na to, czy służy to komuś, czy nie. Potem jednak wzięły górę inne automaty. Uniezależniły się od tamtych. Być może miejscowa fauna usiłowała je atakować. Istniały tu jaszczuropodobne gady, były więc i drapieżniki, a drapieżnik pewnego typu atakuje wszystko, co się porusza. Automaty zaczęły z nimi walczyć i pokonały je. Do tej walki musiały się przysposobić. Przekształcały się tak, aby dostosować się najlepiej do panujących na planecie warunków. Kluczową sprawą było moim zdaniem to, że owe automaty posiadały zdolność produkowania innych, w zależności od potrzeb. Więc, powiedzmy, dla zwalczania jaszczurów latających potrzebne były mechanizmy latające. Żadnych szczegółów konkretnych oczywiście nie znam. Mówię to tak, jak bym sobie podobną sytuację wyobrażał w warunkach ewolucji naturalnej. Może nie było tu latających jaszczurów; może były gady ryjące, podziemne. Nie wiem. Dosyć że w miarę upływu czasu te mechanizmy, które istniały na lądzie, przystosowały się do warunków doskonale - i udało im się pokonać wszystkie formy zwierzęcego życia planety. Roślinnego też.
- Roślinnego też? Jak pan to tłumaczy?
- Tego dobrze nie wiem. Mógłbym wysunąć nawet kilka rozmaitych hipotez, ale wolę tego nie robić. Zresztą nie powiedziałem jeszcze najistotniejszego. W trakcie swego bytowania na planecie te potomne mechanizmy, po iluś tam setkach pokoleń, przestały być podobne do tych, które dały im początek, to znaczy - do produktów cywilizacji lyrańskiej. Rozumie pan? To znaczy, że rozpoczęła się martwa ewolucja. Ewolucja urządzeń mechanicznych. Co jest naczelną zasadą homeostatu? Przetrwać w zmieniających się warunkach, nawet w najbardziej wrogich, w najcięższych. Dalszym formom tej ewolucji samoorganizujących się metalowych systemów główne niebezpieczeństwo nie groziło bynajmniej ze strony zwierząt czy roślin miejscowych. Musiały zdobyć źródła energii i materiałów, z których mogłyby produkować części zastępcze i organizmy potomne. Rozwinęły więc coś w rodzaju górnictwa, w poszukiwaniu rud metali. Pierwotnie ich potomkowie, którzy przybyli tu na owym hipotetycznym statku, byli bez wątpienia napędzani energią promienistą. Ale na Regis nie ma w ogóle pierwiastków radioaktywnych. Więc źródło energii było dla nich zamknięte. Musiały szukać innego. Musiało przyjść do ostrego kryzysu energetycznego i myślę, że wtedy doszło do wzajemnej walki owych urządzeń. Po prostu do walki o przetrwanie, o byt. Na niej przecież polega ewolucja. Na selekcji. Urządzenia stojące pod względem intelektualnym wysoko, ale niezdolne do przetrwania, dajmy na to ze względu na rozmiary, które wymagały z kolei znacznych ilości energii, nie mogły wytrzymać konkurencji z mniej pod tym względem rozwiniętymi, oszczędniejszymi jednak i bardziej wydajnymi energetycznie...
- Czekajże pan. Mniejsza o fantastyczność, ale przecież w ewolucji, w grze ewolucyjnej wygrywa zawsze istota o bardziej rozwiniętym systemie nerwowym, nieprawdaż? W tym wypadku zamiast nerwowego był, powiedzmy, jakiś elektryczny, ale zasada pozostaje taka sama.
- To jest prawda, astrogatorze, tylko w odniesieniu do organizmów jednorodnych, powstałych na planecie w sposób naturalny, a nie przybyłych z innych układów.
- Nie rozumiem.
- Po prostu biochemiczne warunki funkcjonowania istot na Ziemi są i były zawsze prawie takie same. Glony, ameby, rośliny, zwierzęta niższe i wyższe zbudowane są z komórek prawie identycznych, mają taką samą niemal przemianę materii białkową a wobec tak równego startu czynnikiem różnicującym staje się ten, o którym pan mówił. Nie jest to czynnik jedyny, ale w każdym razie jeden z najważniejszych. Ale tu było inaczej. Najwyżej rozwinięte z mechanizmów, jakie wylądowały na Regis, czerpały energię z własnych zasobów radioaktywnych, ale urządzenia prostsze, jakieś małe systemy remontowe, dajmy na to, mogły posiadać baterie ładujące się energią słoneczną. Byłyby wówczas nadzwyczaj uprzywilejowane w stosunku do tamtych. Ale te stojące wyżej mogły je właśnie obrabować ze słonecznych baterii... a zresztą dokąd prowadzi ten spór?
- Może nie warto dyskutować nad tym, Lauda.
- Nie, to istotna rzecz, astrogatorze, to bardzo ważny punkt, ponieważ moim zdaniem przyszło tu do ewolucji martwej o bardzo swoistym charakterze, zapoczątkowanej wyjątkowymi warunkami, które utworzył zbieg okoliczności. Krótko mówiąc, widzę to tak: w owej ewolucji zwyciężyły ustroje, po pierwsze, miniaturyzujące się najskuteczniej, po drugie zaś - osiadłe. Te pierwsze dały początek tak zwanym czarnym chmurom. Osobiście myślę, że to są bardzo małe pseudoowady, mogące łączyć się w razie potrzeby, we wspólnym niejako interesie, w duże systemy nadrzędne. Właśnie pod postacią chmur. Tak poszła ewolucja mechanizmów ruchomych. Osiadłe natomiast zapoczątkowały ten dziwaczny gatunek metalowej wegetacji, które przedstawiają ruiny tak zwanych miast...
- A więc, według pana, to nie miasta?
- Naturalnie. To nie są żadne miasta, a jedynie wielkie skupiska osiadłych mechanizmów, martwych tworów, zdolnych do rozmnażania się, a czerpiących energię słoneczną za pośrednictwem swoistych organów... są nimi, jak przypuszczam, te trójkątne płytki...
- Więc pan uważa to "miasto" za wegetujące w dalszym ciągu?
- Nie. Mam wrażenie, że z jakiegoś, nie znanego nam powodu to "miasto", a właściwie ten "las metalowy" przegrał walkę o byt i teraz stanowi jedynie rdzewiejące szczątki. Ocalała jedna tylko forma: ustrojów ruchomych, które opanowały wszystkie lądy planety. Dlaczego? Nie wiem. Imałem się różnych obliczeń. Być może w ciągu ostatnich trzech milionów lat słońce Regis III stygło szybciej niż poprzednio, tak że owe wielkie osiadłe "organizmy" nie mogły już czerpać z niego dostatecznej ilości energii. Ale to tylko mgliste przypuszczenia.
- Powiedzmy, że jest, jak pan mówi. Czy przypuszcza pan, że te "chmury" mają jakiś ośrodek dyspozycyjny, na powierzchni albo w podziemiach planety?
- Myślę, że nic takiego nie istnieje. Być może te mikro-mechanizmy same stają się takim ośrodkiem, jakimś "martwym mózgiem", kiedy łączą się w określony sposób. Rozdzielanie się może być dla nich korzystne. Stanowią luźne roje, mogą dzięki temu przebywać stale pod słońcem, albo też podążać w ślad za chmurami burzowymi, bo nie jest wykluczone, że czerpią energię z wyładowań atmosferycznych. Ale w momencie niebezpieczeństwa, czy - szerzej - nagłej zmiany, która grozi ich istnieniu, łączą się...
- Coś musi jednak wyzwolić tę reakcję łączenia się, zresztą gdzie znajduje się podczas "rójki" niesłychanie skomplikowana pamięć o całym układzie? Przecież mózg elektryczny jest "mądrzejszy" od wszystkich swoich elementów, Lauda. Jakże te elementy mogłyby, po rozebraniu go, same powskakiwać na właściwe miejsca? Pierwej musiałby powstać plan całego mózgu...
- Niekoniecznie. Wystarczyłoby, gdyby każdy element zawierał pamięć tego, z jakimi innymi łączył się bezpośrednio. Dajmy na to, element numer jeden ma zetknąć się określonymi powierzchniami z szóstką innych; każdy z nich "wie" to samo o sobie. W ten sposób ilość informacji zawartej w poszczególnym elemencie może być bardzo nikła, ale poza nią potrzebny jest tylko pewien wyzwalacz, pewien sygnał typu: "uwaga! niebezpieczeństwo", na który wszystkie wchodzą we właściwe konfiguracje i powstaje momentalnie "mózg". Ale to tylko prymitywny schemat, astrogatorze. Przypuszczam, że sprawa jest bardziej zawiła, choćby dlatego, ponieważ takie elementy na pewno dość często ulegają zniszczeniu, co jednak nie może się odbić na działaniu całości...
- Dobrze. Nie mamy czasu, aby dłużej rozważać takie szczegóły. Czy widzi pan jakieś konkretne wnioski dla nas - w swojej hipotezie?
- W pewnym sensie tak, ale negatywne. Miliony lat ewolucji mechanicznej to zjawisko, z jakim się człowiek dotąd w Galaktyce nie spotkał. Proszę zwrócić uwagę na fundamentalną kwestię. Wszystkie znane nam maszyny służą nie sobie samym, lecz komuś. Tak więc z ludzkiego punktu widzenia bezsensowne jest istnienie metalowych, pieniących się gąszczy Regis czy jej żelaznych chmur - co prawda tak samo "bezsensownymi" można nazwać na przykład kaktusy na pustyni ziemskiej. Istota rzeczy tkwi w tym, że one same doskonale przysposobiły się do walki z żywymi istotami. Mam wrażenie, że one zabijały tylko w samych początkach owej walki, gdy ląd roił się tu od życia; wydatek energii na zabójstwa okazał się nieekonomiczny. Dlatego stosują inne metody, których skutkiem była katastrofa "Kondora", i wypadek Kertelena, i wreszcie - zagłada grupy Regnara...
- Jakie to metody?
- Nie wiem dokładnie, na czym polegają. Mogę tylko wyrazić osobisty sąd: casus Kertelena - to zagłada całej niemal informacji, jaką zawiera mózg człowieka. Zwierzęcia zapewne też. Tak okaleczone żywe istoty muszą naturalnie zginąć. Jest to sposób zarazem prostszy, szybszy, oszczędniejszy od zabijania... Mój wniosek z tego jest niestety pesymistyczny. Może to jeszcze za słabo powiedziane... Jesteśmy w sytuacji bez porównania gorszej od nich, i to dla kilku naraz powodów. Najpierw, żywą istotę można zniszczyć daleko łatwiej niż mechanizm czy urządzenie techniczne. Dalej, one ewoluowały w takich warunkach, że równocześnie walczyły z istotami żywymi - i ze swoimi metalowymi "braćmi" z rozumnymi automatami. Prowadziły więc wojnę na dwa fronty równocześnie, zwalczając wszelkie mechanizmy adaptacyjne ustrojów żywych oraz każdy przejaw inteligencji rozumnych maszyn. Wynikiem takich milionoletnich zmagań musi być niezwykły uniwersalizm i doskonałość działania niszczącego. Obawiam się, że aby je pokonać, musielibyśmy unicestwić właściwie wszystkie, a to jest prawie niemożliwe.
- Tak pan sądzi?
- Tak. To znaczy, oczywiście, przy odpowiedniej koncentracji środków można by zniszczyć całą planetę... ale to nie jest przecież naszym zadaniem, nie mówiąc już o tym, że nie starczy nam sił. Sytuacja jest rzeczywiście jedyna w swoim rodzaju, ponieważ - tak ją widzę - my właściwie jesteśmy intelektualnie górą. Te mechanizmy nie reprezentują bynajmniej jakiejś potęgi umysłowej, po prostu są doskonale przystosowane do warunków planety... do niszczenia wszystkiego, co żywe. One same natomiast są martwe. Dlatego to, co dla nich jeszcze nieszkodliwe, dla nas może być zabójcze.
- Ale skąd pana pewność, że nie posiadają rozumu?
- Mógłbym tu zrobić unik, zasłonić się niewiedzą, ale powiem panu, że jeśli w ogóle czegokolwiek, to tego właśnie jestem pewny. Dlaczego nie przedstawiają intelektualnej potęgi? Ba! Gdyby ją miały, już by się z nami rozprawiły. Jeśli pan przejdzie myślą przez wszystkie kolejne wydarzenia na Regis od czasu naszego lądowania, zauważy pan, że działają bez jakiegoś strategicznego planu. Atakują od wypadku do wypadku. No... sposób, w jaki pozbawiły Regnara łączności z nami, a potem atak na maszyny zwiadowcze... Ależ po prostu robią to, co robiły przed tysiącleciami. Przecież te wyższe automaty, które one wygubiły, na pewno porozumiewały się ze sobą właśnie falami radiowymi. Udaremnianie takiej wymiany informacji, rozkawałkowywanie łączności, to było jedno z pierwszych ich zadań. Rozwiązanie narzucało się niejako samo, bo chmura metalowa ekranuje tak dobrze jak nic innego na świecie.
- A teraz? Co mamy robić dalej?
- Musimy chronić siebie i nasze automaty, nasze maszyny, bez których bylibyśmy niczym - one natomiast mają pełną swobodę manewru, mają na miejscu praktycznie niewyczerpalne źródła odradzania się, mogą się powielać, jeśli zniszczymy ich część, a przy tym wszystkim nie mogą zaszkodzić im żadne środki zabójcze dla życia. Niezbędne stają się nasze środki najgwałtowniejsze: uderzenie antymaterią... ale porazić wszystkich w ten sposób nie można. Zauważył pan, jak postępują rażone? Po prostu rozsypują się... poza tym stale musimy znajdować się pod osłoną, co ogranicza naszą strategię, a one mogą się dowolnie rozdrabniać, przenosić z miejsca na miejsce... i gdybyśmy je rozbili na tym kontynencie, przeniosą się na inny. Ale to nie jest w końcu nasza rzecz - zniszczyć je wszystkie. Uważam, że powinniśmy odlecieć.
- Ach, tak.
- Tak. Bo skoro za przeciwników mamy twory martwej ewolucji zapewne apsychiczne, nie możemy rozważać problemu w kategoriach zemsty czy odpłaty za "Kondora", za los jego załogi. Byłoby to tym samym, co wymierzyć oceanowi chłostę za to, że zatopił statek i ludzi.
- W tym, co pan mówi, tkwiłoby sporo racji, gdyby rzeczy miały się tak w istocie - rzekł, wstając, Horpach. Oparł się oburącz o pokreśloną mapę. - Ale to w końcu hipoteza, a nie możemy wrócić z hipotezami. Potrzebna jest pewność. Nie zemsta, lecz pewność. Dokładna diagnoza, ustalenie faktów. Jeżeli je ustalimy, jeżeli będę miał zamknięte w zbiornikach "Niezwyciężonego" próbki tej - tej latającej fauny mechanicznej - o ile ona naprawdę istnieje, wówczas oczywiście uznam, że nie mamy tu nic więcej do roboty. Wtedy rzeczą bazy będzie już ustalenie dalszego typu postępowania. Nawiasem mówiąc, nie ma żadnej gwarancji, że te twory pozostaną na planecie, może będą się rozwijały, aby w końcu zagrozić i żegludze kosmicznej w tym rejonie Galaktyki. Gdyby nawet i tak miało być, to nie prędzej jak za setki tysięcy, raczej za miliony lat.
- Pan, astrogatorze, wciąż, jak się obawiam, rozumuje tak, jakbyśmy stali oko w oko z myślącym przeciwnikiem. To, co kiedyś było narzędziem istot rozumnych, po ich zniknięciu usamodzielniło się i z upływem milionów lat stało się właściwie częścią sił naturalnych planety. Życie pozostało w oceanie, bo tam nie sięga ewolucja mechaniczna, ale nie daje ona wstępu formom tego życia na ląd. Tym tłumaczy się umiarkowany procent tlenu w atmosferze - wydzielają go oceaniczne glony - jak również wygląd powierzchni kontynentów. Jest ona pustynią, bo te ustroje niczego nie budują, nie posiadają żadnej cywilizacji, nie mają w ogóle niczego prócz siebie, nie tworzą żadnych wartości: dlatego winniśmy je traktować jak siłę naturalną. Natura też nie tworzy ani ocen, ani wartości. Te twory po prostu są sobą, trwają i działają tak, aby to trwanie kontynuować...
- Jak pan tłumaczy zagładę samolotów? Chroniło je pole siłowe...
- Siłowe pole można zgnieść innym siłowym polem. Zresztą, astrogatorze, aby w ułamku sekundy unicestwić całą pamięć zawartą w mózgu człowieka, trzeba momentalnie wzbudzić wokół jego głowy pole magnetyczne o takim natężeniu, jakie trudno byłoby zrealizować nawet nam za pomocą środków, jakie mamy na pokładzie. Potrzebne byłyby do tego jakieś gigantyczne przetwornice, transformatory, elektromagnesy... I pan myśli, że one mają to wszystko? Ależ nic podobnego! Niczego nie mają. Po prostu są cegiełkami, z których potrzeba chwili buduje to, co niezbędne. Przychodzi sygnał: zagrożenie! Coś się pojawiło, wykrywalne wywołanymi zmianami, na przykład zmianami pola elektrostatycznego... natychmiast lotny rój układa się w ten jakiś "chmuromózg" i budzi się jego zbiorowa pamięć: takie istoty już były, postępowało się z nimi tak a tak, po czym uległy zagładzie... i powtarzają ów tryb postępowania...
- Dobrze - powiedział Horpach, który od dłuższej chwili nie słyszał już słów starego biologa. - Odkładam start. Zwołamy teraz naradę; wolałbym tego nie robić, bo kroi się na wielką dyskusję, namiętności naukowe rozgorzeją, ale innej rady nie widzę. Za pół godziny w głównej bibliotece, doktorze Lauda...
- Niech mnie przekonają, że się mylę, a wtedy na pokładzie przybędzie panu jeden człowiek prawdziwie zadowolony... - powiedział spokojnie doktor i tak cicho jak wszedł, opuścił kajutę.
Horpach wyprostował się, podszedł do ściennego informatora i wcisnąwszy taster wewnętrznej sieci głośników, wezwał po kolei wszystkich uczonych. Jak się okazało, większość specjalistów żywiła podobne przypuszczenia co Lauda; on był tylko pierwszy, który sformułował je tak kategorycznie. Spory rozgorzały jedynie wokół problemu psychiczności czy apsychiczności "chmury". Cybernetycy skłaniali się raczej ku uznaniu jej za system myślący, obdarzony zdolnością działania strategicznego. Atakowano Laudę ostro; Horpach zdawał sobie sprawę z tego, że namiętność owych ataków spowodowała nie tyle hipoteza Laudy, ile to, że zamiast z kolegami przedyskutował ją najpierw z nim samym. Mimo wszystkie więzy łączące ich z załogą uczeni stanowili jednak na pokładzie rodzaj "państwa w państwie" i przestrzegali pewnego, niepisanego kodeksu postępowania.
Główny cybernetyk, Kronotos, pytał, w jaki sposób według Laudy "chmura", choć pozbawiona inteligencji, nauczyła się atakować ludzi. Ależ to proste - odparł biolog. - Nie robiła nic innego przez miliony lat. Mam na myśli walkę z pierwotnymi mieszkańcami Regis. Były to zwierzęta, posiadające centralny układ nerwowy. Nauczyły się je atakować tak samo, jak ziemski owad atakuje ofiarę. Robią to z analogiczną precyzją, z jaką osa potrafi wstrzyknąć truciznę w zwoje nerwowe pasikonika czy chrząszcza. To nie inteligencja, to instynkt...
- A skąd wiedziały, jak zaatakować samoloty? Z samolotami nie spotykały się dotąd...
- Tego nie możemy wiedzieć, kolego. Walczyły, jak już wam mówiłem, na dwa fronty. Z mieszkańcami Regis - żywymi i martwymi, to jest z innymi automatami. Te automaty siłą rzeczy musiały używać rozmaitych rodzajów energii w celach obrony i ataku... Ale jeśli nie było wśród nich latających...
- Domyślam się, o co chodzi doktorowi - zauważył zastępca GC, Saurahan. Te wielkie automaty, makroautomaty, komunikowały się ze sobą celem kooperacji, i najłatwiej było je zniszczyć przez izolację, rozdzielenie, najlepszym więc sposobem było blokowanie łączności...
- Nie o to chodzi, czy można wyjaśnić poszczególne formy zachowania "chmury" bez uciekania się do hipotezy inteligencji - odparł Kronotos - ponieważ nie obowiązuje nas brzytwa Occhama. Nie nasze zadanie, teraz przynajmniej, tworzyć hipotezę, która najoszczędniejszymi środkami wyjaśni wszystko, lecz taką hipotezę, która umożliwi najbezpieczniejsze działanie. Dlatego raczej należy uznać, że "chmura" może być obdarzona inteligencją, bo to będzie większa przezorność. Będziemy działać wtedy ostrożniej. Gdybyśmy natomiast przyjęli za Laudą, że chmura nie ma inteligencji, a w rzeczywistości by ją miała, łatwo możemy za taki błąd zapłacić straszną cenę... Mówię to nie jako teoretyk, ale przede wszystkim jako strateg.
- Nie wiem, kogo chcesz pokonać - chmurę czy mnie - odparł spokojnie Lauda. - Nie jestem za brakiem ostrożności, ale chmura nie ma inteligencji innego typu, aniżeli ją ma owad, ile, dajmy na to, mrowisko. Przecież gdyby było inaczej, już byśmy nie żyli.
- Udowodnij to.
- Nie byliśmy dla niej pierwszym przeciwnikiem typu homo, ponieważ już miała z nim do czynienia: przypominam, że przed nami był tutaj "Kondor". Otóż, aby przeniknąć w głąb pola siłowego, wystarczyłoby się tym mikroskopijnym "muszkom" zagrzebać w piasku. Pole sięga tylko do jego powierzchni. One znały pola siłowe "Kondora", więc mogły się nauczyć tego sposobu atakowania. Tymczasem niczego podobnego nie zrobiły. Albo więc jest "chmura" głupcem, albo działa instynktownie...
Kronotos nie chciał się poddać, ale tu wkroczył Horpach, proponując, aby dalszą część dyskusji odłożono. Prosił o konkretne propozycje, wynikające z tego, co ustalono z dużym prawdopodobieństwem. Nygren pytał, czy nie można by ekranować ludzi, nakładając im hełmy metalowe, które uniemożliwiają działanie magnetycznego pola. Fizycy doszli jednak do wniosku, że to nie będzie skuteczne, ponieważ bardzo silne pole wytwarza w metalu prądy wirowe, rozgrzewające hełm do wysokiej temperatury. Gdy zacznie parzyć, nie będzie innej rady jak tylko zerwać go z głowy z wiadomym skutkiem.
Była już noc. Horpach w jednym kącie sali rozmawiał z Laudą i lekarzami; osobno skupili się cybernetycy.
- To jednak niezwykłe, że istoty o wyższej inteligencji, owe makroautomaty, nie odniosły zwycięstwa - powiedział któryś.
- Byłby to wyjątek potwierdzający regułę, że ewolucja idzie w kierunku komplikacji, doskonalenia homeostazy... sprawy informacji, jej wykorzystania... Te automaty nie miały szans właśnie dlatego, że były już na samym początku tak wysoko rozwinięte i skomplikowane - odparł Saurahan. - Zrozum, były wysoko wyspecjalizowane dla celów współpracy z ich konstruktorami, Lyranami, a kiedy zabrakło Lyran, zostały jakby okaleczone, pozbawione dowództwa. Natomiast te formy, z których powstały dzisiejsze "muszki" (nie twierdzę wcale, że one już wtedy istniały, uważam to nawet za wykluczone, musiały powstać daleko później), te formy były względnie prymitywne i przez to miały przed sobą wiele dróg rozwoju.
- Może był to czynnik nawet donioślejszy - dorzucił doktor Sax, który do nich podszedł - mamy do czynienia z mechanizmami, a mechanizmy nigdy nie wykazują takich tendencji samonaprawczych jak żywe zwierzę, żywa tkanka, która sama się odtwarza po skaleczeniu. Makroautomat, jeśli nawet mógłby naprawić inny, potrzebuje do tego narzędzi, całego parku maszynowego. Wystarczyło zatem odciąć je od takich narzędzi, aby oślepić. Stały się wtedy prawie bezbronnym łupem lotnych stworów, które były daleko mniej podatne na uszkodzenia...
- To niesłychanie ciekawe - powiedział nagle Saurahan. - Z tego wynika, że automaty trzeba budować zupełnie inaczej, niż to robimy, aby były naprawdę uniwersalne: należy wychodzić z małych cegiełek elementarnych, z pseudoko-mórek, które mogą się nawzajem zastępować.
- To nie jest takie nowe - uśmiechnął się Sax - bo właśnie ewolucja żywych form postępuje w ten sposób, i nieprzypadkowo... Dlatego i to, że "chmura" składa się z takich elementów wymiennych, na pewno nie jest przypadkiem... To jest sprawa materiału: uszkodzony makroautomat wymaga części, które wytworzyć może tylko wysoko rozwinięty przemysł, natomiast układ złożony z paru kryształków czy termistorów albo innych prostych ogniwek, taki układ może ulec zniszczeniu i to nie przynosi żadnej szkody, bo zastąpi go natychmiast jeden z miliarda podobnych. (…)
Jaki śmieszny i szaleńczy zarazem jest ten "podbój za największą cenę", to "heroiczne trwanie człowieka", ta chęć odpłaty za śmierć towarzyszy, którzy zginęli, bo wysłano ich na tę śmierć... Byliśmy po prostu nieostrożni, zbyt wiele zaufania pokładaliśmy w naszych miotaczach i czujnikach, popełniliśmy błędy i ponosimy konsekwencje. My, tylko my jesteśmy winni. Myślał tak, z zamkniętymi w słabym świetle oczami, które paliły go, jakby pod powiekami miał pełno piasku. Człowiek - pojmował to w tej chwili bez słów - jeszcze nie wzniósł się na właściwą wysokość, jeszcze nie zasłużył na tak pięknie nazwaną postawę galaktocentryczną, która wysławiana od dawna, nie na tym polega, aby szukać tylko podobnych sobie i takich tylko rozumieć, ale na tym, żeby nie wtrącać się do nie swoich, nieludzkich spraw. Zagarniać pustkę -owszem, dlaczegóż by nie, ale nie atakować tego, co istnieje, co w ciągu milionoleci wytworzyło swoją własną, nie podległą nikomu ani niczemu oprócz sił promienistych i sił materialnych, równowagę trwania, czynnego, aktywnego trwania, które jest ani lepsze, ani gorsze od trwania białkowych związków, zwanych zwierzętami czy ludźmi.[1]

Powstaje zatem pytanie: czy kiedyś coś takiego nie zdarzyło się na Ziemi? Niektóre historie Wielkich Wymierań – jak np. Epizod Ordowicki  – masowe wymieranie, które miało miejsce około 438 milionów lat temu, pod koniec Ordowiku. Wymarło wtedy około 85% gatunków (ponad 100 rodzin). Największe zmiany objęły ramienionogi, mszywioły, trylobity, a także graptolity i konodonty. Do gwałtownego wymierania ordowickiego mógł się przyczynić wybuch bliskiej supernowej lub rozbłysk gamma, przyjęcie przez Ziemię dużej dawki promieniowania gamma mogło spowodować zniszczenie warstwy ozonowej, prowadzące do unicestwienia wielu organizmów, zaburzenia fotosyntezy. Następstwem lub tylko wynikiem biegunowego dryftu kontynentów mogło być zlodowacenie Gondwany i orogeneza takońska. W stratygrafii z tego okresu obserwowane jest większe stężenie tlenu 18O. Izotop 18O powstaje z 14N i cząstek alfa – 2He.[2]

Drugim takim podejrzanym Epizodem jest największy z dotychczas znanych Epizod Permski – Epizod P/T z pogranicza Permu i Triasu, który zakończył Erę Paleozoiczną 245-250 MA temu. 

Wymieranie z pogranicza Permu i Triasu (około 250 mln lat temu) było najtragiczniejszym wydarzeniem tego typu w dziejach Ziemi. Niestety, jego przyczyny wciąż pozostają niejasne.

Trudności z jednoznacznym wskazaniem winnego bądź winnych wynikają po części z tego, że nadal nie znamy wielu faktów związanych z wymieraniem. Do tej pory nie ustalono, czy katastrofa była jednorazowym wydarzeniem, czy też składała się z kilku (ilu?) oddzielnych epizodów. Trudno stwierdzić, z którymi z tych potencjalnych wydarzeń miało związek wyginięcie konkretnej grupy zwierząt. I wreszcie, miliony lat, które upłynęły od tego wydarzenia, skutecznie zatarły zapis kopalny, niszcząc wiele dowodów mogących jednoznacznie wskazać winowajcę.

Wątpliwości sięgają zresztą o wiele dalej. Niekiedy trudno jest odróżnić przyczyny od skutków wymierania. Przykładowo, katastrofa z pogranicza permu i triasu – a zarazem paleozoiku oraz mezozoiku – była związana ze zmianami procentowego udziału poszczególnych izotopów węgla oraz tlenu.
Nie jest jasne, z czego wynikały te anomalie. Zmiana procentowego udziału stabilnego izotopu węgla 13C może stanowić efekt wyrzucenia do atmosfery dużych ilości metanu, na przykład na skutek uwolnienia klatratów spoczywających na dnach oceanów, lub w wyniku intensywnej działalności wulkanicznej. To z kolei może spowodować poważne zaburzenia ziemskich ekosystemów. W takim ujęciu anomalia δ13C (symbolem tym oznaczamy różnicę pomiędzy aktualnym udziałem izotopów 13C oraz 12C, a określonym arbitralnie udziałem standardowym) stanowiłaby jedną z przyczyn wymierania.
Ta sama anomalia może być jednak wywołana także nagłym załamaniem się ekosystemów, zmniejszoną produkcją roślinną oraz zanikiem bądź zmniejszeniem liczebności wielu grup organizmów. W tym przypadku anomalia δ13C byłaby już jednak nie przyczyną, ale skutkiem wymierania.

Brak rozróżnienia pomiędzy przyczynami a skutkami powoduje, że jeden fakt można interpretować na korzyść kilku hipotez wyjaśniających powody wymierania. Wymieniona anomalia δ13C potraktowana jako skutek przemawia na korzyść teorii wiążącej permską katastrofę z upadkiem planetoidy (wywołane przez nią wymieranie spowodowałoby zmniejszenie produkcji biomasy i zmianę procentowego udziału izotopów węgla). Z drugiej strony, jeśli anomalię uznamy za przyczynę, to zmusi nas to faworyzowania hipotezy łączącej wymieranie perm/trias z emisją metanu do atmosfery, a związana z tym zmiana wartości δ13C odzwierciedlałaby przyczyny, a nie skutek katastrofy.
Przynajmniej niektóre z problemów można by wyjaśnić, gdyby udało się dokładnie wydatować epizody intensywnej działalności wulkanicznej, upadku wielkich meteorytów i planetoid, anomalii izotopowych oraz wymierań poszczególnych grup organizmów. Niestety, na razie jesteśmy daleko od osiągnięcia tego celu, co powoduje, że ustalenie rzeczywistych przyczyn wymierań pozostaje wciąż trudne.

Starsze badania skupiały się na wskazaniu jednej, dominującej przyczyny każdego z wielkich wymierań. Obecnie coraz większa grupa naukowców podziela pogląd, że wymierania powodowane są przez wiele mechanizmów, które wspólnie doprowadzają do wyginięcia wielu lub nawet większości gatunków. Od schematu tego odbiegają zwolennicy teorii impaktowych – zakładających, że wymierania są wynikiem upadków dużych fragmentów materii pozaziemskiej, od wielkich meteorytów po asteroidy. Hipoteza taka zakłada, że to jeden czynnik (a konkretnie impakt) jest bezpośrednio odpowiedzialny za katastrofę, natomiast wszystkie pozostałe mogły jedynie zmienić jej rozmiary.

Aktualnie wydaje się jednak, że do każdego z wielkich wymierań musiało doprowadzić kilka, a nawet wiele czynników. Dobry przykład stanowi wymieranie Perm/Trias. Jego ogromne rozmiary – wyginęło 95 procent gatunków organizmów morskich – sprawiają, że nie daje się wskazać jednej przyczyny, która mogłaby spowodować taką hekatombę. Ani upadek planetoidy, ani intensywna działalność wulkaniczna lub uwolnienie klatratów metanowych nie doprowadziłyby do wymierania na tak dużą skalę, co pokazują zresztą inne zdarzenia z dziejów Ziemi. Żaden znany impakt ani okres wzmożonego wulkanizmu nie miał tak dalekosiężnych skutków.

Na istnienie wielu przyczyn wskazuje dodatkowo fakt, że katastrofa z pogranicza paleozoiku i mezozoiku nie była przypuszczalnie jednorazowym wymieraniem, ale grupą katastrof, które w sumie doprowadziły do zagłady zdecydowanej większości gatunków żyjących wówczas na Ziemi. Trudno przypuszczać, że wszystkie te epizody były spowodowane jedną przyczyną, zwłaszcza że każdy z nich dotknął najprawdopodobniej innych grup zwierząt i roślin.
Na kilka oddzielnych epizodów wymierania organizmów wskazywały próby dokładnego wydatowania momentu wyginięcia poszczególnych grup organizmów dotkniętych katastrofą. Aktualne datowania wciąż nie są jeszcze precyzyjne, jednak nie ulega wątpliwości, że trylobity, koralowce Rugosa, wielkie otwornice oraz niektóre spośród ramienionogów nie wymarły jednocześnie.

Badania wykonane w południowych Chinach, gdzie zachowały jedne z najefektowniejszych profili geologicznych dokumentujących granicę permu i triasu, pokazują, że wymieranie składało się z co najmniej dwóch epizodów, z których drugi nastąpił 180 tysięcy lat po pierwszym (Song et al., 2013). Co ważne, każdy z tych dwóch epizodów dotknął inne grupy organizmów. Pierwsze wydarzenie doprowadziło do wyginięcia taksonów żyjących w ciepłych, płytkich wodach morskich. Druga katastrofa dotknęła z kolei przede wszystkim zwierzęta morskie żyjące w pobliżu dna. Prawdopodobną bezpośrednią przyczyną takiego zdarzenia mogło być pojawienie się wód pozbawionych tlenu w strefie przydennej oceanów. Pierwsze ze zdarzeń było jednak przypuszczalnie spowodowane innymi mechanizmami; na przykład ochłodzeniem spowodowanym gigantycznymi erupcjami wulkanicznymi.

Cytowane badania nie brały pod uwagę wymierania zwierząt i roślin lądowych, które również poważnie ucierpiały (zniknęło 70 procent gatunków lądowych). Ich wyginięcia nie można wytłumaczyć brakiem tlenu w strefie przydennej. Może to oznaczać (choć nie musi), że za wymieraniem zwierząt na lądach stała inna przyczyna niż ta, która doprowadziła do pojawienia się strefy beztlenowej na dnach oceanów. To stanowi dodatkowy argument na rzecz teorii głoszącej istnienie wielu przyczyn katastrofy na granicy paleozoiku i mezozoiku.

Znamy obecnie co najmniej kilka procesów, które mogły doprowadzić do największego wymierania w dziejach Ziemi. Niewykluczone, że każdy z nich odegrał jakąś, mniejszą bądź większą, rolę. Oto najważniejsze z tych czynników:
1. Działalność wulkaniczna. W końcu permu na terenie dzisiejszej Syberii miały miejsce największe w ciągu ostatnich 500 mln lat wylewy law. Są tak zwane „trapy syberyjskie”. Powstały one stosunkowo szybko, oczywiście w geologicznej skali czasu. Działalność wulkaniczna nie ograniczała się jedynie do wylewu law. Około 20 procent całych wylewów stanowił materiał piroklastyczny, który został wyrzucony do atmosfery. Poza tym w atmosferze znalazły się także tysiące ton gazów, które mogły znacząco zmienić klimat na całej kuli ziemskiej. Wylewy law bazaltowych na terenie dzisiejszej Syberii nie były jedynym przejawem wzmożonej działalności wulkanicznej w schyłku permu. Podobne, chociaż dużo mniejsze pokrywy lawowe powstały wówczas także na terenie współczesnych południowych Chin. Uwolnienie tak wielkich ilości lawy oraz materiału piroklastycznego w czasie pół miliona lat musiało mieć ogromne konsekwencje. Wśród nich należy wymienić między innymi:
1.1. pył wyrzucony do atmosfery mógł spowodować krótkotrwałe, silne ochłodzenie („zima wulkaniczna”),
1.2. gazy wyrzucone do atmosfery doprowadziły do powstania kwaśnych deszczy, a być może także do zakwaszenia wód oceanicznych,
1.3. gazy cieplarniane wyemitowane do atmosfery mogły doprowadzić, po początkowym okresie ochłodzenia, do globalnego ocieplenia; aktualne badania potwierdzają zresztą, że w końcu permu i na początku triasu klimat zmieniał się raptownie.
2. Upadek planetoidy. Katastrofa kosmiczna na dużą skalę mogłaby doprowadzić do wymierania, pytanie jednak, czy na tak wielką skalę. W ciągu ostatnich 500 milionów lat na Ziemię upadło wiele wielkich meteorytów. Znaleziono także ślady impaktów na znacznie większą skalę. Żadne z tych zdarzeń nie miało jednak równie dalekosiężnych konsekwencji. Trudno jest znaleźć dowody przemawiające za upadkiem planetoidy w końcu Permu. Pod lodami Antarktydy ukryty jest przypuszczalnie krater, który mógł powstać w wyniku katastrofy kosmicznej na przełomie paleozoiku i mezozoiku. Na razie nie udało się go wydatować. Brak krateru nie stanowi zresztą argumentu przeciwko teorii impaktowej. Planetoida mogła bowiem upaść na ocean, a nie zachował się żaden fragment skorupy oceanicznej z tego czasu. Dlatego też nie można jednoznacznie odrzucić opisywanej hipotezy. Na razie brakuje dowodów przemawiających na korzyść tej hipotezy; wątpliwe też, czy takie zdarzenie mogło samo doprowadzić do największej katastrofy w dziejach życia na Ziemi.
3. Uwolnienie metanu z hydratów metanu. Hydraty metanu gromadzą się (również dzisiaj) na stokach kontynentalnych, pod osadami tworzącymi się na dnach oceanicznych. Nagłe uwolnienie metanu do atmosfery może powodować gwałtowne zmiany klimatyczne. Trudno sobie jednak wyobrazić, by same hydraty mogły doprowadzić do wielkiego wymierania. Poza tym nie tłumaczą one późniejszych, triasowych zmian klimatycznych, które miały miejsce krótko po wielkim wymieraniu. Uwolnienie hydratów powinno być bowiem zdarzeniem jednorazowym, po którym metan gromadził się na nowo przez długie miliony lat.
4. Zmiany konfiguracji kontynentów oraz poziomu wód morskich. W końcu paleozoiku powstał superkontynent Pangea, łączący w sobie niemal wszystkie lądy znajdujące się na kuli ziemskiej. Utworzenie jednego, olbrzymiego lądu w miejsce kilku mniejszych spowodowało zmniejszenie się powierzchni płytkich mórz szelfowych. Podobny efekt miałoby obniżenie się światowego poziomu morza. To z kolei mogło fatalnie wpłynąć na żyjące w nich organizmy. I rzeczywiście, zwierzęta płytkich mórz zostały najpoważniej dotknięte wymieraniem Perm/Trias. Czynnik ten nie wyjaśnia jednak wymierania na lądach, które również miało miejsce.
5. Brak tlenu w oceanach i/lub zmiana chemizmu wód. Bardzo prawdopodobna bezpośrednia przyczyna wymierania na pograniczu Perm/Trias. Musiał jednak istnieć jakiś inny czynnik, który doprowadził do ograniczenia ilości tlenu w wodach morskich lub do ich zakwaszenia. Niewykluczone, że tym czynnikiem była intensywna działalność wulkaniczna, którą w tej sytuacji należy za pierwszą przyczynę wymierania.

Dyskusja nad rzeczywistymi przyczynami wymierania permsko-triasowego będzie jeszcze trwała długo. Niewykluczone, że trudności ze wskazaniem głównego czynnika prowadzącego do największej katastrofy w dziejach życia na Ziemi wynikają nie tylko z braku z satysfakcjonujących danych geologicznych, ale także z faktu, że przyczyn było wiele i każda z nich odegrała ważną rolę.[3]


A więc kosmiczna wojna? A dlaczegożby nie? Ten problem – odwiedzin Ziemi przez inteligentne istoty w głębokiej Przeszłości – po raz pierwszy postawił tak konkretnie prof. Iwan Jefriemow w swej noweli pt. „Gwiezdne okręty” (1949), w której pisze on o lądowaniu Przybyszów z Kosmosu na mezozoicznym kontynencie azjatyckim około 70 MA temu. Polecam Czytelnikowi tą książeczkę, bo zawarte są w niej pewne wizjonerskie myśli, choć informacje naukowe już dawno zostały zweryfikowane i odeszły do lamusa. Otóż Obcy posługiwali się bronią jądrową i na dodatek od czasu do czasu tłukli nią dinozaury, które uprzykrzały im życie… NB, to właśnie oni przyczynili się do wyginięcia dinozaurów poprzez tworzenie na Ziemi kopalni rud uranowych i torowych. Fantazja? - no nie bardzo…

Hipoteza była odważna, ale nie wytrzymała próby czasu, bo po odkryciach Waltera i Louisa Alvarezów wiemy, że było nieco inaczej i jakieś 64,8 MA temu doszło do bombardowania Ziemi przez asteroidy, które wymazały dinozaury z oblicza naszej planety. Ta prawda jest także jednym z plusów napięcia politycznego lat 80. XX wieku.  

No właśnie, pamiętam, jak w latach 80-tych, w samym apogeum Zimnej Wojny zastanawiano się, jakie skutki może nam przynieść masowe użycie broni jądrowej i termojądrowej – tych wszystkich 9,4 Gt TNT uwięzione w głowicach i bombach nuklearnych, których by użyto w przypadku konfliktu.[4] Wszystkie kalkulacje i obliczenia wiodły do tego, że skończyłoby się to totalną katastrofą, przy której biblijny Armagedon to pestka. Uczeni tylko zastanawiali się nad tym, czy końcem tego konfliktu byłaby zima jądrowa czy totalny efekt cieplarniany. Tak czy owak, byłaby to hekatomba wszystkich istot żywych na naszej planecie, no może poza największymi głębiami Wszechoceanu i jaskiniami, i w konsekwencji Ziemia skończyła by tak, jak planeta Regis III w powieści Lema.

Jak już powiedziałem coś takiego mogło zdarzyć się co najmniej dwukrotnie w historii Ziemi. Tylko – no właśnie – skoro coś takiego miało miejsce, to czy są tego materialne ślady?

Obawiam się, że jeżeli nawet, to zostały one starte przez naturalne kataklizmy, które musiały wywołać te wojny. Powodzie, huragany, opady tefry, lodowce czy też tsunami – albo wszystko razem musiały doprowadzić do zniszczenia tego, czego nie zniszczyły walczące strony.

Może udałoby się znaleźć jakieś ślady wykorzystania energii jądrowej w postaci produktów rozpadu ciężkich jąder uranu, neptunu, toru czy plutonu – ale znów – czy bylibyśmy w stanie odróżnić je od naturalnych źródeł radioaktywności naszej planety?

Pewna nadzieja jest w poszukiwaniach jąder pierwiastków nie istniejących naturalnie we Wszechświecie, wytwarzanych w reaktorach jądrowych, ale z uwagi na dzielące nas przepaście Czasu, większość z nich rozpadła się do cna, a pozostałe po nich produkty zostały rozproszone.[5] Tym niemniej jednak może poprzez jakiś szczęśliwy traf uda się nam znaleźć takie skupiska…?

Cały problem polega jednak na barierze w umysłach wielu tzw. „uczonych”, dla których idea o możliwych odwiedzinach z Kosmosu jest nie do przyjęcia. Osobiście uważam, że odwiedziny są niezmiernie rzadkie – raz na 100.000 – 1 mln lat – ale nie zapominajmy, że wedle uczonych Ziemia istnieje już niemal 4,5 mld lat, a cały Kosmos około 18 mld lat. Więc czasu na odwiedziny jest dosyć. I nie tylko na odwiedziny. Wojny gwiezdne mogły być prowadzone na Ziemi i w Układzie Słonecznym, więc ich ślady mogłyby pozostać na Księżycu, Marsie i asteroidach. Istnieje możliwość, że Wenus stała się ofiarą takich działań i teraz smaży się w wywołanym sztucznie efekcie cieplarnianym, zaś Mars na odwrót – został zamrożony przez efekt globalnej zimy… Ale tego dowiemy się na pewno, kiedy wreszcie zagłębimy łopaty w glebie tych planet. 
   

Komentarze z KKK

Witam!
Robert oczywiście masz rację, cyt. "Niewykluczone, że trudności ze wskazaniem głównego czynnika prowadzącego do największej katastrofy w dziejach życia na Ziemi wynikają nie tylko z braku z satysfakcjonujących danych geologicznych, ale także z faktu, że przyczyn było wiele i każda z nich odegrała ważną rolę."
Nie jestem astronomem ale od dwóch lat zwracam uwagę na zmianę położenia gwiazdozbioru Kasjopei i Wielkiej Niedziedzicy! To oznacza zmianę Osi Ziemi. Skutki tego mogą być katastrofalne... ale nie, nie muszą. Na razie zmienia się klimat...
Jako wizjonerka przypomnę moją wizję "Studnia Czasowa"
cz.2  Oś Ziemi i Zmartwychwstanie    https://www.youtube.com/watch?v=T65RDXt7NJI
Pozdrawiam serdecznie – Eleonora


Polecam moje opowiadania na stronie „Opowieści łotrzykowskie Daniela L.” – „Daeghtine” - http://daniel-laskowski.blogspot.com/2018/10/opowiadania-wakacyjne-203.html,  „Berenika i wieloryby” - http://daniel-laskowski.blogspot.com/2018/09/opowiadania-wakacyjne-191.html i inne. Przedstawiam tam m.in. hipotezy odnośnie wielkich wymierań i ich przyczyn. Daniel Laskowski 

Witam ponownie...
 Właśnie przeczytałam artykuł który wyjaśnia wiele spraw...
"Czy istnieje kosmiczna wojna między pozaziemskimi cywilizacjami?"
tłumaczenie automatyczne:
"Walka z istotami pozaziemskimi w celu podboju kosmosu?
Wiceprezydent nic nie związanej z obcymi zadeklarować, w rzeczywistości, wspominał Rosja i Chiny jako swoich głównych rywali w podboju przestrzeni, zapewniając, że te narody pracują nad podobnymi projektami z ziemią.
Chociaż Trump wydał już rozkaz stworzenia nowego frontu militarnego, Kongres Stanów Zjednoczonych nie zatwierdził jeszcze budżetu na stworzenie: czy Chiny czy Rosja rzeczywiście staną się rywalami Stanów Zjednoczonych w wojnie kosmicznej? Czy te oświadczenia będą sposobem na odwrócenie uwagi i ukrycie prawdy o tym, co dzieje się we wszechświecie i wojnie między pozaziemskimi cywilizacjami?" - Eleonora 



[1] Stanisław Lem – „Niezwyciężony”, op.cit.
[2] Wikipedia.
[4] Dane według SIPRI w 1984 roku.