Wszystko
zaczęło się banalnie. W pewną odpustową niedzielę w październiku 2000 roku, od
straganiarki kupiłem napełniany helem balonik w kształcie Ufonauty - Szaraka, w
kolorze srebrnym. Zakup mi się udał i ubawu było co niemiara. Do czasu.
W
pewnym momencie pokazałem Ufiastego - bo tak nazwaliśmy ten balonik - kotu
mojej siostry - czarnemu kudłatemu Daktylowi. Daktyl leżał sobie na parapecie
okna i spoglądał na świat w przerwach pomiędzy drzemkami, jako istota
absolutnie szczęśliwa i zadowolona z życia. Podkradłem się do Daktyla i
powolutku wypuściłem w jego kierunku Ufiastego, ciekawy jakaż to będzie jego
reakcja na widok Pozaziemianina.
Reakcja
była - a jakże - piorunująca. Daktyl śledził dziwną, srebrzystą istotę powoli
doń się zbliżającą i kiedy znalazła się ona vis-a-vis jego - bez namysłu
zaatakował Ufiastego pazurami. Na szczęście dla tego ostatniego oddzielała ich
szyba okienna, bo rozwścieczony Daktyl rozdarłby go na strzępy!...
Próbowałem
potem - zbulwersowany reakcją Daktyla - zbliżyć Ufiastego do innych kotów mojej
siostry. Reakcje ich były różne: jedne uciekały na jego widok, inne oglądały z
zaciekawieniem, obwąchiwały go i próbowały polizać, ale im nie smakował, w
związku z czym szybko traciły zainteresowanie. Psy także brały Ufiastego na
węch i na smak, ale i na tym się kończyło ich zainteresowanie kontaktem z
Obcymi Cywilizacjami.
A
jednak reakcja Daktyla nie dawała mi spokoju. Cała sprawa jest niby śmieszna i
można by przejść ponad nią do porządku dziennego, ale...
Przypomnij
sobie Czytelniku bajki, które czytywała Ci mama na dobranoc. Nie te upiorne
brednie rodem z amerykańskich czy japońskich kreskówek, ale nasze polskie
klechdy domowe, śląskie powiastki Gustawa Morcinka czy góralskie gadki z
Tatr czy Beskidów. Ja je pamiętam, bo urzekają mnie swym niby to prostą
narracją, a nade wszystko subtelną i głęboką myślą zawartą w morale - a zatem
czymś, czego nie ma w mechanicznych bredniach o pokemonach, spidermanach czy
innych upiornych wymysłach chorych mózgów. I rzuciło mi się w oczy jedno: jak
wiele razy zwierzęta pomagają prawym i szlachetnym bohaterom tych barwnych
opowieści w walce ze złymi czarownikami, smokami czy innymi potworami, które
zagrażają ich krajom czy miejscowościom, w których mieszkają! I to bez względu
na to, czy są to zwierzęta roślinożerne czy drapieżniki - w chwilach zagrożenia
wrogą przemocą, atakiem potwora czy głupotą złego władcy - lwy, tygrysy, konie,
koty, psy, jelenie, krowy, kury, gęsi i inne zwierzęta - nawet owady i ryby -
stają po stronie człowieka! Człowieka prawego, mądrego i szlachetnego. Stają,
by w jednym szeregu z człowiekiem walczyć ze smokiem, złym czarownikiem, złym
rycerzem czy w ogóle ciemnymi mocami Zła...
Bo tylko przy ich pomocy Dobro może zwyciężyć Zło. Przekładając to na
panującą na Ziemi sytuację można powiedzieć, że w jednakowym stopniu ludzie i
ich Bracia Mniejsi mogą być narażeni na
negatywne wpływy Obcych.
A
jak to się przekłada na stosunki Ziemian (pod tym pojęciem rozumiem nie tylko
ludzi, ale także wszystkie istoty żywe zamieszkujące Trzecią od Słońca) z
Ufonautami? Zazwyczaj badając miejsca CE badamy także reakcje na nie zwierząt i
roślin. Ale spłycamy całe zagadnienie ograniczając się do suchych stwierdzeń
opisujących ich reakcje na poziomie podstawowym, nie zwracając uwagi na to, że
przecież konie, psy, koty, delfiny, małpy to zwierzęta o wiele bardziej
inteligentne, niż inne zwierzęta domowe i one na pewno głębiej przeżywają
zetknięcie z Obcymi, niż nam się to wydaje. Reakcja Daktyla może świadczyć o
tym, że być może kiedyś przeżył on spotkanie z taką istotą i zapamiętał je jako
zagrożenie, stąd reakcja obronna...
Podejrzewam
też, że Obcy kontaktują się z nimi - zwierzętami - przy pomocy telepatii (czy
czegoś w tym rodzaju) w odmiennych stanach świadomości - np. w czasie snu.
Zwierzętom śnią się różne rzeczy, przyjemne i nieprzyjemne - w tym także
koszmary - może właśnie wtedy Obcy sondują ich psychikę? A dlaczego nie? To doskonale tłumaczy fenomen zjawiska bedroom
visitors - dziwnych istot nawiedzających nasze domy w czasie naszego snu.
Zresztą to zjawisko znane jest od Starożytności. Wtedy mówiło się o lamiach i
empuzach, a w Średniowieczu i Odrodzeniu o strzygach, inkubach czy sukkubach... Za kontakty z Nimi
szło się na stos. A przecież był to tylko Kontakt z Obcymi i nic więcej. Ale to
było coś, co przerastało ciasne, zakute w dogmaty religijne łby inkwizytorów i
ich sadystycznych pomocników, którzy cieszyli się ze straszliwych cierpień
swych bliźnich, opowiadając przy tym androny o miłości Boga do człowieka...
Dlatego Obcy porzucili ten model Kontaktu, ograniczając się do Obserwacji
Dalekich. Teraz ofiarom Bliskich Spotkań nie grozi spalenie żywcem na stosie,
więc powrócili do dawnej taktyki i techniki Kontaktu - stąd fale doniesień o
nocnych odwiedzinach.
Istnieje
jeszcze osobna kategoria prawdopodobnych oddziaływań Obcych na zwierzęta - są
to przypadki ich okaleczeń, prowadzących w większości przypadków do ich
śmierci. Podejrzewam jednak, że okaleczenia te są powodowane tylko przez ludzi
i nieznane nauce zwierzęta - np. duże małpy bądź małpoludy Azji czy obu Ameryk
(Yeti, Bigfoot czy Didi), a nie przez Obcych. Ktoś najprawdopodobniej jedynie
wykorzystuje Obcych, jako przykrywkę dla swych nielegalnych eksperymentów - być
może genetycznych, bakteriologicznych czy innych. Obcy stosują o wiele
subtelniejsze metody badań i nie muszą uciekać się do prymitywnej siły i
popełniać sadystyczne zbrodnie na istotach stojących niżej na drabinie
ewolucyjnej...
Zwierzęta
mogą być dla Obcych doskonałym źródłem informacji o naszej planecie, a to
dlatego, że dają Im one nieskażony intelektem przekaz informacji z ich zmysłów
- a mają one zmysły takie, których ludziom nie dostawało i długo jeszcze przy
pomocy techniki dostawać nie będzie... Dlatego zanim kopniesz psa, czy uderzysz
swego kota zastanów się - czy aby za jego pośrednictwem Obcy nie patrzą i
słuchają Ciebie... A zatem należałoby poświęcić im więcej uwagi w naszych
dochodzeniach ufologicznych na miejscu Obserwacji Dalekich i Bliskich Spotkań.