Czy Trójkąt Bermudzki ma coś
wspólnego z zaginięciem malezyjskiego samolotu?
Bejnamin Radford
Zaginięcie lotu MH-370 jest taką tajemnicą, która przypomina o
możliwości istnienia wietnamskiego Trójkąta Bermudzkiego. Ale traktujmy to z
przymrużeniem oka. Funkcjonariusze z kilku krajów, tuziny samolotów i statków
czeszą Morze Południowochińskie i Zatokę Bengalską po tajemniczym zniknięciu
samolotu Malezyjskich Linii Lotniczych z lotu MH-370 z 239 osobami na
pokładzie, zaś wielu ludzi podejrzewa, że może ma to jakiś związek z Trójkątem
Bermudzkim.
Stało się nieuniknionym to, że zniknięcie to przywoła porównania
do niesławnych akwenów, na których giną statki i samoloty bez śladu. Kilka dni
temu, malezyjski polityk napisał na Twitterze: Nowy Trójkąt Bermudzki został wykryty na wodach Wietnamu, gdzie padają
wszystkie doskonale wyekwipowane w elektronikę jednostki. Oburzyło to wielu
ludzi, których komentarze były nieżyczliwe, a którzy potem przeprosili za nie.
Określenie „Trójkąt Bermudzki” wprowadzono w obieg w 1964 roku,
ale zostało rozpowszechnione na cały świat w dziesięć lat później, kiedy Charles Berlitz, którego rodzina
stworzyła popularną serię kursów językowych, napisał książkę i nim. Berlitz
wierzy w to, że legendarny kontynent lub subkontynent Atlantydy istniał
naprawdę i odpowiada za tajemnicze katastrofy i zniknięcia statków i samolotów
u wybrzeży Florydy.
Przez wiele lat powstało wiele teorii i hipotez usiłujących
objaśnić tę tajemnicę. Kilku pisarzy rozszerzyło teorię Berlitza o Atlantydzie
sugerując, że mityczne miasto leży na dnie oceanu i używa swej słynnej
„krystalicznej energii” do topienia statków i samolotów. Inne, bardziej
egzotyczne teorie sugerują, że są tam portale czasowe i Kosmici – w tym
opowieści o podwodnych bazach Obcych. Wciąż inni ludzie wierzą w to, że
wyjaśnienie leży w niezwykle rzadkich ale naturalnych geologicznych i hydrologicznych
zjawiskach naturalnych.
Inni sugerują, że samolot Malezyjskich Linii Lotniczych znikł
nad akwenem, który jest dokładnie naprzeciwko części globu na której znajduje
się Trójkąt Bermudzki. Czyż nie jest to zadziwiający zbieg okoliczności?
Wydaje się być to tajemniczym i dziwnym, kiedy spojrzymy na mapę
lub globus i zauważymy, że rejon poszukiwań jest dokładnie w przeciwległym
rejonie świata nie do Trójkąta Bermudzkiego, który znajduje się na Północnym
Atlantyku, ale do Morza Karaibskiego. Pomijając dywagacje geograficzne, to
nadal nikt nie wie, gdzie samolot znikł. być może wpadł on i zatonął w Morzu
Południowochińskim, być może u wybrzeży Malezji lub gdzieś indziej. W
rzeczywistości ratownicy podejrzewają, że samolot nie wpadł w ogóle do oceanu,
ale może znajdować się w dżunglach Wietnamu, dokąd też wysłano ekipy
poszukiwawczo-ratownicze. A że samolot mógł wykonać skręt po ostatnim kontakcie
radarowym, to obszar poszukiwań jest ogromny.
Dwanaście diabelskich cmentarzy - to właśnie w Wirze Oceanu Indyjskiego miał się pogrążyć Boeing-777 z lotu MH370...
Dlaczego Trójkąt Bermudzki?
Największym problemem, który łączy zagadkę lotu MH-370 z
Trójkątem Bermudzkim to jego zniknięcie, jednakże Trójkąt Bermudzki nie
istnieje. został on odmitologizowany jeszcze w latach 70., kiedy Lawrence David Kusche zbadał rzekome
dziwne zniknięcia w Trójkącie Bermudzkim. Kusche wyczerpująco przebadał dziwne
„tajemnicze zniknięcia”, Berlitz i inni napisali o tym i stworzyli historię,
która opiera się w zasadzie na błędach, przekłamaniach i tajemnicy – zaś w
niektórych przypadkach – fabrykowaniu całych historii – a wszystko to
przekazywane było jako sprawdzone fakty.
W swej książce „Trójkąt Bermudzki – tajemnica rozwiązana” (wyd.
polskie: Warszawa 1983), Kusche odnotował, że kilku pisarzy piszących na ten
temat nie dokonało żadnych konkretnych dochodzeń – najczęściej ściągając i
powtarzając informacje od wcześniejszych autorów, którzy robili to samo. W
kilku przypadkach nie ma żadnych zapisów o statkach i samolotach, które
zaginęły w tym trójkątnym, wodnym cmentarzu – one nigdy nie istniały, poza
wyobraźnią autorów. W innych przypadkach, statki i samoloty były prawdziwe –
ale Berlitz i inni zaniedbali powiedzieć tego, że one „tajemniczo znikły” w
czasie paskudnych sztormów.
[L. D. Kusche niestety
sam przeprowadzał swe „badania” w bibliotekach uniwersyteckich, a które
polegały na wyszukiwaniu wycinków prasowych na temat katastrof. Poza tym
dobierał je tak, by świadczyły tylko i wyłącznie za jego tezami. NB, złapałem
go na ewidentnym fałszerstwie dotyczącym Trójkąta Smoka. Otóż pan Kusche
zaniżył bezczelnie tonaż zaginionych tam statków by zbagatelizować sprawę. Nie
zaginęły tam – wedle niego – trawlery rybackie, ale „jakieś tam” kutry. Poza
tym – wedle obliczeń Japończyków, a co podaje Kusche – zaginęło tam w ciągu
1968 roku – 521 kutrów i łodzi, w 1970 roku – 435 a w 1972 roku – 471! Przecież
to oznacza, że w samym roku 1968 w każdym dniu znikało na morzu około 1,43
jednostki! - czyli co najmniej jedna dziennie!!! I co z tego? Zakładając, że
każda jednostka rybacka ma 8 - 12 osób załogi oznacza to, że na morzu zaginęło
bez wieści około 5.000 ludzi! Czy zaginięcie bez wieści 5.000 osób może być
ignorowane przez władze? TAKICH RZECZY PO PROSTU IGNOROWAĆ NIE SPOSÓB!!! Zob. http://hyboriana.blogspot.com/2014/04/trojkaty-bermudzkie_20.html – przyp. tłum.]
Także należałoby odnotować, że akwen Trójkąta Bermudzkiego jest
gęsto uczęszczany przez statki wycieczkowe i handlowe, i logiczne jest to, że
więcej statków tonie właśnie tam, niż na np. mało uczęszczanych trasach
Południowego Pacyfiku. Ale akweny znajdujące się w „piekielnym trójkącie” wcale
nie mają tak wysokiej liczby tajemniczych zaginięć.
Lot MH-370 i jego zaginięcie jest prawdziwą tajemnicą, ale to,
że to się stało wcale nie jest czymś aż tak niezwykłym, tak więc nic
niewyjaśnionego czy nadnaturalnego tam nie zaszło. Rejon poszukiwań jest wielki
i odległy (ok. 2000 km od wybrzeży Australii) a prądy morskie mogą rozwłóczyć
szczątki samolotu na wielkie dystanse. Losy lotu MH-370 są nieznane, ale
wyjaśnienie może się pojawić każdego dnia.
Ostatnie wieści z Australii
W dniu 27.VI.2014
r. „Teleexpress” przekazał informację iż australijscy śledczy podali, że
pasażerowie lotu MH-370 nie żyli już po utracie łączności z samolotem wskutek
rozhermetyzowania kabiny, a samolot prowadzony przez autopilota leciał dalej
sam...
Moje 3 grosze
A zatem
wszystko wskazuje na to, że najprawdopodobniej został rozegrany scenariusz
uprowadzenia i zrabowania cargo Boeinga-777, którego dokonali albo
piloci albo złodzieje znajdujący się wśród pasażerów. Historia zna tego rodzaju przypadek, kiedy
porywacz – niejaki D. B. Cooper –
najpierw uprowadził samolot Boeing 727 kompanii Northwest
Airlines z lotu NA-305, a którego trasa przebiegała z Waszyngtonu, DC do
Seattle, WA przez Minneapolis, MN, Great Falls, VA, Missoula, MO, Portland, OR i Spokane, WA, a
potem wyskoczył z okupem ze spadochronem. Już w powietrzu pasażer siedzący w
fotelu na końcu samolotu wręczył stewardessie kartkę ze swoimi żądaniami: linie
lotnicze mają mu dostarczyć 200.000 $USA i 4 spadochrony, w przeciwnym razie
zdetonuje bombę, którą miał na kolanach.
Spełniono
jego żądanie i dostarczono mu na pokład to, czego sobie życzył. Ten z kolei
uwolnił wszystkich pasażerów i członków załogi poza kapitanem i stewardessą,
która stała się jego zakładniczką. Porywacz zażądał, by polecieli do Meksyku,
ale nie było to możliwe – Boeing 727 nie mógł pokonać tej
trasy bez uzupełnienia paliwa i zgodził się on na tankowanie w Reno, NV.
Porywacz przystał na to, wszakże pod dwoma warunkami: samolot musiał lecieć na
pułapie poniżej 10.000 ft/~3000 m z prędkością 200 mph/320 km/h z otwartym
tylnym włazem. Samolot wystartował w kierunku Reno, a za nim 5 myśliwców
śledzących jego lot i tylny właz Boeinga. Porywacz w pewnej chwili
wyskoczył ze spadochronem i 200.000 dolarów i znikł w mroku i gęstwinie leśnej
w odległości 35 mi/56 km na północ od Portland, WA… Nie złapano go nigdy, choć
policja i FBI wychodziły ze skóry, żeby go dopaść.
Halina Krahelska, która
opisała ten przypadek w swej książce „SOS” (Warszawa 1988) podaje jeszcze, że sześciu
innych próbowało powtórzyć ten numer, ale im to już nie wyszło.
Im nie – to
fakt, ale np. pilotom czy innym ludziom na pokładzie Boeinga-777 z lotu MH-370
to wyjść mogło. Samolot zniżył swój lot, przecinając przestrzeń powietrzną nad
Półwyspem Malajskim, gdzie uwolniono go od złotego cargo, następnie złodzieje
wyskoczyli ze spadochronami zostawiając samolot z nieżywymi pasażerami i załogą
na pastwę losu. Tak być mogło, bo na coś takiego wskazują parametry lotu
samolotu od punktu ostatniego kontaktu radiowego z samolotem, aż do ostatniego
kontaktu radiolokacyjnego nad Cieśniną Malakka. Trudno przypuścić, by wyrzucili
drogocenny ładunek nad oceanem i sami skakali w wodę. Musieli to zrobić w
czasie przelotu nad Półwyspem Malajskim – gdzie po przejęciu ładunku na ziemi
zaszyli się w Malezji lub Tajlandii.
Od siebie
dodam tylko tyle, że to nie była robota amatorów i działali tutaj zawodowcy. To
była świetnie wykonana operacja w stylu służb specjalnych i chodziło o coś tak
cennego, że bez wahania poświęcono samolot i życie ludzkie ponad 200 osób dla
jego zdobycia. I nie ma tutaj miejsca na UFO i Trójkąty czy Kwadraty Bermudzkie
i inne. Uważam, że śledztwo w tej ponurej sprawie powinno się potoczyć właśnie
w tym kierunku…
Źródło: Mother Nature Network - http://www.mnn.com/earth-matters/wilderness-resources/stories/is-there-a-bermuda-triangle-connection-to-the-missing#ixzz35ZUI8Ygj
Przekład z j. angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©
CDN.