Zanim na dobre zacznie się dekorowanie mieszkania pod aniołem, nadrabiam zaległości w naszym obecnym mieszkaniu, które stało "odłogiem" pod względem dekoracyjnym przez lata mojej emigracyjnej nieobecności. W końcu udało mi się zamówić nową zasłonę z delikatnego lnu, która zawiśnie w naszej sypialni zastępując tą, która miała wisieć tam tylko tymczasowo.... Nie będę więcej opowiadać, pewnie sami wiecie jak rozwiązania tymczasowe mogą stać się permanentnymi.
Na poszukiwania odpowiedniej zasłony wybrałam się do sklepu cieszącego się opinią takiego, który posiada szeroki wybór. Pani w sklepie przedkładała mi różne wersje kolorystyczne i materiałowe, ale to wciąż nie było to. Zostałam chyba nawet w pewnym momencie wzięta za osobę, która po prostu przyszła tam pomarudzić. Przebłysk zrozumienia w oczach pani ekspedientki zobaczyłam dopiero wtedy, gdy wymsknęło mi się małe słowo komentarza "bo widzi pani, one są wszystkie takie idealne...". Wtedy został mi pokazany len, o jaki mi chodziło, jakby lekko pognieciony, przez to wyglądający naturalnie. Usłyszałam komentarz "zaprasuje się pani przy nim na śmierć", co nie znięchęciło mnie jednak do zakupów. Materiał nabyłam z miejsca i już nie mogę się doczekać, kiedy firanka będzie gotowa. Taka sama trafi zresztą później do mieszkania pod aniołem.
Moje wyczekane lniane zasłony wypatrzyłam też w jednej ze skandynawskich stylizacji. Tym razem w duecie nie z bielą, ale z kojącymi szarościami.
Jak wam się podoba to zestawienie?