W maju powinnam ustawowo brać urlop od blogowania i ogrodu ;)
Bo i tak nie mam kiedy usiąść i napisać czegokolwiek a ogród
co bym nie robiła to i tak mi zarasta dziczeje i robi co chce. Widać maj tak ma
i trzeba się przyzwyczaić i polubić ten stan pracy i umysłu…w końcu maj jest
raz w roku.
Ale potem nagle pojawia się czerwiec a wraz z nim czas
jakiejś magii w przyrodzie. Nie wiem jak
to się stało że tak nagle przyszło lato? Noc Kupały i lipiec za progiem? Kiedy
ten czas umknął???
Kiedy jaśminowce rozwijają swoje białe pąki i powietrze w
ogrodzie wypełnia się tym najbardziej czerwcowym zapachem coś się zmienia.
Podobno na wiosnę świat wariuje ale myślę że wariuje na schyłku wiosny i brzegu
lata. Ptakom, ssakom i całej roślinności udziela się czerwcowy zawrót głowy.
Pamiętam taką noc w
zeszłym roku tuż przed Świętojańską, kiedy w okolicy północy jechałam wąskimi
drogami pomiędzy polami i lasem odebrać swoje futrzaki z psiego Hiltona. Ta
droga zapadnie mi w pamięć na długo. Przez te kilkanaście kilometrów wąskich
serpentyn napotkaliśmy chyba wszystkie zwierzęta jakie mieszkają w naszej
okolicy. To była taka czarodziejska noc ja Wigilijna, kiedy świat zwierzęcy
przypomniał o swoim istnieniu. Na poboczu stała locha z małymi pasiastymi
warchlakami, przytulającym się do siebie kurczowo w świetle reflektorów. Sarny
z koziołkami przyglądały nam się przechodząc przez drogę lub spacerując leniwie
po leśnym runie. Tchórze, jeże i kuna przecięły nam szlak, a lis długo się zastanawiał nim zszedł na bok.
To była zdecydowanie ich noc. Może ich też upajała woń wiejskich jaśminowców,
czar krótkich nocy?
Ten rok nie jest inny. Kiedy zapada zmrok ogród ożywa, o świcie na
łąkach Moczarowego ogrodu przechadzają się dziki, sarny z koziołkami , które
fukają na mnie niepocieszone że przerywam im ucztę ale mieliśmy też ostatnio o
wiele większego gościa – Łosia! To już naprawdę duży gabaryt J
Oto co pozostawił po sobie...
To całe towarzystwo kręci się wokoło mojego warzywnika, ale
ptfu ptfu!!! Jeszcze nikt się nie włamał. Widać obfitość łąki im na razie
wystarcza. Choć w maju bażanty stale przycinały mi słodkie groszki, dbając by
się rozkrzewiły.
Warzywnik dostarcza mi mnóstwo niespodziewanej radości.
Wszystko jakoś rośnie, choć mam za mało miejsca i ciasnota panuje potworna.
Od początku maja miałam wysyp szpinaku, potem rzodkiewek w
dwóch odmianach „sukces” i „porażka” niestety zdjęcia tych pierwszych przepadły
wraz z awarią karty i aparatu (stąd moje milczenie i brak dokumentacji) Teraz
od początku czerwca sałata, rukola, musztardowiec oraz jarmuż i roszponka lądują na talerzu. W
lipcu będzie jeszcze ciekawiej bo już czekam na pierwsze pomidory, cukinie,
bób, fasolkę i selera naciowego.
Przypominam sobie też smaki z dzieciństwa za sprawą
groszku cukrowego…coś cudownego! Całe wieki go nie jadłam! A teraz mam go na
wyciągnięcie ręki J
Mam też trochę ziół, jedne dla mnie, inne dla gości na których
bardzo czekałam. Wiem to dziwne że się cieszę z liszek na koperku, ale ja
specjalnie za nim nie przepadam za to paź królowej bardzo… Dosieję mu zaraz
kolejną partię J
Ogród warzywny jest co najmniej o połowę za mały! Plan na
kolejny rok to powiększyć go o drugie tyle przestrzeni.
W ogrodzie panuje trochę bałagan.
Nie nadążam pielić i jakoś nie mam w tym roku do tego drygu. Ciągle coś mnie
odciąga. Sporo uwagi pochłania mi też warzywnik. Ale mimo to jest uroczo i trochę dziko więc tak jak lubię. Ogród w wielu miejscach dorósł i zmężniał.
Radzi sobie świetnie sam bez mojej pomocy a to że czasem trochę chwastów
gdzieniegdzie się pojawi jakoś przeżyje. Nawet odkąd zaczęłam pisać blog to
wiele rzeczy zwielokrotniło swoją wielkość…rabaty jakoś same się wydłużyły J
drzewa wyciągnęły ramienia konarów i gałęzi a byliny i krzaki utyły w szerz. Są
takie momenty że zaczynam myśleć „Wow ale się udało!” „Wow tak to miało być!”
lub „Ale fajnie wyszło że tak wyszło!” Sami zobaczcie!
To co ogród uznał za niestosowne
zostało ocenzurowane.
Mamy też nowych ochotników na
zamieszkanie w bagienku…no chyba że to jakaś aluzja nad którą powinnam się
zastanowić….