Sezon chorób przenoszonych drogą kropelkową uważam oficjalnie za otwarty. Po dwóch tygodniach spędzonych w domu z kaszlącym i kichającym na wszystko Jaśkiem, przyszła kolej na mnie i myślę że tembr mojego kaszlu śmiało można porównać z growlingowymi wokalizami deathmetalowców. Rogaty jednak mnie nie tknie, bo leczę się syropem czosnkowym i chuchem zabijam wszystko co się do mnie zbliży.
Słońce za oknem to zdrajca, który kusi pustą obietnicą ciepła, ale już po pierwszym wdechu wiesz, że zbliża się ta pani na literkę "Z" i jedyne co możesz zrobić, to przeprosić się z czapkami, rękawiczkami i szalami, przywdziać na siebie coś na kształt kołdry z otworami na ręce, a na nogi założyć ciepłe opończe i ciężkie ciżmy. Od tej pory nos Twój będzie czerwonym, okular zaparowanym, a kieszenie piętrzyć się będą od chusteczek higienicznych. Niektórym to odpowiada, nie mnie.
Jakiś czas temu pokazywałam tutaj nową torbę- trochę rozważną, trochę romantyczną, jej krój na tyle mi się spodobał, że postanowiłam uszyć podobną dla siebie. Wszystkie modowe magazyny ogłaszają szary kolorem nadchodzącej zimy (też mi odkrycie, od lat nie widziałam zimy w innych barwach), a ja postanowiłam wypiąć się na tę szarość i chyba trochę przegiełam, bo wyszedł mi z tego taki oto torbiszon...
Jak widać, zestawienie pod każdym względem nieoczywiste, niespokojne i na granicy dobrego smaku ale co zrobić, mnie się podoba. Dla lubiących bardziej przewidywalne układy, uszyłam jeszcze taką wersję (moja matula już ją sobie przywłaszczyła).
Spieszę dodać, że te efekciarskie refleksy są niczym innym jak tylko odbiciem z mojej czapki (nie, nie zakładam na głowę lustrzanej kuli rodem z wiejskiej potańcówki, proszę nie zapominać że kaszlę growlingiem).
Zapraszam do polubienia Szyjni na facebooku (kilk), znajdziecie tam szczegółowe zdjęcia wszystkich uszytych przeze mnie rzeczy, w tym także tych prezentowanych tu dzisiaj.
Wbrew temu, że kicham teraz na wszystko, to żegnam się z Wami niezmiennie słonecznie :)
Ania