środa, 8 sierpnia 2012

Ocalić od zapomnienia...

Witam serdecznie :-)
Przerwa dość długa w moim blogowaniu, ale nie to, żebym się wakacjowała, żeby mi Fredrich dokazywał ( zresztą jeśli nawet to od lipca Szanowny Małżon jest na macierzyńskim ;). Duża ilość jarmarków i kiermaszy, na które dostajemy  zaproszenia od organizatorów wpływa na ową "ciszę blogową" ;-) Mam dużo rzeczy do pokazania i mam nadzieję, że powoli to nadrobię (Wiem, wiem, mówią, że "nadzieja matką głupich" :D)

Na pierwszy ogień Retro Misia:


Od dawna męczył mnie pluszak w całości z lnu wykonany i stąd retro misia - zarówno ciałko jak i odzienie z lnu wykonane zostało. Ba!!! nawet nos grubą, lnianą nitką wyszyłam :-)


I jak Wam się podoba?? Robiąc jej sesję przed oczami miałam non stop miałam drewniane klocki w wersji soute - bez kolorów, w naturalnym kolorze drewna.

I co by za "łysy" post nie wyszedł, kilka modeli woreczków vintagowych w wersji romantic:



Znowu lennie i szaro, ale ja tak lubię i już!!!
Pozdrawiam wakacyjnie!!!
Do następnego!!!

poniedziałek, 9 lipca 2012

Obiecane przytulaki..

Witam serdecznie :-)
Na szybko wrzucam obiecanych przytulaków sztuk kilka.
Miś Kraciak - zamówiony przez Kasię dla jej synka Antosia:


Misia Lolita:


Kotka Zalotka w wersji lnianej:


Żyraf Alojzy:


Małe słoniki do zabawy w małych łapkach, które opanowały sztukę trzymania w rączkach:



A na koniec kilka ujęć z nowej sesji Fryderyka - sesji rockowo - paletowej :-)





To tyle na dziś.
Dziękuje ślicznie za pozostawiany ślad.
Pozdrawiam wszystkich.
Do następnego!!

środa, 20 czerwca 2012

Dziecięco!!! aczkolwiek nieszyciowo..

Przytulaki nadal sobie poczekają na prezentację ;) Niestety MUSIAŁY ustąpić miejsca tak przystojnemu chłopcu, jakim jest NASZ niespełna 3-miesięczny synek :-) Stali obserwatorzy bloga być może pamiętają zdjęcia z sesji rodzinnej, którą umieściłam w grudniu zeszłego roku. Wspominałam wówczas, że moim marzeniem i obiektem westchnień jest sesja dziecięca. Po urodzeniu Fryderyka, sesja gdzieś tam zawsze w mej głowie "siedziała"... i o ile kwestię finansową byśmy jakoś przepchnęli (sesja dziecięca nie jest za tanią imprezą;), to jeszcze umawianie się, zgranie terminów z fotografem - trochę to wszystko zniechęca. Jednak Dagmara z bloga Pod norweskim niebem mnie olśniła ;) Sama aranżuje i wykonuje sesje swojej 2-miesięcznej Anielce. Pomyślałam, kurcze mamy dobry aparat, nad aranżacją trzeba troszkę pomyśleć - zapewne coś się znajdzie, czemu by nie spróbować??? I oto Fredrich w swojej pierwszej sesji dziecięcej...
Aranżacja fotograficzna: Mama
Fotografia: Mama
Pomoc techniczna: Tata










Zdjęcia czeka jeszcze obróbka i kadrowanie, ale nie mogłam wytrzymać ;-) Wiem, wiem, profesjonalne sesje dziecięce wychodzą lepiej. Ale TA była wykonana własnoręcznie, co cieszy niezmiernie - tak jak wykonany przez siebie przytulak czy inny wyrób rękodzielniczy :-) Sesja jest moim wyrazem przeprosin wobec synka. Za bardzo dałam się wciągnąć w wir zamówień, szycia itd, i często miałam wyrzuty, że nasz Maluch jest na drugim planie. Teraz zwalniam trochę i zmieniam taktykę ;) Zamiast na krótki, pośpieszny spacerek, idziemy na dłuższy... Matka zabiera ze sobą worek rękodzielniczy, i jeśli się uda, to przycupnie gdzieś na ławce i podłubie przy śpiącym Fredrichu, jeśli się nie uda - to trudno, może innym razem..

Pomysły na następne aranżacje fotograficzne są ;-) Oby starczyło chęci i czasu do ich zrealizowania :)

Dziękuje ślicznie za pozostawianie komentarze!!!
Blogerki zajmujące się fotografią proszę o obiektywne opinie - nawet jeśli ma zaboleć ;)
Pozdrawiam serdecznie!!
Do następnego!!!

czwartek, 14 czerwca 2012

Powrót do lnu...

Witam serdecznie :-)
Dziękuje za piękne komentarze pod ostatnim wpisem :-)

Dziś powrót do lnianych klimatów będzie. Wiem, wiem, miały być jeszcze przytulaki i będą! Dziś mały przerywnik, coby za bardzo kolorowo się nie zrobiło ;)

Moja słabość do lnu znalazła swoje nowe oblicze :D w osłonkach/ocieplaczach na czajniki. Pomysły na nie chodziły za mną już od dawna, ale zawsze było coś innego do zrobienia.
Ale w końcu są!!! Na pierwszy ogień "Lniana herbatka ekspresowa" - już zaklepana przez panią Jolę - moją stałą klientkę z Artillo


Ocieplacz "Prowansalski szyk" 


A tu taki skromny, rustykalny, z bawełnianą koronką:



Powstał też, już jakiś czas temu, notes dla Justyny z bloga Moje hobby:



i zamówienie specjalne dla pani Miry:


serducha miały być prezentem dla siostry spodziewającej się dziecka - świetny pomysł :)


Na zakończenie, dla ubarwienia szarych, lnianych klimatów - historyjka z życia wzięta. Nie mogłam się powstrzymać, aby się nią z Wami nie podzielić ;-)

Miejsce akcji: łazienka.
Czas akcji: roboczy dzień tygodnia, godziny wieczorne.
W czasie kąpieli...
Mama: Oliwko chodź umyjemy włosy.
Oliwka: Nie, Oliwka nie lubi.
Mama: Trzeba myć włosy, bo nie będą rosły.
Włosy umyte :-)

Parę dni później w podobnych okolicznościach..
Oliwka nastawia swoją gąbkę, aby mama nalała na nią płynu do kąpieli:
- Włosy będą rosły - rzekła Oliwka szorując gąbką po głowie.
Mama: :-)
Oliwka kolejny raz nastawia gąbkę, mama kolejny raz nalewa płynu do kąpieli.
- Cycki też będą rosły - rzekła Oliwka szorując tym razem swoje małe piersiątka.
Mama: :D - uśmiała się do łez ;-)

Dziękuje za uwagę :-)
Pozdrawiam serdecznie!
Do następnego!!!

piątek, 8 czerwca 2012

Energetycznie! kolorowo! dziecięco!!!

Witam serdecznie po długiej przerwie. Od razu zaznaczę, że post będzie sporych rozmiarów - i kto dotrwa do końca zrozumie czemu przerwa w blogowaniu była tak długa ;)
To było bardzo kolorowe, energetyczne zamówienie, a zarazem bardzo pracochłonne ;) Zaczęło się od telefonicznego zapytania: "Czy wykona Pani girlandy na okno?" Nigdy nie robiłam, ale na liście pomysłów gdzieś tam była girlanda Bożonarodzeniowa czy do dziecięcego pokoju, więc czemu nie... Podesłałam pani Adriannie kilka inspiracji z sieci i między innymi album Brazylijki Luciany na Flickr. Osobiście zaglądałam już wiele razy na bloga Luciany i nadziwić się nie mogłam, że kobieta ma cierpliwość do takich szczególików i drobiazgów. Pani Ada wybrała girlandy w wersji najbardziej wypasionej - czyli wzorowanej na Lucianie, i wtedy mogłam się przekonać jak dużo cierpliwości wkłada Brazylijka w swoje prace ;) 

I jak już wspominałam zaczęło się od girland...
na początek kilka girland w stanie spoczynku...



Na jednej girlandzie było pięć zwierzaczkowych zawieszek...



A coby nie było za łatwo girland było "TYLKO" pięć sztuk ;)




Tak, tak 5 girland razy 5 zawieszek na każdej z nich, daje razem 25 zwierzaczków ze szczególikami!!!
Kilka zbliżeń, coby rozjaśnić o jakie szczególiki mi chodzi (uszka u słoników, hipopotamów, płetwy u rybek, skrzydełka, nóżki u ptaków itd)




A więc kontynuując "bajkę" - zaczęło się od girland, po drodze doszły poduchy z aplikacjami nawiązującymi do zwierzaków z girland:


Tyły poszewek - zakropkowane ;)


Przody oprócz aplikacji w rogach miały drobną dwu centymetrową ramkę, co dobrze widać na poniższym zdjęciu:


A tu pozwolę sobie zwrócić uwagę Czytelnika na ławeczkę, na której pozują poduchy. Wspominałam już kiedyś o niej i obiecywałam prezentację. Więc oto i jest ławeczko-skrzyneczka rękami Męża mego kochanego wykonana :* Można na niej i wygodnie przysiąść, i schować niepotrzebne szpargały :-)



A więc zaczęło się od girland, po drodze doszły poduchy z aplikacjami, "a może jeszcze narzutę?" Narzuta z chabrowym środkiem, ramą białą w chabrowe grochy, warstwą ociepliny i pikowaniem a'la Luciana - wypatrzonym przez panią Adę.



Narzuta pozuje na kolejnym dziele Męża mego - łóżko z palet dla Oliwy - łóżko jeszcze nie dokończone - czeka na szuflady. Jak się doczeka nie omieszkam się nim pochwalić w pełnej okazałości;)


i jeszcze jedno ujęcie na ławeczko-skrzyneczce. Pikowania to kwadratowe labirynty, mi osobiście kojarzące się z greckim motywem..


A coby nie było za mało, na sam koniec doszły zawieszki na ścianę. Można je zawiesić zamiast obrazków . Docelowo (czytaj: w pokoju dwóch chłopców) mają wisieć trzy obok siebie. Niestety nigdzie w swym mieszkaniu nie mam trzech gwoździ wbitych - także prezentacja zbiorowa w stanie spoczynku będzie:



A teraz "solówki" na ścianie:




Pani Ada jest bardzo zadowolona z zamówienia, jednak największą radość sprawił mi taki fragment oceny: "Mój półtoraroczny synek piszczał, gdy zawieszałam dekoracje" :-) I choć na prezentowanych przeze mnie zdjęciach girlandy są przytłoczone roletami rzymskimi, które mam na oknach w swoim domu, to według zapewnień pani Ady na jej "gołym" oknie wyglądają rewelacyjnie. Dziękuję za możliwość zrealizowania zamówienia, miła odskocznia od rustykalnych i vintagowych klimatów.

Wszystkim, którzy wytrwali do końca posta gratuluję cierpliwości ;)
A wpis dedykuję mojej młodszej siostrze, coby wiedziała, że w pracowni Petite Decor jest nie tylko szaro, lennie i biednie ;P, kolorowo też bywa :-)
Pozdrawiam wszystkich TUzaglądaczy :-)
Do następnego!!

wtorek, 22 maja 2012

"NASZE" w Szuwarach!!! :-)

"NASZE" , czyli z Petite Decor, "NASZE", czyli "ręcami" mego małżonka i mymi zrobione. "NASZE", "NASZE" - gdzie??? W Gościńcu Szuwary :-) Zajrzyjcie koniecznie, do jakże wspaniałego i klimatycznego miejsca dane było nam szyć. Tu strona szuwar: http://szuwary.com/ a na blogu właścicielki Szuwar można zobaczyć, jak "NASZE" wygląda w pięknych, rustykalnych wnętrzach - normalnie duma mnie rozpiera i napatrzeć się nie mogę :-) Najfajniejsze jest to, że wszystko w gościńcu łączy się w całość. Gościniec nazywa się Szuwary, pokoje nazywają się kwiatowo, np. apartament ma na drzwiach tabliczkę "w paprociach" i my wykonywaliśmy poszewki z grafiką nawiązującą do nazwy danego pokoju. Projekty graficzne haftów i ich wykonanie to jak zawsze made by mój małżonek ;-)

Czas na prezentację.
Na pierwszy ogień "Le kaczeńce" ;)


Druga w kolejności wdzięczy się "Les paprotka" ;-)



"Le trzcina" - w rzeczy samej:


i na koniec - smukły i zgrabny "La wrzos" ;-)


I co Wy na to??? :-) Mam nadzieję, że kiedyś ujrzę poduchy na żywo w pięknych Szuwarowych wnętrzach. Choć nie wiem, czy właścicielka mnie tam wpuści ;-) po tym jak w jednym z maili jej napisałam, że gdybym była gościem to zapewne połowę mebli wyniosłabym w walizce ;-)
Wszystkim miłośnikom klimatów rustykalnych i nie tylko im, polecam wypoczynek w Gościńcu Szuwary :-)

To tyle na dziś :-)
Wiem, że ostatnio było szaro i lennie, dlatego następne posty będą raczej kolorowe, gdyż szykuje się ciekawe dziecięce zamówienie, a poza tym udało mi się w międzyczasie wykończyć parę przytulaków, których dawno, oj dawno tu nie było...
Dziękuje za pozostawiane komentarze.
Pozdrawiam!!
Do następnego!!

poniedziałek, 14 maja 2012

Trochę klimatów prowansalskich...

Nie będzie dziś zapowiadanych wcześniej poduszek zamówieniowych, choć skończone już i spakowane, czekają na kuriera, który ma dziś zabrać pakę :-) Dziś kilka "staroci" ;-) W sieci, w wielu miejscach natknęłam się na poduchy z naszytymi serwetkami szydełkowymi, które bardzo mnie zaintrygowały jako maniaczkę klimatów rustykalnych. Musiałam i ja spróbować!!! Serwetki nie są dziełem rąk moich, gdyż umiejętności dziergania nie posiadłam i zapewne nie posiądę ze względu na brak cierpliwości :-)

Czas na prezentację "Prowansalskich szyków" w kilku wariantach:





 i jeszcze z nutką beżu:


Wiem, wiem, monotematyczna się robię ;-) poduchy, len, len, poduchy... Mam świadomość, że moja miłość do lnu zaczyna robić się zboczeniem, ale co poradzić ;-)
Pozdrawiam wszystkich TUzaglądaczy!!!
Do następnego!!!