- Pani Farnese - powiedział cicho. Wszyscy, z którymi pani spała, są podejrzani. Wszyscy, z którymi pani spała, są potencjalnymi ofiarami. Potrzebujemy ich nazwisk. Także ze względu na nich, nie tylko ze względu na nas. Na pewno to pani rozumie[1].
Jakkolwiek dziwnie to brzmi, coś jest na rzeczy. Być może to przypadek, że wśród ofiar jakiegoś świra, są ludzie, których Sarah Farnese zna z miłosnych zapasów w alkowie, ale też nie można zignorować faktu, że każda kolejna skatowana ofiara swego czasu utrzymywała z tą kobietą bliskie hmm... stosunki.
Tamtego dnia, gdy to wszystko się zaczęło, upał był taki, jaki nęka nas od poniedziałku. Ciężki, gęsty. Słońce grzało bezlitośnie. Sarah Farnese spędzała sierpniowe popołudnie w czytelni Biblioteki Watykańskiej. Na blacie mahoniowego biurka rozłożyła bezcenny manuskrypt, w ciszy oddawała się lekturze. Krzyk przerwał nagle ów spokój, a później zdarzenia potoczyły się już szybko. Do pomieszczenia wpadł kolega Sarah z uniwersytetu. Stefano szedł z bronią jednej ręce, reklamówką w drugiej, a na jego twarzy malowały się emocje, które równie dobrze mogły być strachem jak i gniewem.