Tak, wiem - w necie jest moda na gnomy, skrzaty, etc. Nie jestem oryginalna.
Ale nie moda była powodem do stworzenia swoich stworów. Już wcześniej przecież poczyniłam i małego filcowego skrzata. A odkąd widziałam lata temu pierwsze, które zalały Jyska (sama też kupiłam pod pretekstem blokowania drzwi balkonowych :) ) chciałam je mieć i tyle.
W końcu, co za problem ?
No właśnie... jednak... .
Pierwszy, to materiały. Taka broda ? No... futerko, banalne... U mnie stacjonarnie nie ma czego (i gdzie szukać) z metra. Sklepy netowe chyba poszalały, bo ceny startują od 40 zł w górę za metr i to jeszcze trudno znaleźć odpowiedniego koloru i przede wszystkim długiego kłaka. Pomysł zakupu w lumpeksie, czy nawet zwykłym sklepie jakiegoś dziecięcego ubranka 'z misia' skończył się zakupem... poduszki z długim kłakiem.
Tkanina na całego gnoma też okazała się dla mnie wyzwaniem, bo o ile wyobraźnie podpowiadała, co i jak kolorystycznie, to dobrać coś, z niemałego stosika posiadanych, nagromadzonych tkanin wcale proste też nie było. Ale tego początkowo nie wiedziałam. Mając poduszkę z kłakami, reszta wydawała się nie ważna. Wykroiłam papierowy wzorek wszystkich elementów. Realia pokazały, że jednak matematyka i wyliczenia swoją drogą, a to, co widać na oko, czasami jest lepsze, więc mimo perfekcyjnego wyliczenia i wyrysowania centymetrów na tkaninach, modyfikowałam w trakcie szycia.
Gnomy nie mają jakiś totalnie chudych nóg, jednak wywlekanie ich na prawą stronę i upychanie kulki sylikonowej do butów obfitował w niejedno niecenzuralne słowo. Dodatkowo, tkanina (coś jak aksamit) okazałą się być diabelnie nieżyczliwa. Głupio też wyglądała w moich gnomach. Nie wiem czemu, ale chyba przez długie nogi to, co w netowych było się sprawdzało (tułów z czapką i brodą daje gnoma), u mnie dawało co najwyżej stworzenie bez oczu z gołym tyłkiem. Chcąc nie chcąc, gnomy musiały dostać jakieś okrycie.
Kolory moich gnomów są specyficzne, nie chciałam dawać czerwonego, więc by nie było z kolei za mdło, wyciągnęłam mulinę i trochę poszalałam z igłą.
Gnomy nie mają jakiś totalnie chudych nóg, jednak wywlekanie ich na prawą stronę i upychanie kulki sylikonowej do butów obfitował w niejedno niecenzuralne słowo. Dodatkowo, tkanina (coś jak aksamit) okazałą się być diabelnie nieżyczliwa. Głupio też wyglądała w moich gnomach. Nie wiem czemu, ale chyba przez długie nogi to, co w netowych było się sprawdzało (tułów z czapką i brodą daje gnoma), u mnie dawało co najwyżej stworzenie bez oczu z gołym tyłkiem. Chcąc nie chcąc, gnomy musiały dostać jakieś okrycie.
Kolory moich gnomów są specyficzne, nie chciałam dawać czerwonego, więc by nie było z kolei za mdło, wyciągnęłam mulinę i trochę poszalałam z igłą.
I póki co, tak zostało.
Aaaaaa... gnomy w całości są szyte, nie ma odrobiny kleju, pewnie dlatego żaden z nich nie urodził się jednego wieczora (jak większość wspomnianych, netowych), a trochę mi to czasu zajęło.
Aaaaaa... gnomy w całości są szyte, nie ma odrobiny kleju, pewnie dlatego żaden z nich nie urodził się jednego wieczora (jak większość wspomnianych, netowych), a trochę mi to czasu zajęło.
Rozmiarowo, trochę urosły. Siedząc, jak na zdjęciu, z klapniętą czapką mają 45 cm. Do tego dochodzą 20 cm chude nogi.