Przymrozki wiosenne sporo narobiły bałaganu w kwiatach kwitnących drzew i krzewów. Sporo spadło, albo samych kwiatów, albo już zawiązków owocowych. Wiśni było trochę, a czereśni... dwie ! Dosłownie, dwie sztuki na dość duże i wcześniej obficie rodzące drzewo. :) W sprzedaży też czereśni wiele nie było, a jeśli już, to cena powalała, tak więc... . Rok zanosił się na bezowocny. Jednak natura nie znosi próżni i ... z kolei pozytywnie mnie zaskoczyła jeżynami i winogronem.
Już chyba pisałam, w ubiegłym roku, że jeżynę mam z odzysku. Odzysk o tyle ciekawy, że roślina odżyła, odrodziła się z korzenia po bodajże 3-4 latach. Najpierw niewielka gałązka, później już konkretniej, bo i pojedyncze owoce, a teraz, w kolejnym sezonie całkiem sporo i to dość dorodne. Nie wiem, co to za odmiana. Posadzona naście, albo i dzieścia lat temu. Kupiona bez wyszukiwania, po prostu jaka była w sprzedaży, taką rodzice kupili. Bezkolcowa i tyle.
Owoce mają ten minus, że mają pestki, ale można przeżyć. Biorąc do lodów ostro traktuję wcześniej owoce blenderem i jakoś się da. Lubię też nalewki, czy pojedynczo pojadać. Dżemy też są pyszne o ile, ktoś lubi wspomniane pesteczki, albo z kolei ma jakiś szybki sposób na ich odizolowanie.
Na działce z powodzeniem pasują (podobnie jak czarne porzeczka) do francuskiego ciasta.
Bardzo się cieszę z winogron.
Mam niewiele, ale to, co posiadam, w tym roku wygląda pięknie. W sumie 3 krzewy, 2
aurory i jedna
Iza Zaliwska. Nie mam warunków na wielkie konstrukcje pod wielkie gałęzie tak, jak to u nas często się spotyka. Pierwsza aurora, wyszukana równe 10 lat temu, jako najbardziej niewymagająca i mrozoodporna miała 5 lat temu kontakt z moim ojcem, który nie wiedząc o winoroślach nic, widząc na wiosnę żałosne, łyse gałęzi wyciął wszystko przy ziemi. Myśląc, że raz na zawsze pożegnałam się z krzewem kupiłam ponownie aurorę i do towarzystwa, nieco wcześniejszą w dojrzewaniu izę. Aurora po obfitym 'płaczu' (naprawdę na ściętym pieńku ciągle były krople soku, jakby naprawdę płakało to winogrono) roślina intensywnie odbiła, co napawało radością wielką. Do czasu, jak zaatakowała ją albo pleśń, albo mączniak. Niby winorośl odporna a jednak, porażenie było konkretne, które dodatkowo dopełniło osłabienie z powodu braku magnezu w glebie. O tym doczytałam przy okazji. Aurora, bardzo potrzebuje właśnie gleby bogatej w magnez i w pierwszych latach doskonale sobie radzi z tym, co ma, jednak po czasie należy jej pomóc, dostarczając brakujący pierwiastek. Jeśli tylko zobaczymy, że liście winorośli brązowieją nazbyt wcześnie, to na pewno nie jest wczesna jesień, a braki żywieniowe. W ubiegłym roku już zaczęłam konkretnie sypać siarczan magnezu pod każdy krzew, a w tym roku pamiętałam o tym już od wczesnej wiosny. Roślina na ciągle piękne, zielone ulistnienie !
Foto tydzień wcześniej.
Foto wczoraj.
Tajemnica, jak też pozbyłam się mączniaka (czy prawdziwy, czy rzekomy licho raczy wiedzieć), tkwi w siarce. I o niej doczytałam w necie. Zlałam więc - dosłownie - dwukrotnie cały krzew z góry do doły. Było żółto, koszmarnie żółto, ale co tam. Jesienią odbiły zdrowe liście. Wierzyłam, że bezie dobrze. Ze 3 razy też intensywnie przycinałam zbędne gałęzie. Po kwitnieniu zrobiłam pierwsze duże ciecie przycinając gałęzie zgodnie z zasadą - zostaw 3 liście za gronem i tnij ! Przetrzebiłam też zawiązki owocowe. Dobrze 1/3 zlikwidowałam. W ubiegłym roku odcięłam tylko takie jakieś małe, liche, ale to jednak było za mało. Owoce dojrzały, ale były trochę małe. Aurora ma małe owoce, ale jednak o tym, co widzę teraz, nie aż tak małe, jak wcześniej myślałam.
A wspomniana iza zaliska ma po raz pierwszy jedno grono. Wygląda niczego sobie. I teraz mam dylemat, jak je puścić, bo kupione było tak do towarzystwa, posadzone w miejscu wówczas dobrym, w pobliżu jednego z milinów, który też rósł tak sobie, a w tym roku praktycznie oszalał i konkuruje z winoroślą. :)
Foto pierwsze tydzień temu, drugie robione wczoraj.
A o milinie następnym razem. :-)