Na początek skończony szal z alpaki.
Jak pisałam wcześniej, szal dość wąski, ale długi. Wełna, to ręcznie przędzona na wrzecionie ze strzyży, nie czesanki rustical alpaka Huacaya. Niestety, łatwiej mi się przędło, dziergało niż blokowało szal i robiło zdjęcia.
Robocze, wakacyjne warunki nie pozwoliły na dobre zblokowanie (trzymałam na szpilkach za krótko chyba), bo jednak jest elastyczny i sprężysty i tak jakby nie trzymał do końca 'szerokości'. Chyba, że to normalne w alpace, nie wiem, nie znam się. Mam ja po raz pierwszy. W sumie mi absolutnie nie przeszkadza, ale widząc inne szale, chusty na zdjęciach mam wrażenie, że tamte trzymają 'napięcie'. ;-)
Oczywiście przędę. Dalej tę czesankę z merynosa, zielono-białą. Obecnie przędza wysycha. Mam w tej chwili 535 m 2ply z 200 gram łącznie wełny w proporcjach 2:1:1 - ciemna zieleń, jasna zieleń, biel. Szczerze mówiąc liczyłam, że ostatecznie po skręceniu singli więcej będzie odcinków jednokolorowych niż mieszanych. Jest inaczej. Jestem więc na półmetku tego przedsięwzięcia. A później coś wydziergam.
Wczoraj była tak paskudna, deszczowa pogoda, że chwyciłam za taka właśnie włóczkę i grubaśne druty (nr 9) i kombinuję, co z tego zrobić. Kupiona była z innym przeznaczeniem, zmiana planów i właściwie nie wiem, czy ilość nie zweryfikuje pomysłu. Się okaże. ;-)