no to ten.
bo wszyscy o swietach i gotowaniu. moj tylek na sama mysl o tej rozpuscie cierpi.(czy sformulowanie, ze "moj tylek na sama mysl" nie sprawia wrazenia odrobine... hmm... perwersyjnego?)
ja jakos nie czuje klimatu. sama nie wiem.
w domu syf. choinka stoi, a i owszem.
bo tatus kupil. sam sobie kupuje, bo je potem wsadza w ogrodku. nie wiem, po co mu jeszcze jedna choinka, jako iz posiada ich trzy pierdyliony, zbierane od wszystkich znajomych po swietach, ale skoro chce - niech ma. laskawie sie zgodzilam i laskawie przyjelam pod swoj dach. i tak stoi. w obklejonej ziemia doniczce, schowana pod fikusa. ponoc cos tam jej trzeba powiesic. ale nie wiem.
pierniki? owoce? zabawki?
pf.
nie czuje tych swiat, cholera.
wogle.
dobrze, ze ten snieg spadl to przynajmniej wiadomo, ze zima. i ze hejze ho, lulajze i inne. czy to kurde naprawde chodzi o konkurs na najlepiej wyczyszczony kibel albo szafki?
prezenty wymyslone - 0.
prezenty kupione - 0.
prezenty zamowione - 1 (i to tylko dlatego, ze stary dal linke do empiku, co chce. to zamowilam, jeszcze nie dotarly, nie wiem, czy dotra)
kupilam kartke sztuk JEDEN. wysle babci. tyle z tych swiat mam.
sama nie wiem. moze tez mnie natchnie, moze poczuje magie swiat i rzuce sie w jame lwa (czy lew ma jame? alma powinna wiedziec z tego safari. to ma?) albo w paszcze lwa (paszcze ma na pewno), czyli ze do supermarketow po zakupy. na razie bylam tam RAZ. nie bylo fajnie. kupilam jogurty i papier toaletowy ostatecznie, czyli tak dosc srednio swiatecznie, chociaz kiedys z pewnoscia NIKT nie wzgardzilby prezentem w postaci papieru. bo wiadomo. towar deficytowy.
coz, pewnie znowu bede spozniona. z prezentami, sprzataniem, choinka i wszystkim innym. ja dosc czesto sie spozniam, nie wiem, dlaczego.
wlasnie ostatnio o tym myslalam, ze to taka moja cecha rozpoznawcza. wiekszosc znajomych polapala sie w tym zasadniczo i jak umawiaja sie na 19 to przychodza o 19.20 i ja wlasnie koncze sie szykowac. i to nawet nie tak, ze ja jestem na niedoczasie (tak zwanym). nienienie
wszystko w czasie idzie, tylko jakos tak. wychodzi inaczej.
odkad pamietam sie spozniam. wszedzie i zawsze.
ciekawe czy na wlasny pogrzeb sie spoznie (przepraszam bardzo, czy moze sie pan przesunac, bo tu paniOM trza polozyc). to by byla taka wisienka na torcie.
bo to ze sie spoznie na slub to oczywiste.
stary nie bedzie zaskoczony.
mysle, ze wrecz przeciwnie, gdybym przyszla o czasie, wystraszylaby sie chlopina, ze inna sobie bierze. a to jednak ryzyko. nigdy nie wiadomo, co los przyniesie.
(pamietacie - bo mi sie przypomnialo - w "cztery wesela i pogrzeb" byl nawet taki watek, jak boskiego hju granta oszukali i przestawili zegarki, zeby sie na wlasny slub nie spoznil, bo on zawsze sie spoznial wlasnie. czuje pokrewienstwo z hju.)
moj szanowny pracodawca chyba juz okrzepl z mysla o spoznianiu sie.
moja macierz rowniez.
ja bym chciala BYC PUNKTUALNA.
tylko zasadniczo - JAK.
no i ze swietami tez sie spoznie. to moze by je tak przesunac? na styczen, hmm? pewnie bym zdazyla. nawet piernikow napiec.
aa! zdalam ten gupi egzamin. chyba znaczy sie, bo niestety wyniki podano po jakichs numerach, ktore niby nam nadano (jak krowom), ale ja tego numeru nie znam. znaczy znalam, ale zapomnialam.
wiec przypuszczam, ze to moj numer i to by oznaczalo, ze zdalam.
no. a jesli nie, to co sie bede przed swietami stresowac.
i taki tumiwisizm se uprawiam.
p.s.
jutro przyjezdza slowotoczka. z zagramanicy. z rajchu, znaczy sie. za 24 godziny bedzie na polskiej ziemi. fajnie. bardzo fajnie nawet. bardzo bardzo bardzo fajnie. wreszcie zycie nie bedzie mialo sensu w odpowiednich barwach. (bo droga o. ostatnio jest w depresji pracowej, ktora jednakowoz jest mi zbyt dobrze znana i jakos tak malo mnie porywa. a droga o. nie chce zmienic depresji). i znowu nic nie zrobie. a juz na pewno nie upieke piernikow. (nie wiem, co z tymi piernikami mam, ale ostatnio zrobil sie to dla mnie wyznacznik dobrej gospodyni. to ze jestem gospodyni jak z koziej d. traba to wiem. ale wiecie - POZORY! POZORY!)