W świecie Tyena, młodego studenta archeologii, magia napędza
przemysł i stanowi ważną część ludzkiego życia. Podczas jednej wyprawy Tyen
znajduje w grobowcu księgę – księgę, która kiedyś była człowiekiem. Vella czyta
w myślach i zna odpowiedź na każde pytanie - nawet na to dotyczące zagłady
świata w którym żyje młody chłopak.
Z kolei w świecie Rielle używanie magii uznaje się za
okradanie aniołów z ich mocy. Córka farbiarza jest posłuszna i uczciwa, ale
wie, że ma talent do władania magią. W mieście przebywa pewien człowiek, który
nauczy ją, jak obchodzić się z magią. Pytanie, czy Rielle jest gotowa
zaryzykować wielki gniew aniołów.
Bez bicia przyznam, że nigdy wcześniej nie czytałam żadnej
książki Trudi Canavan. Jest ich dużo i nigdy nie wiedziałam od której zacząć. W
końcu nadeszła Złodziejska magia,
wokół której zrobił się spory szum. Uznałam, że właśnie ta powieść Trudi
Canavan rozpocznie moją przygodę z jej książkami.
Reklamy na przystankach
autobusowych, forach internetowych, portalach, blogach, konkursy i zapowiedzi
tylko podsycały apetyt i zapowiadały niesamowitą podróż, ale… jak było
naprawdę?
Największym minusem Złodziejskiej
magii jest nuda. Egzemplarz jest sporą cegiełką, ma ponad pięćset
osiemdziesiąt stron i na pierwszy rzut oka kryje w sobie same przygody i
niezapomniane wrażenia, ale prawda jest taka, że pierwsze dwieście stron
ciągnęło się niemiłosiernie. W ogóle nie działo się nic ciekawego. Później coś
tam drgnęło, coś zaczęło się tworzyć, przeć do przodu, ale ten falstart rzucił
cień na pozostałe strony. Często zmuszałam się do przeczytania jeszcze jednego
rozdziału, a za każdym razem było mi przykro, że książka, która zapowiadała się
na kawał dobrej lektury okazała się jedną ze słabszych książek, jakie miałam
okazję czytać.
Dodatkowo okazało się, że wątek Tyena i Rielle w ogóle się
nie łączy. Ten zabieg jest dla mnie wyjątkowo dziwny. Autorka zapowiada dwóch
bohaterów z dwóch różnych światów. Pierwsze sto trzydzieści stron to
towarzystwo tylko i wyłącznie Tyena. Przez cały ten czas nie mogłam się
doczekać, aż w końcu pojawi się Rielle, jak się spotkają, co się wtedy stanie. Jeśli autorka w ten sposób chciała zaskoczyć czytelnika, w mojej ocenie to
„zaskoczenie” wypadło naprawdę słabo i przeszło na stronę minusów Złodziejskiej magii.
I tutaj pojawia się problem, bo z jednej strony Złodziejska magia mnie zawiodła, a z
drugiej ta pozytywna, lepsza część trzymała mnie przy książce i chciała, abym
czytała dalej. Styl autorki jest naprawdę bardzo dobry. Szczerze powiedziawszy
byłam zaskoczona bardzo wysokim poziomem. Gdyby nie fakt, że w książce często
wieje potworną nudą, przeczytałabym ją w góra cztery dni. Pani Canavan ciekawie
buduje świat dookoła czytelnika i w interesujący sposób przedstawia bohaterów
(chociaż Rielle często mnie zawodziła i działała na nerwy, a Tyen na początku
irytował swoim zachowaniem, ale w jego przypadku są to wady specjalnie
uwydatnione). Z ręką na sercu – styl pani Canavan jest świetny i godny
pozazdroszczenia, szkoda, że nie mógł iść w parze z wartką akcją.
Właściwie nie wiem, jak ocenić Złodziejską magię. Czytając recenzje innych czytelników doszłam do
wniosku, że jest to książka, która ma zarówno wielu miłośników jak i (zabrzmi
to niezbyt delikatnie) antyfanów. Nie można zrażać się do niej na starcie lub
nastawiać bardzo pozytywnie. W tym wypadku nie mogę Was zachęcić do sięgnięcia
po pierwszą część Prawa Milenium albo
zupełnie odwieść od pomysłu przeczytania jej. Musicie sami zdecydować. W mojej
ocenie nie wypadła ona bardzo, bardzo, bardzo źle, ale niestety zawiodła mnie i
nie dostarczyła pozytywnych wrażeń.
Layla, 16 lat