Pojutrze kiermasz wielkanocny. W domu z każdego zakamarka zerkają na mnie oczęta kurcząt i baranów - niektóre z wyrzutem, że jeszcze się nimi nie zajęłam, inne z wyrazem ulgi. A mi przydałby się jeszcze miesiąc. Nic to.
Plan ozdóbek wpisany w zeszyt i skrzętnie aktualizowany. Z monotonii wyrwałam się na chwilę i stworzyłam lnianego kurczaka podpatrzonego kiedyś już teraz nie pamiętam gdzie. Kuchennego chyba, bo niby skąd fartuszek? Żałuję, że nie zdążę uszyć podobnych więcej, ale dzięki temu będzie służył za unikat.
A reszta to schnące kurczaczki - na razie zielone. Inny kolor pójdzie w ruch dziś po pracy.
I baranki czekające cierpliwie
Pamiętacie "pudełeczko" ze starej spódnicy? Można je obejrzeć tutaj (klik). W założeniu miało służyć jako ozdoba kiermaszowa z pluszakami w środku, ale zostało zaadaptowane przez mojego współlokatora. Najlepsze jest to, że na podłodze w ogóle go nie interesuje. Na półce owszem. Kot wysokich lotów:)
W nocy dla oderwania się od złotych baranich rogów upiekłam portugalski kukurydziany chlebek. Trafił na moją listę wypróbowanych przepisów do powtórzenia.